...skoro tak siedzicie DZIEWCZĘTA i CHŁOPCY obok siebie i gapicie się to proszę załóżcie słuchawki na uszy i posłuchajcie opowieści...
Styczniowe Święto Anandy trwa intensywnie w tygodniu poprzedzającym pierwszą pełnię księżyca. Zaś podczas pełni odbywają się najważniejsze celebracje religijne. Moja wizyta trwała kilka dni do 27 stycznia 2013 roku. Podczas mojej pierwszej wizyty w Bagan nie miałem zielonego pojęcia o tym święcie. Widziałem demontaż namiotowego miasteczka skupionego wokół świątyni i zainteresowałem się co to jest? Już wtedy, w styczniu 2010 roku zatęskniłem za obrazami, które będę mógł oglądać jeżeli tu wrócę. Nie wiedziałem jednak, że będę jedynie malutką białą łupinką przywiezioną z dalekiej Europy w tym wieloplemiennym tyglu buddyjczyków . Zapewniam, że odpust Świętej Anandy warto przeżyć !!! Tak jak warto przeżyć lot nad Bagan. Często wracam myślami do tych chwil. Unosiłem się nad historią Świata skupioną na kilkunastu hektarach Ziemi nad rzeką Irawadi. Tu budowano Świątynie a w tym samym czasie na terenach zamieszkałych przez Słowian uczono się rozpalania ogniska. Opisałem mój ówczesny stan
umysłu tutaj - http://obiezyswiat.org/index.php?gallery=10899 . Po latach znów patrzyłem na balony lecące nad świątyniami Bagan. Nostalgia mną targała codziennie, kiedy o świcie obserwowałem ich lot. Cichy, przerywany sykiem wydobywającego się gazu, który natychmiast spalał się by ogrzać
czaszę balonu. Czyhałem z gotowym aparatem, na ten moment kiedy pojawi się płomień i ubarwi czaszę od środka. Do Bagan, do Świątyni Ananda zjeżdżają birmańczycy z całego kraju. Przybywają by czcić Buddę. Przybywają by sprzedać produkty codziennej pracy. By kupić to co brakuje w domu i zagrodzie bo przecież na wsi sklepów nie ma. Są w większych miastach. Idą od rana do wieczora ze swoim dobytkiem. Jadą wozami pełnymi towarów. W tym z pełnym kuchennym wyposażeniem by przez te kilka dni pobyć wokół Świątyni. Nacieszyć się " wycieczką ", w której co roku uczestniczą. " Jadą wozy kolorowe taborami " ... odpust pełen rekwizytów, które mam w pamięci ze swojego dzieciństwa. Charakterystyczne dla Birmy powózki ciągnięte przez małe koniki przewożą turystów ze Świątyni do Świątyni. Także przyjezdni birmańczycy fundują sobie takie królewskie kursy dla przyjemności. Pomyślałem sobie, że ONI nie wiedzą wogóle, że uczestniczą w " evencie " . Bagan podczas Święta staje się metropolią. Przebywa tutaj kilkanście tysięcy ludzi. Pod koniec stycznia, czyli w centrum SUSZY unosi się w powietrzu opadający tylko w nocy, kurz. Zamieszkują te mikroskopijne, ceglane w kolorze, kawałeczki piasku wszędzie tam gdzie spadną. Wdzierają się w obiektywy, aparaty fotograficzne. W oczy. W usta. Wywołują w 40 stopniowym upale pernamentne PRAGNIENIE. Gdzie mieszkają pielgrzymi? Budują wokół Świątyni Ananda namioty. Konstrukcje z ubiegłego wieku ale nic to. Ważne, że mają dach nad głową. Dach chroni przed słońcem nie przed deszczem. Zwierzęta są razem z ludźmi. Tak jak w swoich domostwach, które zostawili na czas podróży. Tak i tutaj. Wszyscy razem. Blisko siebie. W czasie
