Jestem fotoreporterem, który zbyt dużo czasu stracił na byciu urzędnikiem.
Fotoavatar: Malczer,2008. Dziękuję
Na PLFOTO18 lat
Zdjęć1025
Komentarzy3367
Skomentował125
Obserwujących468
Obserwuje77
Zdjęć dnia7
Głosów8278
Zagłosował880
Blog Slawekol
Wiarygdność czy estetyka? http://digitalcamerapolska.pl/wydarzenia/828-laureat-pulitzera-zwolniony-za-postprodukcje-zdjec-reportazowych
— 12.09.2015, 00:24:28
LISZA JAKO NISZA, Polityka, 49/2024 warto przeczytać.
Florian Kaps porównał kiedyś zapot rzebowanie na fotografię
analogową z kolekcjonowaniem płyt winylowych czy ruchem
smakoszy slow food. Dave Bias wydaje się podzielać jego zdanie:
– Photoshop nie zajął miejsca malarstwa, tablety nie zastąpiły
laptopów, druk 3D nie sprawił, że znikło rzemiosło. Dlatego jestem przekonany, że fotografia analogowa również nie zniknie.
Nie mam złudzeń co do tego, że będzie medium tak popularnym
jak kiedyś, ale trzeba zrozumieć, że ludzie wciąż chcą mieć możliwość wyboru.
Cyfrowe metody rejestracji i postprodukcji obrazu sprawiły
bowiem, że film i fotografia stały się wręcz zbyt ostre, zbyt doskonałe, niejednokrotnie zbliżając się do terytorium animacji
i grafiki komputerowej. Alchemia ciemni czy pozorna niedoskonałość polaroidów zapewniają więc równowagę i alternatywę dla wszechobecnego, „ostrego jak żyleta” obrazu.
— 18.12.2014, 22:10:18
PO ogłoszeniu wyników konkursu National Geographic dyskusja się wywiązała. Tu przytaczam wypowiedź Tomka Tomaszewskiego, pod którą się podpisuję. Więcej - http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,14677607,Burza_po_wynikach_konkursu_fotograficznego_National.html
- Ludzie używają pojęcia "lepsze", mając na myśli "bardziej ostre i wyraziste". A nam nie chodziło o formę, ale o treść. Funkcja fotografii uległa radykalnej przemianie - nie jest nią dziś uczenie się, jak świat wygląda, ale jest odbiciem osobowości fotografa. Ten materiał jest dowodem na to, że nie aparat fotograficzny służy do robienia zdjęć, a osobowość i doświadczenie fotografa, myśl, którą on potrafi przekazać - podkreśla Tomaszewski. Dlatego też taki materiał został nagrodzony - podoba mi się, bo reprezentuje pewną myśl. A ludzie przyzwyczaili się do prostych zdjęć, których analiza zajmuje sekundę.
— 27.09.2013, 13:48:28
Polecam estetom dbającym o szczegóły - oczywiście jeśli zajmują się reportażem> towarzyszenie Fotografów przy Białym Domu odebrało doroczną nagrodę autorowi tego zdjęcia za manipulację: https://nppa.org/node/38306
— 27.02.2013, 14:36:52
Przeczytałem dziś informację następującą:
"Reklama Lancome zakazana, bo Julia zbyt gładka.
Reklamy koncernu L'Oreal z Julią Roberts i supermodelką Christy Turlington zostały zakazane w Wielkiej Brytanii z powodu nadmiernego, komputerowego retuszu".
Zakaz został wprowadzony przez brytyjski urząd ds. standardów w reklamie (Advertising Standards Authority) .
Myślę sobie, że nie od rzeczy byłoby zastosowanie tych standardów na portalu z nazwy przynajmniej fotograficznym, jakim jest Plfoto. Ubyłoby mizianych na maxa zdjęć (?), przybyłoby prawdy i - przede wszystkim - fotografii.
