Opis zdjęcia
Wiktoria z Turbasów i Jan Jędrszczykowie z synem Idzim, ok. 1915 r. Rodzina pochodziła z Bieńczyc k. Krakowa (obecnie Nowa Huta). Jan wkrótce po wykonaniu tego zdjęcia udał się na zgrupowanie wojska do Nowego Sącza, gdzie jeszcze zdążyła odwiedzić go żona, a stamtąd już bezpośrednio na front, gdzie zginął pod Ostritzą (Rumunia). Osierocił dwoje dzieci. Nie wiem kto jest autorem tego zdjęcia, które pochodzi z rodzinnego archiwum potomków Jana Jędrszczyka udostępnione w ramach projektu \\\\"Czas zatrzymany\\\\" przez Panią Elżbietę Dzikowską. Jako ciekawostkę warto podać, że siostra widocznej na zdjęciu Wiktorii - Salomea była żoną Józefa Krasnowolskiego, znanego młodopolskiego malarza, który uczestniczył w plenerach malarskich, organizowanych przez Jana Stanisławskiego. Na jednym z takich wyjazdów w podkrakowskich Bieńczycach poznał swą przyszłą żonę, piękną wiejską dziewczynę, Salomeę Turbas, córkę zamożnej chłopskiej rodziny - Grzegorza i Salomei z Biernacików. Turbasowie wywodzili się od jeńców tatarskich, osadzonych na roli w XVII w.
Choć sama fotografia jest sympatyczna to opisany ciąg dalszy sprawia, że staje się smutna...
cudeńko, proszę o bardziej skrótowe opisy ;)
wyjatkowe zdjecie i wyjatkowy komentarz pod spodem:)... czasu trzeba miec wiecej, by przeczytac wszystko, ale pewnie to uczynie, bo ciekawosc...
Fotografista[ 2012-04-18 21:12:08 ]Obiecuję, że jutro przeczytam ze zrozumieniem. Na dzisiaj powiem, że podoba mi się ta rodzinna scenka.
Fotografista- ale lektura ;-)
wzbudza zamyslenie i smutek
Słowo wstępne do albumu “Czas zatrzymany” Pierwszym powodem wydania tego albumu była chęć rozprawienia się z najbardziej absurdalnym mitem jaki kiedykolwiek wymyślono o Nowej Hucie. O tym, że powstała na terenach piaszczystych ugorów i nieużytków. Mitem o ubóstwie i zacofaniu mieszkańców podkrakowskich wsi: Bieńczyc, Czyżyn, Mogiły, Krzesławic, Pleszowa, Grębałowa i Luboczy na których potem wybudowano socjalistyczne miasto i kombinat metalurgiczny. W ten bezpodstawny sposób usiłowano usprawiedliwiać falę wywłaszczeń na początku lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Ludziom odbierano ziemię, a ówczesne władze państwowe i polityczne uparcie wmawiały, że były tu nieurodzajne zagony, galicyjska bieda i stare chłopskie chaty, które należało wyburzyć pod zabudowę nowych osiedli. Tych argumentów używała propaganda PRL-u, lecz na skutek długotrwałej indoktrynacji społeczeństwa jej echa odbijają się do dziś. Wioski spotkała zagłada, a rachunek krzywd, choćby symbolicznie - nigdy nie został spłacony. Ludzi, którym za ojcowizny i urodzajną ziemię płacono jak za garnitur czy zegarek na rękę skrzywdzono nieprawdopodobnie. Bezlitosne decyzje Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Krakowie w sprawach wywłaszczeń były ostateczne, zaś odwołania od orzeczeń o odszkodowania rozpatrywano negatywnie. Sentencja Zbigniewa Herberta: “Naród, który traci pamięć, traci sumienie” w tym kontekście nabiera szczególnego wyrazu i znaczenia. Zbiór fotografii i dokumentów ilustruje przejmujące losy pokolenia, najpierw tragicznie doświadczonego na frontach I wojny światowej przez austriackiego i rosyjskiego zaborcę, a częściowo pozbawionego dachu nad głową, gdy w pasie przyfortecznym “Twierdzy Kraków” / Grębałów, Lubocza, Kantorowice, Zesławice/ zobowiązano właścicieli do burzenia domów na żądanie władz wojskowych. Późniejsze dwudziestoletnie odrodzenie gospodarcze i kulturalne przerwał koszmar okupacji niemieckiej i gehenna niewinnych ludzi. Pacyfikacje, aresztowania, deportacje i egzekucje były na porządku dziennym. Za udział w podziemnej walce, tajnym nauczaniu i ukrywaniu Żydów groziła śmierć. Krzesławicki fort i Grębałów pozostaną symbolem pamięci narodowej, gdyż są uświęcone przelaną krwią kilkuset młodych, polskich patriotów, przewożonych tam z krakowskich więzień i rozstrzeliwanych. Rzeka