@Johnie - :)) doceniam subtelność żartu :)) To co wiem - wiem z opowieści rodzinnych i przyjaciół rodziny i przeczytanych książek :)). No, a od połowy lat 70-tych - doszły własne doświadczenia :))
No to fajnie się niektórym udało, że ich skierowano. Bo w tamtych czasach studia oznaczały dużo więcej niż dziś... Strasznie dużo wiesz, nie wydałeś barszczonie jakiejś książki lub nie masz może jakiegoś bloga swojego?
:)) Skrajności zawsze były i będą :). A na studia "kierowały" na przykład rozmaite organizacje. Młodzieżowe, partyjne, wojskowe - nawet zakłady pracy... :).
Piszę o warunkach na tak zwanej 'bardzo ubocznej' wsi zaraz po wojnie, w najbiedniejszych rodzinach (znam przykład dwóch). Od samego początku zaznaczam, że mówię o skrajnym przypadku. Ironicznie napisałem o przeskakiwaniu z podstawówki na studia, bo niektórym nie było dane nawet zwykłej zawodówki skończyć, I to nie z powodu lenistwa czy też braku że tak to nazwę oliwy w głowie. A z braku możliwości. A kogo kierowano na studia? I kto to robił? No jeśli rodzice mieli dobrze działające gospodarstwo to wiadomo, że taki student mógł dostać lepszą wałówkę, no ale nie oszukujmy się - takich ludzi był mały procent (chociaż tego nie jestem pewien)
John_Coffey [2011-04-03 23:36:50] => "jak to przez 3 dni nawet się nie jadło" ??? Na litość - o czym Ty piszesz??? O latach 47-53? O latach 53-90? =>"że ktoś mógł przeskoczyć z podstawówki na studia?" ???? Kto??? A we wczesnych latach 50-tych niektórzy nawet nie musieli zdawać egzaminów. Bo ich "kierowano" na studia... I jeszcze co do głodowania - choć faktycznie z lat nieco późniejszych... Wśród moich kolegów ze studiów, tych spoza Warszawy, mieszkających w akademikach - najlepsze zaopatrzenie aprowizacyjne - mieli ci, którzy pochodzili ze wsi...
Derian [2011-04-03 23:27:10] - prawda to co piszesz. Ale my na całe szczęście mamy łatwiej w życiu, o wiele łatwiej (no chyba że ktoś już wtedy miał łatwo ale to wyjątki :))
li an [2011-04-03 23:24:13] - chyba nieuważnie czytałaś lub czegoś nie zrozumiałaś. Uważasz, że ktoś mógł przeskoczyć z podstawówki na studia? Bo mieszkając na wsi i mając całodniowe obowiązki ludzie nie mogli po podstawówce podejmować dalszej nauki, chociażby z powodu tego, że do szkoły średniej (znajdującej się w mieście) mieli 20km piechotą. Pisząc: "u mnie na uniwersytecie(...)" - domyślam się, że nie mówisz już o latach 45-60 o których tu mowa. Bo inaczej wyglądało już życie w latach 70, 80. Rodzice: dwoje urzędników na państwowych posadach to była zamożność jak na tamte czasy, uwierz mi. Mało słyszałaś. Słyszaałem wiele opowiadań, jak to przez 3 dni nawet się nie jadło, więc Twoje stwierdzenia odnośnie tego co my tu p* są zbędne
Nie ma sensu spierać się kto ma rację... Społeczeństwo było, jest i będzie podzielone pod względem zamożności i możliwości. Tak było, jest i będzie. Jednym los sprzyjał, innym wiatr wiał w oczy. Byli tacy, co to więcej od swojego podwórka nie zobaczyli i nie można temu zaprzeczać. Faktem jest, że ludziom z miasta było pod wieloma względami łatwiej. Sam niejednokrotnie spotkałem się z podobnym punktem widzenia, który przedstawił na samym dole John_Coffey [2011-04-03 01:28:06]. Często podczas analizy fotografii wycieczkowej przyjmuje się, że osoby podróżujące w góry czy też innych kurortów pochodziły z zamożniejszych rodzin. Innych bowiem nie było stać na takie wycieczki. Ale nie można uogólniać, poza tym dotyczyło to osób na fotografiach z początku XX wieku, więc znacznie starszych. A tak na marginesie - któż z nas choć raz nie był w górach czy nad morzem mając tych naście lat... Mimo takich czy innych warunków, wielu z nas było.