największego upału większość siedzi w namiotach i delektuje się różnego rodzaju rozrywką, jedzeniem lub używką. Odpoczywają przed popołudniowym szwędaniem się wokół straganów pełnych różnistych towarów. Wiekszość towarów sprzedaje się z wysokości suchej ceglanej ziemi. Kobiety bez przerwy COŚ przygotowywują do jedzenia. Są to potrawy jednogarnkowe. Najczęściej zupy. Dzieci bawią się w żołnierzy bo mają nowo nabyte plastikowe karabiny i rewolwery made in China. Lub oddają się przemyśleniom w czasie jedzenia orzeszków ziemnych. Od zachodniej strony Świątyni Ananda stoją pomieszczenia klasztorne. Budynki z cegły z zewnętrznymi łaźniami i potężnymi kadziami pełnymi wody do mycia. Są też sanitariaty dla mnichów i przybyszów. Zapewne na okoliczność corocznych pielgrzymek zbudowane są drewniane przestrzenie pod dachem gdzie
można się zadomowić i współnie przespać te kilka nocy na podłodze pokrytej bambusowymi matami. Między tymi wiatami są przestrzenie kuchenne, gdzie kobiety na ogniskach gotują jedzenie dla swoich bliskich. Przy okazji można podzielić się refleksjami na temat tegorocznego Święta. Czy po
prostu pogadać o kulinariach. Zamożność wędrowców jest różna to i różne warunki noclegu. Ci którzy nie mają namiotów czyli dużych kolorowych płacht na których zapewne u siebie w domu suszą ryż, nocują pod drzewami akcji, która jeszcze ma listki i daje schronienie przed słońcem. Piją zieloną herbatę prosto z górzystych terenów stanu Szan, którą także można kupić na odpuście Świętej Anandy. Wspaniała herbata. Malutkie listki wysuszone na wiór w połączeniu z gorącą wodą rozwijają się jak szturmówki na wietrze. Najpiękniejsza ze świątyń to Ananda. Wybudowana została w 1090 r. za panowania króla Kyansittha. Ananda to " Niezmierzona mądrość ”. Cztery strony świątyni symbolizują czterech Buddów, którzy osiągnęli nirwanę. Piąty Budda - Maitreya ma się dopiero pojawić. Pagoda obudowana jest ceglanym murem, który tworzy cztery ogromne place wewnątrz których odbywają się uroczystości. Ilość mnichów którzy przybyli by modlić się w Pagodzie przeszła moje najświętsze oczekiwania. Było ich tysiące. Oczywiście przyszli także po prezenty, pieniądze i jedzenie. Wszyscy. Od najmniejszych mnichów, którzy przy tej okazji mieli przyjemność widzieć się z rodzicami, po najstarszych, ustawiali się w dwóch rzędach pojedyńczo. Cierpliwie czekali na swoją kolej. Na przejście przez niewielki portal do głównego placu na którym zostały ustawione " stoły ". Suto zastawione " stoły ". A na nich jedzenie, pieniądze...czego tam nie ma?Alkoholu !!!, na 100% nie ma alkoholu. Przy tzw. głównym " stole " stoją darczyńcy, którzy podchodzącym mnichom darują jedzenie w naczyniach ze styropianu. Pieniądze w nominałach 1000 kajatów, czyli 1,2 dolara. Im więcej darczyńców tym więcej kasy i jedzenia. A obok w namiotach toczy się " eventowe " życie. To ogromna frajda dla tych ludzi. Wyjechali na odpust Świętej Pagody by urozmaicić sobie swoje monotonne życie. Życie towarzyskie kwitnie. Mniszki nieustannie penetrują namioty i zbierają pieniądze, jedzenie. Mam takie wrażenie, że przybyła ludność cały rok zbierała pieniądze na ten " event ". Osobna i przeogromna propozycja dla pielgrzymów to HANDEL. Można tutaj kupić telewizor i sierp do rżnięcia ryżu. Ubrania i meble. Ja kupiłem sobie dzwoneczki z mosiądzu. Dzwoneczki do strojnych