traumatycznych wspomnień jest głęboka. W pierwszych latach po zakończeniu wojny, gdy toczyła się w całym kraju walka o jego przyszłość z góry skazana na porażkę - co w tamtym czasie nie było wcale takie oczywiste - prześladowaniami dotknięto ludzi związanych z Batalionami Chłopskimi, Armią Krajową, działaczy opozycyjnego Polskiego Stronnictwa Ludowego i wielu innych. A kiedy zwykłym ludziom mogło się wydawać, że nareszcie nadszedł upragniony okres spokojnego życia, zadano kolejne ciosy. W atmosferze wewnętrznych rozterek i podejrzliwości wymuszano dramatyczne wybory i decyzje. Tutejsza ludność znów wystawiona została na bolesną próbę, tym razem w imię socjalistycznego eksperymentu. Album jest świadectwem tych właśnie przemian, jest wkładem w poznawanie okresu najnowszego i dorobku wsi wchłoniętych przez urbanistycznego molocha - Nową Hutę. Nie można zapomnieć, iż wielu zapłaciło za nadejście “nowego” wysoką cenę. Inni pozbawieni swoich ojcowizn musieli rozpocząć swoje życie od nowa. Byli przesiąknięci miłością do Boga i ojczyzny, kultywowali tradycje narodowe, obywatelskie, ludowe, religijne i rodzinne. Stanowili kłopotliwą zaporę dla systemu i dlatego system ich niszczył. Dokonano na nich zamachu, ale nikt dotąd nie oddał im należnej sprawiedliwości. Chciałem pokazać, że zanim zbudowano Nową Hutę, kwitła tu gospodarka i kultura, żyli konkretni ludzie. Może dzięki temu damy im i ich rodzinom choć odrobinę satysfakcji, bo oni byli tu wcześniej – oto drugi powód przygotowania albumu. Oglądając setki zdjęć i dokumentów sprzed 1939 r. odkrywałem, że już wtedy mieszkańcy podkrakowskich wsi posiadali całkiem sporą wiedzę i kulturę, które pozwoliły im świadomie kształtować swoją przyszłość. Poziom materialny był - jak wszędzie - zróżnicowany. Obok wielu zamożnych i zaradnych rodzin żyli także ludzie ubodzy, nieraz w skrajnej nędzy. Ale pomimo ciężkiej pracy, trudnych warunków i wyrzeczeń mieli plany i marzenia, które potrafili realizować. Chętnie włączano się w nurt życia zbiorowego zakładając różne stowarzyszenia, zespoły i komitety, co pogłębiało ich własną integrację. W tutejszych wsiach organizowano wiece i zgromadzenia wyborcze. Istniała lokalna solidarność ale były też przeciwstawne “obozy”, skupione najczęściej wokół miejscowych przywódców. Niektórzy z nich osiągali dość wysoką pozycję społeczną. Jedni sympatyzowali z ruchem ludowym, inni z obozem sanacyjnym, większość jednak zajęta była codzienną pracą i w życiu politycznym nie uczestniczyła. Z dzisiejszej perspektywy powinniśmy sprawiedliwie ocenić fakty i wydarzenia sprzed dziesięcioleci. A mówią one, że z Czyżyn, Bieńczyc czy Mogiły można było już sto lat temu wygodnie dojechać pociągiem do Krakowa, w dodatku znacznie szybciej niż dziś w godzinach szczytu. Popularna droga kocmyrzowska - tradycyjny szlak dostaw warzyw na rynek krakowski - miała poważny wpływ na aktywność gospodarczą i urbanizację terenów przez które przebiegała. Rzeczą normalną było wysyłanie młodzieży do krakowskich gimnazjów i uczelni. Działały tu Katolickie Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej i odrębne Katolickie Stowarzyszenia Młodzieży Żeńskiej oraz Koła Młodzieży Wiejskiej “Wici” i in., które dla uświetnienia lokalnych uroczystości zawiązywały zespoły taneczne i teatralne. Działały chóry i orkiestry. Młodzież chętnie uczestniczyła w kursach ogrodniczych, pszczelarskich, gotowania i szycia, stolarskich, wyprawiania skórek i in. W Bieńczycach jeszcze przed I wojną światową istniało Towarzystwo Gimnastyczne “Sokół”, które zbudowano tu specjalny budynek do ćwiczeń. Był tam również tzw. “dworek”, gdzie kwitło życie religijne i kulturalne. Młodzież wystawiała nie tylko “jasełka”, ale grano nawet sztuki Aleksandra Fredry i Michała Bałuckiego. Uczono pieśni ludowych i tańca. Co zamożniejsi szyli bądź zamawiali tradycyjne stroje krakowskie, które długo potem przechowywano, a