Johnie Coffey - skąd czerpiesz takie bzdurne informacje??? Dzieci robotników i chłopów miały w tamtych czasach otwarty dostęp do studiów - wystarczyło zdać egzamin wstępny. System stypendialny był tak skonstruowany, że zapewniał wikt i dach nad głową (akademik kosztował grosze, ze stypendium starczało na opłaty, stołówkę i piwko). U mnie na uniwersytecie przeważali ludzie z małych miast i wsi. O akademiku mogłam pomarzyć, chociaż moi rodzice nie byli zamożni (dwoje urzędników na państwowych posadach). Tobie barszczon też chyba dobrze znany jest ten okres w historii (?), także z własnych doświadczeń. Więc nie pieprzcie panowie.
John_Coffey [2011-04-03 22:23:14] masz 100% racji. Mimo wspaniale brzmiących haseł - od samego początku (tzn. od końca II Wojny) - cała "para" szła w gwizdek (znaczy w hasła)... :))
W zasadzie wszystko co piszesz to prawda. Tylko że sama świadomość ludzi ze wsi była mniejsza o tym, co mogą w życiu osiągnąć jeśli już od dziecka musieli pracować i kończyli często edukację na podstawówce, bo nie mieli nawet możliwości dojazdu do większego miasta w którym była szkoła średnia. Więc mimo, iż przy rekrutacji na studia mieli większe szanse, to w tamtych czasach porzucenie roli i wyjazd bez pieniędzy i większych perspektyw do miasta w poszukiwaniu wiedzy dla osób które od dziecka zajmowały się rolnictwem i hodowlą raczej nie wchodził w rachubę i na studiach byli wyłącznie ludzie w pewien sposób łaskawie obdarzeni przez los. Z pewnością znajdą się takie przypadki, ale prawdopodobnie więcej będzie tych, którzy spróbowali i im się nie udało. To takie moje rozważania odnośnie tego, kto się gdzie urodził. Daleko zabrnęliśmy :) Miłego wieczoru
Znam temat "powojenności" ze stron dwóch. Repatriantów (przesiedleńców) - ale nie ludności rolniczej i rzemieślników (powiedzmy - "mieszczan") przedwojennych. Majętność - szerzej pojmowana w kategorii "pochodzenie" jeszcze w latach 70-80 odgrywała (coraz mniejszą - ale jednak) rolę przy kandydowaniu na studia. Wynik egzaminów wstępnych przekładał się na odpowiednią liczbę punktów na liście rankingowej. Ale poza punktami za egzamin - można było uzyskać tzw. punkty "za pochodzenie". Coś na kształt punktów za kierunek wiatru przy skokach... Zwłaszcza w przypadku aplikacji na "ważne", bądź "dochodowe" kierunki studiów... Nie ma sensu wchodzić w dyskusję co rozumiemy pod pojęciami "przymierania głodem", ani pojęcia "bycie biednym". :)). Sprowadzając (trochę) sprawę do absurdu - dzieci "kułaka" miały zdecydowanie mniejsze szanse na przyjęcie na studia - niż dzieci "zwykłych" rolników "beneficjentów" reformy rolnej, czy pracowników PGR...