uprzęży dla wołów, które ciągną strojne dwu kółki. Pięknie dzwonią i pięknie wyglądają. Część warzywno owocowa jest przeogromna. Tysiące ludzi musi COŚ jeść. A warzywa w kuchni birmanskiej są bardzo ważne. Ryż i warzywa. Oczywiście są także restauracyjki. Plastikowe ogrodowe stoły, fotele i szybkie jedzenie czyli zupy. Pragnienie najszybciej gasi się wodą. W Birmie często można spotkać ogólnodostępne dwa gliniane dzbany przykryte talerzem w których jest woda. Na talerzach aluminiowe kubki. Nigdy nie gasiłem pragnienia korzystając z tych puktów czerpania wody. Są słodycze. Wata cukrowa i karmelowe obwarzanki. Fotogeniczne galaretki w różnych kolorach. Co do ich smaków to mam ambiwalentny stosunek. Kiedyś, nawet bardzo kiedyś w Tajlandii, whisky o nazwie Mekong wraz z lodem i colą smakowała tak, że kupiłem by w domu też uraczyć się tą miksturą. W domu nie smakowało. Dziwiłem się, że ten płyn tam wchłaniałem z przyjemnością. Mnisi po otrzymaniu sporej gotówki zostawiali ją, być może tym, których wcześniej nazwałem darczyńcy. To się nazywa obrót gotówki. Pieniądz na wolnym rynku napędza podaż. Podaż napędza produkcję i tak tworzy się dobrobyt. Z przyjemnością szwendałem się między straganami, wypatrując ciekawych przestrzeni z fascynujacym światłem. Także z fascynującymi ludźmi z innych stron Birmy. Kobiety z okolic jeziora Inle w stanie Szan zawsze mają na głowach " ręczniki ". Wracam do tych biedniejszych, którzy chronią się przed słońcem wykorzystując korony drzew akacjowych. Ich troskliwość o zwierzęta, opieka, ujęły mnie bez reszty. Szacunek dla " siły roboczej " bez której gospodarstwo rolne nie ma szans przeżycia to lekcja dla tych, którzy zwierzęta traktują jak przedmiot. A gdzie śpią ci, co ich woły stoją pod chmurką?... śpią na wozach. A jak jest ich więcej i nie mieszczą się na pierwszym piętrze, to śpią na matach pod wozem. Czyli raz pod wozem raz na wozie ciągle żywe w każdej szerokości geograficznej. Toi-toi. Pewnie każdy zadaje sobie pytanie jak z tym problemem radzą sobie birmańczycy w tych okolicznościach. To odpowiedź. Muszę dodać, że w miejscach gdzie " koczowały " zwierzęta wieczorem wysypywano wapno. Być może stałem się mnie wrażliwy, czy wręcz wniebowzięty, że TU jestem, ale nie czułem dyskomfortu z powodu problemu zwanego toi-toi. Zadbano rónież o pełną dyspozycyjność strażaków. Osobiście nie wyobrażam sobie co by się tutaj działo gdyby powstał pożar. Otwarty ogień przecież od rana do wieczora tlił się pod prowizorycznymi " kuchniami ". Dla dzieci były karuzele poruszane siłą ludzkich mięśni. Plastikowe samochodziki kręcily się wkółko, ku uciesze dzieciaków. Bilet kosztował 500 kajatów, czyli mniej niż dolar. Mam nadzieję, że sprawiłem kilkoro dzieciom przyjemność. Rodzice byli zachwyceni. Dla dorosłych był " Młyn ". Młyn też był poruszany siłą ludzkich mięśni. Znam taki młyn z własnej przebrzmiałej już młodzieńczości. Pamiętam jeszcze beczkę w której wnętrzu motocykiści jeździli jak szaleni. W Chinach kilka lat temu widziałem taką zabawę w teatralnych warunkach. W chińskim SHOW. A wieczorem trochę birmańskiej muzyki, tańca w specjalnie zbudowanym " Teatrze " marzeń. Wszystko według światowych " eventowych " prawideł. Świat się kręci...