wkładano w czasie wesel, odpustów, procesji, dożynek i festynów. Strój dodawał odpowiedniego splendoru gdy nadeszły święta kościelne lub państwowe. Mężczyźni zakładali wtedy czerwone “krakuski”, białe sukmany, niebieskie kaftany, a białe koszule zapinali pod szyją na “guz” czyli spinkę, wkładali spodnie w biało-czerwone paski i buty z cholewami do kolan. Kobiety wyróżniały się przepięknymi, barwnymi gorsetami, które w stylistyce “pleszowsko-lubocko-grębałowskiej” po mistrzowsku wykonywała zgodnie z rodzinną tradycją Maria Chmiel z Pleszowa. Widzimy ją na zdjęciu z ok.1920 r. wraz z czwórką dzieci, spośród których dziewczęta poszły w jej zawodowe ślady, zaś chłopcy dzięki profitom pochodzącym z tej gorseciarskiej profesji zdobyli nawet wyższe wykształcenie. Oprócz gorsetów ze złocistymi cętkami przywdziewano białe bluzki z szerokimi rękawami, zakładano czerwone korale, wzorzyste spódnice w kwiaty i wysokie buty. Po sposobie w jaki wiązano chusty na głowach można było odróżnić panny od mężatek. W każdej niemal parafii i wiosce istniały różnice w detalach stroju, ale ich szczegółową charakterystykę trudno byłoby przedstawić w tym słowie wstępnym. Popularny był zwyczaj fotografowania członków rodziny, znajomych i najbliższego otoczenia, dzięki czemu możemy teraz odtwarzać minioną rzeczywistość. Sporo zebranych zdjęć świadczy o dużej wrażliwości na uroki krajobrazu. Przy jazie nad rzeką Dłubnią, na mostkach, łąkach i nieopodal kopca Wandy młodzież miała swe ulubione miejsca zabaw, zmagań sportowych i spotkań, przeradzających się niekiedy w późniejsze trwałe związki. Dość często urządzano wycieczki do Ojcowa, Wieliczki, Zabierzowa i Zakopanego. Niektórzy jeździli nawet do Warszawy i nad morze. Pielgrzymowano do Mogiły, Czernej, Kalwarii Zebrzydowskiej i Częstochowy. Zbudowano kościół, szkoły, ochronki dla dzieci, domy ludowe. Były stacje kolejowe, poczty, składy towarów i warsztaty rzemieślnicze, funkcjonowały prywatne i spółdzielcze sklepy. Prowadzono liczne akcje charytatywne, organizowano zbiórki, działała tzw. Kasa Stefczyka pomagająca chłopom w rozwiązywaniu problemów finansowych. Ze składek kupowano książki i zakładano w szkołach biblioteki. W Bieńczycach był Klub Sportowy “Tęcza”, natomiast w Czyżynach - Amatorski Klub Sportowy. W 1918 r. zlokalizowano tam lotnisko, najpierw wojskowe, potem także cywilne, gdzie rankiem w pierwszym dniu niemieckiej agresji od bomb zginęło kilka osób. W niektórych wsiach przed 1939 r. działały koła Związku Nauczycielstwa Polskiego, Kółka Rolnicze i oddziały Ochotniczej Straży Pożarnej. W wielu domach znajdowały się radioodbiorniki, rowery i motocykle, było też kilka samochodów. W dworskich gospodarstwach używano lokomobili, młockarni i innych nowoczesnych maszyn rolniczych, były stawy rybne oraz szklarnie. Zakładano hodowle koni, które darzono tu ogromnym sentymentem, zwłaszcza w Mogile i Pleszowie. We dworze w Wadowie na początku dwudziestego wieku istniały korty tenisowe. Na zdjęciu z 1905 r. widzimy tam trójkę rodzeństwa: Władysława, Jadwigę i Józefa Cieślewiczów. Najmłodszy Józef zginął na wojnie w 1915 r., Władysława zamordowano w Katyniu. Wiedza o takich faktach dotkliwie uświadamia, że wojny zbierały swe krwawe żniwo pośród kwiatu polskiej młodzieży. Nie tylko do lokalnej historii przeszło kilka osób, które stąd pochodziły: Franciszek Ptak z Bieńczyc – rolnik oraz właściciel sklepu i karczmy, był posłem do Sejmu Krajowego we Lwowie, zaś jego żona Marcjanna z Szafrańskich była ceniona przez Stanisława Wyspiańskiego za szczerą krytykę jego utworów. Oboje uczestniczyli w premierze “Wesela”, byli przyjaciółmi młodopolskich artystów, a jednemu z nich po ożenku ofiarowali nawet chałupę. Kazimierz Cieślewicz i Jan Ciepiela - wójtowie gminy Mogiła – organizowali życie społeczne gminy, a major Jan Kotyza, nauczyciel i działacz Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej, w