Główny przebój : "Nights in White Satin"- odstawowy przytulaniec soft-rock, strasznie oklepany w latach 1972 - ... aż do niemożliwości. Temat z tego przeboju wykorzystano miliony razy do reportaży
z tym, że muzyka poważna nie nadaje się do samochodu to prawda - prawdopodobnie za dobrze relaksuje, a potem brakuje tej odrobiny refleksu... ja tam zwykle w ciszy jeżdżę...
Ja nie tak dawno niewielkich rozmiarow psa skasowalem w lesie... troche mnie zmrozila mysl, ze mogloby to przeciez byc cos wiekszego albo nie daj Bog jakies dziecko... no ale na razie but mam ciezki, niestety...
mnie nauczyło życie by puszczać pedał gazu częściej niż by się chciało : los - Bóg - Anioł Stróż tak chciał => czytaj jak wolisz. Miałem auto/czołg którym skasowałem Forda Sierrę kombi, gdyby byli w nim pasażerowie, pewnie dożywotnio musiał bym rentę płacić (dożywotnio inwalidzką, lub pośmiertną).
Rycho: za mnie kompakty zmienia zmieniarka - ten element dystrakcji akurat odpada. Generalnie - jak taka Morphina brzmi w glosnikach to jestem MAKSYMALNIE skupiony na jezdzie i wtedy najlepiej... usuwac mi sie z drogi. Lepiej, zebym za czesto tego nie robil, bo sie kiedys moge przejechac... no ale czlowiek jeszcze mlody i glupi...
Gdybym produkowal wiertarke to chyba nie nazwalbym jej 'autobus'. No to oswieccie ignoranta co ten Moody Blues gral, bo widze, ze Irena mi nie rozjasnila...
Peiter -> złe porównanie, co wiertarka z wiertoliotem :)))
Dobek -> samo słuchnaie nie badali, gorsze jest szukanie taśm, przełączanie stacji i przekładanie kompaktów i taśm, tak samo jak telefon komórkowy. Przez jesień/zimę dzień dzień jeździłem samochodem do Ulm autostradą - już z dala widać po stylu jazdy, jak ktoś gada przez komąrkowca.
Rycho: nie dziwie sie tym wynikom ;-). Jak mam Morphine na full to bezpiecznie nie jade. Ale ciekawi mnie, czy bezpieczniej jezdzic z klasyka czy bez muzyki w ogole?
wrobldob -> niemiecki automobilklub ADAC stwierdził, że niebezpieczniej jeździć z walcami Straussa, Mozartem i inną klasyką, niż z dynamicznym rockiem, czy jazzem. Tak im wyszło w statystykach
"Nights in White Satin" ? Jak można nie znać Carla Orffa mieszkając w Niemczech ? To on wprowadził trójkąt i inne proste instrumenty do umuzykalniania dzieci. Carmina Burana jest doskonała, kiedyś wystawili ją OpenAir w Monachium. Jest to doskonała muzyka dla ludzi spod znaku barana - jak moja Pani. Ja osobiście opery lubię tylko w spektaklach na żywo, albo na sporym ekranie z Dolby Surround (w domu nie mam z zasady, bo jestem kinoman). Moja ulubiona aria : TOSCA , Mario Cavaradossi na zamku Anioła przed rozstrzelaniem - 2:43 minuty . Słyszałem to w wykonaniu Mario Lanzy i Palacido Domingo - to mnie powala
Wrobldob; Barclay był kiedyś nazywany Moody Bluesem dla ubogich.Według mnie niesłusznie, bo maja piękne kawałki w oryginalnym i niepowtarzalnym klimacie.Pzdr
Rychu jesteś moim idolem muzycznym za Cohena.A jesli lubisz muzykę powazną polecam Carmina burana Carla Orfa.To jest perełka.Chociaz hanni cie przebija z Barclay James Harvest.Słuchanie ich muzyki to doznania ponadzmysłowe.To moi muzyczni liderzy obok wielu innych chętnie słuchanych.Choć palma pierwszeństwa należy u mnie do Moody Bluesów.Pzdr
Witam WAS! Widzę, że musiałbym siedzieć przed kompem cały wieczór, tu sę dzieją bardzo sympatyczne rzeczy:) fajnie, że wspomniano o Foreign Affairs Oldfielda, bo mi bardzo mile chwile sprzed lat przypomina:)
A czasem jest tak, ze konkretna plyta pasuje do konkretnej drogi. Kiedy ostatnio wracalismy z zona z Francji, sluchalismy koncertowej plyty Bee Gees 'One Time Only'... takie proste latwe i przyjemne ;-). Sunelismy wsrod pol slonecznikow, sluchalismy tych skocznych kawalkow i jakos tak... az sie chcialo zyc ;-).