Pagan...:))))
...skoro tak siedzicie DZIEWCZĘTA i CHŁOPCY obok siebie i gapicie się to proszę załóżcie słuchawki na uszy i posłuchajcie opowieści... Styczniowe Święto Anandy trwa intensywnie w tygodniu poprzedzającym pierwszą pełnię księżyca. Zaś podczas pełni odbywają się najważniejsze celebracje religijne. Moja wizyta trwała kilka dni do 27 stycznia 2013 roku. Podczas mojej pierwszej wizyty w Bagan nie miałem zielonego pojęcia o tym święcie. Widziałem demontaż namiotowego miasteczka skupionego wokół świątyni i zainteresowałem się co to jest? Już wtedy, w styczniu 2010 roku zatęskniłem za obrazami, które będę mógł oglądać jeżeli tu wrócę. Nie wiedziałem jednak, że będę jedynie malutką białą łupinką przywiezioną z dalekiej Europy w tym wieloplemiennym tyglu buddyjczyków . Zapewniam, że odpust Świętej Anandy warto przeżyć !!! Tak jak warto przeżyć lot nad Bagan. Często wracam myślami do tych chwil. Unosiłem się nad historią Świata skupioną na kilkunastu hektarach Ziemi nad rzeką Irawadi. Tu budowano Świątynie a w tym samym czasie na terenach zamieszkałych przez Słowian uczono się rozpalania ogniska. Opisałem mój ówczesny stan umysłu tutaj - http://obiezyswiat.org/index.php?gallery=10899 . Po latach znów patrzyłem na balony lecące nad świątyniami Bagan. Nostalgia mną targała codziennie, kiedy o świcie obserwowałem ich lot. Cichy, przerywany sykiem wydobywającego się gazu, który natychmiast spalał się by ogrzać czaszę balonu. Czyhałem z gotowym aparatem, na ten moment kiedy pojawi się płomień i ubarwi czaszę od środka. Do Bagan, do Świątyni Ananda zjeżdżają birmańczycy z całego kraju. Przybywają by czcić Buddę. Przybywają by sprzedać produkty codziennej pracy. By kupić to co brakuje w domu i zagrodzie bo przecież na wsi sklepów nie ma. Są w większych miastach. Idą od rana do wieczora ze swoim dobytkiem. Jadą wozami pełnymi towarów. W tym z pełnym kuchennym wyposażeniem by przez te kilka dni pobyć wokół Świątyni. Nacieszyć się " wycieczką ", w której co roku uczestniczą. " Jadą wozy kolorowe taborami " ... odpust pełen rekwizytów, które mam w pamięci ze swojego dzieciństwa. Charakterystyczne dla Birmy powózki ciągnięte przez małe koniki przewożą turystów ze Świątyni do Świątyni. Także przyjezdni birmańczycy fundują sobie takie królewskie kursy dla przyjemności. Pomyślałem sobie, że ONI nie wiedzą wogóle, że uczestniczą w " evencie " . Bagan podczas Święta staje się metropolią. Przebywa tutaj kilkanście tysięcy ludzi. Pod koniec stycznia, czyli w centrum SUSZY unosi się w powietrzu opadający tylko w nocy, kurz. Zamieszkują te mikroskopijne, ceglane w kolorze, kawałeczki piasku wszędzie tam gdzie spadną. Wdzierają się w obiektywy, aparaty fotograficzne. W oczy. W usta. Wywołują w 40 stopniowym upale pernamentne PRAGNIENIE. Gdzie mieszkają pielgrzymi? Budują wokół Świątyni Ananda namioty. Konstrukcje z ubiegłego wieku ale nic to. Ważne, że mają dach nad głową. Dach chroni przed słońcem nie przed deszczem. Zwierzęta są razem z ludźmi. Tak jak w swoich domostwach, które zostawili na czas podróży. Tak i tutaj. Wszyscy razem. Blisko siebie. W czasie największego upału większość siedzi w namiotach i delektuje się różnego rodzaju rozrywką, jedzeniem lub używką. Odpoczywają przed popołudniowym szwędaniem się wokół straganów pełnych różnistych towarów. Wiekszość towarów sprzedaje się z wysokości suchej ceglanej