czasie wojny był komendantem Batalionów Chłopskich na powiat krakowski. W Pleszowie i okolicach niezwykle żywa była tradycja kosynierów kościuszkowskich i ruchu ludowego, w którym zasłynęli członkowie rodziny Gajochów, a zwłaszcza Piotr i Jan. W okolicznych wsiach uczyli i wychowali całe pokolenia nauczyciele – patrioci: Franciszek i Jan Twarogowie, Kazimierz Łowczowski, Józef Celiński i Franciszek Marszałek. W Ruszczy u księdza dziekana Leona Katany przebywał kardynał Adam Sapieha i wizytator papieski Achilles Ratti, późniejszy papież Pius XI. Do Pleszowa i Mogiły przyjechał latem 1929 r. na gospodarską wizytację Prezydent RP Ignacy Mościcki. Czy jest możliwe, aby te prominentne osoby wizytowały zacofane wioski ? To raczej wątpliwe. W okresie międzywojennym w okolicznych wsiach było sporo domów murowanych i krytych dachówką, które coraz bardziej wypierały strzechy, a niemal przy każdym domu była studnia. Sąsiedztwo Krakowa pozytywnie oddziaływało także w sferze zatrudnienia: wiele osób pracowało w fabryce Zieleniewskiego na Grzegórzkach, w odlewni żeliwa Klimka i Zakładach Farmaceutycznych “Wandera” na ul. Mogilskiej, ponadto we młynach na Wieczystej i w warsztatach remontowych na lotnisku w Rakowicach . Wyjeżdżano do pracy w odległych fabrykach Centralnego Okręgu Przemysłowego. Praktykowano i zdobywano zawody: ślusarza, montera, blacharza, kowala, stolarza, cieśli, murarza, zduna- kaflarza, krawca i szewca. We wsiach byli młynarze, rymarze, dorożkarze, wozacy, piaskarze i rzeźnicy. Istniała zatem zwarta sieć usług i rzemiosła użytkowego skoncentrowanego na stosunkowo niewielkim obszarze. Z tutejszych mieszkańców wywodzili się również księża, adwokaci, lekarze, prokurator, inżynierowie rolnicy i nauczyciele. W instytucjach państwowych byli zatrudnieni wojskowi, policjanci, pocztowcy i strażacy. Wysoka była też kultura rolna, której sprzyjała żyzna gleba lessowa doceniona już w poprzednich tysiącleciach przez liczne plemiona osadników np. Celtów. Od 1222 roku, gdy biskup krakowski Iwo Odrowąż sprowadził do Mogiły Cystersów przeobrażane okolice zaczęły tętnić nowym życiem. Zakon oprócz krzewienia wiary i oświaty nieustannie unowocześniał swoje uprawy, obiekty gospodarcze i przemysłowe / młyny, tartaki, folusze, huty/, co oddziaływało na okoliczne wsie, których “metryki” sięgają zresztą czasów sprzed lokacji Krakowa / 1257 r./. W ostatnich dziesięcioleciach XIX w. i na początku XX chłopi nie bali się wprowadzania innowacji, przez co poprawiali sobie jakość i poziom życia. Osuszano podmokłe grunty powiększając areały, w tym łąki i błonia. Idąc za przykładem wykształconych, zawodowych dzierżawców z rolniczym przygotowaniem do jakich należał np. inż. Kazimierz Cieślewicz, syn Wincentego, ogrodnika u Cystersów, zaczęto stopniowo przechodzić z dotychczasowej uprawy zbóż na warzywnictwo /kapusta, pomidory, rabarbar/ i sadownictwo/ jabłonie, grusze, nowe odmiany śliwek i czereśni/. W Bieńczycach przed wojną istniały wielkie plantacje truskawek, gdzie dla osiągnięcia wyższej ceny skupu specjalizowano się w ich wczesnych odmianach . W Czyżynach zbudowano Zakład Uprawy i Fermentacji Tytoniu. Tytoń kontraktowano potem w całej okolicy, a wyspecjalizowani instruktorzy dbali o jego właściwą uprawę. Istniały też hodowle jedwabnika morwowego, a w Grębałowie majątek Kapituły dzierżawiła znana firma hodowli roślin “Freege”. Dzisiaj, gdy narzekamy na rozdrobnienie polskiego rolnictwa, uznając za gospodarstwo rolne grunt o powierzchni 1 hektara, warto przypomnieć, że przed 1939 r. kilkuhektarowe gospodarstwo w Bieńczycach było kwalifikowane jako drobne. To wszystko nie pasuje do wizerunku ciemnej, zacofanej podkrakowskiej wsi. Trzecim powodem powstania albumu jest to, że wsie położone na wschód od Krakowa miały znacznie mniej szczęścia do popularyzacji niż sąsiadujące z nim od zachodu Bronowice. “Ludomania” Włodzimierza