Tak na prawde to najczesciej jezdze w ciszy. Ale jak chce szybko przejechac przez pol Warszawy to... zapuszczam jakies US3 albo Morphine ;-). I tylko mam nadzieje, ze sie kiedys nie przelicze...
Jadąc na urlop do Włoch do Apulii (1050 km) słuchaliśmy radia i płyt (w tym sporo dziecięcych dla wnuczki i najmłodzej córki) mniej więcej jakieś pół drogi, potem jechałem w ciszy. Najlepiej można się skupić na jeździe i nawet porozmawiać z rodziną.
W Warszawie jest takie radio 'Pogoda' - takie bezpieczne przeboje lat 70tych i 80tych niby dla wszystkich... mozna posluchac chwile... no ale wlasnie... ilez mozna? ;-).
znam ten ból - jakiś śmieć telepie się w zwojach szarych komórek tygodniami. W W-wie mieszkałem ostatnimi laty niedaleko hotelu robotniczego - traumatyczne było "Sunshine Reagge" i "Suzanne" - przeboje drugiej połowy lat 80-ych, ale ile można ?
:))) - w Deutschlandzie w pracy biurowej "Radio Verboten", no chyba że masz słuchawki do kompa. Niemcy sprytnie rozwiązują sprawy w miejscach nie-publicznych : pracodawca ci tłumaczy, że mógł byś popaść z kimś niechcący w konflikt, więc nie przenośmy sfery prywatnej do biura - może to i mądrość ?
Innym razem, dwa miesiace slucalem codziennie radia na farmie w UK. Tez bylo traumatycznie. 'Baby, I Love Your Way' to chyba juz mi sie wrylo w mozg na trwale. Czuje wyraznie, jakie tam trwale koleiny zostawilo :-(. Niestety mam bardzo dobra pamiec do melodii i jestem przez to calkowicie nieodporny na muzyczny smietnik.
dobek -> przemawia przez ciebie genialny spokój i doświadczenie. Ja też nie słucham radia, bo jest agresywne (reklamy i mnóstwo bzdur). W Niemczech południowych jest jedna dobra rozgłośnia - SWR1 (Stuttgart) , puszczają na okrągło muzykę z lat 50, 60, 70 rzadko 80 plus krótkie wiadomości. Ostatnio będąc w Polsce stwierdziłem, że nasze radio do samochodu nie nadaje się wcale - w połączeniu z warunkami na drodze dostawałem nerwicy. W końcu wylądowałem na jakimś programie o pieśni kościelnej w Radiu Maryja . albo Mateusz - nie wiem, ale tej muzyki nawet dało się słuchać. Czesi mają za to piękne Country - takie w sam raz pod kierownicę ...
Pracowalem kiedys w biurze, gdzie non stop lecialo Radio Zet. Chwala Bogu pracowalem tylko miesiac. Po tym miesiacu mialem juz tiki nerwowe na dzwiek dzingli oraz znalem na pamiec wszystkie przeboje lata (a byla to miedzy innemi fuckin' 'Samba De Janeiro') i reklamy. Wspominam te prace jako jeden z wiekszych koszmarow mojego zycia ;-).
Jak tapetujesz mieszkanie (1983 rok) to raczej masz włączone radio, żeby co chwila nie latać z drabiny do sprzętu, a nocą rodzinka śpi i rzępoli sobie radio ... Teraz to jest inaczej. Rok temu był taki cykl dni, że w drodze do pracy (50 minut) i spowrotem słuchałem "If it be your will" Cohena na repeat-cie Słyszałem to może kilkadziesiąt razy perz tych kilka dni, ale mi się nie przejadło - wtedy to było lekarstwo
Rycho: i dlatego nie slucham radia. Jak mam ochote posluchac 7 razy pod rzad 'Foreign Affairs' albo 'To France' to slucham, jak mam ochote na Davisa to zmieniam plyte. Nienawidze radia :-).
wrobldob -> :)))) A głos Sally O. mnie prześladuje. Pewnego lata drzewiej tapetowałem mieszkanie całą noc, a w radiu leciała S.O. do upadłego. Między północą i porankiem zliczyłem ją tuzin razy. Potem przez 7 lat nie słuchałem tego utworu :)))
hanni -> jak nie peiter, to ja ci podam. Różne głupoty się za młodu robiło i teraz też. Miałem Graflexa 4x5 cali, kupionego od fotografa zawodowego, w stanie super-hiper idealnym i nie wiem co mnie pokusiło - puściłem go na e-bayu. Kupujący z 5 razy posyłał maila, czy aby nie jest uszkodzony ten aparat, gdy mu opisałem stan to pytał po co sprzedaję. Po zakończonej aukcji już mi było żal, a teraz serce się drze ...
