A pewnie, że wtedy dopiero będę marudził! A teraz tylko po prostu się boję, że ten aparat nie jest sprawny, a nawet więcej - wiem, że nie jest sprawny - ale liczę na to, że mimo wszystko coś mi się jednak z tego co próbowałem udało. Zobaczymy. Albo nie zobaczymy :)
Eeee... no potrafię. Chcesz się założyć? ;) Film z końca roku - jest szansa, że przed końcem lutego się uda. Zostało tam jeszcze trochę klatek - nawet dokładnie nie wiem ile - zapomniałem ustawić licznik w tej leici. Jest szansa, że na kilka dni jeszcze pojadę w lutym na Mazury - pokręcę się wtedy po okolicy i może wystrzelam tę kliszę do końca. Choć boję się, że nic z tego nie będzię tak czy inaczej...
Podziwiam zasób Twojej wiedzy, pamięć i chęć dzielenia się z nami tym wszystkim. Myślę, że mogę w imieniu wszystkich, co Twe opowieści czytają, serdecznie podziękować Ci za nie.
Mamutku - mam otwarte oczy i uszy na wszystko, co dotyczy pogranicza przede wszystkim. Wschodniego pogranicza. W miarę możliwości dużo czytam, słucham napotkanych ludzi - często mają coś do opowiedzenia. Te ostatnie historie mazurskie pochodzą z dwóch książek: Tragarz Duchów i W cieniu zamkowej góry + niektóre elementy o demonach zasłyszane w dzieciństwie, albo wyczytane gdzie indziej - czasem nawet nie potrafię przypomnieć sobie gdzie...
Jest jeszcze jedna historia z Ełkiem częściowo związana, ale ją sobie pozostawię w rezerwie, na wypadek gdyby coś się jednak udało sensownego zrobić w trakcie sesji z końca roku. Wciąż liczę na to, że coś się da z tego pokazać...
Ta z wielkim świstem zsunęła się na powrót do jeziora, ryjąc w zboczu wąwóz, który mozna podziwiać do dziś dzień. Skrzynia zapadła się tak głęboko, że nikt już nigdy nie dał rady jej odnaleźć...
No i tu chciwość wzięła górę nad ustaleniami. Dziedzic nie chciał oddać większej części skarbu magowi i doszło do coraz ostrzejszego sporu, w którym zaczęli brać również i chłopi, domagając się natarczywie swojego udziału...
Kiedy wieko zostało uchylone wyszła na jaw cała przewrotność czarownika - skrzynia w całości wypełniona była srebrnymi i miedzianymi monetami, zaś mała przegródka wypchana była po brzegi szlachetnymi kamieniami i złotymi monetami.
Kiedy skrzynię udało się trochę czarami, trochę linami i chłopskimi karkami wyciągnąć z jeziora i wtargać prawie na szczyt góry - postanowiono ją otworzyć...
Dziedzic sprowadził więc jednego, który twierdził, że sposób na wydobycie skarbu zna i że zgadza się na pomoc w wyciągnięciu skrzyni przy pomocy magicznych sztuczek. Jako zapłaty zażądał tylko tego co znajdzie się w skrzyni w małej bocznej przegródce. Bogacz przystał na ten układ i dał do pomocy kilkunastu chłopów, którzy mieli skrzynię po jej wydobyciu z wody wciągnąć linami na wysoki brzeg jeziora - a właściwie na górę leżącą tuż przy brzegu.
Otóż bliżej nie wiadomo skąd, ale miejscowy właściciel ziemski powziął informację o tym, że na dnie jeziora spoczywa wielka i bardzo ciężka skrzynia wypełniona skarbami. Skrzyni niestety nie dawało się wyciągnąć z toni żadnymi sposobami i sprawa stała się jasna, że potrzeba będzie do tego czarownika.
Jak wspominałem motyw chciwości przewija się w mazurskich podaniach nader często. Jedną historię przytoczę jeszcze, bo oprócz morału, że chciwość nie popłaca - tłumaczy jednocześnie ukształtowanie teren - a konkretnie pochodzenie wąwozu nad jednym z jezior w okolicach bodaj Bań Mazurskich...
No tak. Fakt jest, że przychodziła - reszta, to interpretacja ;) Ale o chciwości jest jeszcze kilka podań, w których pojawia się motyw zapłaty za usługi wykonywane na rzecz rozmaitych zjaw i demonów...
