Nie tylko zwierzyny można tam szukać ale i śladów historii rozlicznych. Są mogiły powstańców 1863 roku, ułanów idących na odsiecz Warszawie w 1939, szlaki łączniczek AK, miejsca bitew - nieudanych prób pomocy powstaniu warszawskiemu, Palmiry. Ale i niewojennej historii śladów mnóstwo - kościół w Brochowie, dworek w Żelazowej Woli między innemi.
Od czasu do czasu coś krótszego na pewno się znajdzie :) Ja swojej mówię, że pod następnym dębem siedzi krasnal i idziemy go szukać, a przy okazji patrzymy na przyrodę, często ja się słaniam a Ona jeszcze niema dość.
Nie wszędzie się dzieci da zabierać. Rowerowe wyprawy na razie zbyt intensywne tempo mają. Z młodym co prawda udawały mi sie już odcinki powyżej 60km, ale to w Bawarii było, po cywilizowanych ścieżkach rowerowych. A tutaj rzadko wypada mniej niż 90km i to nieraz w 80% po kiepskich drogach gruntowych, lub całkowitych bezdrożach...
Jak zawitał tuż po wojnie, to jeszcze miał spore szanse napotkania autochtonów. Co prawda wielu wysiedlono jeszcze przed akcją Wisła - ale sporo jeszcze do 1947 roku było...
Raals żadnych szczegółów nie pamiętam. Nie sądzę aby dziadek wiedział więcej gdyż pochodził z Czerniejewa (okolice Gniezna, Wrześni i Poznania) i w te strony zawitał tuż po II WŚ. Wszystko co wiedział pochodziło od starych Polaków, Ukraińców itd....
Danusiu - kombinowałem dokładnie tak samo. Do dobrej orki kilkunastoletni chłopak jeszcze się nie bardzo nadaje, silny musi być. Ponaddwudziestoletni wół natomiast hmmm... Więc, żeby to miało sens to musiało jeedno od drugiego te parę lat dzielić... Może dziadek rstag-a coś więcej na ten temat bajał?
melduję się... :) ...przesunięcie czasowe chyba być musiało, bo chłopcy do tej orki powinni ciut dorosnąć... a stary wół...... ale w bajaniu różnie bywa... :))
Wszystkim dziękuję za ciepłe słowa i oceny (jak zwykle trochę przesadzone). I zapraszam na kolejne historie w przyszłości. I w przeszłości zresztą też. Można sobie pogrzebać w Raalsowych zasobach i odnaleźć niejedną ciekawą mniej lub bardziej opowieść.
Malczer - ano się przypomniała historia, cieszę się że znaleźli się tu tacy, którzy też ją słyszeli, bo nie znalazłem jej w żadnym przewodniku. Przy okazji znowu pytanie do rstag-a - czy dziadek mówił coś co dawałoby jakieś światło na moje wątpliwości? Tzn. czy oni się w tym samym czasie urodzili? Dlaczego właśnie orka miała uchronić? I od czego właściwie - chyba raczej o jakieś żywiołowe klęski chodziło? Bo koszmaru wojny, walk i wysiedleń nie oszczędziła historia Paszowej...
rstag - wspinałem się od Paszowej w górę na Słonne i nie wypatrywałem śladów o których mówił ten człowiek, bo tę opowieść usłyszałem dopiero po powrocie z trasy na lotnisko szybowcowe Bezmiechowa, ale też i nic takiego w oczy mi się specjalnie nie rzuciło. Zchodziłem już w stronę na Rakową a więc poza rejon orki, więc nic dziwnego, że tam też nic nie widziałem...
zdjęcie bardzo mi sie spodobało! no i jeszcze bonus w postaci interesującej opowieści o okolicach bliskich mojemu sercu -com się naczytał to moje. Dzięki !