ubiegając Wasze kręcenie głową i posapywanie litościwe dodam, że zawsze wolałem siostrzyczkę Michałka, czyli tajemniczą i piękną Sally O., której rozerotyzowany głosik zwabiał do mnie na słuchanie dobrej (?!) muzyki różne panienki... nooo... żyło się kiedyś, oj żyło muzyką... :DDD
wracając do KC najlepszą płytą był dwualbumowy "Przewodnik..." - edycja dla koneserów, którą miałem w wieku młodzieńczym, z kilkoma ekstra kawałkami lecz zamieniłem na Oldfielda "Hergest...", czego do dziś się wstydzę... Ale mam nadzieję Peiter, że mi rękę mimo tej głupoty podasz, jakby co?... ;)
dla mnie chłopaki z King Crimson ostatnio za bardzo eksperymentują, choć szarpidruty z nich wspaniałe :))) A ja qrcze cały czas się waham, czy warto dać 75 EUR na koncert B.B. Kinga ? Gościu ma swoje lata, jak by grał razem z Claptonem, to co innego .
a Barclay James Harvest lubicie??? ...(Rycho nie bij za te teksty!)... mniamuśne kawałeczki... (o bońku, co za pensjonarski tekst mi wyszedł)... Rycho - pozdrawiam! :)))
do "Red" lubiem fszystko..., później niezabardzo... ostatnie rzeczy są za szorstkie jak dla mnie, jednak szacuneczek dla Frippa i reszty bo to mistrzowie swoich instrumentów... A pierwsza plyta to chyba najlepsza plyta z rockiem WOGÓLE, co Wy na to?
dawaj Epitafium... ;) ...z tej samej płyty ...albo te eksperymenty z późniejszych płyt, które zajeżdżałem ongiś na maksa katując kakofonią rodziców... hehehe... ;)
Ale w sumie masz rację - ten kult-film już dziś tak nie przemawia, mechaniczna pomarańcza też nie. Pozostaje tylko niezdarty "Lot nad kukułczym gniazdem" ...
M.K. -> tu się nie rozumiemy - ty myślisz o muzyce Alana Pricea do filmu Lucky Man, a mi chodzi o jeden jedyny utwór Emerson Lake & Palmer z płyty z 1971 roku o prostej nazwie Emerson Lake & Palmer pt. "Lucky Man", zaczyn ający się od słów : "he had white horses, and ladies by the score, dressed in white satin and waiting by the door - who what lucky man he was ...". Jak zauważono wcześniej - w końcówce przepiękne solo na moogu, całość 4:25 min :)))
Jak to nie słyszałam Rychu? :) Słyszałam, znam, lubie, mam na CD.Na filmie w "Wiedzy" tez byłam.Kino dobrych filmów "Wiedza" PKiN sie kłania. Często tam bywałam bo mozna było zobaczyć ambitniejsze dzieła filmowe. Pamietam że wstrząsnął mna straszliwie. Po latach gdy go obejrzałam ponownie nie zrobił już na mnie takiego wrażenia. Co do Wiedzy - byłam kiedys na filmie na którym nie padło ani jedno słowo (nie pamiętam juz tytułu) - wyszłam wtedy po raz pierwszy z kina w połowie seansu. (albo ja byłam za głupia albo film był denny)
M.K. -> ale jeśli jeszcze nie słyszałaś "Lucky Man" ELP, to gorąco polecam, nie wiem, czy nie bije Samby (dla mnie oczywiście nie, bo jestem gitaroman)
Goska - Medeski, Martin & Wood unplugged albo Morphine - tu tez emocji nie brakuje. Peiter moze to drugie potwierdzic. The Cure - az sie od emocji gotowalo za swoich dobrych czasow. I dzisiaj juz prawie legenda...
M.K. - > Ni mamy po co wyliczać tej listy - powiem krótko : ja też i też uganiałem się za możliwością przegrania płyty, przeboju. Mój dziwny życiorys pozwolił mi niektąre rzeczy mieć w postaci krążka i na świeżo te rzeczy słyszeć.
Potem doszło poszukiwanie tekstów do grania - gitaroman jestem. Pierwszy mój tekst "Blowin in the wind" B. Dylana w wieku 13-tu lat spisywałem z taśmy (jego super angielszczyzna z Teksasu) - wpierw fonetycznie, potem przez kilka tygodni z Kościuszką w ręce szukałem sensu - zajęło mi 3 tygodnie, ale okazało się później, że byłem b. dobry ....
Niezapomniany będzie dla mnie koncert Led Zeppelin - grali utwory z płyty V, a publika skandowała na bis : "Black Dog ! Black Dog ! Black Dog !" - takiego Black Dog nie ma nigdzie na taśmach, ani na płytach - trwał 25 minut że potem 3 dni byłem głuchy.