barszczon [2011-04-03 02:26:12] - zatem porównujemy dwie skrajoności, zupełne ubóstwo o którym początkowo mówiłem i zamożność. Chociaż zdziwiłeś mnie tym, że bogatsi mieli problemy z dostawaniem się na studia. Z czego to wynikało? Ogólnie z niskiego poziomu wiedzy czy też może majętność miała negatywny wpływ przy rekrutacji? Niemniej jednak, nawet ci, którzy mieli możliwość studiowania raczej nie przymierała głodem, więc zasadnym będzie stwierdzenie, że nie byli biedni. Czyż nie? Ja znam temat powojenny ze strony wiejskiej i stąd takie moje myślenie
@Johnie - jeśli masz na myśli koniec lat 40-tych, i lata 50-te - to wręcz przeciwnie... Ludzie, którzy z jakiś powodów byli "zamożniejsi" - mieli poważne problemy z dostaniem się na studia. Sceny z serialu "Dom" - pokazujące studentów, którzy w ciągu dnia słuchają wykładów w częściowo odgruzowanej auli, po zajęciach - kończą odgruzowywanie, a śpią również w tej auli - są bardzo prawdziwe. Zarówno nowa władza jak i młodzież w wieku "studenckim", która przeżyła - wiedzieli, że "młodzi" muszą się uczyć. Obśmiewany dziś slogan, że "kraj potrzebuje wykształconych ludzi" - traktowany był bardzo poważnie i to nie dlatego, że "komuna tak kazała"... Kadra profesorska, która przeżyła okupację - i "stała na pierwszej linii frontu". Tata opowiadał, że w pierwszych latach pracy - gdy powstawał Zakład Geologii na UMK - "zdobywanie" okazów, materiałów szkoleniowych stanowiło poważną część letnich praktyk terenowych...Niemcy wywozili i ukrywali - prawie wszystko...Poza tym - co rozumiemy pod pojęciem "zamożność odbiegająca od realiów"? Takie "instytucje" akademicka jak Bratnia Pomoc ("Bratniak"), samopomoc koleżeńska - w tamtych latach jeszcze nie zdążyła "wynaturzyć" się - jak to miało/miewało miejsce nieco później...
Ach, co za historia... wiadomo, nikomu nie było wtedy tak łatwo jak nam teraz. Nie chciałbym abyś mnie źle odebrał w tym co wcześniej napisałem, po prostu wydaje mi się, że sama możliwość studiowania w tamtych czasach oznaczała dużą zamożność odbiegającą od tamtych realiów. Nawiasem mówiąc, bardzo lubię Twoją dokumentację
Wycieczka była obowiązkowa w ramach studiów. Tata będąc studentem geologii na UMK w Toruniu - jednocześnie był zatrudniony jako asystent. Aparat był "zdobyczny" - znaleziony bodaj w Lęborku.
Masz rację, kraj był zniszczony. Mój Ojciec razem z Dziadkiem - po powrocie do Warszawy zastali ruiny... zarówno mieszkania jak i warsztatu stolarskiego Dziadka. Po pracy przy odgruzowywaniu - wrócili do rodziny w Częstochowie. Dziadek - wylądował w Lęborku gdzie pracował w Zjednoczeniu Przemysłu Drzewnego - Tata został w Częstochowie i pracował w fabryce Łempickiego - odtwarzając zaginione w czasie Powstania dokumenty zaświadczające o posiadaniu małej matury. W ostateczności - zdał ją ponownie... Potem - pojechał do Lęborka, tam współorganizował założenie Liceum - i zdał w 1947 roku maturę. A potem próbował się dostać na Politechnikę Gdańską - w ostatecznym rozrachunku został przyjęty na geologię na UMK w Toruniu..... A co do spania na snopkach siana - tak wyglądał nocleg na takiej "wycieczce": _ http://plfoto.com/zdjecie,retro,scenki-z-zycia-studenckiego-czyli-nocleg-w-terenie,2243064.html _
miałem na myśli, że mogli sobie na wycieczki akademickie jeździć, kogoś z uczestników stać było na aparat i wywoływanie zdjęć... kraj zniszczony a ludzi było na to stać. tak tylko sobie porównuje do wielu opowieści swojego ojca, który przymierał głodem i zimą zamarzał śpiąc na snopkach siana
:))
...a sosny na Sokolicy i Czerteziku mają ponad 550 lat :)
@Lothar - w kategorii retro - tylko historyczne wycieczki :)
@Johnie - :)) doceniam subtelność żartu :)) To co wiem - wiem z opowieści rodzinnych i przyjaciół rodziny i przeczytanych książek :)). No, a od połowy lat 70-tych - doszły własne doświadczenia :))
cześć barszczon, widzę wycieczka historyczna :)
No to fajnie się niektórym udało, że ich skierowano. Bo w tamtych czasach studia oznaczały dużo więcej niż dziś... Strasznie dużo wiesz, nie wydałeś barszczonie jakiejś książki lub nie masz może jakiegoś bloga swojego?