ziemi. Kobiety bez przerwy COŚ przygotowywują do jedzenia. Są to potrawy jednogarnkowe. Najczęściej zupy. Dzieci bawią się w żołnierzy bo mają nowo nabyte plastikowe karabiny i rewolwery made in China. Lub oddają się przemyśleniom w czasie jedzenia orzeszków ziemnych. Od zachodniej strony Świątyni Ananda stoją pomieszczenia klasztorne. Budynki z cegły z zewnętrznymi łaźniami i potężnymi kadziami pełnymi wody do mycia. Są też sanitariaty dla mnichów i przybyszów. Zapewne na okoliczność corocznych pielgrzymek zbudowane są drewniane przestrzenie pod dachem gdzie można się zadomowić i współnie przespać te kilka nocy na podłodze pokrytej bambusowymi matami. Między tymi wiatami są przestrzenie kuchenne, gdzie kobiety na ogniskach gotują jedzenie dla swoich bliskich. Przy okazji można podzielić się refleksjami na temat tegorocznego Święta. Czy po prostu pogadać o kulinariach. Zamożność wędrowców jest różna to i różne warunki noclegu. Ci którzy nie mają namiotów czyli dużych kolorowych płacht na których zapewne u siebie w domu suszą ryż, nocują pod drzewami akcji, która jeszcze ma listki i daje schronienie przed słońcem. Piją zieloną herbatę prosto z górzystych terenów stanu Szan, którą także można kupić na odpuście Świętej Anandy. Wspaniała herbata. Malutkie listki wysuszone na wiór w połączeniu z gorącą wodą rozwijają się jak szturmówki na wietrze. Najpiękniejsza ze świątyń to Ananda. Wybudowana została w 1090 r. za panowania króla Kyansittha. Ananda to " Niezmierzona mądrość ”. Cztery strony świątyni symbolizują czterech Buddów, którzy osiągnęli nirwanę. Piąty Budda - Maitreya ma się dopiero pojawić. Pagoda obudowana jest ceglanym murem, który tworzy cztery ogromne place wewnątrz których odbywają się uroczystości. Ilość mnichów którzy przybyli by modlić się w Pagodzie przeszła moje najświętsze oczekiwania. Było ich tysiące. Oczywiście przyszli także po prezenty, pieniądze i jedzenie. Wszyscy. Od najmniejszych mnichów, którzy przy tej okazji mieli przyjemność widzieć się z rodzicami, po najstarszych, ustawiali się w dwóch rzędach pojedyńczo. Cierpliwie czekali na swoją kolej. Na przejście przez niewielki portal do głównego placu na którym zostały ustawione " stoły ". Suto zastawione " stoły ". A na nich jedzenie, pieniądze...czego tam nie ma?Alkoholu !!!, na 100% nie ma alkoholu. Przy tzw. głównym " stole " stoją darczyńcy, którzy podchodzącym mnichom darują jedzenie w naczyniach ze styropianu. Pieniądze w nominałach 1000 kajatów, czyli 1,2 dolara. Im więcej darczyńców tym więcej kasy i jedzenia. A obok w namiotach toczy się " eventowe " życie. To ogromna frajda dla tych ludzi. Wyjechali na odpust Świętej Pagody by urozmaicić sobie swoje monotonne życie. Życie towarzyskie kwitnie. Mniszki nieustannie penetrują namioty i zbierają pieniądze, jedzenie. Mam takie wrażenie, że przybyła ludność cały rok zbierała pieniądze na ten " event ". Osobna i przeogromna propozycja dla pielgrzymów to HANDEL. Można tutaj kupić telewizor i sierp do rżnięcia ryżu. Ubrania i meble. Ja kupiłem sobie dzwoneczki z mosiądzu. Dzwoneczki do strojnych uprzęży dla wołów, które ciągną strojne dwu kółki. Pięknie dzwonią i pięknie wyglądają. Część warzywno owocowa jest przeogromna. Tysiące ludzi musi COŚ jeść. A warzywa w kuchni birmanskiej są bardzo ważne. Ryż i warzywa. Oczywiście są także restauracyjki. Plastikowe ogrodowe stoły, fotele