Rychu - ano jak widzisz jednak się nie utopiłam - rozmyśliłam się :P Tych przyutulanych była masa. Ale Samba Pa Ti była znana i kochana przez wszystkich. Ale była jeszcze Europa- Santany, Angie -Stonsów, Child in Time - Deep Purple, House Of The Rising Sun - Animalsów, Stairway To Heaven - Zeppelinów, Whiter Shade Of Pale - Procol Harum. Czasy Dylana, Fleedwood Mac, Hendrixa, Lennona,Jethro Tull,McCartneya z Wingsami, Pink Floydów. Muzycznie były to czasy niewykłe - ja wychowywałam sie na tej muzyce. Towarzyszyła nam każdego dnia. Każdy z tych wykonawców przeszedł do historii muzyki. Mielismy szczęscie przeżywac swoja młodośc we wspaniałym muzycznie okresie.Winilowe płyty zdobywało sie i słuchało ich z nabozeństwem. Przegrywało na szpulowe magnetofony żeby ich nie zniszczyć. To muzyka naszej młodości, pierwszych miłosci i życiowych porażek i zwycięstw. Nowe choć piekne i wartościowe nie niesie w sobie takiego ładunku emocji jak tamte. Wszystkim "młodym" słuchajacym nowej i znacznie świeższej muzyki zycze żeby to czego słuchają stało się ta legendą.
Peiterku dzięki - ano jeszcze dycham :P Mam spora liste moich ukochanych wykonawców - trudno by wymienić wszystkich. Generalnie kręcę sie wokoło bluesa, starego rocka, jazzu ale tego z lat wcześniejszych choc i nowym nie gardzę,polska muzyka lat osiemdziesiątych( ech - to były czasy wielkiego boom polskiej sceny rockowej). Nie stronię tez od poezji śpiewanej. Od jakiegoś czasu takze muzyka etniczna jest miła memu sercu. "pozytywne wibracje" słucham pasjami a Oliver Shanti z dwiema płytkami z muzyką indiańską i buddyjską jest na wierzchu zawsze gotów do ponownego słuchania. Duuuuzo tego.
Muzyka ELP była taka bardziej intelektualna jak na owe czasy. Najpękniejszy był utwór "Lucky Man" z pierwszej płyty, z gołębiem na okładce. B. Dobre były jeszcze "Obrazki z Wystawy" w/g Musorgskiego, no i rzeczony utwór "C'est la vie" z lat 70-ych (75/76) z akustycznym akompaniamentem G. Lake'a.
fantastyczne ..klasa
No to pewnie slyszalem, tylko nie jestem swiadomy.
Główny przebój : "Nights in White Satin"- odstawowy przytulaniec soft-rock, strasznie oklepany w latach 1972 - ... aż do niemożliwości. Temat z tego przeboju wykorzystano miliony razy do reportaży
I napisze mi tu ktos te pare slow o Moody Blues? Plijzzzz...
Aleks: no wlasnie w badaniach wyszlo, ze sie nadaje :-).
bardzo ladne
A ja wróciłem z ciszy ...
i poszli sobie wszyscy...
''Bo gdy się milczy,milczy to apetyt rośnie wilczy '' :)))
cisza najlepiej uspokaja zwłaszcza jak sobie człowiek bluznie parę razy ;D
znaczy się powoli dochodzimy do wspólnego mianownika - cisza jest błoga na nerwy kierowcy :)))
z tym, że muzyka poważna nie nadaje się do samochodu to prawda - prawdopodobnie za dobrze relaksuje, a potem brakuje tej odrobiny refleksu... ja tam zwykle w ciszy jeżdżę...
Ja nie tak dawno niewielkich rozmiarow psa skasowalem w lesie... troche mnie zmrozila mysl, ze mogloby to przeciez byc cos wiekszego albo nie daj Bog jakies dziecko... no ale na razie but mam ciezki, niestety...
mnie nauczyło życie by puszczać pedał gazu częściej niż by się chciało : los - Bóg - Anioł Stróż tak chciał => czytaj jak wolisz. Miałem auto/czołg którym skasowałem Forda Sierrę kombi, gdyby byli w nim pasażerowie, pewnie dożywotnio musiał bym rentę płacić (dożywotnio inwalidzką, lub pośmiertną).
no ja też mam zmieniarkę, ale łapię się na tym , że nie zawsze mam na to ochotę, co mam włożone :)))
Rycho: za mnie kompakty zmienia zmieniarka - ten element dystrakcji akurat odpada. Generalnie - jak taka Morphina brzmi w glosnikach to jestem MAKSYMALNIE skupiony na jezdzie i wtedy najlepiej... usuwac mi sie z drogi. Lepiej, zebym za czesto tego nie robil, bo sie kiedys moge przejechac... no ale czlowiek jeszcze mlody i glupi...
