Kiedy wieko zostało uchylone wyszła na jaw cała przewrotność czarownika - skrzynia w całości wypełniona była srebrnymi i miedzianymi monetami, zaś mała przegródka wypchana była po brzegi szlachetnymi kamieniami i złotymi monetami.
No tak. Fakt jest, że przychodziła - reszta, to interpretacja ;) Ale o chciwości jest jeszcze kilka podań, w których pojawia się motyw zapłaty za usługi wykonywane na rzecz rozmaitych zjaw i demonów...
Kiedy umierała mu żona, prosiła go o to, żeby do trumny włożył jej poduszkę wypchaną sianem, ale skąpiec pomyślał, że siano lepiej dać do jedzenia koniem, zaś poduszkę wypchał trocinami.
Tak - wątek chciwości przewija się często w mazurskich podaniach. Jest taka historia o skąpym gospodarzu z okolic Kalinowa (powiat ełcki), więc blisko pokazywanego miejsca...
Ghost - kiedy praca nie jest wcale świetna. To bardzo przeciętna fotka w sumie jest. Ale za uznanie dziękuję. Nie tylko bajki opowiadam - tych ostatnio było więcej, bom trafił dwa fajne zbiory podań z mazurskich stron, ale trafiają się też historie prawdziwe, albo prawie prawdziwe. Jak znajdziesz cierpliwość, to pod innymi fotkami będziesz mógł doczytać...
Zbig - nie ma za co. Zapraszam do innych historii zebranych pod znaczną częścią fotografii w folio. Zwłaszcza tych wieszanych w ostatnich miesiącach. Mam jeszcze w zanadrzu parę ciekawych opowieści, ale nie do wszystkich mam gotowe kadry. W parę miejsc będę musiał dopiero pojechać, żeby zdobyć obrazek do opowieści.
Malczer - streszczenie zakończenia powinno być doskonale zrozumiałe, pod warunkiem przeczytania całości historii. :) Nie jest ona wprost związana z kościołem na zdjęciu a raczej jest zbiorem relacji dotyczących różnych luterańskich parafii na Mazurach - ale coś podobnego, mogłoby się wydarzyć i tu. Kościół na zdjęciu, to do 1946 roku ewangelicka kircha...
Zbig - ale to już właściwie koniec tej historii - ot za sprzeniewierzenie się swej funkcji, kościelny za karę został tragarzem dusz a na dokładkę nigdy nie mógł być pewny, czy widząc światło w kościele, widzą je też inni i czy wobec tego zwiastuje to czyjąś rychłą śmierć...
Rozsierdziło to diabła okrutnie i krzyknął mu tylko, że skoro jest tak natrętny to owszem - otrzyma dar już teraz. A będzie on polegał na tym, że skoro tylko ktoś we wsi będzie miał umrzeć, to kościelny będzie widział zapalone światła w kościele, choć inni tych świateł widzieć nie będą i że będzie musiał czasami dusze po śmierci na cmentarz odprowadzać...
Więc było to tak: do kościelnego jednej z mazurskich wsi podszedł kiedyś jakiś nieznajomy mężczyzna i zaproponował, że przekaże mu pewien dar w zamian za to, że ten mu będzie oddawał część ofiary zbieranej w kościele na tacę i odrobinę mszalnego wina...
Po stypie objaśniał, że zmarła za życia bała się zawsze ostrych psów sąsiada - więc i tym razem nie chciała iść drogą przez wieś i należało ją odprowadzić tą drogą, którą zawsze do kościoła chadzała, czyli przez sady i pola...
W każdym razie taki tragarz po powrocie oznajmiał matce zmarłej dziewczynki: - a pamiętacie, jak za życia trzymała się zawsze waszej spódnicy? A teraz tak szybko szliście konduktem na cmentarz, że się zgubiła i stała płacząc...
Mazurzy wierzyli, że czasami może być tak, że po śmierci na skutek różnych zaniedbań ze strony rodziny można \"nienależycie\" odprowadzić duszę na cmentarz i wtedy nie zazna ona spokoju...
Istnieje takie podanie o kobiecie, która wstała przed świtem jeszcze, bo coś się jej poprzestawiało, ale zobaczywszy, że w kościele palą się światła pomyślała, że jutrznia się już zaczęła i czym prędzej pobiegła do kirchy.
Eeee... no z pozoru może i groźniej wygląda, ale to tylko pozór. Tragarze duchów, to nie były demony, tylko ludzie. Chciałem już napisać \"zwykli\", ale się w język, o przepraszam - w klawiaturę ugryzłem...
