Budzik ujada jak wściekły pies na długo przed wschodem słońca. Za oknem deszcz, wiatr, jesienna zawierucha. Szybkie śniadanie. Szybka, piekielnie mocna kawa. Półtora godziny marszu w trudnym terenie, w całkowitych ciemnościach, z ciężkim sprzętem na plecach. Na koniec przedzieram się przez zarośla. Instaluje sprzęt w czatowni... Wszystko by zdążyć na czas – zaraz po wschodzie słońca, bo właśnie o tej porze zaczyna się przyrodniczy spektakl.
Dziś kolejny raz balansowałem na granicy ryzyka. Pięć metrów ponad ziemią na niestabilnej gałęzi...
przycialbym ten ciemny pas na prawej krawedzi zdjecia...
twardziel ;)
Budzik ujada jak wściekły pies na długo przed wschodem słońca. Za oknem deszcz, wiatr, jesienna zawierucha. Szybkie śniadanie. Szybka, piekielnie mocna kawa. Półtora godziny marszu w trudnym terenie, w całkowitych ciemnościach, z ciężkim sprzętem na plecach. Na koniec przedzieram się przez zarośla. Instaluje sprzęt w czatowni... Wszystko by zdążyć na czas – zaraz po wschodzie słońca, bo właśnie o tej porze zaczyna się przyrodniczy spektakl. Dziś kolejny raz balansowałem na granicy ryzyka. Pięć metrów ponad ziemią na niestabilnej gałęzi...
świetny portret
ładnie podpatrzony