Gdybym produkowal wiertarke to chyba nie nazwalbym jej 'autobus'. No to oswieccie ignoranta co ten Moody Blues gral, bo widze, ze Irena mi nie rozjasnila...
Peiter -> złe porównanie, co wiertarka z wiertoliotem :))) Dobek -> samo słuchnaie nie badali, gorsze jest szukanie taśm, przełączanie stacji i przekładanie kompaktów i taśm, tak samo jak telefon komórkowy. Przez jesień/zimę dzień dzień jeździłem samochodem do Ulm autostradą - już z dala widać po stylu jazdy, jak ktoś gada przez komąrkowca.
Dobi! Ignorancie! Moody Blues ma tyle wspolnego z blusem co wiertarka z autobusem
Rycho: nie dziwie sie tym wynikom ;-). Jak mam Morphine na full to bezpiecznie nie jade. Ale ciekawi mnie, czy bezpieczniej jezdzic z klasyka czy bez muzyki w ogole?
wrobldob -> niemiecki automobilklub ADAC stwierdził, że niebezpieczniej jeździć z walcami Straussa, Mozartem i inną klasyką, niż z dynamicznym rockiem, czy jazzem. Tak im wyszło w statystykach
"Nights in White Satin" ? Jak można nie znać Carla Orffa mieszkając w Niemczech ? To on wprowadził trójkąt i inne proste instrumenty do umuzykalniania dzieci. Carmina Burana jest doskonała, kiedyś wystawili ją OpenAir w Monachium. Jest to doskonała muzyka dla ludzi spod znaku barana - jak moja Pani. Ja osobiście opery lubię tylko w spektaklach na żywo, albo na sporym ekranie z Dolby Surround (w domu nie mam z zasady, bo jestem kinoman). Moja ulubiona aria : TOSCA , Mario Cavaradossi na zamku Anioła przed rozstrzelaniem - 2:43 minuty . Słyszałem to w wykonaniu Mario Lanzy i Palacido Domingo - to mnie powala
Czyly z rodzaju bluesowatych? To pewnie dlatego nie znam...
Wrobldob; Barclay był kiedyś nazywany Moody Bluesem dla ubogich.Według mnie niesłusznie, bo maja piękne kawałki w oryginalnym i niepowtarzalnym klimacie.Pzdr
Peiter: Foreign Affairs - oj, mam slabosc do tego glosu ;-). 1350% kobiecosci :-).
Rzeknijcie cos wiecej o tym Barclay James Harvest - rock? blues? jazz? pop?
Rychu jesteś moim idolem muzycznym za Cohena.A jesli lubisz muzykę powazną polecam Carmina burana Carla Orfa.To jest perełka.Chociaz hanni cie przebija z Barclay James Harvest.Słuchanie ich muzyki to doznania ponadzmysłowe.To moi muzyczni liderzy obok wielu innych chętnie słuchanych.Choć palma pierwszeństwa należy u mnie do Moody Bluesów.Pzdr
Witam WAS! Widzę, że musiałbym siedzieć przed kompem cały wieczór, tu sę dzieją bardzo sympatyczne rzeczy:) fajnie, że wspomniano o Foreign Affairs Oldfielda, bo mi bardzo mile chwile sprzed lat przypomina:)
A czasem jest tak, ze konkretna plyta pasuje do konkretnej drogi. Kiedy ostatnio wracalismy z zona z Francji, sluchalismy koncertowej plyty Bee Gees 'One Time Only'... takie proste latwe i przyjemne ;-). Sunelismy wsrod pol slonecznikow, sluchalismy tych skocznych kawalkow i jakos tak... az sie chcialo zyc ;-).
Tak na prawde to najczesciej jezdze w ciszy. Ale jak chce szybko przejechac przez pol Warszawy to... zapuszczam jakies US3 albo Morphine ;-). I tylko mam nadzieje, ze sie kiedys nie przelicze...
Jadąc na urlop do Włoch do Apulii (1050 km) słuchaliśmy radia i płyt (w tym sporo dziecięcych dla wnuczki i najmłodzej córki) mniej więcej jakieś pół drogi, potem jechałem w ciszy. Najlepiej można się skupić na jeździe i nawet porozmawiać z rodziną.
wspaniałe
W Warszawie jest takie radio 'Pogoda' - takie bezpieczne przeboje lat 70tych i 80tych niby dla wszystkich... mozna posluchac chwile... no ale wlasnie... ilez mozna? ;-).