A jak nie przypomni, to się będę musiał przebijać przez blisko sześćset komentarzy pod jednym z poprzednich zdjęć - a to mi może trochę czasu zabrać...
Małgosiu - czy ja wiem, czy śliczności? Poprzednie moim zdaniem znacznie lepsze. To dodałem tylko, żeby cała czwórka była. Choć w sumie nie wiem czy nie powinienem dać innego - z ruinami zamku, lub wieżą ciśnień - oba tak samo nieudane :)
I tak zdaje się nawet robiłem - tylko zdaje mi się, że mój szerokokątny obiektyw widzi trochę szerzej niż wizjer w aparacie. Ale tego nie jestem pewny - muszę kiedyś empirycznie sprawdzić.
zbyniu - perspektywa niefajna, bo trochę skopana. Gdyby tak budowali w rzeczywistości to kościół nie musiałby pierwszej wojny czekać, żeby mu się wieża zawaliła ;)
No to dobrej nocki. Ja też znikam - czas pomieszkać trochę :)
Doszło do szarpaniny w trakcie której czarodziej utracił na chwilę tylko kontrolę nad utrzymywaniem skrzyni przy pomocy magii na zboczu góry...
Kiedy wieko zostało uchylone wyszła na jaw cała przewrotność czarownika - skrzynia w całości wypełniona była srebrnymi i miedzianymi monetami, zaś mała przegródka wypchana była po brzegi szlachetnymi kamieniami i złotymi monetami.
Nawet jeśli numer dwa, to zupełnie przeciętny numer dwa... :)
No tak. Fakt jest, że przychodziła - reszta, to interpretacja ;) Ale o chciwości jest jeszcze kilka podań, w których pojawia się motyw zapłaty za usługi wykonywane na rzecz rozmaitych zjaw i demonów...
Ale już pierwszej nocy po pogrzebie spać nie mógł, bo w chalupie ilekroć zgasił światło słychać było kroki żony...
Kiedy umierała mu żona, prosiła go o to, żeby do trumny włożył jej poduszkę wypchaną sianem, ale skąpiec pomyślał, że siano lepiej dać do jedzenia koniem, zaś poduszkę wypchał trocinami.
Tak - wątek chciwości przewija się często w mazurskich podaniach. Jest taka historia o skąpym gospodarzu z okolic Kalinowa (powiat ełcki), więc blisko pokazywanego miejsca...
Ghost - kiedy praca nie jest wcale świetna. To bardzo przeciętna fotka w sumie jest. Ale za uznanie dziękuję. Nie tylko bajki opowiadam - tych ostatnio było więcej, bom trafił dwa fajne zbiory podań z mazurskich stron, ale trafiają się też historie prawdziwe, albo prawie prawdziwe. Jak znajdziesz cierpliwość, to pod innymi fotkami będziesz mógł doczytać...
Zbig - nie ma za co. Zapraszam do innych historii zebranych pod znaczną częścią fotografii w folio. Zwłaszcza tych wieszanych w ostatnich miesiącach. Mam jeszcze w zanadrzu parę ciekawych opowieści, ale nie do wszystkich mam gotowe kadry. W parę miejsc będę musiał dopiero pojechać, żeby zdobyć obrazek do opowieści.
Malczer - streszczenie zakończenia powinno być doskonale zrozumiałe, pod warunkiem przeczytania całości historii. :) Nie jest ona wprost związana z kościołem na zdjęciu a raczej jest zbiorem relacji dotyczących różnych luterańskich parafii na Mazurach - ale coś podobnego, mogłoby się wydarzyć i tu. Kościół na zdjęciu, to do 1946 roku ewangelicka kircha...
Zbig - ale to już właściwie koniec tej historii - ot za sprzeniewierzenie się swej funkcji, kościelny za karę został tragarzem dusz a na dokładkę nigdy nie mógł być pewny, czy widząc światło w kościele, widzą je też inni i czy wobec tego zwiastuje to czyjąś rychłą śmierć...
Janekjs - w istocie, gdyby o reklamę chodziło, gadałbym pod lepszym z dwóch zdjęć ostatnio powieszonych...
Rozsierdziło to diabła okrutnie i krzyknął mu tylko, że skoro jest tak natrętny to owszem - otrzyma dar już teraz. A będzie on polegał na tym, że skoro tylko ktoś we wsi będzie miał umrzeć, to kościelny będzie widział zapalone światła w kościele, choć inni tych świateł widzieć nie będą i że będzie musiał czasami dusze po śmierci na cmentarz odprowadzać...