Mamutku - ale tu już nie za bardzo jest na czym cierpliwość ćwiczyć, bo to krótka historyjka była. Zdaje się, że żona go po śmierci długo nie prześladowała. Tylko przez jakiś czas swoimi krokami manifestowała swoje niezadowolenie z faktu poskąpienia wygodniejszej poduszki do trumny...
Kiedy umierała mu żona, prosiła go o to, żeby do trumny włożył jej poduszkę wypchaną sianem, ale skąpiec pomyślał, że siano lepiej dać do jedzenia koniem, zaś poduszkę wypchał trocinami.
Tak - wątek chciwości przewija się często w mazurskich podaniach. Jest taka historia o skąpym gospodarzu z okolic Kalinowa (powiat ełcki), więc blisko pokazywanego miejsca...
W ciągu dnia nie działało plfoto, teraz dopiero poczytałam sobie. Przekonujemy się kolejny raz, że chciwość nie popłaca. Takie kłobuki to chyba skuteczniejsze byłyby od naszego CBA ;-) Pod wpływem Twoich opowieści uszykowałam sobie do ponownego czytania "Klechdy polskie" Leśmiana.
Ghost - będą i historie z Podlasia - obiecuję. Mam jedną bardzo smaczną, ale muszę się po fotografie wybrać. Wiosny czekam jeno, żeby rower wyciągnąć...
raals: jestem raczej mało cierpliwy z natury ale postaram się przy okazji zajrzeć do Ciebie na dłużej. Szkoda, że nie jestem w posiadaniu podobnych podań z Podlasia. Pozdrawiam
Ghost - kiedy praca nie jest wcale świetna. To bardzo przeciętna fotka w sumie jest. Ale za uznanie dziękuję. Nie tylko bajki opowiadam - tych ostatnio było więcej, bom trafił dwa fajne zbiory podań z mazurskich stron, ale trafiają się też historie prawdziwe, albo prawie prawdziwe. Jak znajdziesz cierpliwość, to pod innymi fotkami będziesz mógł doczytać...
Zbig - nie ma za co. Zapraszam do innych historii zebranych pod znaczną częścią fotografii w folio. Zwłaszcza tych wieszanych w ostatnich miesiącach. Mam jeszcze w zanadrzu parę ciekawych opowieści, ale nie do wszystkich mam gotowe kadry. W parę miejsc będę musiał dopiero pojechać, żeby zdobyć obrazek do opowieści.
Malczer - streszczenie zakończenia powinno być doskonale zrozumiałe, pod warunkiem przeczytania całości historii. :) Nie jest ona wprost związana z kościołem na zdjęciu a raczej jest zbiorem relacji dotyczących różnych luterańskich parafii na Mazurach - ale coś podobnego, mogłoby się wydarzyć i tu. Kościół na zdjęciu, to do 1946 roku ewangelicka kircha...
Skomplikowane to straszecznie, ale... w każdej opowieści jest ziarnko prawdy. Jak ludzkość istnieje, to nigdy nie powstawało coś z niczego, zawsze było konsekwencją czegoś, jakichś zdarzeń rzeczywistych :)...
Zbig - ale to już właściwie koniec tej historii - ot za sprzeniewierzenie się swej funkcji, kościelny za karę został tragarzem dusz a na dokładkę nigdy nie mógł być pewny, czy widząc światło w kościele, widzą je też inni i czy wobec tego zwiastuje to czyjąś rychłą śmierć...
Rozsierdziło to diabła okrutnie i krzyknął mu tylko, że skoro jest tak natrętny to owszem - otrzyma dar już teraz. A będzie on polegał na tym, że skoro tylko ktoś we wsi będzie miał umrzeć, to kościelny będzie widział zapalone światła w kościele, choć inni tych świateł widzieć nie będą i że będzie musiał czasami dusze po śmierci na cmentarz odprowadzać...
Kościelny chyba nawet podejrzewał, że ma do czynienia z kłobukiem, ale po naradzie z żoną chciwość i ciekawość wzięła górę i postanowili przyjąć ten układ...
Więc było to tak: do kościelnego jednej z mazurskich wsi podszedł kiedyś jakiś nieznajomy mężczyzna i zaproponował, że przekaże mu pewien dar w zamian za to, że ten mu będzie oddawał część ofiary zbieranej w kościele na tacę i odrobinę mszalnego wina...