Verboten = zakazane? I bardzo dobrze. Jak chcesz sluchac - uzywaj sluchawek. Popieram. Tak jak z paleniem - chcesz zapalic, to wyjdz.
znam ten ból - jakiś śmieć telepie się w zwojach szarych komórek tygodniami. W W-wie mieszkałem ostatnimi laty niedaleko hotelu robotniczego - traumatyczne było "Sunshine Reagge" i "Suzanne" - przeboje drugiej połowy lat 80-ych, ale ile można ?
Da sie w sumie wytrzymac przy radiu Jazz, radiu Klasyka albo programie II. Ale nie zawsze.
:))) - w Deutschlandzie w pracy biurowej "Radio Verboten", no chyba że masz słuchawki do kompa. Niemcy sprytnie rozwiązują sprawy w miejscach nie-publicznych : pracodawca ci tłumaczy, że mógł byś popaść z kimś niechcący w konflikt, więc nie przenośmy sfery prywatnej do biura - może to i mądrość ?
Innym razem, dwa miesiace slucalem codziennie radia na farmie w UK. Tez bylo traumatycznie. 'Baby, I Love Your Way' to chyba juz mi sie wrylo w mozg na trwale. Czuje wyraznie, jakie tam trwale koleiny zostawilo :-(. Niestety mam bardzo dobra pamiec do melodii i jestem przez to calkowicie nieodporny na muzyczny smietnik.
dobek -> przemawia przez ciebie genialny spokój i doświadczenie. Ja też nie słucham radia, bo jest agresywne (reklamy i mnóstwo bzdur). W Niemczech południowych jest jedna dobra rozgłośnia - SWR1 (Stuttgart) , puszczają na okrągło muzykę z lat 50, 60, 70 rzadko 80 plus krótkie wiadomości. Ostatnio będąc w Polsce stwierdziłem, że nasze radio do samochodu nie nadaje się wcale - w połączeniu z warunkami na drodze dostawałem nerwicy. W końcu wylądowałem na jakimś programie o pieśni kościelnej w Radiu Maryja . albo Mateusz - nie wiem, ale tej muzyki nawet dało się słuchać. Czesi mają za to piękne Country - takie w sam raz pod kierownicę ...
Pracowalem kiedys w biurze, gdzie non stop lecialo Radio Zet. Chwala Bogu pracowalem tylko miesiac. Po tym miesiacu mialem juz tiki nerwowe na dzwiek dzingli oraz znalem na pamiec wszystkie przeboje lata (a byla to miedzy innemi fuckin' 'Samba De Janeiro') i reklamy. Wspominam te prace jako jeden z wiekszych koszmarow mojego zycia ;-).
No to jak musze sluchac radia to wole je wylaczyc ;-).
Jak tapetujesz mieszkanie (1983 rok) to raczej masz włączone radio, żeby co chwila nie latać z drabiny do sprzętu, a nocą rodzinka śpi i rzępoli sobie radio ... Teraz to jest inaczej. Rok temu był taki cykl dni, że w drodze do pracy (50 minut) i spowrotem słuchałem "If it be your will" Cohena na repeat-cie Słyszałem to może kilkadziesiąt razy perz tych kilka dni, ale mi się nie przejadło - wtedy to było lekarstwo
Nooo... ostatnio czasem w samochodzie slucham Radia Jazz, ale w odwodzie jest zawsze zestaw kompaktow i kaseta z Dave'em Douglasem.
Rycho: i dlatego nie slucham radia. Jak mam ochote posluchac 7 razy pod rzad 'Foreign Affairs' albo 'To France' to slucham, jak mam ochote na Davisa to zmieniam plyte. Nienawidze radia :-).
wrobldob -> :)))) A głos Sally O. mnie prześladuje. Pewnego lata drzewiej tapetowałem mieszkanie całą noc, a w radiu leciała S.O. do upadłego. Między północą i porankiem zliczyłem ją tuzin razy. Potem przez 7 lat nie słuchałem tego utworu :)))
A tak w ogole to sie pisze 'ju ar maj masta'.
Peiter: U2? ;-)
Hanni: o tak, glos Sally to budzi instynkty... nawet ie wiedziale, ze to siostrzyczka ;-).
ja tam slysze... Goodbye blue sky goodbye...