Poczytałam... Jak zawsze zamyslilam się... usmiechnęłam... nacieszyłam oczy... Cóż pozostaje - pieknie pordziękować i cierpliwie czekać na następną fotografię.Cieplutko :))
A ja pamiętam, jak całe dzieciństwo w ten sposób spędziłem? W "dorosłym" życiu jeszcze nie szukałem. P.S. Mój dziadek był przez chwilę w różnych częściach w tej szeroko rozumianej okolicy i możliwe, że to On przywiózł tę historię :)
Orki :) HA HA HA. Moi rodzice zawsze podczas wędrówek opowiadali mi niestworzone historie, które pewnie wcześniej słyszeli od swoich rodziców, którzy wcześniej słyszeli (każdy oczywiście musiał dołożyć coś od serducha).... Tak czy inaczej łażąc po górach szukałem karłów ze złotem, śladów orki, księżniczek, rycerzy, diamentów itp itd. i to w pewnym sensie zostało mi do dziś :)
Ale ja już skończyłem. Niestety te wymuszone migracje często pozrywały pewną ciągłość historyczną. Stąd, mimo że każdy zagadnięty historię o bliźniakach i wołach znał, to nikt nie potrafił opowiedzieć szczegółów. Dawni mieszkańcy z którymi rozmawiałem wyjechali z Paszowej jako maleńkie dzieci i też nie pamiętali detali tej historii. A historia pozbawiona detali nie jest tak smaczna...
I sprawa najciekawsza. Napotkany w okolicy geolog, czy też geodeta, czy jeszcze inny geomanta twierdził, że jest potwierdzenie tej legendy w terenie. Według niego wzdłuż zbocza Słonnych od strony Paszowej ciągnie się ślad jakby dawnej orki.
Jeśli historia jest prawdziwa - to orany musiał być i ów pagórek na zdjęciu. Ten bezpośrednio nad którym znajduje się właśnie słońce. Tędy bowiem przebiega granica między polami Paszowej i Stańkowej.
Nie pytajcie w jaki sposób ta bliźniacza orka chronić miała Paszową przed kataklizmami - ale wszyscy zgodnie twierdzą, że od tamtego czasu wszelkie gradobicia, powodzie i nawałnice wieś omijają.
Bliźniacy zadaniu podołali. Ile czasu to im zajęło - nie wiem, ale samo obejście granic wsi, zważywszy na to, że znaczna ich część przypada na Góry Słonne to by był conajmniej cały dzień dla wprawnego piechura...
Obaj bracia mieli ujarzmić każdy swego wołu bliźniaka i przeorać ziemię wzdłuż granic wsi. Co oznaczało olbrzymią pracę do wykonania, bo wieś nie tylko spora, ale i górami otoczona.
Znowu nie wiadomo dlaczego tak właśnie i kto wpadł na taki pomysł - ani obecni, ani dawni mieszkańcy wsi nie potrafili tego wyjaśnić, ale remedium na nieszczęścia miał być pewien rytuał...
Na świat w Paszowej przyszły bowiem bliźnięta - dwóch dorodnych bliźniaków - co może nie jest jeszcze zdarzeniem niezwykłym samo w sobie, choć z pewnością niecodziennym. Ale również - dwa dorodne woły, co się już zdarza bardzo rzadko i w charakterze znaku zostało odczytane...
W każdym razie coś ludzi popchnęło do szukania jakiegoś rozwiązania, jakiejś szansy poprawy losu, czegoś co by mogło wsi zapewnić pomyślność i ochronę przed nieszczęściami...
Właściwie to krótka legenda, którą nowo przybyli osadnicy zdążyli przejąć od pierwotnych mieszkańców. Sprawa o tyle wiarygodna, że słyszałem ją i od tych przybyłych z Limanowej, jak i od potomków tych, których wywieziono na Pomorze.
Aparat o biodro się nie obijał, bom go bardziej na plecach niósł, żeby tym obijaniem nie wadził. A bardziej niż na komary uważać było trzeba na wąże i żmieje bowiem się gadziny lubiły na słońcu wygrzewać. Na szczęście na ogół na drodze i widać było z daleka.