— 28.07.2011, 20:12:36
Był taki czas, że administracja plftoto poprosiła madame Bovary, by nieodpłatnie udostępniła swoje zdjęcia do reklamowania portalu, m.in. w warszawskim metrze. I Madame się zgodziła. Zdjęcia obejrzały tysiące ludzi. Przyszedł czas, że Madame Bovary z powodu tolerowanych przez administrację chamskich jazd na jej temat pod róznymi zdjęciami poprosiła administrację plfoto o zlikwidowanie jej konta. I administracja się przychyliła. Nie pobrała przy tym żadnych opłat. To się nazywa wzajemność!
— 12.09.2010, 00:15:43
O wzajemności
Był taki czas, że administracja plftoto poprosiła madame Bovary, by nieodpłatnie udostępniła swoje zdjęcia do reklamowania portalu, m.in. w warszawskim metrze. I Madame się zgodziła. Zdjęcia obejrzały tysiące ludzi. Przyszedł czas, że Madame Bovary z powodu tolerowanych przez administrację chamskich jazd na jej temat pod róznymi zdjęciami poprosiła administrację plfoto o zlikwidowanie jej konta. I administracja się przychyliła. Nie pobrała przy tym żadnych opłat. To się nazywa wzajemność!
— 12.09.2010, 00:13:18
O wzajemności
Był taki czas, że administracja plftoto poprosiła madame Bovary, by nieodpłatnie udostępniła swoje zdjęcia do reklamowania portalu, m.in. w warszawskim metrze. I Madame się zgodziła. Zdjęcia obejrzały tysiące ludzi. Przyszedł czas, że Madame Bovary z powodu tolerowanych przez administrację chamskich jazd na jej temat pod róznymi zdjęciami poprosiła administrację plfoto o zlikwidowanie jej konta. I administracja się przychyliła. Nie pobrała przy tym żadnych opłat. To się nazywa wzajemność!
— 12.09.2010, 00:12:32
O wzajemności
Był taki czas, że administracja plftoto poprosiła madame Bovary, by nieodpłatnie udostępniła swoje zdjęcia do reklamowania portalu, m.in. w warszawskim metrze. I Madame się zgodziła. Zdjęcia obejrzały tysiące ludzi. Przyszedł czas, że Madame Bovary z powodu tolerowanych przez administrację chamskich jazd na jej temat pod róznymi zdjęciami poprosiła administrację plfoto o zlikwidowanie jej konta. I administracja się przychyliła. Nie pobrała przy tym żadnych opłat. To się nazywa wzajemność!
— 12.09.2010, 00:12:02
Istnieją fotografowie, którzy w sensie fotograficznym - nie mają szans na istnienie poza plfoto :)
— 18.09.2009, 01:41:34
Przyjaciela mojego, Włodka Barchacza, bardzo zainteresowało, dlaczego postanowiłem mój szpitalny temat („Lato w szpitalu”) zrealizować przede wszystkim za pomocą Zorki 4. Rozmawialiśmy o tym, jak i o fotoreportażu w ogóle w ostanią sobotę, 23 maja. Włodek pisze kolejną książkę, ja pierwszą, wymienialiśmy więc poglądy na temat fotografii reporterskiej. Zainspirowany jego pytaniem, postanowiłem usystematyzować powody mojego wyboru. Może komuś z czytelników przydadzą się do czegoś – nawet nie jako prosta recepta, ile raczej jako prezentacja pewnego sposobu myślenia o sposobach realizacji tematu reporterskiego (a może i nie tylko reporterskiego).
Zacznijmy od wprowadzenia Czytelnika w temat.
W marcu 2008 roku okazało się, że mam raka i muszę poddać się operacji. Od czerwca do sierpnia przebywałem w szpitalu jako pacjent. Postanowiłem wykorzystać to życiowe doświadczenie i pobyt w szpitalu jak normalny temat i okazję do opowiedzenia o ludziach, postawionych między życiem a śmiercią.
Temat zrealizowałem bardzo tradycyjnym sprzętem - Zorką 4 z obiektywami 2,8/35 i 8/28. Czasem używałem też Canona QL 17. O takim wyborze sprzętu zadecydowało kilka względów.