:)) Skrajności zawsze były i będą :). A na studia "kierowały" na przykład rozmaite organizacje. Młodzieżowe, partyjne, wojskowe - nawet zakłady pracy... :).
Piszę o warunkach na tak zwanej 'bardzo ubocznej' wsi zaraz po wojnie, w najbiedniejszych rodzinach (znam przykład dwóch). Od samego początku zaznaczam, że mówię o skrajnym przypadku. Ironicznie napisałem o przeskakiwaniu z podstawówki na studia, bo niektórym nie było dane nawet zwykłej zawodówki skończyć, I to nie z powodu lenistwa czy też braku że tak to nazwę oliwy w głowie. A z braku możliwości. A kogo kierowano na studia? I kto to robił? No jeśli rodzice mieli dobrze działające gospodarstwo to wiadomo, że taki student mógł dostać lepszą wałówkę, no ale nie oszukujmy się - takich ludzi był mały procent (chociaż tego nie jestem pewien)
John_Coffey [2011-04-03 23:36:50] => "jak to przez 3 dni nawet się nie jadło" ??? Na litość - o czym Ty piszesz??? O latach 47-53? O latach 53-90? =>"że ktoś mógł przeskoczyć z podstawówki na studia?" ???? Kto??? A we wczesnych latach 50-tych niektórzy nawet nie musieli zdawać egzaminów. Bo ich "kierowano" na studia... I jeszcze co do głodowania - choć faktycznie z lat nieco późniejszych... Wśród moich kolegów ze studiów, tych spoza Warszawy, mieszkających w akademikach - najlepsze zaopatrzenie aprowizacyjne - mieli ci, którzy pochodzili ze wsi...
Derian [2011-04-03 23:27:10] - prawda to co piszesz. Ale my na całe szczęście mamy łatwiej w życiu, o wiele łatwiej (no chyba że ktoś już wtedy miał łatwo ale to wyjątki :))
li an [2011-04-03 23:24:13] - chyba nieuważnie czytałaś lub czegoś nie zrozumiałaś. Uważasz, że ktoś mógł przeskoczyć z podstawówki na studia? Bo mieszkając na wsi i mając całodniowe obowiązki ludzie nie mogli po podstawówce podejmować dalszej nauki, chociażby z powodu tego, że do szkoły średniej (znajdującej się w mieście) mieli 20km piechotą. Pisząc: "u mnie na uniwersytecie(...)" - domyślam się, że nie mówisz już o latach 45-60 o których tu mowa. Bo inaczej wyglądało już życie w latach 70, 80. Rodzice: dwoje urzędników na państwowych posadach to była zamożność jak na tamte czasy, uwierz mi. Mało słyszałaś. Słyszaałem wiele opowiadań, jak to przez 3 dni nawet się nie jadło, więc Twoje stwierdzenia odnośnie tego co my tu p* są zbędne
Nie ma sensu spierać się kto ma rację... Społeczeństwo było, jest i będzie podzielone pod względem zamożności i możliwości. Tak było, jest i będzie. Jednym los sprzyjał, innym wiatr wiał w oczy. Byli tacy, co to więcej od swojego podwórka nie zobaczyli i nie można temu zaprzeczać. Faktem jest, że ludziom z miasta było pod wieloma względami łatwiej. Sam niejednokrotnie spotkałem się z podobnym punktem widzenia, który przedstawił na samym dole John_Coffey [2011-04-03 01:28:06]. Często podczas analizy fotografii wycieczkowej przyjmuje się, że osoby podróżujące w góry czy też innych kurortów pochodziły z zamożniejszych rodzin. Innych bowiem nie było stać na takie wycieczki. Ale nie można uogólniać, poza tym dotyczyło to osób na fotografiach z początku XX wieku, więc znacznie starszych. A tak na marginesie - któż z nas choć raz nie był w górach czy nad morzem mając tych naście lat... Mimo takich czy innych warunków, wielu z nas było.