A co tu gadać. Biwakowalem w dole przez ponad dwa tygodnie i szwędałem się po okolicy. Efekty szwędania od czasu do czasu uwieczniałem, co widać w portfolio w serii Strachy na Lachy między innemi. Komary dokuczliwemi nie były z racji już to na upały, już to na burze. Miejscówka dość popularna wśród obozowiczów była z racji na brak zasięgu telefoniji cyfrowej w dolinie. Ale chyba tylko ja się tu wypuszczałem tuż przed zachodem i lazłem aż na drugą stronę garbu.
A opowieść gdzie? Może być własna, o tym jak szedłeś do tego miejsca, pot lekko rosił skronie, aparat obijał się o biodro, przelatujące komary robiły sobie przystanek na Twoim ramieniu itd. No? Bez opowieści to jak cygańskie wesele bez muzyki ;)...
ładny landszafcik
I u mnie raczej płasko wokół, nie licząc bezpośredniego sąsiedztwa, bo mam trochę wydm w Puszczy...
bardzo ladny zachod .. eh .. brakuje mi takich pagorkowatych terenow .. tu u nas plasko :(
Oj, Crnimo i mnie już ciągnie. Bardzo bym chciał w ferie zimowe pojechać i znowu po zaśnieżonych pagórach połazić...
jak zwykle z mojego ukohanego terenu!!! ja tam juz chce jechac!! pieknie
Ano słonko z lekka mazło. A potem schowało się za drzewami...
ciekawie się dzieje na kłosiach na dalszym planie - maźnięte ostatnimi promieniami
fajne wieczorne ujęcie ... i opis dobry :))
bardzo przyjemne
przyjemna fota...
Ładne, bo wiatrem wyczesane.
oo, jakie ładne to zboże!
Nie tylko zwierzyny można tam szukać ale i śladów historii rozlicznych. Są mogiły powstańców 1863 roku, ułanów idących na odsiecz Warszawie w 1939, szlaki łączniczek AK, miejsca bitew - nieudanych prób pomocy powstaniu warszawskiemu, Palmiry. Ale i niewojennej historii śladów mnóstwo - kościół w Brochowie, dworek w Żelazowej Woli między innemi.
No sarenki można odwiedzić, zwierzyny poszukać a przy okazji coś pod nóżkę ;) aby się dobrze łaziło :)
Krótszego to pewnie. Choćby i w najbliższej okolicy. Teraz czekam na mrozy i śnieg, żeby w zimowej aurze po Kampinosie pochodzić.
Od czasu do czasu coś krótszego na pewno się znajdzie :) Ja swojej mówię, że pod następnym dębem siedzi krasnal i idziemy go szukać, a przy okazji patrzymy na przyrodę, często ja się słaniam a Ona jeszcze niema dość.
Nie wszędzie się dzieci da zabierać. Rowerowe wyprawy na razie zbyt intensywne tempo mają. Z młodym co prawda udawały mi sie już odcinki powyżej 60km, ale to w Bawarii było, po cywilizowanych ścieżkach rowerowych. A tutaj rzadko wypada mniej niż 90km i to nieraz w 80% po kiepskich drogach gruntowych, lub całkowitych bezdrożach...
Niech i tak będzie, ale dzieci z sobą zabierać, niechaj wiedzą, że HISTORIA żywą jest i o PRAWDZIWYCH ludzi dotyczy.
Raczej historii szukać i słuchać. Opowiadać to tak przy okazji, bo wieczorami przy ognisku jest sporo czasu na opowieści...
Codziennie po okolicach się włóczyć i dzieciom historie opowiadać (i prawdziwe i zmyślone) :)
A ja mam nadzieję w lipcu przyszłego roku i z synem i z córą po okolicach znowu spacerować... Tylko bliżej Sanu tym razem.
Rób przynajmniej notatki, nawet bez porządkowania. Ułożyć można nawet później - ale pamięć zawodna jest i figle płata...
Eeetam dorzucę coś od siebie jak będę z córą na spacery łaził.
