Opis zdjęcia
CZĘŚĆ I "CZYTANIE NUT" - za dużo pan żąda, za dużo - wysoki mężczyzna spojrzał na podana mu kartkę - panie Fosch mam nadzieje ze zejdziemy z ceny - szanowny hrabio ja nie zejdę ceny, a pan zapłaci tyle ile jest napisane na tej pomiętej przez pana kartce Słowa rozniosły sie złowrogim echem po modrzewiowym salonie pałacu myśliwskiego. Dwóch rosłych typków za plecami hrabiego nerwowo drgnęło. Jednak siedzący w półmroku Jan Fosch nawet nie zaszczycił ich swym spojrzeniem, jego poznaczone czerwonymi żyłkami oczy były skierowane w jednym kierunku, w stronę hrabiego. - pragnę panu wyjaśnić, że to ja jestem gospodarzem tego miejsca - w glosie hrabiego wyczuwalna była irytacja - wiec proszę o nienadużywanie mojej gościnności. - i co każe pan tym swoim zbirom mnie obić? Jak zwykłego brudnego pastucha? - panie Fosch jesteśmy ludźmi cywilizowanymi mimo, że żyjemy w dzikich czasach - płacisz pan czy nie !- w jednej chwili Fosch gwałtownie wstał z fotela, a cień jego chudej prawie trupiej sylwetki zatańczył na ścianie Dwóch osiłków jednym krokiem zasłoniło gospodarza, i nie wiadomo skąd w ich masywnych dłoniach pojawiły sie rewolwery - spokój, cofnąć sie- mimo ze glos hrabiego był nie tyle władczy co groźny, ani jeden mięsień nie drgnął mu na twarzy - zapłacę panu ile pan rzadka panie Fosch, a potem nie chce już pana znać Gospodarz z niesmakiem spojrzał na skuloną w fotelu postać swego gościa. Przez chwile pomyślał o tych biedakach chorych na suchoty, na których jego żona wydawał tyle pieniędzy. Jego zdaniem było to jedno wielkie marnotrawstwo, ale jej pieniądze i nich robi z nimi co chce. - jest pan zwykła pazerna gnida, panie Janie Fosch, nic nie znaczy dla pana dobro ojczyzny - a czy pan panie hrabio robi to tylko dla ojczyzny, dla wolnej Polski? -Fosch prawie upadł na fotel - a może kieruje panem bardziej strach o własny majątek i życie. Hrabia nie odpowiedział odwrócił sie w stronę palących żagwi w kominku. Przez chwile wpatrywał sie w płomienie - zaprowadźcie pana Foscha do jego pokoju, jutro wyjedzie do miasta - wypowiedział te słowa bardziej do szalejącego w kominku ognia, niż w stronę swoich sług. - jutro dostanie pan wszystkie materiały o jakie pan prosił - hrabia rzucił mimochodem do oddalającej sie sylwetki Jana Foscha - bardzo byłbym wdzięczny jakby pan po tym wszystkim je zniszczył. Zimny jesienny wiatr szalał w otaczającym dworek parku. Ostatnie pożółkłe liście z niebywałym uporem trzymały sie gałęzi, pierwsze pojedyncze krople deszczy zaczęły rozbijać sie o okiennice. Idzie zima, czas wilków powiedział w pustkę salonu hrabia. Ze zdobionego srebrem barku wyciągnął butelkę koniaku i nalewając sobie do kryształowej szklanki, nie wszystkie owce dożyją do wiosny, dodał w myślach. Przemyśl w te deszczowe matowe dni tracił cały swój urok, polskie, ukraińskie i żydowskie dobre duchy szukały pod krużgankami i balkonami skrawku suchego muru. Jan Fosch minął tonącą w mgle wille Frenklów i skierował się w stronę dworca kolejowego. Pokaźny budynek Pasażu Gansa wydawał się w tym deszczu niczym olbrzym plączący z swych wielu oczu nad niedolą okolicznej miejskiej biedoty. Fosch sięgnął do przemoczonej marynarki i z cerowanej nieskończenie wiele razy kiszeni wyciągnął parę drobniaków. Nie było go stać na ulokowaną na parterze Grand Cafe Stieber, ale na pewno na piwo w przyziemnej piwiarni mógł sobie pozwolić. Szybkim krokiem przeszedł obok grupki panien, które wesoło szczebiotały z austriackimi żołnierzami, i uważając na wyślizganych schodach wszedł do ogarniętej półmrokiem piwiarni. Szum rozmów w uderzył w niego niczym morska fala, języki Galicji mieszały się ze sobą tworząc dziwna tajemniczą mowę z pogranicza krańców świata. Przepchnął się między grupką kolejarzy i stanąwszy wreszcie przy wytartym prawie do gołego drewna barze zamówił kufel piwa. W koncie zauważył stolik na którym spał węgierski żołnierz, podszedł postawił piwo z za pocerowanej marynarki wyciągnął związany szarym sznurkiem skoroszyt. Fosch chwilę patrzył na starannie oprawioną skurzana okładkę i otworzył na pierwszej stronie. W mokrym i mętnym świetle rzucanym przez jedno z nielicznych okienek zaczął czytać życiorys żołnierza Cesarsko-Austrjackiego wojska, hauptmana Hermana Greslera. Mrok zaczął już na dobre otaczać mokre od deszczu kamieniczki kiedy Fosch wreszcie dotarł do swego jednopokojowego mieszkanka na Dobromilersgrase. Idąc po drewnianych schodach na poddasze czuł sie jak skazaniec zmierzający na szafot, każdy schodek to nieuchronny krok ku pustce. Otworzył stare obdarte ze farby drzwi, skrzypniecie zawiasów powitało go niczym wroga, który narusza świętość opuszczonego grobowca. Pokój był prawie pusty, w prawym rogu stało stare niezaścielone łóżko a przy nim jedno jedyne krzesło. Resztę pokoju zajmował niczym śpiący olbrzymi kocur dostojny fortepian. Zrzucił przemoknięte ubranie w ciemny tajemniczy kat pokoju i położył się na brudnym łóżku. Plamy wilgoci na obdartym suficie tworzyły nieziemski obraz od którego leżący na wznak Fosch nie mógł oderwać wzroku. Jeszcze raz przed snem spojrzał na skórzany skoroszyt i zapadł w niespokojny sen. W sennych koszmarach układał arie życia hauptmana Hermana Greslera, nuty wiły się po pięciolinii niczym stare garbate prządki, których jedynym zadaniem jest wypleść koniec i początek ludzkiego marnego życia. Ciałem Jana Foscha targnęły dreszcze, gdzieś tam między snem a jawą Jan Fosch stał przed na wpół rozsypującą się ogrodową altaną. Na środku stało pianino, czuł jak nieznana siła go przyciąga, całym sobą pragnął zagrać poczuć muzykę, jego duszę rozrywała cisza. Koniec części I