Johnie Coffey - skąd czerpiesz takie bzdurne informacje??? Dzieci robotników i chłopów miały w tamtych czasach otwarty dostęp do studiów - wystarczyło zdać egzamin wstępny. System stypendialny był tak skonstruowany, że zapewniał wikt i dach nad głową (akademik kosztował grosze, ze stypendium starczało na opłaty, stołówkę i piwko). U mnie na uniwersytecie przeważali ludzie z małych miast i wsi. O akademiku mogłam pomarzyć, chociaż moi rodzice nie byli zamożni (dwoje urzędników na państwowych posadach). Tobie barszczon też chyba dobrze znany jest ten okres w historii (?), także z własnych doświadczeń. Więc nie pieprzcie panowie.
John_Coffey [2011-04-03 22:23:14] masz 100% racji. Mimo wspaniale brzmiących haseł - od samego początku (tzn. od końca II Wojny) - cała "para" szła w gwizdek (znaczy w hasła)... :))
W zasadzie wszystko co piszesz to prawda. Tylko że sama świadomość ludzi ze wsi była mniejsza o tym, co mogą w życiu osiągnąć jeśli już od dziecka musieli pracować i kończyli często edukację na podstawówce, bo nie mieli nawet możliwości dojazdu do większego miasta w którym była szkoła średnia. Więc mimo, iż przy rekrutacji na studia mieli większe szanse, to w tamtych czasach porzucenie roli i wyjazd bez pieniędzy i większych perspektyw do miasta w poszukiwaniu wiedzy dla osób które od dziecka zajmowały się rolnictwem i hodowlą raczej nie wchodził w rachubę i na studiach byli wyłącznie ludzie w pewien sposób łaskawie obdarzeni przez los. Z pewnością znajdą się takie przypadki, ale prawdopodobnie więcej będzie tych, którzy spróbowali i im się nie udało. To takie moje rozważania odnośnie tego, kto się gdzie urodził. Daleko zabrnęliśmy :) Miłego wieczoru
Znam temat "powojenności" ze stron dwóch. Repatriantów (przesiedleńców) - ale nie ludności rolniczej i rzemieślników (powiedzmy - "mieszczan") przedwojennych. Majętność - szerzej pojmowana w kategorii "pochodzenie" jeszcze w latach 70-80 odgrywała (coraz mniejszą - ale jednak) rolę przy kandydowaniu na studia. Wynik egzaminów wstępnych przekładał się na odpowiednią liczbę punktów na liście rankingowej. Ale poza punktami za egzamin - można było uzyskać tzw. punkty "za pochodzenie". Coś na kształt punktów za kierunek wiatru przy skokach... Zwłaszcza w przypadku aplikacji na "ważne", bądź "dochodowe" kierunki studiów... Nie ma sensu wchodzić w dyskusję co rozumiemy pod pojęciami "przymierania głodem", ani pojęcia "bycie biednym". :)). Sprowadzając (trochę) sprawę do absurdu - dzieci "kułaka" miały zdecydowanie mniejsze szanse na przyjęcie na studia - niż dzieci "zwykłych" rolników "beneficjentów" reformy rolnej, czy pracowników PGR...
barszczon [2011-04-03 02:26:12] - zatem porównujemy dwie skrajoności, zupełne ubóstwo o którym początkowo mówiłem i zamożność. Chociaż zdziwiłeś mnie tym, że bogatsi mieli problemy z dostawaniem się na studia. Z czego to wynikało? Ogólnie z niskiego poziomu wiedzy czy też może majętność miała negatywny wpływ przy rekrutacji? Niemniej jednak, nawet ci, którzy mieli możliwość studiowania raczej nie przymierała głodem, więc zasadnym będzie stwierdzenie, że nie byli biedni. Czyż nie? Ja znam temat powojenny ze strony wiejskiej i stąd takie moje myślenie
sosna jest drzewem stosunkowo długowiecznym - do 300 lat spokojnie może "dociągnąć"...
Zatem ile lat może mieć ta dzielna sosenka?