Ano, trzeba tylko chwilę spokoju, żeby sobie to wszystko przypomnieć i dobrze w głowie poukładać.
Spisuj, póki czas...
Był.... Nazbierało by się tego :)
Kurczę - musi być źródłem wielu niesamowitych historii...
Choć tak naprawdę przeciw złym ludziom, którzy robili złe rzeczy, bo tacy byli po obu stronach. On sam był ratowany i ratował ludzi z obu stron.
dokładnie
z Czerniejewa to rozumiem nie w UPA, tylko przeciwko UPA
Ocho!
Jeszcze trochę do żniw brakło. Ciągle z sianem pracowali w okolicy. Żąć jeszcze nikt nie zaczął...
UPA
czas zachodu czas żniw
Konwojował?
Uczestniczył w "Wiśle" i napotykał na swej drodze autochtonów
Jak zawitał tuż po wojnie, to jeszcze miał spore szanse napotkania autochtonów. Co prawda wielu wysiedlono jeszcze przed akcją Wisła - ale sporo jeszcze do 1947 roku było...
Raals żadnych szczegółów nie pamiętam. Nie sądzę aby dziadek wiedział więcej gdyż pochodził z Czerniejewa (okolice Gniezna, Wrześni i Poznania) i w te strony zawitał tuż po II WŚ. Wszystko co wiedział pochodziło od starych Polaków, Ukraińców itd....
Dobku - ano i Raalsowi nie zawsze raalsowa pogoda sprzyja ;)
Danusiu - kombinowałem dokładnie tak samo. Do dobrej orki kilkunastoletni chłopak jeszcze się nie bardzo nadaje, silny musi być. Ponaddwudziestoletni wół natomiast hmmm... Więc, żeby to miało sens to musiało jeedno od drugiego te parę lat dzielić... Może dziadek rstag-a coś więcej na ten temat bajał?
Marku - też lubię zachody słońca, ale w naturze. W fotografii już niekoniecznie. Chyba po części z powodu zalewu 'zachodzików' na plfoto...
ooo... nieraalsowa pogoda? ;-)
melduję się... :) ...przesunięcie czasowe chyba być musiało, bo chłopcy do tej orki powinni ciut dorosnąć... a stary wół...... ale w bajaniu różnie bywa... :))
lubie zachody slonca :)
Wszystkim dziękuję za ciepłe słowa i oceny (jak zwykle trochę przesadzone). I zapraszam na kolejne historie w przyszłości. I w przeszłości zresztą też. Można sobie pogrzebać w Raalsowych zasobach i odnaleźć niejedną ciekawą mniej lub bardziej opowieść.
Malczer - ano się przypomniała historia, cieszę się że znaleźli się tu tacy, którzy też ją słyszeli, bo nie znalazłem jej w żadnym przewodniku. Przy okazji znowu pytanie do rstag-a - czy dziadek mówił coś co dawałoby jakieś światło na moje wątpliwości? Tzn. czy oni się w tym samym czasie urodzili? Dlaczego właśnie orka miała uchronić? I od czego właściwie - chyba raczej o jakieś żywiołowe klęski chodziło? Bo koszmaru wojny, walk i wysiedleń nie oszczędziła historia Paszowej...
TaG - jak pogrzebiesz w folio znajdziesz trochę jeszcze obrazków z regionu a i przygarść opowieści też się znajdzie...
A w szczególności czy dziadek czasem nie prawił o bohyniach lub mamunach czegoś?
Aha - jeśli dziadek coś jeszcze o tamtych stronach opowiadał, to będę wdzięczny za wszelkie informacje.
rstag - wspinałem się od Paszowej w górę na Słonne i nie wypatrywałem śladów o których mówił ten człowiek, bo tę opowieść usłyszałem dopiero po powrocie z trasy na lotnisko szybowcowe Bezmiechowa, ale też i nic takiego w oczy mi się specjalnie nie rzuciło. Zchodziłem już w stronę na Rakową a więc poza rejon orki, więc nic dziwnego, że tam też nic nie widziałem...