1. Względy, że tak powiem, społeczne.
- Przede wszystkim nie chciałem wyglądać jak fotoreporter i wprowadzać zamieszania profesjonalnym sprzętem. Ludzie płoszą się na widok poważnie wyglądającego aparatu, zaczynają przed nim grać. Nie chciałem dodatkowo stresować towarzyszy niedoli.
- Człowiek z Zorką nie jest traktowany poważnie. Nie spina ludzi. Jest traktowany wręcz z sympatią i wyrozumiałością, czasem nawet z pobłażaniem.
- Fotografowanie na oddziałach szpitalnych wymaga zgody dyrekcji. Ten formalny wymóg stosowany jest z różnym nasileniem. Ostrzej, kiedy chodzi o profesjonalne zdjęcia, mniej rygorystycznie, kiedy chodzi o pamiątkowe zdjęcia z pobytu w szpitalu. Na rozmowy z dyrekcją i wyjaśnianie motywów ani siły, ani czasu nie miałem. Powiedziałem tylko o tym „mojej” pani doktor, która zresztą wiedziała, że byłem profesjonalnym fotoreporterem i ze zrozumieniem odniosła się do mojego pomysłu.
2. Względy sprzętowe.
- Zorka jest aparatem dalmierzowym, nie ma lustra. Ma to trzy wielkie zalety – jest cicha a obraz widać przez cały czas. To ważne w przypadku stosowania długich czasów – obraz widzi się bez przerwy, wiadomo, czy zdjęcie jest zerwane czy nie. Trzecia zaleta to to, że Zrorka na długich czasach jest stabilna – jest stosunkowo ciężka, a lustro nie bije i nie powoduje wibracji.
- Obiektywy do Zorki, jeśli ktoś nie wie, to kopie przedwojennych zeissowskich szkieł. Sposób rysowania tych obiektywów, rozkład głębi ostrości, BOKEH – bardzo mi do tego tematu pasowały. W zamyśle i koncepcji odwoływałem się do tradycji „The Family of Men” oraz wielkich poprzedników fotoreportażu humanistycznego – a ci takim właśnie sprzętem się posługiwali.
- Celownik i dalmierz – bardzo jasny, bardzo szybki. Z korekcją dioptrii pod palcem.
- Wymiary – Zorka 4 swobodnie mieści się w szufladzie szpitalnej szafki, może być zawsze pod ręką.
3. Względy osobiste i sentymentalne.
- Musiałem liczyć się z tym, że jest to być może ostatni temat, jaki robię. Od Zorki zaczynałem moją poważniejszą przygodę z fotografią. Na niej też chciałem ją zakończyć.
- Pełna manualność tego sprzętu. W Zorce wszystko trzeba ustawiać ręcznie. To wymaga chwili namysłu. Na dodatek nie jest to aparat idiotoodporny, przestawienie czasów przy nienapiętej lub nie w pełni napiętej migawce powoduje uszkodzenia aparatu. A ja wolałem myśleć o ustawieniach niż o chorobie.
I to chyba tyle w największym skrócie. Mam nadzieję, że zaspokoiłem Twoją ciekawość, Włodku i że to się kiedyś może komuś przyda, kiedy będzie przygotowywał się do robienia tematu.
P.S. Nie odpowiedziałem jeszcze na pytanie, skąd w takim razie wziął się w zestawie Canon QL17. Ano ma on te same zalety co Zorka, a na dodatek jest szybszy – to pół automat z preselekcją przysłony, świetnie rysującym obiektywem o sporej głębi ostrości (po przysłonięciu) i całkiem małej (portret) przy pełnym otworze. A czasem potrzebowałem większej szybkości, niż zapewniała Zorka.