Otóż to Mamutku, otóż to... Tragarzem duchów można było zostać jeśli się zajrzało do kościoła przez dziurkę od klucza wtedy, kiedy zlożony był tam na marach nieboszczyk. O tym, co się wtedy widziało nie można już było nikomu powiedzieć, więc nie wiada, ale od tej pory otrzymać można było ten kłopotliwy dar - brzemię...
Po stypie objaśniał, że zmarła za życia bała się zawsze ostrych psów sąsiada - więc i tym razem nie chciała iść drogą przez wieś i należało ją odprowadzić tą drogą, którą zawsze do kościoła chadzała, czyli przez sady i pola...
W każdym razie taki tragarz po powrocie oznajmiał matce zmarłej dziewczynki: - a pamiętacie, jak za życia trzymała się zawsze waszej spódnicy? A teraz tak szybko szliście konduktem na cmentarz, że się zgubiła i stała płacząc...
Dopiero po zakończeniu stypy i odprowadzeniu duszy mógł powiedzieć rodzinie, co się stało. Podania mazurskie zachowały kilka takich relacji, pochodzących z różnych, czasem dość odległych od siebie wiosek, co świadczy, że nie był to jakiś tylko bardzo lokalny koloryt, ale dość powszechne wierzenie.
Jeśli ktoś taki wrócił z cmentarza na stypę, to milczał do jej końca. A czasem czekał z odprowadzeniem duszy do końca stypy i dopiero wtedy udawal się na cmentarz...
Ano Duży, Duży. "Mała" była jadłodajnia opodal ;)
w nomenklaturze Elczan - po prostu Duzy Kosciol, w odroznieniu od Malego Kosciola (katedry) :))
I nie odpowiedziała...
Katula - ale czegóż to mi zazdrościsz?
chyba:) na pewno Ci zazdroszczę:) zdjęcie ciekawe i do mnie przemawia... świetnie złapany kontrast pomiędy wielkością świątyni i drzew....
Znaczy jednak bardziej cierpliwa, skoro wyczekujesz do końca :)
a jasne , ze czytuje.Tylko ja mniej cierpliwa od Mamutka, jak kończysz Waść , wtedy przysiadam...:))
Dobrej nocy !
No to dobrej nocki. Ja też znikam - czas pomieszkać trochę :)
no dobra kończę już, bo za dobry humor dziś mam i jeszcze coś palnę :-)
A pewnie, że wtedy dopiero będę marudził! A teraz tylko po prostu się boję, że ten aparat nie jest sprawny, a nawet więcej - wiem, że nie jest sprawny - ale liczę na to, że mimo wszystko coś mi się jednak z tego co próbowałem udało. Zobaczymy. Albo nie zobaczymy :)
Igrasz z ogniem - nie dość że gaduła to jeszcze i zawzięty byc potrafię :)))
a propos filmu będziesz marudził jak już dostaniesz odbitki a póki co cicho sza :-D
Jak napisała Mamutek za dużo przyjemności obopólnej jest w tym aby móc i pozwolić przestać :-)
Eeee... no potrafię. Chcesz się założyć? ;) Film z końca roku - jest szansa, że przed końcem lutego się uda. Zostało tam jeszcze trochę klatek - nawet dokładnie nie wiem ile - zapomniałem ustawić licznik w tej leici. Jest szansa, że na kilka dni jeszcze pojadę w lutym na Mazury - pokręcę się wtedy po okolicy i może wystrzelam tę kliszę do końca. Choć boję się, że nic z tego nie będzię tak czy inaczej...
świetne, piękna kolorystyka
Ty lubisz opowiadać, my słuchać więc wszystko pasuje - łączymy przyjemne z pożytecznym :)
Jakoś sie tej groźby nie boje..już byś nie potrafił zamilknąć :-P... a kiedy będziesz miał ten film z końca roku?
Witaj Rewiku - miło wiedzieć, że też czytujesz :)
przyłączam sie do mamutka, dobrze ,że jesteś :))) cieplutkie pozdrowionka :))
Ojej bo się zawstydzę i zamilknę... Ale generalnie to ja dziękuję za cierpliwe wysłuchiwanie. Bo ja to gaduła jestem - lubię opowiadać...
Podziwiam zasób Twojej wiedzy, pamięć i chęć dzielenia się z nami tym wszystkim. Myślę, że mogę w imieniu wszystkich, co Twe opowieści czytają, serdecznie podziękować Ci za nie.