Tetmajera, Lucjana Rydla, a szczególnie Stanisława Wyspiańskiego poprzez “Wesele” i jego późniejszą znakomitą ekranizację dokonaną przez Andrzeja Wajdę mocno rozsławiła je w Polsce,” a przecież po wschodniej stronie Krakowa w minionych wiekach też miały miejsce ciekawe wydarzenia i fakty. Nawiasem mówiąc słynny cytat z “Wesela” – “Ptak ptakowi nie dorówna” rozpoczynający dyskusję polityczną, odnosi się właśnie do wspomnianego wcześniej Franciszka Ptaka z Bieńczyc. Każde polskie dziecko zna legendę o bohaterskiej Wandzie, co nie chciała Niemca. Skacząc do Wisły utopiła się, a w miejscu gdzie wyłowiono jej ciało, usypano kopiec – mogiłę, od którego wzięła swą nazwę wieś Mogiła.Na szczycie kopca stanął później pomnik zaprojektowany przez Jana Matejkę. Warto jeszcze nadmienić, że w tutejszym zakonie cysterskim w okresie renesansu tworzył wybitny polski malarz, zakonnik Stanisław Samostrzelnik, później zaś zlecenia wykonywał Tomasz Dolabella, jeden z głównych twórców malarstwa barokowego w Polsce, nadworny artysta Zygmunta III Wazy. W Mogile rozgrywała się akcja śpiewogry “Cud mniemany czyli Krakowiacy i Górale” Wojciecha Bogusławskiego – twórcy polskiej sceny narodowej, a pobyt Cypriana Kamila Norwida na kopcu Wandy był inspiracją do napisania poświęconego jej poematu. W kwietniu 1794 r. odbył się przemarsz wojsk Tadeusza Kościuszki z Krakowa do Racławic, którego pierwszy etap prowadził przez Mogiłę, Pleszów, Wadów do Kocmyrzowa. W Pleszowie do dziś stoi kamienna ławka a ponad nią napis: “ W tym miejscu w 1794 roku Tadeusz Kościuszko odpoczywał wraz ze swym wojskiem i był uroczyście witany przez ludność Pleszowa”. Wiedząc o tym przemarszu nie wzbudzą zdziwienia zdjęcia wykonane tam 140 lat później, podczas obchodów rocznicy Bitwy pod Racławicami, świadczące o niezwykle żywej pamięci tamtego wydarzenia wśród mieszkańców, gremialnie przebierających się podczas parad i przedstawień w historyczne stroje. Poza rocznicami uroczyście obchodzono, koniecznie z banderią krakusów - święta ludowe i kościelne. W sąsiednich wsiach także pielęgnowano tradycje kosynierów racławickich, a zwłaszcza w Luborzycy, gdzie do dziś przechowuje się wspomnienie o tym, że Kościuszko nocował tam w chłopskiej chacie, choć dwór stał obok. W czasie powstań narodowych przewożono z tych okolic broń dla powstańców, pomagano także w przedostawaniu się przez pobliską granicę, a po ich upadku osiedlali się tutaj ludzie, którzy w obawie przed represjami musieli uchodzić z Królestwa Polskiego. Pod koniec XVIII w. dzierżawił majątek ziemski w Krzesławicach Hugo Kołłątaj – jeden z organizatorów insurekcji kościuszkowskiej, współtwórca Konstytucji 3 Maja, działacz polityczny i reformator ustroju Polski. W pobliskich Krzysztoforzycach tworzył Piotr Michałowski – najwybitniejszy malarz polskiego romantyzmu. Tam powstały jego dzieła takie jak “Samosierra” czy “Napoleon” (malował ponadto obrazy gloryfikujące dawne zwycięstwa i powstanie listopadowe). Artysta posiadał spory majątek ziemski, a w nim konie, które też były jego ulubionym tematem obok postaci wiejskich parobków, chłopów i starców. Przypomnieć wypada, że w Igołomii, w 1845 r. przyszedł na świat Adam Chmielowski znany obecnie jako Św. Brat Albert, który zanim odkrył swe prawdziwe powołanie był także obiecującym malarzem. Znajduje się tam nadal zabytkowa kuźnia, która stała się tłem słynnego cyklu rycin Artura Grottgera “Polonia – 1863”. Jan Matejko w 1876 roku zakupił za pieniądze uzyskane ze sprzedaży obrazu "Batory pod Pskowem" wieś Krzesławice wraz z uroczym dworkiem nad Dłubnią. Dobudował tam pracownię i odtąd wykorzystywał go na letnią rezydencję. Mistrz namalował tam wiele dzieł, w tym znany obraz “Kościuszko pod Racławicami” do którego pozowali mu okoliczni chłopi. Ufundował też stojący do dziś niewielki budynek Szkoły Powszechnej. Sąsiednie Bieńczyce dzierżawił brat artysty