— 26.05.2009, 15:09:11
Czy fotoreporterzy - ci rasowi, prawdziwi, to ludzie normalni? To nie jest prowokacyjne pytanie, wbrew pozorom. Czy normalny jest człowiek, który za relatywnie niewielkie pieniądze ryzykuje zdrowiem lub życiem, żeby zrobić zdjęcie? Czy normalny jest człowiek, który zasypiając w narkozie na stole operacyjnym na widok nachylających się nad nim twarzy w maskach zastanawia się, że fotografował operacje, ale takiego kadru jeszcze nie miał? Czy normalny jest człowiek, który nie mając za co kupić jedzenia, kupuje negatywy? Czy w ogóle normalny jest przymus fotografowania, wbrew wszystkiemu, kiedy widzi się sytuacje fotografowania wartą? Wysoka jest cena za bycie fotoreporterem, a nocne koszmary nie są wcale najdroższymy elementem. Ceną jest także uzależnienie od adrenaliny, której zastrzyk organizm dostaje, gdy foci się w sytuacjach, kiedy się coś dzieje, w niebezpieczeństwie, pośpiechu, stresie. Ceną jest szczególna hierarchia wartości - prowadząca do lekceważenia elementów zwykłego codziennego życia. Fotoreporterzy rzadko kiedy tworzą trwałe związki rodzinne. Wielu z nich starość spędza w biedzie i samotności. Dziwaczeją. Robert Capa miał szczęście - zginął u szczytu sławy. A przecież zaczynał popadać w alkoholizm, uzależniony był od hazardu, więc w perspektywie skazany był także na biedę. Kilku znajomych fotoreporterów, świetnych w latach 70. dożywa teraz swoich dni w biedzie, osamotnieniu i zdziwaczeniu. Jest w "Kolumbach" Bratnego taki fragment, w którym dziewczyna, widząc swego chłopaka po kilku dniach ciężkich walk, widzi go brudnego, nieogolonego, apatycznego. Zdawałoby się - zobojętniałego na życie. Sprawdza jego broń - jest wyczyszczona i naoliwiona. Wtedy się uspokaja. Dopóki fotoreporter ma sprawny aparat - nie jest jeszcze tragicznie. Gorzej, kiedy pozbywa się go, bo brakuje mu na papierosy. Jeszcze gorzej jest wtedy, kiedy nawet mając aparat, fotoreporter patrzy na sytuacje - i nie widzi, nie ma przymusu skadrowania i naciśnięcia migawki. Wtedy, tak naprawdę, jest już martwy.
— 15.03.2009, 04:00:41
Gdybym umieścił zdjęcie, przedstawiające człowieka w garniturze, w kategorii "Akt", podniosłaby się wrzawa. Gdybym umieścił portret w kategorii "Krajobraz", byłyby protesty. I odwrotnie - zostałbym napomniany, gdybym jakiś widoczek dał do portretów. Do kategorii "Reporterskie" można pakować wszystko. Wszystko poza reportażem. I nikt nie zaprotestuje. Bo każdy wie, co znaczy akt, krajobraz, czy portret. Coraz mniej osób wie, co znaczy reportaż. Pytanie tylko - czy to jeden z objawów kryzysu tego gatunku, czy jedna z przyczyn?
— 19.01.2009, 02:22:54
Dziś wyjątkowo nie o fotografii, a o miejscu, w którym umieszczamy nasze zdjęcia. Wchodząc tu, stajemy się członkami pewnej społeczności. Pytanie, co każdy z nas wnosi i co w zamian otrzymuje. Jedni wnoszą świetne zdjęcia, inni po prostu zdjęcia, jeszcze inni myśli ubrane w słowa. Co w zamian? Na pewno opinie, kontakty, czasem osobiste znajomości z ludźmi o tej samej pasji. Wydaje mi się też, że im więcej sami wnosimy, tym więcej otrzymujemy w zamian. Może stąd bierze się rozgoryczenie i wściekłość tych, którzy wnosząc niewiele nieświetnych zdjęć, nie otrzymują tego, na czym zależy im najbardziej - dużych porcji uznania i pochwał?
