Pamiętam, jak na lotnisku w Zalizaroe, przez tydzień siedzieliśmy w poczekalni lotniska bo pas startowy spowiła potworna mgła.
Brakowało jedzenia i żołnierze z lotniskowej ochrony zaczęli polować z kałachów na bawoły.
Później urządzaliśmy ogniska i ucztowaliśmy do nocy.
jeden Francuz ząb, bo w jego porcji był nabój, którego kucharz nie zauważył.
Piloci żartowali nawet że mieli szczęście, że to nie trafiło się Amerykaninowi, bo pozew do sądu murowany.
Doszło nawet do małej scysji bo okazało się że wśród pasażerów był czarnoskóry gej, żydowskiego pochodzenia z amerykańskim paszportem.
Padły zarzuty o molestowanie i dyskryminację na tle rasowym oraz homofobię.
Na szczęście było dwóch Rosjan, którzy zadeklarowali się, że wyłożą facetowi całą teorię i spróbują wynegocjować ugodę.
Odeszli na stronę i rzeczywiście, ich szkolenie przyniosło skutek.
Amerykanin nie odezwał się ani słowem aż do końca tygodnia i w ogóle był jakiś taki, nie swój.
W środę, trzeciego dnia oczekiwania, wszystkich obudził wielki hałas.
Wokół panowało poruszenie, żołnierze biegali, robili zdjęcia komórkami i chaotycznie wysyłali ememesy.
Myśleliśmy że przyleciał w końcu samolot ale tylko stado słoni spłoszone przez lwy, przebiegało obok pasa startowego.
Usiedliśmy zrezygnowani na rozgrzanym betonie gdy nagle odzywa się Holender.
Hej ludzie... krzyczy...
Mam tu takie dobre palenie z Amsterdamu, chce ktoś ?
Zapaliliśmy jego papierosy i przynajmniej środa upłynęła na świetnej zabawie i wyszukanych żartach.
Kolejne dni płynęły leniwie jak śluz ślimaka i tak aż do sobotniego wieczoru.
Dochodziła dwudziesta a zamglone słońce muskało już niewidoczny mglisty horyzont, gdy znad wzgórza wyłonił się wielki i charczący Liberator, pamiętający jeszcze II wojnę światową.
Wyraźnie podchodził do lądowania, leciał w lekkim przechyle a silniki przerywały.
Wszyscy zamarli w całkowitej ciszy i jak zahipnotyzowani, prowadziliśmy maszynę wzrokiem aż do przyziemienia.
Maszyna łupnęła o pas, podskoczyła i znów opadła z głuchym tąpnięciem.
Pilot z trudem utrzymał ją w pasie i zdołał zatrzymać dopiero pod sam jego koniec.
Z daleka widzieliśmy jak z samolotu wybiega kilka osób.
Ruszyliśmy w ich stronę a żołnierze odpalili Czapajewa i pomknęli przodem.
Była to ekspedycja archeologów z Wielkiej Brytanii i właśnie wracali na międzynarodowe lotnisko, gdy w powietrzu doszło do awarii samolotu.
Zaprosiliśmy ich do terminalu i zasiedliśmy w poczekalni.
Archeolodzy mieli ze sobą nieco zapasów a nawet butelkę Porto, co wszystkich wprawiło w zachwyt.
Jeden z Anglików, dystyngowany profesor i członek Królewskiego Towarzystwa Geograficznego, dobył z plecaka otwieracz, wbił w korek i już nie zdążyłem zobaczyć jak uwalnia się z szyjki.
Całą halę w jednej chwili wypełniło jaskrawe światło, któremu towarzyszył monotonny dżwięk przypominający piłowanie stali.
To było nie do wytrzymania, ostatkiem świadomości zarejestrowałem odgłos tłuczącej się butelki alkoholu i poczułem jego słodkawy zapach.
Po chwili wszystko ucichło, wokół mnie zapanowała całkowita ciemność.
Jedynie głuchy i delikatny szum dobywał się jakby zza mojej głowy.
Zorientowałem się, że moje ręce i nogi są unieruchomione w czymś, co przypomina kajdany ale znacznie bardziej rozbudowane, z jakimiś przewodami i lampkami.
Powoli dochodziłem do siebie i wzrok przyzwyczajał się do warunków.
Zacząłem dostrzegać jakieś kształty, w ciemności majaczyły zarysy jakichś kanciastych przedmiotów, lekko migotały monitory.
Nagle zrobiło się jakby chłodniej i dużo widniej.
Leżałem w podłączony do aparatury medycznej a wokół kręciły się istoty o szarej skórze i wielkich, czarnych oczach.
Porwali mnie kosmici - pomyślałem.
Wtem jeden z nich podszedł do mnie i twierdząco kiwnął jajowatą głową.
Inny w tym samym czasie świecił mi na brzuch jakimś laserem i wpatrywał się w stojący obok monitor.
Zaraz po tym zakręciło mi się w głowie, obraz wokół mnie zaczął się cofać i rozciągać jak ciasto na pizzę a ja poczułem potężne przyśpieszenie.
Znalazłem się w tunelu światła i dźwięku.
Cała materia wirowała i pędziła wokół mnie z niewyobrażalną prędkością.
Nagle, w ułamku sekundy wszystko zniknęło a przeraźliwy szum ustał.