Mamutku - mam otwarte oczy i uszy na wszystko, co dotyczy pogranicza przede wszystkim. Wschodniego pogranicza. W miarę możliwości dużo czytam, słucham napotkanych ludzi - często mają coś do opowiedzenia. Te ostatnie historie mazurskie pochodzą z dwóch książek: Tragarz Duchów i W cieniu zamkowej góry + niektóre elementy o demonach zasłyszane w dzieciństwie, albo wyczytane gdzie indziej - czasem nawet nie potrafię przypomnieć sobie gdzie...
Jest jeszcze jedna historia z Ełkiem częściowo związana, ale ją sobie pozostawię w rezerwie, na wypadek gdyby coś się jednak udało sensownego zrobić w trakcie sesji z końca roku. Wciąż liczę na to, że coś się da z tego pokazać...
Skąd bierzesz te wszystkie opowieści ?
Ta z wielkim świstem zsunęła się na powrót do jeziora, ryjąc w zboczu wąwóz, który mozna podziwiać do dziś dzień. Skrzynia zapadła się tak głęboko, że nikt już nigdy nie dał rady jej odnaleźć...
Doszło do szarpaniny w trakcie której czarodziej utracił na chwilę tylko kontrolę nad utrzymywaniem skrzyni przy pomocy magii na zboczu góry...
No i tu chciwość wzięła górę nad ustaleniami. Dziedzic nie chciał oddać większej części skarbu magowi i doszło do coraz ostrzejszego sporu, w którym zaczęli brać również i chłopi, domagając się natarczywie swojego udziału...
Witaj Małgosiu :)
Kiedy wieko zostało uchylone wyszła na jaw cała przewrotność czarownika - skrzynia w całości wypełniona była srebrnymi i miedzianymi monetami, zaś mała przegródka wypchana była po brzegi szlachetnymi kamieniami i złotymi monetami.
:) witaj Mamutku
ja muszę sobie zamówić u Ciebie jakieś powiadomienie, że nowa historia jest na tapecie...
Słucham rzecz jasna...
Kiedy skrzynię udało się trochę czarami, trochę linami i chłopskimi karkami wyciągnąć z jeziora i wtargać prawie na szczyt góry - postanowiono ją otworzyć...
Dziedzic sprowadził więc jednego, który twierdził, że sposób na wydobycie skarbu zna i że zgadza się na pomoc w wyciągnięciu skrzyni przy pomocy magicznych sztuczek. Jako zapłaty zażądał tylko tego co znajdzie się w skrzyni w małej bocznej przegródce. Bogacz przystał na ten układ i dał do pomocy kilkunastu chłopów, którzy mieli skrzynię po jej wydobyciu z wody wciągnąć linami na wysoki brzeg jeziora - a właściwie na górę leżącą tuż przy brzegu.
Otóż bliżej nie wiadomo skąd, ale miejscowy właściciel ziemski powziął informację o tym, że na dnie jeziora spoczywa wielka i bardzo ciężka skrzynia wypełniona skarbami. Skrzyni niestety nie dawało się wyciągnąć z toni żadnymi sposobami i sprawa stała się jasna, że potrzeba będzie do tego czarownika.
Jak wspominałem motyw chciwości przewija się w mazurskich podaniach nader często. Jedną historię przytoczę jeszcze, bo oprócz morału, że chciwość nie popłaca - tłumaczy jednocześnie ukształtowanie teren - a konkretnie pochodzenie wąwozu nad jednym z jezior w okolicach bodaj Bań Mazurskich...
w zimowej scenerii - ładnie
Nawet jeśli numer dwa, to zupełnie przeciętny numer dwa... :)
a ten znowu swoje... a dla mnie to nr 2 z zimowej serii !
No tak. Fakt jest, że przychodziła - reszta, to interpretacja ;) Ale o chciwości jest jeszcze kilka podań, w których pojawia się motyw zapłaty za usługi wykonywane na rzecz rozmaitych zjaw i demonów...
Tylko, że właściwie nie wiadomo czy to iż przychodziła w nocy oznaczało jej niezadowolenie ;-)
Mamutku - ale tu już nie za bardzo jest na czym cierpliwość ćwiczyć, bo to krótka historyjka była. Zdaje się, że żona go po śmierci długo nie prześladowała. Tylko przez jakiś czas swoimi krokami manifestowała swoje niezadowolenie z faktu poskąpienia wygodniejszej poduszki do trumny...