— 17.01.2009, 22:23:12
Fotografia reporterska a fotografia dokumentacyjna. Czym się różnią, czy róznią się w ogóle? Moim zdaniem, różnica jest, ale rozróżnienie między fotografią reporterską a dokumentacyjną czasem bywa intuicyjne. Mnie bliskie jest to rozróżnienie, za którym opowiada się Karolina Lewandowska (m.in. kuratorka wystawy "Dokumentalistki - polskie fotografki XX wieku"). Wymienia ona następujące cechy różnicujące fotoreportaż od fotografii dokumentalnej: 1/ miejsce istnienia: na ogół prasa w przypadku reportażu/sale wystawowe, albumy, w przypadku dokumentu; 2/ temat: fotoreportaż jest zazwyczaj o czymś, o czym się mówi, co ważne, częściej dotyczy wydarzeń i zdarzeń; 3/ dynamika zdjęć: te reporterskie muszą zawierać w sobie jakiś decydujący moment, zamrożoną chwile; te dokumentalne niekoniecznie; 4/ zróżnicowanie - poszczególne zdjęcia reporterskie na ten sam temat różnią się między sobą, np. kadrem, planem, sytuacją. W dokumentalnych często różnice są minimalne; 5/ Wielkością serii: fotoreportaż rzadko kiedy liczy więcej niż tuzin zdjęć; serie dokumentacyjne to często kilkadziesiąt lub nawet kilkaset fotografii; 6/ czasem wykonywania: fotoreportaż powstaje często w ciągu jednego-dwóch dni; rzadko kiedy czas wykonywania przekracza miesiąc. Serie dokumentalne powstają latami. Co do mich zdjęć tu prezentowanych. Daję tu prawie wyłącznie zdjęcia, które nie były publikowane, a nie fotoreportaże, które robiłem na zamówienie. Przy czym wydaje mi się, że większość z nich należy jednak do kategorii reporterskich. Ewidentnie dokumentacyjny jest jednak cykl "Z życia polskich rodzin" i zdjęcia wspomnieniowe. Chociaż w przypadku zdjęcia z emigrantami z Chile mam już pewien kłopot, której kategorii są bliższe.
— 10.01.2009, 02:56:46
Dyskusja się wywiązała... . Tym razem pod zdjęciem _http://plfoto.com/1736733/zdjecie.html_. Dała mi okazję do sprecyzowania myśli na temat fotografii jako takiej i kryteriów oceny zdjęć. Do perzecztania całej dyskusji zachęcam, tu tylko jeden fragment - może nieprzesadnie odkrywczy, ale wart chyba przypominania:
"Napisałem niedawno, że Plfoto cenię sobie bardzo za możliwość wymiany opinii o zdjęciach na bieżąco, za możliwość rozmawiania o nich, poznawania reakcji widzów. Tym razem korzystam z tej możliwości z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, mnie, potomka szwoleżerów, niesłychanie śmieszy znak ograniczenia prędkości w tym miejscu, gdzie Kozietulski i Jego szwoleżerowie przeszli do historii właśnie z powodu rozwinięcia nadmiernej prędkości. Drugi powód jest taki, że to zdjęcie jest dobrą ilustracją pewnego sposobu patrzenia na fotografię. Otóż można traktować fotografię jako jedną ze sztuk plastycznych. I wtedy w ocenie zdjęcia liczy się kompozycja, techniczny kunszt, cienie, półcienie i ćwiećcienie nawet. I w gruncie rzeczy nieważne, czy fotografujemy zardzewiałą śrubę, czy feerie kropelek wody z fali, która rozbiła się o skałę. Można jednak traktować fotografię przede wszystkim jako język. A wtedy każde zdjęcie staje się opowieścią. Opowieścią o czymś. Osadzą w kontekstach skojarzeń i kulturowych znaczeń. Każde zdjęcie jest przecież aktem interpretacji rzeczywistości, dokonywanym w dwojaki sposób - poprzez wybór fragmentu tej rzeczywistości - czyli temat, miejsce, kadr. I - po wtóre - poprzez wybór chwili, w której wyzwalamy migawkę. I to zdjęcie z założenia jest taką kulturowa aluzją do świata szwoleżerów, który przeminął i do naszej historii. To miejsce, ta nazwa, w naszej historii wiele znaczą. A że dzisiaj Hiszpanie każą tam ograniczać predkość - wydaje mi się zabawne. A zastosowana technika - jest najprostsza z możliwych - ma po prostu uczynić ten przekaz czytelnym. No i jest jeszcze trzeci powód, o którym pisałem pod zdjęciem _http://plfoto.com/1707894/zdjecie.html_. Brakuje mi mianowicie na plfoto kategorii, powiedzmy street photography, do której mozna byłoby wrzucać różne zabawne zdjęcia, sytuyacje z życia, może błahe, ale wywołujące uśmiech".