Zygmunt. Z Bieńczycami po ożenku z Salomeą Turbasówną mocno związał się także młodopolski malarz Józef Krasnowolski, malując tutejsze krajobrazy, chaty, kapliczki i ludowe obyczaje. Ich wesele odbyło się 5 listopada 1902 r. w chacie panny młodej, i choć nie tak głośne jak bronowickie, zgromadziło krakowski świat artystyczny z Leonem Wyczółkowskim na czele i przeszło do rodzinnej legendy. Portretował również swoją piękną żonę i jej siostrę Wiktorię oraz wielu innych mieszkańców, których możemy teraz zobaczyć na obrazach i dziesiątkach zachowanych kart pocztowych, stanowiących reprodukcje jego prac. Postać Józefa Krasnowolskiego i jego twórczość, ukazująca miejscowy koloryt sprzed stu lat są ważne dla naszej kultury narodowej i zasługują na większą popularność. Album ilustruje tylko pewien wycinek historii kilku wsi, od schyłku XIX w. po lata pięćdziesiąte ubiegłego wieku, kiedy to nieopodal prastarego opactwa cysterskiego wyrosły baraki i namioty junaków z Brygad SP, budujących tu nowe osiedla. Oglądając pierwsze nowohuckie panoramy Stanisława Senissona wykonane latem 1949 r. warto sobie w tym miejscu przypomnieć znamienne słowa Jana Pawła II jakie wypowiedział 9 czerwca 1979 r. podczas homilii w czasie Mszy św. odprawionej przed opactwem OO. Cystersów w Mogile: ,,Kiedy w pobliżu Krakowa powstawała Nowa Huta — olbrzymi kombinat przemysłowy oraz nowe wielkie miasto: nowy Kraków — może nie uświadamiano sobie, że powstaje ono przy tym Krzyżu. Przy tej relikwii, którą wraz z prastarym opactwem cysterskim odziedziczyliśmy po czasach piastowskich.”. Dziś, gdy Nowa Huta stała się modna, trzeba znacznie uważniej spojrzeć na jej przeszłość i depozyt poprzednich mieszkańców – to czwarty powód ukazania się niniejszej publikacji. Historia i zmarli upominają się o swą pamięć, która jest miarą kultury narodu. Sięgając do niej odsłaniamy korzenie, wyrażamy symbol wdzięczności dla tych, którzy swoim życiem tworzyli przedsionek wzrastania następnych pokoleń. Ich doświadczenie, praca i miłość tworzyły podstawy naszej egzystencji. To, czy pozostaniemy obojętni, czy będziemy się z nimi utożsamiać, zależeć będzie od naszej wiedzy, sumienia i wrażliwości. Te cechy zadecydują, czy zebrane tu fotografie okażą się tylko kolejnym zbiorem, czy żywym świadectwem przeszłości budzącym głębsze emocje. Zdjęcia i dokumenty jakie znalazły się na wystawie i w albumie, nie były wcześniej pokazywane. Przechowywano je do tej pory w prywatnych archiwach. Dzięki nim można będzie przywołać i odkryć intymną atmosferę towarzyszącą tamtej codzienności. Starsze pokolenia rdzennych mieszkańców odnajdą w nich odbicie swego dzieciństwa i młodości, nowe zaś dowiedzą się czegoś więcej o świecie swych ojców. Pomysł tego przedsięwzięcia “chodził za mną” i dojrzewał przez wiele lat. Pierwsza myśl o takiej akcji zaświtała jeszcze na studiach pedagogicznych na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie zetknąłem się w latach siedemdziesiątych z prof. Tadeuszem Gołaszewskim i jego “Kroniką Nowej Huty”. Nie rozwinęła się jednak na tyle głęboko, aby wyjść poza dokumentację fotograficzną zabytkowych obiektów i skierować moje zainteresowanie na ludzi, którzy wtedy jeszcze żyli i mogli się okazać skarbnicą cennych wiadomości. . Potem w latach 1983 – 2006 organizowałem w Nowohuckim Centrum Kultury i poza tą placówką kilka plenerów i ponad 20 wystaw indywidualnych i zbiorowych o tematyce nowohuckiej. Obecnie jeszcze mocniej zdeterminowało mnie “uczulenie” na historię, zmotywowała obserwacja upływającego życia, pytania o jego sens i cenę, jaką przyszło zapłacić tutejszym ludziom za czyjeś złowrogie decyzje. Znaczenie miał również fakt, że obok wielotorowych, wartościowych inicjatyw dotyczących Nowej Huty pojawiły się również działania pewnych środowisk i jednostek traktujących ją nie jako obszar wspólnego dobra, lecz trampolinę własnych karier i interesów, gdzie