Wielki błękit zapodaję
ciekawa dyskusja, a mnie tu nie ma...
heh... tak czasem się robiło krok nieprzemyślany... :(
hanni -> jak nie peiter, to ja ci podam. Różne głupoty się za młodu robiło i teraz też. Miałem Graflexa 4x5 cali, kupionego od fotografa zawodowego, w stanie super-hiper idealnym i nie wiem co mnie pokusiło - puściłem go na e-bayu. Kupujący z 5 razy posyłał maila, czy aby nie jest uszkodzony ten aparat, gdy mu opisałem stan to pytał po co sprzedaję. Po zakończonej aukcji już mi było żal, a teraz serce się drze ...
ubiegając Wasze kręcenie głową i posapywanie litościwe dodam, że zawsze wolałem siostrzyczkę Michałka, czyli tajemniczą i piękną Sally O., której rozerotyzowany głosik zwabiał do mnie na słuchanie dobrej (?!) muzyki różne panienki... nooo... żyło się kiedyś, oj żyło muzyką... :DDD
hanni: podam Ci lewą, a wiesz dlaczego?
wracając do KC najlepszą płytą był dwualbumowy "Przewodnik..." - edycja dla koneserów, którą miałem w wieku młodzieńczym, z kilkoma ekstra kawałkami lecz zamieniłem na Oldfielda "Hergest...", czego do dziś się wstydzę... Ale mam nadzieję Peiter, że mi rękę mimo tej głupoty podasz, jakby co?... ;)
dla mnie chłopaki z King Crimson ostatnio za bardzo eksperymentują, choć szarpidruty z nich wspaniałe :))) A ja qrcze cały czas się waham, czy warto dać 75 EUR na koncert B.B. Kinga ? Gościu ma swoje lata, jak by grał razem z Claptonem, to co innego .
nie cierpię
a Barclay James Harvest lubicie??? ...(Rycho nie bij za te teksty!)... mniamuśne kawałeczki... (o bońku, co za pensjonarski tekst mi wyszedł)... Rycho - pozdrawiam! :)))
hanni: NA Posejdonie straszliwy ostatni kawałek: "DEVils Triangle", na podstawie "Marsa" Gustava Holsta azaliz pamietam
ja nazywałam zawsze ten utwór - epipatafian :P
do "Red" lubiem fszystko..., później niezabardzo... ostatnie rzeczy są za szorstkie jak dla mnie, jednak szacuneczek dla Frippa i reszty bo to mistrzowie swoich instrumentów... A pierwsza plyta to chyba najlepsza plyta z rockiem WOGÓLE, co Wy na to?
no przecież trzeba dobrać muzykę do zdjęcia - "Śladem Posejdona" proponuję, skoro przy KC jesteśmy... :DDD
dawaj Epitafium... ;) ...z tej samej płyty ...albo te eksperymenty z późniejszych płyt, które zajeżdżałem ongiś na maksa katując kakofonią rodziców... hehehe... ;)
Zamek karmazynowego króla - mniam. Zapomnialam o tym na śmierć. Juz sobie właczam :P
chyba tak ..a dalszy plan niech "plywa" ...:)
A o King Crimson już było?
kurczaczek, wzmagają się moje tęsknoty za wielką wodą... :{)
telegraf -> że niby wolał byś tę szczapę "na ostro" ?
lubie wszystkie te muzyki :)
a! emersoni ...lubie ...:) ...ostrosc bym jednak obrocil ..:)
nice.. :)
Rycho - ta piosenka Lucky Man została podobno wepchnęta na płyte jako dopełniacz, czyli zapchajdziura:) I zobacz, jaki hit wyszedł.
Peiter : :)))
jeszcze a propos: kolega kamilok zapodał zdjęcie wielce się kojarzące z...
TAKA dyskusja... i przeoczyłem... o ja głupi, o ja nieuważny... RychO: ju ar maj master, MAłgosia: Ju ar maj master tu Dobek: ju tu
nice ;-)
Ale w sumie masz rację - ten kult-film już dziś tak nie przemawia, mechaniczna pomarańcza też nie. Pozostaje tylko niezdarty "Lot nad kukułczym gniazdem" ...
cholerne plfoto, czytac trzeba uważniej :) To o czym piszesz takze znam :P
M.K. -> tu się nie rozumiemy - ty myślisz o muzyce Alana Pricea do filmu Lucky Man, a mi chodzi o jeden jedyny utwór Emerson Lake & Palmer z płyty z 1971 roku o prostej nazwie Emerson Lake & Palmer pt. "Lucky Man", zaczyn ający się od słów : "he had white horses, and ladies by the score, dressed in white satin and waiting by the door - who what lucky man he was ...". Jak zauważono wcześniej - w końcówce przepiękne solo na moogu, całość 4:25 min :)))
piękne kolorki )))
Sliczna godzina i romantyczne foto! :-))
O Claptonie to ja proszę na kleczkach pisać.