Dziękuję wszystkim, ale to naprawdę zupełnie przeciętna fotografia.
ładnie pokazany
pięknie sie prezentuje
cud malina ;)
Ja oczywiście słucham i trenuję... cierpliwość ;-)
Ale już pierwszej nocy po pogrzebie spać nie mógł, bo w chalupie ilekroć zgasił światło słychać było kroki żony...
Kiedy umierała mu żona, prosiła go o to, żeby do trumny włożył jej poduszkę wypchaną sianem, ale skąpiec pomyślał, że siano lepiej dać do jedzenia koniem, zaś poduszkę wypchał trocinami.
Tak - wątek chciwości przewija się często w mazurskich podaniach. Jest taka historia o skąpym gospodarzu z okolic Kalinowa (powiat ełcki), więc blisko pokazywanego miejsca...
W ciągu dnia nie działało plfoto, teraz dopiero poczytałam sobie. Przekonujemy się kolejny raz, że chciwość nie popłaca. Takie kłobuki to chyba skuteczniejsze byłyby od naszego CBA ;-) Pod wpływem Twoich opowieści uszykowałam sobie do ponownego czytania "Klechdy polskie" Leśmiana.
Zresztą nawet już trochę jest podlaskich- zobacz pod zdjęciami z Kodnia.
Ghost - będą i historie z Podlasia - obiecuję. Mam jedną bardzo smaczną, ale muszę się po fotografie wybrać. Wiosny czekam jeno, żeby rower wyciągnąć...
raals: jestem raczej mało cierpliwy z natury ale postaram się przy okazji zajrzeć do Ciebie na dłużej. Szkoda, że nie jestem w posiadaniu podobnych podań z Podlasia. Pozdrawiam
Ghost - kiedy praca nie jest wcale świetna. To bardzo przeciętna fotka w sumie jest. Ale za uznanie dziękuję. Nie tylko bajki opowiadam - tych ostatnio było więcej, bom trafił dwa fajne zbiory podań z mazurskich stron, ale trafiają się też historie prawdziwe, albo prawie prawdziwe. Jak znajdziesz cierpliwość, to pod innymi fotkami będziesz mógł doczytać...
Zbig - nie ma za co. Zapraszam do innych historii zebranych pod znaczną częścią fotografii w folio. Zwłaszcza tych wieszanych w ostatnich miesiącach. Mam jeszcze w zanadrzu parę ciekawych opowieści, ale nie do wszystkich mam gotowe kadry. W parę miejsc będę musiał dopiero pojechać, żeby zdobyć obrazek do opowieści.
Świetna praca. A Twoje wypowiedzi o bajaniach i podaniach lokalnych to istny majstersztyk. Podziwiam i pozdrawiam
Malczer - streszczenie zakończenia powinno być doskonale zrozumiałe, pod warunkiem przeczytania całości historii. :) Nie jest ona wprost związana z kościołem na zdjęciu a raczej jest zbiorem relacji dotyczących różnych luterańskich parafii na Mazurach - ale coś podobnego, mogłoby się wydarzyć i tu. Kościół na zdjęciu, to do 1946 roku ewangelicka kircha...
Dzięki :-)
Skomplikowane to straszecznie, ale... w każdej opowieści jest ziarnko prawdy. Jak ludzkość istnieje, to nigdy nie powstawało coś z niczego, zawsze było konsekwencją czegoś, jakichś zdarzeń rzeczywistych :)...
Zbig - ale to już właściwie koniec tej historii - ot za sprzeniewierzenie się swej funkcji, kościelny za karę został tragarzem dusz a na dokładkę nigdy nie mógł być pewny, czy widząc światło w kościele, widzą je też inni i czy wobec tego zwiastuje to czyjąś rychłą śmierć...
Janekjs - w istocie, gdyby o reklamę chodziło, gadałbym pod lepszym z dwóch zdjęć ostatnio powieszonych...
czytam i nie mogę się doczekać końca opowieści :-)
Rozsierdziło to diabła okrutnie i krzyknął mu tylko, że skoro jest tak natrętny to owszem - otrzyma dar już teraz. A będzie on polegał na tym, że skoro tylko ktoś we wsi będzie miał umrzeć, to kościelny będzie widział zapalone światła w kościele, choć inni tych świateł widzieć nie będą i że będzie musiał czasami dusze po śmierci na cmentarz odprowadzać...
widzę że kolega znalazł metodę na ciągłą samo reklamę , i to jest metoda
W końcu kościelny stał się wobec kłobuka natarczywy i już wprost domagał się obiecanego daru.