Więc było to tak: do kościelnego jednej z mazurskich wsi podszedł kiedyś jakiś nieznajomy mężczyzna i zaproponował, że przekaże mu pewien dar w zamian za to, że ten mu będzie oddawał część ofiary zbieranej w kościele na tacę i odrobinę mszalnego wina...
Wobec tego sam będę musiał dokończyć historię...
I co nie ma chętnych????
Ale oczywiscie w międzyczasie można zgadywać jak to się mogło wydarzyć. Autor najciekawszej wersji może liczyć na dedykację pod kolejnym zdjęciem :)
Ale tę historię opowiem już innym razem, bo teraz muszę się już wydalić z biura...
O tym wkrótce...
A w jaki sposób zostawało się tragarzem duchów?
Po stypie objaśniał, że zmarła za życia bała się zawsze ostrych psów sąsiada - więc i tym razem nie chciała iść drogą przez wieś i należało ją odprowadzić tą drogą, którą zawsze do kościoła chadzała, czyli przez sady i pola...
Innym razem zaś tragarz duchów potrafił się odłączyć od konduktu i zamiast drogą do cmentarza szedł na cmentarz łąkami i sadami z tyłu domostw...
Albo podobnie o osobie chromej - że też za konduktem nie nadążyła i zamiast na cmentarz przyszła i usiadła wśród gości na stypr.
W każdym razie taki tragarz po powrocie oznajmiał matce zmarłej dziewczynki: - a pamiętacie, jak za życia trzymała się zawsze waszej spódnicy? A teraz tak szybko szliście konduktem na cmentarz, że się zgubiła i stała płacząc...
Mazurzy wierzyli, że czasami może być tak, że po śmierci na skutek różnych zaniedbań ze strony rodziny można \"nienależycie\" odprowadzić duszę na cmentarz i wtedy nie zazna ona spokoju...
Karolu - więcej już raczej nie będzie. Bo czterech kolejnych sensownych kadrów już nie uzbieram z tego a i historie się pomału kończą...
Od tej pory bowiem, kobieta widziała światła w kościele ilekroć tylko ktoś miał we wsi umrzeć. Taka była cena obecności na kazaniu duchów.
Uprzedzę pytanie dlaczego słuchanie takich kazań mogło być niebezpieczne...
Głos pastora płynął niby znajomy, ale i odległy jakiś jednocześnie, coś jakby wspomnienie z dzieciństwa bardziej niż rzeczywistość...
Kiedy usiadła w ostatniej ławce zaspana jeszcze, zaczęła wsłuchiwać się w kazanie. W pewnym momencie odkryła jednak, że coś tu nie pasuje...
Istnieje takie podanie o kobiecie, która wstała przed świtem jeszcze, bo coś się jej poprzestawiało, ale zobaczywszy, że w kościele palą się światła pomyślała, że jutrznia się już zaczęła i czym prędzej pobiegła do kirchy.
Wśród luterańskiej ludności Mazur funkcjonowało wiele przeróżnych wierzeń i zabobonów. Część z nich związana była ze zmarłymi...
Eeee... no z pozoru może i groźniej wygląda, ale to tylko pozór. Tragarze duchów, to nie były demony, tylko ludzie. Chciałem już napisać \"zwykli\", ale się w język, o przepraszam - w klawiaturę ugryzłem...
O to, to, to - że nie wolno zaglądać. Już wiem o czym to ja miałem! O tragarzu duchów.
A jak nie przypomni, to się będę musiał przebijać przez blisko sześćset komentarzy pod jednym z poprzednich zdjęć - a to mi może trochę czasu zabrać...
Małgosiu - czy ja wiem, czy śliczności? Poprzednie moim zdaniem znacznie lepsze. To dodałem tylko, żeby cała czwórka była. Choć w sumie nie wiem czy nie powinienem dać innego - z ruinami zamku, lub wieżą ciśnień - oba tak samo nieudane :)
I tak zdaje się nawet robiłem - tylko zdaje mi się, że mój szerokokątny obiektyw widzi trochę szerzej niż wizjer w aparacie. Ale tego nie jestem pewny - muszę kiedyś empirycznie sprawdzić.
Kolory trochę polarem wzmocnione.
Może to być kobold w wersji lotnej :)))
zbyniu - perspektywa niefajna, bo trochę skopana. Gdyby tak budowali w rzeczywistości to kościół nie musiałby pierwszej wojny czekać, żeby mu się wieża zawaliła ;)