Hawana, miasto magiczne. Zatrzymane w biegu, jakby z utęsknieniem czekało na nadejście lepszych czasów. Zalane słońcem ulice pełne reliktów dawnej świetności. To miasto jest jak sen na jawie ulicznego fotografa. Niepoukładane, chaotyczne, niespójne i wiecznie wibrujące. Uwielbiam takie miejsca z charakterem i duszą ale jednocześnie pozbawione podporządkowania obecnej rzeczywistości. W Hawanie przeniosłem się w czasie do lat mojego dzieciństwa. Stare, wysłużone, ale nie pozbawione jeszcze stylu i gracji samochody, urocze, stylowe acz sypiące się kamienice. Świat retro w pełnym wydaniu, którego już ze świecą szukać gdziekolwiek indziej. Żyjące gwarem, muzyką i tańcem uliczki. Życie tu już od dekad nie jest łatwe i proste. Niektórzy mówią, że to zupełna wegetacja i upokorzenie dla miejscowej ludności. Z pewnością jest to jedna z prawd, ale są też inne... Hawana jest jak zakurzony album z fotografiami odkryty przypadkiem na nieodwiedzanym od lat strychu. Wystarczy go tylko otworzyć...
— 4.11.2024, 14:43:52
Do wioski Lao Chai, położonej wśród bajecznych tarasów ryżowych zaprowadziły mnie spotkane wcześniej w górach kobiety z plemienia Black Hmong. Region ten zamieszkany jest przez kilkadziesiąt grup etnicznych, z których każda posiada odmienny język, obyczaje, własne, często bardzo kolorowe stroje. Dzieci w tym regionie z reguły od wczesnych lat ciężko pracują na polach ryżowych i w gospodarstwie, a nauka w szkole jest dla nich w pewnym sensie wytchnieniem, odpoczynkiem. Poza tym pomagają swoim matkom wykonywać i sprzedawać różnego rodzaju pamiątki (głównie wyszywane, ręcznie barwione chusty i inne drobne, tkane ozdoby)... Nie ma tu laptopów, tabletów, psp i innego tego typu sprzętu. Pomimo masy obowiązków dzieci są radosne (oczywiście pozując do zdjęcia zrobiły się na chwilę "poważne"). Będąc tam pomyślałem, że w sumie nie wszędzie na świecie XXI wiek znaczy to samo...
— 9.09.2015, 16:05:50
W miasteczku Dżalalabad w Kirgistanie odwiedziłem cmentarz, gdzie pochowano 96 polskich żołnierzy z 5 Dywizji Piechoty generała Andersa. Dywizja ta stacjonowała w Dżalalabadzie od stycznia do sierpnia 1942 roku. Dywizja liczyła około 15 tysięcy żołnierzy i oficerów, ale oprócz nich przebywało w Dżalalabadzie mniej więcej tyle samo osób cywilnych, tylko co wypuszczonych z zesłania, w tym wiele chorych i sierot. Pierwszym dowódcą Dywizji był gen. Mieczysław Boruta-Spiechowicz, następnie gen. Bronisław Rakowski. Po ewakuacji do Iranu dywizja walczyła później pod Monte Cassino. Na cmentarz ten zaprowadził nas miejscowy polski ksiądz z parafii Matki Teresy z Kalkuty w Dżalalabadzie... Obecnie jest tam tylko symboliczny pomnik i wbudowana tablica pamiątkowa, gdzie miejscowi przynoszą kwiaty. Obok zarośnięty trawą, zapomniany cmentarzyk prawosławny i muzułmański na wzgórzach i pasące się pomiędzy grobami krowy... Jak się okazało, polscy żołnierze podczas kilku miesięcy swego pobytu w tym mieście w 1942 r., zdążyli też wybudować kościół i zasadzić wokół niego liczne dęby... Obecnie w budynku tym mieści się tzw. letni teatr...
— 11.06.2014, 12:08:38
W Turcji bardzo wyraźnie widoczne są dwa światy. Ten zarezerwowany dla chłopców i zupełnie odmienny dla dziewczynek. Już od pierwszych lat życia inne zasady obowiązują w każdej z tych grup. Chłopcom ogólnie więcej wolno, choć bardziej podlegają wychowaniu ze strony ojca. Dziewczynki w tych bardziej tradycyjnych rodzinach mają ograniczone możliwości tego co mogą, a co jest raczej niewskazane... Stąd też często można zauważyć na tureckich ulicach beztroskę chłopięcych, ulicznych zabaw. Dziewczynki tylko do pewnego czasu bawią się na ulicy. W pewnym momencie traktowane są już bardziej jak dorosłe panny i inaczej podchodzi się do ich wychowania. Turcja bardzo się ostatnio zmienia. Do wielkich miast (jak na przykład Stambuł) napływa coraz więcej ludności z Anatolii - głębokiej tureckiej prowincji (dużo wśród nich Kurdów). Przywożą oni ze sobą tę bardziej tradycyjną obyczajowość. Widać to zwłaszcza na setkach nowych osiedli, wyrastających w Stambule jak grzyby po deszczu... Jednak nawet w starych dzielnicach miasta, jak Fener, które do niedawna miały charakter dość kosmopolityczny (ze względu na to iż mieszkali tu też Ormianie, Żydzi i inni przedstawiciele nie islamskich wierzeń), widać ogromne zmiany. Powrót do zasad moralnych sprzed panowania Ataturka i jego świeckich poglądów zdaje się być coraz bardziej wyraźny. Stąd też podział na wspomniane przeze mnie dwa światy, który nie tak dawno powoli zaczynał się zacierać, na nowo się odradza i umacnia...