Jak to nie słyszałam Rychu? :) Słyszałam, znam, lubie, mam na CD.Na filmie w "Wiedzy" tez byłam.Kino dobrych filmów "Wiedza" PKiN sie kłania. Często tam bywałam bo mozna było zobaczyć ambitniejsze dzieła filmowe. Pamietam że wstrząsnął mna straszliwie. Po latach gdy go obejrzałam ponownie nie zrobił już na mnie takiego wrażenia. Co do Wiedzy - byłam kiedys na filmie na którym nie padło ani jedno słowo (nie pamiętam juz tytułu) - wyszłam wtedy po raz pierwszy z kina w połowie seansu. (albo ja byłam za głupia albo film był denny)
... :)
Clkapton Unplugged jest dla mnie TOP-owy, 6+
M.K. -> ale jeśli jeszcze nie słyszałaś "Lucky Man" ELP, to gorąco polecam, nie wiem, czy nie bije Samby (dla mnie oczywiście nie, bo jestem gitaroman)
Goska - Medeski, Martin & Wood unplugged albo Morphine - tu tez emocji nie brakuje. Peiter moze to drugie potwierdzic. The Cure - az sie od emocji gotowalo za swoich dobrych czasow. I dzisiaj juz prawie legenda...
za ten koncert - ja tego nie słyszałam
a czemu ty warcysz ? Nie q-mam
Wrrrrrrrrr
M.K. - > Ni mamy po co wyliczać tej listy - powiem krótko : ja też i też uganiałem się za możliwością przegrania płyty, przeboju. Mój dziwny życiorys pozwolił mi niektąre rzeczy mieć w postaci krążka i na świeżo te rzeczy słyszeć. Potem doszło poszukiwanie tekstów do grania - gitaroman jestem. Pierwszy mój tekst "Blowin in the wind" B. Dylana w wieku 13-tu lat spisywałem z taśmy (jego super angielszczyzna z Teksasu) - wpierw fonetycznie, potem przez kilka tygodni z Kościuszką w ręce szukałem sensu - zajęło mi 3 tygodnie, ale okazało się później, że byłem b. dobry .... Niezapomniany będzie dla mnie koncert Led Zeppelin - grali utwory z płyty V, a publika skandowała na bis : "Black Dog ! Black Dog ! Black Dog !" - takiego Black Dog nie ma nigdzie na taśmach, ani na płytach - trwał 25 minut że potem 3 dni byłem głuchy.
Czego warczysz????
Rychu - ano jak widzisz jednak się nie utopiłam - rozmyśliłam się :P Tych przyutulanych była masa. Ale Samba Pa Ti była znana i kochana przez wszystkich. Ale była jeszcze Europa- Santany, Angie -Stonsów, Child in Time - Deep Purple, House Of The Rising Sun - Animalsów, Stairway To Heaven - Zeppelinów, Whiter Shade Of Pale - Procol Harum. Czasy Dylana, Fleedwood Mac, Hendrixa, Lennona,Jethro Tull,McCartneya z Wingsami, Pink Floydów. Muzycznie były to czasy niewykłe - ja wychowywałam sie na tej muzyce. Towarzyszyła nam każdego dnia. Każdy z tych wykonawców przeszedł do historii muzyki. Mielismy szczęscie przeżywac swoja młodośc we wspaniałym muzycznie okresie.Winilowe płyty zdobywało sie i słuchało ich z nabozeństwem. Przegrywało na szpulowe magnetofony żeby ich nie zniszczyć. To muzyka naszej młodości, pierwszych miłosci i życiowych porażek i zwycięstw. Nowe choć piekne i wartościowe nie niesie w sobie takiego ładunku emocji jak tamte. Wszystkim "młodym" słuchajacym nowej i znacznie świeższej muzyki zycze żeby to czego słuchają stało się ta legendą.
wrrrrrr
Peiterku dzięki - ano jeszcze dycham :P Mam spora liste moich ukochanych wykonawców - trudno by wymienić wszystkich. Generalnie kręcę sie wokoło bluesa, starego rocka, jazzu ale tego z lat wcześniejszych choc i nowym nie gardzę,polska muzyka lat osiemdziesiątych( ech - to były czasy wielkiego boom polskiej sceny rockowej). Nie stronię tez od poezji śpiewanej. Od jakiegoś czasu takze muzyka etniczna jest miła memu sercu. "pozytywne wibracje" słucham pasjami a Oliver Shanti z dwiema płytkami z muzyką indiańską i buddyjską jest na wierzchu zawsze gotów do ponownego słuchania. Duuuuzo tego.
Muzyka ELP była taka bardziej intelektualna jak na owe czasy. Najpękniejszy był utwór "Lucky Man" z pierwszej płyty, z gołębiem na okładce. B. Dobre były jeszcze "Obrazki z Wystawy" w/g Musorgskiego, no i rzeczony utwór "C'est la vie" z lat 70-ych (75/76) z akustycznym akompaniamentem G. Lake'a.
No to mnie Pani uswiadomila :-). Zespol kojarze, ale muzyke srednio.
Emerson Lake & Palmer
Uswiadomicie mnie panowie co to ELP?