No... i opowieść się znalazła :)...
piękne i tyle...:)
zdjęcie bardzo mi sie spodobało! no i jeszcze bonus w postaci interesującej opowieści o okolicach bliskich mojemu sercu -com się naczytał to moje. Dzięki !
podoba mi się!!
piekne....
Poczytałam... Jak zawsze zamyslilam się... usmiechnęłam... nacieszyłam oczy... Cóż pozostaje - pieknie pordziękować i cierpliwie czekać na następną fotografię.Cieplutko :))
Poza tematem... skoczcie na www.suchitravijayan.com ciekaw jestem, czy Wam się spodoba :)
A ja pamiętam, jak całe dzieciństwo w ten sposób spędziłem? W "dorosłym" życiu jeszcze nie szukałem. P.S. Mój dziadek był przez chwilę w różnych częściach w tej szeroko rozumianej okolicy i możliwe, że to On przywiózł tę historię :)
Chwilę przerwy miałem, ale już jestem i zaległości nadrabiam.. :)
Zmyślić na poczekaniu ? - no, no - zdolny z Ciebie gość, nie tylko fotograf, ale też literat ;-)
Ale w Słonnych tych śladów orki szukałeś, czy gdzie indziej? Znaczy, czy dokładnie tę samą historię znamy?
Trzeba przerywać, pytania zadawać. (Nawet jak odpowiedzi nie znam, to zawsze mogę coś zmyślić na poczekaniu ;)
Orki :) HA HA HA. Moi rodzice zawsze podczas wędrówek opowiadali mi niestworzone historie, które pewnie wcześniej słyszeli od swoich rodziców, którzy wcześniej słyszeli (każdy oczywiście musiał dołożyć coś od serducha).... Tak czy inaczej łażąc po górach szukałem karłów ze złotem, śladów orki, księżniczek, rycerzy, diamentów itp itd. i to w pewnym sensie zostało mi do dziś :)
Nie śmiałam przerywać, ale skoro Waść sobie życzy w przyszłości będę meldować swoją obecność :)
To proszę mi nie skrytosłuchaczyć, tylko ozwać się od czasu do czasu, żebym nie miał głupiego uczucia, że sam do się przemawiam...
Oczywiście też słuchałam z zaciekawieniem :)
rstag - zaraz, zaraz - jakich śladów szukałeś?
Ale ja już skończyłem. Niestety te wymuszone migracje często pozrywały pewną ciągłość historyczną. Stąd, mimo że każdy zagadnięty historię o bliźniakach i wołach znał, to nikt nie potrafił opowiedzieć szczegółów. Dawni mieszkańcy z którymi rozmawiałem wyjechali z Paszowej jako maleńkie dzieci i też nie pamiętali detali tej historii. A historia pozbawiona detali nie jest tak smaczna...
Nie pamiętam. Nie przerywaj sobie
A ta bajka to skąd?
Przysięgam, że to już kiedyś słyszałem, lecz śladów nie znalazłem (w nawiasie mówiąc nie bardzo szukałem)
Ba! - krzepa przy orce to podstawa!
I sprawa najciekawsza. Napotkany w okolicy geolog, czy też geodeta, czy jeszcze inny geomanta twierdził, że jest potwierdzenie tej legendy w terenie. Według niego wzdłuż zbocza Słonnych od strony Paszowej ciągnie się ślad jakby dawnej orki.
Musieli mieć krzepę. Coś w tym jest, bo kiedyś podobną "bajkę" czytałem córce na dobranoc ;)
Jeśli historia jest prawdziwa - to orany musiał być i ów pagórek na zdjęciu. Ten bezpośrednio nad którym znajduje się właśnie słońce. Tędy bowiem przebiega granica między polami Paszowej i Stańkowej.
Nie pytajcie w jaki sposób ta bliźniacza orka chronić miała Paszową przed kataklizmami - ale wszyscy zgodnie twierdzą, że od tamtego czasu wszelkie gradobicia, powodzie i nawałnice wieś omijają.
