Opis zdjęcia
(21.07.2013) Warszawa Bielany, woj. mazowieckie, Polska Nikon D90, Tamron 17-55mm @50mm, 1/160s, f/2.8, ISO 1600 🇵🇱 Ten oto urwis nazywał się Morris. Był specyficznym kotem, który porzucił swoją pierwotną nature samotnika, choć pozostał w nim pierwiastek drapieżcy. Ujawniał się on w trakcie zabaw, kiedy zawzięcie gonił piórka na drutach świszczące dookoła niego, oraz wtedy, gdy pechowym zrządzeniem losu z klatki uwolnił się któryś z kanarków. Zdarzyło mu się upolować dwa albo trzy ptaki. Co ciekawe, dokonanie tych morderstw zaskakiwało go bardziej niż właścicieli skrzydlatych nieboraków. Wówczas siadał przy swojej ofierze i przyglądał jej się z niemym wyrzutem, że przestała przed nim uciekać. Morris był kotem towarzyskim, który wręcz łaknął towarzystwa człowieka. Uwielbiał być głaskany, drapany i pielęgnowany. Doglądałem go przez jakiś czas w zastępstwie za właścicielkę, która wyjechała na wywczasy. Codziennie wycierałem mu pyszczek, inaczej bowiem w załzawionych oczkach mogła rozwinąć się infekcja. Jeśli rano zostawiałem go siedzącego na wykładzinie w korytarzu tuż obok miski napełnionej jedzonkiem, kilka godzin później, po powrocie, zastawałem go dokładnie w tym samym miejscu. Dopiero, kiedy mnie zobaczył, udawał się do naczynia i zabierał za porcję pożywienia, której przez okres mojej nieobecności nawet nie tykał.
Fajne zdjęcie, ciekawa historia