Ocknąłem się przy biurku, pisząc ten komentarz.
bardzo ,,,
jak by co to mgła naturalna bez PS
ładnie z tą mgłą
Peiter [2012-10-22 02:52:19] - za wcześnie się ocknąłeś :)
fajny tekst, nawet z dwa razy mnie rozbawił, ale o co kaman?
Pamiętam, jak na lotnisku w Zalizaroe, przez tydzień siedzieliśmy w poczekalni lotniska bo pas startowy spowiła potworna mgła. Brakowało jedzenia i żołnierze z lotniskowej ochrony zaczęli polować z kałachów na bawoły. Później urządzaliśmy ogniska i ucztowaliśmy do nocy. jeden Francuz ząb, bo w jego porcji był nabój, którego kucharz nie zauważył. Piloci żartowali nawet że mieli szczęście, że to nie trafiło się Amerykaninowi, bo pozew do sądu murowany. Doszło nawet do małej scysji bo okazało się że wśród pasażerów był czarnoskóry gej, żydowskiego pochodzenia z amerykańskim paszportem. Padły zarzuty o molestowanie i dyskryminację na tle rasowym oraz homofobię. Na szczęście było dwóch Rosjan, którzy zadeklarowali się, że wyłożą facetowi całą teorię i spróbują wynegocjować ugodę. Odeszli na stronę i rzeczywiście, ich szkolenie przyniosło skutek. Amerykanin nie odezwał się ani słowem aż do końca tygodnia i w ogóle był jakiś taki, nie swój. W środę, trzeciego dnia oczekiwania, wszystkich obudził wielki hałas. Wokół panowało poruszenie, żołnierze biegali, robili zdjęcia komórkami i chaotycznie wysyłali ememesy. Myśleliśmy że przyleciał w końcu samolot ale tylko stado słoni spłoszone przez lwy, przebiegało obok pasa startowego. Usiedliśmy zrezygnowani na rozgrzanym betonie gdy nagle odzywa się Holender. Hej ludzie... krzyczy... Mam tu takie dobre palenie z Amsterdamu, chce ktoś ? Zapaliliśmy jego papierosy i przynajmniej środa upłynęła na świetnej zabawie i wyszukanych żartach. Kolejne dni płynęły leniwie jak śluz ślimaka i tak aż do sobotniego wieczoru. Dochodziła dwudziesta a zamglone słońce muskało już niewidoczny mglisty horyzont, gdy znad wzgórza wyłonił się wielki i charczący Liberator, pamiętający jeszcze II wojnę światową. Wyraźnie podchodził do lądowania, leciał w lekkim przechyle a silniki przerywały. Wszyscy zamarli w całkowitej ciszy i jak zahipnotyzowani, prowadziliśmy maszynę wzrokiem aż do przyziemienia. Maszyna łupnęła o pas, podskoczyła i znów opadła z głuchym tąpnięciem. Pilot z trudem utrzymał ją w pasie i zdołał zatrzymać dopiero pod sam jego koniec. Z daleka widzieliśmy jak z samolotu wybiega kilka osób. Ruszyliśmy w ich stronę a żołnierze odpalili Czapajewa i pomknęli przodem. Była to ekspedycja archeologów z Wielkiej Brytanii i właśnie wracali na międzynarodowe lotnisko, gdy w powietrzu doszło do awarii samolotu. Zaprosiliśmy ich do terminalu i zasiedliśmy w poczekalni. Archeolodzy mieli ze sobą nieco zapasów a nawet butelkę Porto, co wszystkich wprawiło w zachwyt. Jeden z Anglików, dystyngowany profesor i członek Królewskiego Towarzystwa Geograficznego, dobył z plecaka otwieracz, wbił w korek i już nie zdążyłem zobaczyć jak uwalnia się z szyjki. Całą halę w jednej chwili wypełniło jaskrawe światło, któremu towarzyszył monotonny dżwięk przypominający piłowanie stali. To było nie do wytrzymania, ostatkiem świadomości zarejestrowałem odgłos tłuczącej się butelki alkoholu i poczułem jego słodkawy zapach. Po chwili wszystko ucichło, wokół mnie zapanowała całkowita ciemność. Jedynie głuchy i delikatny szum dobywał się jakby zza mojej głowy. Zorientowałem się, że moje ręce i nogi są unieruchomione w czymś, co przypomina kajdany ale znacznie bardziej rozbudowane, z jakimiś przewodami i lampkami. Powoli dochodziłem do siebie i wzrok przyzwyczajał się do warunków. Zacząłem dostrzegać jakieś kształty, w ciemności majaczyły zarysy jakichś kanciastych przedmiotów, lekko migotały monitory. Nagle zrobiło się jakby chłodniej i dużo widniej. Leżałem w podłączony do aparatury medycznej a wokół kręciły się istoty o szarej skórze i wielkich, czarnych oczach. Porwali mnie kosmici - pomyślałem. Wtem jeden z nich podszedł do mnie i twierdząco kiwnął jajowatą głową. Inny w tym samym czasie świecił mi na brzuch jakimś laserem i wpatrywał się w stojący obok monitor. Zaraz po tym zakręciło mi się w głowie, obraz wokół mnie zaczął się cofać i rozciągać jak ciasto na pizzę a ja poczułem potężne przyśpieszenie. Znalazłem się w tunelu światła i dźwięku. Cała materia wirowała i pędziła wokół mnie z niewyobrażalną prędkością. Nagle, w ułamku sekundy wszystko zniknęło a przeraźliwy szum ustał. Ocknąłem się przy biurku, pisząc ten komentarz.