— 9.05.2014, 12:14:41
W Fener, starej dzielnicy Stambułu życie toczy się na ulicy... Każdy niemal zakątek tętni życiem. Dzieci bawią się, czasem pracują, pomagając rodzicom. Takie obrazki dawno już znikły z polskiej stolicy, a przynajmniej należą do rzadkości... Stambuł też się zmienia, ulega nowoczesnemu planowaniu. Są jednak w dalszym ciągu dzielnice, gdzie wszystko toczy się jak dawniej. Miasto zaludniane jest z roku na rok przez dziesiątki tysięcy przybyszy z Anatolii, wschodnich krańców Turcji. Napływa zwłaszcza wielu Kurdów, zmieniając nieco obraz miasta w stronę bardziej tradycyjnego. Stambuł się zmienia za rządów Erdogana, dryfuje w stronę mniej tradycyjnego islamu. Widać to na każdym kroku. Dziesiątki nowo otwartych szkółek religijnych (koranicznych), dużo zasłoniętych od stóp do głów kobiet... Kiedy byłem w turystycznej Kapadocji, trudno było znaleźć sklep spożywczy sprzedający piwo (w Goreme tylko jeden taki sklep się znajduje), podczas gdy kilka lat temu w każdym niemal sklepie można było swobodnie nabyć ten trunek... świeckie rządy Ataturka oraz jego legenda coraz bardziej są zacierane. A wydawałoby się jeszcze niedawno, że Ataturk jest nieśmiertelny... Mimo wszystko wspaniałym doświadczeniem jest obserwowanie zmian jakie zachodzą w tym nadal tajemniczym i orientalnym mieście. W tym roku czeka mnie kolejna wyprawa w te strony, więc chętnie podzielę się z wami kolejnymi obserwacjami :)))
— 11.04.2014, 11:21:11
Koczowniczy tryb życia jest nadal popularny w Kirgistanie. Niektórzy żyją tak cały czas. Dużo jest też osób które w ten sposób żyją od wiosny do jesieni, tylko na zimę przeprowadzając się do wiosek i miast. Egzystencja w jurcie nie jest łatwa, ale jest też wiele zalet takiego sposobu życia. Przede wszystkim spokój i cisza (jurty są zazwyczaj bardzo oddalone od skupisk ludzkich). Krajobraz (miejsca na jurtę wybierane są nieprzypadkowo). Czysta woda i powietrze. Kontakt z przyrodą (dziką i tą bardziej udomowioną...)... Mieszkałem przez kilka dni w jurtach i muszę przyznać, że szczególnie nad jeziorem Song-Kul to niezapomniane przeżycie, gdzie w promieniu kilkudziesięciu kilometrów nie ma ani jednej wioski. Oczywiście nie pracowałem w ciągu dnia jak to robią mieszkańcy, tylko szwędałem się po okolicy, ale sam fakt surowości i piękna tego miejsca sprawił, że zostałbym tam chętnie co najmniej na 2 tygodnie albo i dłużej... Nad jeziorem Song Kul jedliśmy ryby (przed chwilą złowione), potem ryż z sosem maślanym, popijając to kozim mlekiem i zagryzając owczym serem... Na koniec aromatyczna herbata z miseczki albo parę łyków kumysu. Podobało mi się, że ludzie są tam samowystarczalni. W zasadzie prawie nie muszą korzystać z dobrodziejstw (i przekleństw) cywilizacji. Nie ma tam kontaktu ze światem, poza telefonem komórkowym, który służy tylko do komunikowania się pomiędzy rodziną w celu wzajemnego zapraszania się... Człowiek jest zdrowszy, bo nie ma pojęcia co się dzieje na świecie, martwi się jedynie o to co dookoła niego w promieniu kilkuset metrów. Czasem pojawi się zbłąkany wędrowiec, z którym można pogadać i dowiedzieć się czegoś o świecie, ale lepiej nie za wiele, by głowy nie zaprzątać niepotrzebnymi zmartwieniami. Spokój na łódce podczas łowienia ryb, spokój podczas przyrządzania posiłków. Ogólnie spore wyciszenie i tylko odgłosy przyrody na które ucho szczególnie wyczulone. Pamiętam młodego wilka, który podchodził na ok. 100 metrów do naszych jurt i stał tak i obserwował nas z ciekawością. Bliżej nie podchodził raczej (może w nocy). Tak mi się wtedy przypomniały sceny z "Tańczącego z wilkami" i bardzo mnie jego obecność cieszyła, a gospodarz mówił, że czasem towarzyszy mu (ów wilczek) podczas polowań (trzyma się zawsze ze 100 metrów z boku...). Takie to sielskie życie w jurcie, gdzieś pośrodku górzystego Kirgistanu...
— 9.04.2014, 13:54:36
Niesamowite miejsce. Jestem urzeczona. Gratulacje
no i się doczekałeś od Przemcia komentarza ;)
Graty PA. Wróć czasem
gratki!
Niedługo wyjeżdżam na stałe z Portugalii. Wiem że będę tęsknił, więc spodziewaj się moich częstych odwiedzin. Przy okazji- czekam na nowe obrazy i nowe wzruszenia...
Czy ja dobrze słyszę, że chcesz skasować swoje folio?! Traktuję to WYŁĄCZNIE w kategoriach żartu! I ja piszę to serio:)