dla sentymentów nie ma miejsca. Punktem zwrotnym w zainteresowaniu przeszłością Nowej Huty był obchodzony w 1999 r. jubileusz jej 50-lecia, wówczas jednak kwestię dawnych mieszkańców wsi zniszczonych pod zabudowę socjalistycznego miasta także potraktowano marginalnie. Dlatego właśnie najważniejsza w akcji “Czas zatrzymany” jest tamta odchodząca generacja. To ona nieustannie mi przypomina, że trzeba się spieszyć. W sukurs przyszła cyfrowa technika zapisu i obróbki obrazu, bez której trudno byłoby reprodukować stare zdjęcia, zwłaszcza w terenie. Cieszy odnajdywanie niemal kompletnych zbiorów archiwalnych zdjęć /.../. Dzięki nim zobaczymy jak wyglądało uczestnictwo w życiu religijnym, obrzędy i obchody świąt kościelnych, poznamy też niepublikowane dotąd zdjęcia przedstawiające Karola Wojtyłę. Ogrom pozyskanego materiału nie zawsze pozwala na jego dokładną selekcję, gdyż z pozoru banalne i niewyraźne zdjęcie może mieć kapitalnie znaczenie uzupełniając w konkretnym aspekcie czyjeś inne zbiory, co już nieraz empirycznie stwierdziłem. Reprodukuję zatem i przechowuję większość archiwalnych fotografii jakie mi udostępniono. W ten sposób w ciągu roku cyfrowy zbiór osiągnął już kilka tysięcy zdjęć i wciąż się powiększa. Wiele z nich czeka teraz na precyzyjną, a zatem czasochłonną obróbkę komputerową. Powróćmy jednak do głównego toru myśli. Otóż punktem wyjścia była próba przywołania nostalgicznego klimatu tamtych czasów i obrazu epoki, utożsamianej ze światem wartości tak bezwzględnie odrzuconych przez system. Pokazany wizerunek oznacza opowiedzenie się właśnie za owymi wartościami – to piąty powód podjęcia pracy nad albumem. Szósty powód jest taki, że upływ kilkudziesięciu lat od wykonania fotografii mocno zaciera nie tylko ich stan, ale i pamięć o ludziach, którzy na nich występują. Dlatego trzeba te ślady starannie utrwalać i zapisywać. Teraz. Natychmiast. Zdjęcia zyskują wtedy na wartości dokumentalnej, a “okruszki pamięci” stają się przez to cenniejszym zapisem. Niestety, sporo miejsc i postaci ze zdjęć pozostaje nadal niezidentyfikowanych, a wiedza o innych jest więcej niż skromna. W ogromnej większości trudno jest także dokładnie określić czas ich wykonania oraz autorów fotografii. Smutno uświadamiam sobie te mankamenty, lecz pozostaje przecież nadzieja, że czytelnicy i widzowie pomogą je częściowo usunąć. Dlatego wszelkie sugestie, sprostowania i nowe materiały przyjęte będą z wielką wdzięcznością. Dochodzi tu jeszcze kwestia krótkiego czasu i kosztów tego pionierskiego projektu, opartego w gruncie rzeczy o pracę społeczną ludzi dobrej woli i pasjonatów, dzięki którym książka ta mogła powstać. Ona nie powinna niczego zamykać, lecz wybiegając daleko poza doczesność, raczej otwierać możliwości głębszej refleksji nad przeszłością. Dobrze jej służą zgromadzone w drugiej części artykuły, opracowania i wspomnienia wielu autorów. Korelacja tekstów z niektórymi zdjęciami pozwoli w wielu aspektach lepiej przybliżyć historię tych ziem i związanych z nią ludzi. Mam jednak i tę świadomość, że ich wybór jest propozycją, która tematu w całości nie wyczerpuje. To konieczne ograniczenie może budzić pewien niedosyt i rozczarowanie z którym jednak trzeba się pogodzić, bowiem w tej publikacji chodzi o przywołanie ogólnego klimatu tamtej epoki, a nie o “inwentaryzację świata” - co i tak byłoby skazane na porażkę. Może w przyszłości zadanie to wypełni monografia dotycząca terytorium “starej” Nowej Huty w oparciu o zebrany tu materiał wizualny, który starałem się pogrupować w taki sposób, aby fotografie wzmacniały się poprzez wzajemne inspiracje, uzupełnienia i porównania. By dobrze ze sobą współbrzmiały tworząc poszczególne kategorie: portret w atelier, portret w plenerze, chrzty, dziecięce zabawy, ochronki i szkoły, młodość, śluby i wesela, moda, rozrywka, praca, pory roku, starość, ostatnie pożegnania, lata