Bliźniacy zadaniu podołali. Ile czasu to im zajęło - nie wiem, ale samo obejście granic wsi, zważywszy na to, że znaczna ich część przypada na Góry Słonne to by był conajmniej cały dzień dla wprawnego piechura...
Obaj bracia mieli ujarzmić każdy swego wołu bliźniaka i przeorać ziemię wzdłuż granic wsi. Co oznaczało olbrzymią pracę do wykonania, bo wieś nie tylko spora, ale i górami otoczona.
Znowu nie wiadomo dlaczego tak właśnie i kto wpadł na taki pomysł - ani obecni, ani dawni mieszkańcy wsi nie potrafili tego wyjaśnić, ale remedium na nieszczęścia miał być pewien rytuał...
Nie, nie... nic z tych rzeczy!
Mam nadzieję że księżyca nie kradli..?
Na świat w Paszowej przyszły bowiem bliźnięta - dwóch dorodnych bliźniaków - co może nie jest jeszcze zdarzeniem niezwykłym samo w sobie, choć z pewnością niecodziennym. Ale również - dwa dorodne woły, co się już zdarza bardzo rzadko i w charakterze znaku zostało odczytane...
W każdym razie ktoś te dwa fakty musiał ze sobą powiązać, więc raczej w czasie musiały być nieodległe...
..........
o matko, ale piękny kicz. pozdro :]
Tylko nie wiem dokładnie czy oba nastąpiły w tym samym czasie, czy też może bliźniacy urodzili się najpierw...
W każdym razie w życiu wsi nastąpiło niezwykłe wydarzenie, czy też raczej dwa wydarzenia...
W każdym razie coś ludzi popchnęło do szukania jakiegoś rozwiązania, jakiejś szansy poprawy losu, czegoś co by mogło wsi zapewnić pomyślność i ochronę przed nieszczęściami...
Czy nieszczęścia jakieś Paszową dotykały częściej niż inne wioski, gradobicia jakieś pożary może? Nie wiadomo. Nikt tego objaśnić mi nie potrafił...
Zatem w słuch się zamieniam...
Nikt nie był w stanie powiedzieć jak to się wszystko zaczęło...
Właściwie to krótka legenda, którą nowo przybyli osadnicy zdążyli przejąć od pierwotnych mieszkańców. Sprawa o tyle wiarygodna, że słyszałem ją i od tych przybyłych z Limanowej, jak i od potomków tych, których wywieziono na Pomorze.
Natomiast opowieść mi się jedna przypomniała, zasłyszana w Paszowej...
Aparat o biodro się nie obijał, bom go bardziej na plecach niósł, żeby tym obijaniem nie wadził. A bardziej niż na komary uważać było trzeba na wąże i żmieje bowiem się gadziny lubiły na słońcu wygrzewać. Na szczęście na ogół na drodze i widać było z daleka.
A co tu gadać. Biwakowalem w dole przez ponad dwa tygodnie i szwędałem się po okolicy. Efekty szwędania od czasu do czasu uwieczniałem, co widać w portfolio w serii Strachy na Lachy między innemi. Komary dokuczliwemi nie były z racji już to na upały, już to na burze. Miejscówka dość popularna wśród obozowiczów była z racji na brak zasięgu telefoniji cyfrowej w dolinie. Ale chyba tylko ja się tu wypuszczałem tuż przed zachodem i lazłem aż na drugą stronę garbu.
Ano, też bym chętnie coś poczytał..
no piękne! pzdr.
piknie :)
A opowieść gdzie? Może być własna, o tym jak szedłeś do tego miejsca, pot lekko rosił skronie, aparat obijał się o biodro, przelatujące komary robiły sobie przystanek na Twoim ramieniu itd. No? Bez opowieści to jak cygańskie wesele bez muzyki ;)...
A bo na zdjęciu to sam środek lata, choć kolory chłodne raczej...