— 6.01.2009, 17:26:49
W katalogach “Światełka – 1” oraz “Światełka – 2” zamieściłem serię sześciu zdjęć praktycznie bez opisów. W danym momencie dodatkowe wyjaśnienia wydały mi się nie tylko zbędne, ale wręcz niepotrzebnie ukierunkowujące interpretację. Zdjęcia były zresztą czytelne, a autor ciekaw, co sami odbiorcy na nich zobaczą. Nie mieli łatwego zadania, bowiem sposób prezentacji zdjęć w Galerii nastawiony jest zdecydowanie na fotografie pojedyncze i jedynie pakowanie tego w katalogi (gdzie na miniaturach od razu widoczne są jedynie 4 obrazy) umożliwia – jako tako - prezentację serii. Na marginesie warto zauważyć, że istnieją portale, które są pod tym względem znacznie lepiej zorganizowane. Od razu uwzględniają możliwość prezentacji zdjęć w serii. Na dodatek można wybierać zdjęcie okładkowe oraz ustawiać kolejność zdjęć w danej serii. Tak jest na przykład w ukraińskim portalu www.phoptographic.com.ua.
Teraz jednak pora na opis oraz kilka zdań autorskiego komentarza. Zdjęcia: http://plfoto.com/1726344/zdjecie.html ; http://plfoto.com/1726965/zdjecie.html
http://plfoto.com/1727983/zdjecie.html ; http://plfoto.com/1727983/zdjecie.html ;
http://plfoto.com/1729710/zdjecie.html oraz http://plfoto.com/1729185/zdjecie.html ;
wykonane zostały w czasie uroczystości, związanych z nawiedzeniem Ostrołeki przez figurę Matki Boskiej Fatimskiej wczesna wiosną 1996 roku. W uroczystościach wzięło udział co najmniej kilka, a może nawet kilkanaście tysięcy osób. Ze względu na masowość było to wydarzenie interesujące dla fotoreportera. Interesowała mnie zarówno skala (foto _http://plfoto.com/1726965/zdjecie.html_), jak i zachowania, przeżycia, motywacje poszczególnych uczestników. I to starałem się na zdjęciach pokazać. Większość ludzi przyszła zwyczajnie pomodlić się. Część, powodowana społecznym konformizmem, w rodzinnych i przyjacielskich grupkach. Była tez grupa aktywistek i aktywistów, którzy to wydarzenie traktowali – jak odniosłem wrażenie – bardziej jako show, okazję do zamanifestowania przekonań nie tylko religijnych, ale i radiomaryjnych. Mam do tego stosunek mocno krytyczny. Wyłoniła się zatem kwestia jak pokazać to na zdjęciach. Starałem się wybrnąć z tego za pomocą następującego zabiegu formalnego: tam, gdzie wydawało mi się, że mam do czynienia z autentycznym przeżyciem religijnym i modlitwą, fotografowałem w zastanym świetle, bez lampy, na czułym, dodatkowo forsowanym, bo zmierzch zapadł, filmie. Część, w której, jak mi się wydawało, było więcej show, fotografowałem w sposób udający zdjęcia amatorskie, robione popularnymi w owym czasie kompaktami – z lampą na wprost, przy jednoczesnym długim czasie naświetlania. Jedne zdjęcia wyszły surowe, ziarniste, jak mi się wydaje autentyczne. Te drugie, plastikowo, tandetnie, jakby amatorsko - ¬http://plfoto.com/1729185/zdjecie.html¬_. Wszyscy to dostrzegli, nie każdy jednak zinterpretował zgodnie z zamysłem autora. Powstało bowiem podejrzenie, że zdjęcie się po prostu nie udało, a i reporterskie za bardzo nie jest. W czym zresztą jest wiele prawdy, bo w tym przypadku mocno zbliżyłem się do publicystyki fotograficznej. Nie wiem zatem, czy ta koncepcja (focenia show a la Spice Girls, jak ujęła to Madame Bovary, czy a la Ich Troje, jak ujął to Iskier )była trafna, czy nie. Bo dobry fotoreportaż, w moim przekonaniu, powinien być czytelny dla każdego.