@Norwaq - takie historie chyba każdy z nas ma w swojej Rodzinie. Tylko trzeba poszukać... :)
...pasjonujące historie opowiadasz... Pozdrawiam :)
@Bartku :))) nie wiedzieli, że nie wolno :))
@Johnie - jeśli masz na myśli koniec lat 40-tych, i lata 50-te - to wręcz przeciwnie... Ludzie, którzy z jakiś powodów byli "zamożniejsi" - mieli poważne problemy z dostaniem się na studia. Sceny z serialu "Dom" - pokazujące studentów, którzy w ciągu dnia słuchają wykładów w częściowo odgruzowanej auli, po zajęciach - kończą odgruzowywanie, a śpią również w tej auli - są bardzo prawdziwe. Zarówno nowa władza jak i młodzież w wieku "studenckim", która przeżyła - wiedzieli, że "młodzi" muszą się uczyć. Obśmiewany dziś slogan, że "kraj potrzebuje wykształconych ludzi" - traktowany był bardzo poważnie i to nie dlatego, że "komuna tak kazała"... Kadra profesorska, która przeżyła okupację - i "stała na pierwszej linii frontu". Tata opowiadał, że w pierwszych latach pracy - gdy powstawał Zakład Geologii na UMK - "zdobywanie" okazów, materiałów szkoleniowych stanowiło poważną część letnich praktyk terenowych...Niemcy wywozili i ukrywali - prawie wszystko...Poza tym - co rozumiemy pod pojęciem "zamożność odbiegająca od realiów"? Takie "instytucje" akademicka jak Bratnia Pomoc ("Bratniak"), samopomoc koleżeńska - w tamtych latach jeszcze nie zdążyła "wynaturzyć" się - jak to miało/miewało miejsce nieco później...
odwaznie sobie siedzieli :)
Ach, co za historia... wiadomo, nikomu nie było wtedy tak łatwo jak nam teraz. Nie chciałbym abyś mnie źle odebrał w tym co wcześniej napisałem, po prostu wydaje mi się, że sama możliwość studiowania w tamtych czasach oznaczała dużą zamożność odbiegającą od tamtych realiów. Nawiasem mówiąc, bardzo lubię Twoją dokumentację
Wycieczka była obowiązkowa w ramach studiów. Tata będąc studentem geologii na UMK w Toruniu - jednocześnie był zatrudniony jako asystent. Aparat był "zdobyczny" - znaleziony bodaj w Lęborku. Masz rację, kraj był zniszczony. Mój Ojciec razem z Dziadkiem - po powrocie do Warszawy zastali ruiny... zarówno mieszkania jak i warsztatu stolarskiego Dziadka. Po pracy przy odgruzowywaniu - wrócili do rodziny w Częstochowie. Dziadek - wylądował w Lęborku gdzie pracował w Zjednoczeniu Przemysłu Drzewnego - Tata został w Częstochowie i pracował w fabryce Łempickiego - odtwarzając zaginione w czasie Powstania dokumenty zaświadczające o posiadaniu małej matury. W ostateczności - zdał ją ponownie... Potem - pojechał do Lęborka, tam współorganizował założenie Liceum - i zdał w 1947 roku maturę. A potem próbował się dostać na Politechnikę Gdańską - w ostatecznym rozrachunku został przyjęty na geologię na UMK w Toruniu..... A co do spania na snopkach siana - tak wyglądał nocleg na takiej "wycieczce": _ http://plfoto.com/zdjecie,retro,scenki-z-zycia-studenckiego-czyli-nocleg-w-terenie,2243064.html _
miałem na myśli, że mogli sobie na wycieczki akademickie jeździć, kogoś z uczestników stać było na aparat i wywoływanie zdjęć... kraj zniszczony a ludzi było na to stać. tak tylko sobie porównuje do wielu opowieści swojego ojca, który przymierał głodem i zimą zamarzał śpiąc na snopkach siana
John_Coffey [2011-04-03 01:19:35] jak żyli? oświetl co wywnioskowałeś z tej fotki
no - "wczasy w górach"... :))
jak to sobie niektórzy po wojnie żyli... fajne foto