i szybkie jedzenie czyli zupy. Pragnienie najszybciej gasi się wodą. W Birmie często można spotkać ogólnodostępne dwa gliniane dzbany przykryte talerzem w których jest woda. Na talerzach aluminiowe kubki. Nigdy nie gasiłem pragnienia korzystając z tych puktów czerpania wody. Są słodycze. Wata cukrowa i karmelowe obwarzanki. Fotogeniczne galaretki w różnych kolorach. Co do ich smaków to mam ambiwalentny stosunek. Kiedyś, nawet bardzo kiedyś w Tajlandii, whisky o nazwie Mekong wraz z lodem i colą smakowała tak, że kupiłem by w domu też uraczyć się tą miksturą. W domu nie smakowało. Dziwiłem się, że ten płyn tam wchłaniałem z przyjemnością. Mnisi po otrzymaniu sporej gotówki zostawiali ją, być może tym, których wcześniej nazwałem darczyńcy. To się nazywa obrót gotówki. Pieniądz na wolnym rynku napędza podaż. Podaż napędza produkcję i tak tworzy się dobrobyt. Z przyjemnością szwendałem się między straganami, wypatrując ciekawych przestrzeni z fascynujacym światłem. Także z fascynującymi ludźmi z innych stron Birmy. Kobiety z okolic jeziora Inle w stanie Szan zawsze mają na głowach " ręczniki ". Wracam do tych biedniejszych, którzy chronią się przed słońcem wykorzystując korony drzew akacjowych. Ich troskliwość o zwierzęta, opieka, ujęły mnie bez reszty. Szacunek dla " siły roboczej " bez której gospodarstwo rolne nie ma szans przeżycia to lekcja dla tych, którzy zwierzęta traktują jak przedmiot. A gdzie śpią ci, co ich woły stoją pod chmurką?... śpią na wozach. A jak jest ich więcej i nie mieszczą się na pierwszym piętrze, to śpią na matach pod wozem. Czyli raz pod wozem raz na wozie ciągle żywe w każdej szerokości geograficznej. Toi-toi. Pewnie każdy zadaje sobie pytanie jak z tym problemem radzą sobie birmańczycy w tych okolicznościach. To odpowiedź. Muszę dodać, że w miejscach gdzie " koczowały " zwierzęta wieczorem wysypywano wapno. Być może stałem się mnie wrażliwy, czy wręcz wniebowzięty, że TU jestem, ale nie czułem dyskomfortu z powodu problemu zwanego toi-toi. Zadbano rónież o pełną dyspozycyjność strażaków. Osobiście nie wyobrażam sobie co by się tutaj działo gdyby powstał pożar. Otwarty ogień przecież od rana do wieczora tlił się pod prowizorycznymi " kuchniami ". Dla dzieci były karuzele poruszane siłą ludzkich mięśni. Plastikowe samochodziki kręcily się wkółko, ku uciesze dzieciaków. Bilet kosztował 500 kajatów, czyli mniej niż dolar. Mam nadzieję, że sprawiłem kilkoro dzieciom przyjemność. Rodzice byli zachwyceni. Dla dorosłych był " Młyn ". Młyn też był poruszany siłą ludzkich mięśni. Znam taki młyn z własnej przebrzmiałej już młodzieńczości. Pamiętam jeszcze beczkę w której wnętrzu motocykiści jeździli jak szaleni. W Chinach kilka lat temu widziałem taką zabawę w teatralnych warunkach. W chińskim SHOW. A wieczorem trochę birmańskiej muzyki, tańca w specjalnie zbudowanym " Teatrze " marzeń. Wszystko według światowych " eventowych " prawideł. Świat się kręci...
Dobra, się podsuń Asia, razem się pozachwycamy:)
gapię się i zachwycam :)
Kraj na chwilę obecną dla mnie nieosiągalny, więc z przyjemnością tu choć popatrzę
Poświętowałbym z nimi :)
...rezon -święto ANANDY w Bagan - tydzień koczują, modlą się, jedzą, śpią, bawią się ...kilkanaście tysięcy wyznawców byddyzmu Theravada...
... brolli - ja mam ciągle spakowany na wszelki wypadek...dzięki
Fajna sielanka...
Już bym plecak pakował...