Rozumiem, że się podoba, ale przecież nie wybitne, do licha...
podoba się...
Ale czas mijał a nic nie otrzymywał w zamian. Zniecierpliwienie zaś rosło.
I rzeczywiście przez jakiś czas oddawał nieznajomemu zgodnie z umową pieniądze z kolekty i wino mszalne.
Kościelny chyba nawet podejrzewał, że ma do czynienia z kłobukiem, ale po naradzie z żoną chciwość i ciekawość wzięła górę i postanowili przyjąć ten układ...
Więc było to tak: do kościelnego jednej z mazurskich wsi podszedł kiedyś jakiś nieznajomy mężczyzna i zaproponował, że przekaże mu pewien dar w zamian za to, że ten mu będzie oddawał część ofiary zbieranej w kościele na tacę i odrobinę mszalnego wina...
Wobec tego sam będę musiał dokończyć historię...
Szkoda...
I co nie ma chętnych????
Ale oczywiscie w międzyczasie można zgadywać jak to się mogło wydarzyć. Autor najciekawszej wersji może liczyć na dedykację pod kolejnym zdjęciem :)
Ale tę historię opowiem już innym razem, bo teraz muszę się już wydalić z biura...
Ale to nie jedyny sposób w jaki można było zostać tragarzem duchów. Zachowała się jeszcze jedna relacja, związana ze znanym już nam kłobukiem...
Otóż to Mamutku, otóż to... Tragarzem duchów można było zostać jeśli się zajrzało do kościoła przez dziurkę od klucza wtedy, kiedy zlożony był tam na marach nieboszczyk. O tym, co się wtedy widziało nie można już było nikomu powiedzieć, więc nie wiada, ale od tej pory otrzymać można było ten kłopotliwy dar - brzemię...
Przed nami jeszcze to niebezpieczne zaglądanie przez dziurkę od klucza...
O tym wkrótce...
A w jaki sposób zostawało się tragarzem duchów?
Po stypie objaśniał, że zmarła za życia bała się zawsze ostrych psów sąsiada - więc i tym razem nie chciała iść drogą przez wieś i należało ją odprowadzić tą drogą, którą zawsze do kościoła chadzała, czyli przez sady i pola...
No.. popatrz, popatrz..
Innym razem zaś tragarz duchów potrafił się odłączyć od konduktu i zamiast drogą do cmentarza szedł na cmentarz łąkami i sadami z tyłu domostw...
Albo podobnie o osobie chromej - że też za konduktem nie nadążyła i zamiast na cmentarz przyszła i usiadła wśród gości na stypr.
W każdym razie taki tragarz po powrocie oznajmiał matce zmarłej dziewczynki: - a pamiętacie, jak za życia trzymała się zawsze waszej spódnicy? A teraz tak szybko szliście konduktem na cmentarz, że się zgubiła i stała płacząc...
Dopiero po zakończeniu stypy i odprowadzeniu duszy mógł powiedzieć rodzinie, co się stało. Podania mazurskie zachowały kilka takich relacji, pochodzących z różnych, czasem dość odległych od siebie wiosek, co świadczy, że nie był to jakiś tylko bardzo lokalny koloryt, ale dość powszechne wierzenie.
Jeśli ktoś taki wrócił z cmentarza na stypę, to milczał do jej końca. A czasem czekał z odprowadzeniem duszy do końca stypy i dopiero wtedy udawal się na cmentarz...
i...?
A właściwie, to nie samotnie, choć postronnym tak się zdawać mogło.
Zdarzało się, że w trakcie stypy, któryś z gości wstawał w milczeniu i nic nie mówiąc wychodził i udawał się samotnie na cmentarz...
A wracając do tragarza duchów - była to osoba obdarzona umiejętnością widzenia takich dusz zmarłych.
:)
Tutaj raczej był. Na 100% to nie pamiętam, ale z porównania z poprzednimi zdjęciami, wychodzi mi, że tu raczej musialem go użyć.
Koziołrogacz: kto rano wstaje, ten cały dzień chodzi niewyspany. Stąd nie uświadczysz u mnie fotek czynionych o świcie :)
eeeetam marudzisz :) Był polar???
Podoba mi się ale coś widzę że lekko prze ostrzone. Pozdrawiam
bardzo