wojny, wydarzenia, krajobraz, obiekty zabytkowe. W przyjęciu tej ogólnej koncepcji kierowałem się bardziej wiedzą o fotografii jako medium oraz własną intuicją, niż ścisłą chronologią wydarzeń czy miejsc skąd pochodziły zdjęcia. Uzasadnieniem dla tego rodzaju zabiegów była chęć podkreślenia uniwersalności tematów oraz moja fascynacja fenomenem ludzkiego życia wpisanego w historię społeczeństw. Poszukując analogii pewnych sytuacji, miejsc i zdarzeń ilustrujących miniony świat mieszkańców dawnych wsi, chciałem przez to mocniej zaakcentować wspólnotę ich losu, przeżyć i doświadczeń. Pokazać, że oni wszyscy są tym światem. Rozproszone, a często uszkodzone i zdziesiątkowane zbiory bardzo utrudniały tą realizację. Ocalone pamiątki, którym dane było przetrwać wojny, różne kataklizmy dziejowe lub niefrasobliwość poprzednich właścicieli, zasługiwały jednak na podjęty wysiłek. Fotografie odnalezione w domowych archiwach i zakamarkach ukazały w całej swej złożoności i masie ważne pierwiastki emocjonalno-poznawcze, tworząc z takich maleńkich skrawków przeszłości ciekawą, różnorodną mozaikę. Poruszając się dość intensywnie w świecie archiwaliów zauważyłem, że zaczęły one ponownie żyć własnym życiem. Zdjęcia przenosząc magicznie ponad czasem aurę tamtych lat zaczęły opowiadać o tajemniczych ludzkich sprawach: szczęściu, miłości, rozterkach i dramatach. Od narodzin aż po śmierć. Ukazały pojedyncze epizody, ale również wielowymiarowe sekwencje pozwalające prześledzić fragmenty niektórych życiorysów np. Jana Jędrszczyka, Jana Ciepieli, Jana Bochenka, Józefa Osiadłego, Józefa Turbasy, Marii i Jana Kotyzów z Bieńczyc, rodziny Kazimierza Cieślewicza z Czyżyn, rodziny Klęków z Mogiły, rodziny Franciszka Twaroga i Piotra Partyły z Luboczy, Stanisława i Jana Gajochów z Pleszowa czy Władysława Walerjana. z Krzesławic. Im dłużej śledzę ich losy, w miarę powiększania zbioru o kolejne zdjęcia pochodzące z różnych źródeł, tym więcej pojawia się związków pomiędzy pozornie oderwanymi zdarzeniami. To fascynujące ! Rozpoznaję coraz więcej ludzi, których od dawna już nie ma, lecz żyją na ocalonych fotografiach, a te przecież nie odróżniają świata żywych od świata umarłych. Teraz można to lepiej zrozumieć. Subiektywne odczuwanie intymnych opowieści, jakie wyłaniają się ze zdjęć i dokumentów poszczególnych osób, klarowniej przemawia do wyobraźni, niż historie całych zbiorowości, które w swej masie wydają się przez to mniej realne. Siódmy powód opracowania albumu “Czas zatrzymany” określiła funkcja “przypieczętowania” przyjaźni i międzyludzkich więzi, jakie towarzyszyły mojej pracy nad tym projektem. Chciałem mianowicie utrwalić choćby maleńki rąbek owej spontanicznej przestrzeni setek indywidualnych i grupowych spotkań, dla których pretekstem były stare fotografie - katalizatory ludzkiej pamięci. Przywołując ukryte w głębi duszy tęsknoty za światem dzieciństwa i młodości budowały pomosty między współczesnością a przeszłością. Często spotykały się przy nich nawet wielopokoleniowe rodziny, ponieważ ta akcja rozbudziła wśród młodszej generacji (co szczególnie cenne) zainteresowanie życiem ich przodków. Pochylając się nad zdjęciami i patrząc wstecz, łatwiej im będzie ogarnąć przebyty dystans po to, by unikając zwodniczych ideologii, lepiej i mądrzej budować swą przyszłość. Być może pokonają bierność, ominą życiowe zasadzki i lęk przed pustką. W każdym razie otrzymują możliwość wyboru dodatkowych zainteresowań. Te dygresje pedagogiczne nieprzypadkowo pojawiają się w czasie, gdy toczy się ogólnonarodowy dyskurs o reformie szkolnictwa, szczególnie zaś jego funkcji wychowawczych. Jeśli budujące rezultaty tej akcji pozwolą komuś na niewielką modyfikację programu szkoln
co za historia !...
niesamowite, można ciekawą książkę napisać na bazie tej fotografii:)
piękne
bardzo lubię kategorię retro!
historia na scenariusz filmowy
smieja sie im oczy
piękna pamiątka...