Pozostaje jeszcze kwestia projekcji na autora zdjęć przekonań z tematów, które porusza. Jest pod moim portfolio wpis-pytanie, czy nie jestem aby ministrantem kościelnym (wystawione przez: Bart. 2008-11-07 11:35:33). Z wielu moich zdjęć podobno wieje Bogiem ( a może i pleśnią kruchty zalatuje). W niejakie zakłopotanie wprawiły tez moich Gości zdjęcia z odpustu. O tamtych zdjęciach zresztą osobno napiszę. Tu tylko wyjaśnię, że jako fotoreporter i dziennikarz fotografują ludzi w ich społecznych zachowaniach, w chwilach, które albo oni sami uważają za ważne, albo takich, o których ja mniemam, że są istotne. I moje własne przekonania nie mają tu nic do rzeczy. Religia jest w życiu Polaków zjawiskiem istotnym. To jak jest praktykowana, jak szukamy kontaktu z Bogiem, czy akurat kontaktu z Bogiem szukamy, czy raczej ulegamy społecznej presji i konformizmowi, czy więcej w tym celebry, czy mistycznego przeżycia? – to jest tylko kilka pytań, na które szukam odpowiedzi, fotografując religijne uroczystości. Tezy żadnej z góry nie przyjmuję, fakty za to, z pełną pokorą. Przy czym fotografuję też koncerty muzyczne, szał zakupów świątecznych, sposób spędzania wolnego czasu, pracę – i masę innych jeszcze społecznych zachowań. Nie wynika z tego, że jestem fanem koncertów, soldów, stadnego wylegiwania się na plaży – tak samo jak chodzenia w procesjach. Literatura dawno temu przestała już być zwierciadłem, przechadzającym się po drogach, w którym odbijali się ludzie i ich zachowania. Fotoreportaż jest w odwrocie, zastępowany przez bardziej nośne i głośniejsze sposoby fotografowania – a nawet kreowania zdarzeń społecznych. Nie ma to jednak wpływu na moje pojmowanie sensu fotoreportażu, jakim jest pokazywanie ludziom ich wizerunku w zwierciadle – czasem krzywym, czasem wiernie odwzorowującym – zawsze jednak interpretującym ich zachowania. Bo samo miejsce postawienia takiego lustra jest już aktem interpretacji rzeczywistości, zwrócenia uwagi na jakąś sprawę.
— 5.01.2009, 18:05:14
Jak oceniać zdjęcia reporterskie? Jak je czytać? Pod zdjęciem http://plfoto.com/1718507/zdjecie.html wywiązała się interesująca dyskusja. Oto mój głos w tej sprawie.
Miałem siedzieć cicho i słuchać, ale temat wydaje mi się nazbyt ważny, by nie wtrącić swoich trzech groszy. Chodzi o sprawę kryteriów oceny i umiejętności czytania zdjęć reporterskich w ogóle, szczególnie, kiedy dotyczy to fotografowania tak wyjątkowych momentów, jak ten na zdjęciu.
Zacznę od tego, że DominikS [2008-12-16 07:26:26] i focamovie [2008-12-16 07:39:17] w jakimś sensie mają rację – wedle standardowych kryteriów oceny zdjęć to nie jest świetny obraz. Światło mogło padać inaczej, niebo być bardziej dramatyczne, grupa ustawiona w pozycjach bardziej interesujących. Tyle tylko, że teraz trzeba uruchomić empatię i wyobraźnię.
Pierwsze 20 lat swego życia Dawid Fiszerung w liście do mnie zawarł w kilku zdaniach. Oto one: „Urodziłem się w Chorzelach 26 marca 1925 r. Jako jeden jedyny z mieszkańców naszego miasteczka pozostałem przy życiu po przejściu przez K.L. Auschitz-Birkenau. „Żółtą łatę” w czasie okupacji hitlerowskiej przyszyli mi w Chorzelach, 1 września 1941 r. Potem byłem w gettach w Makowie Mazowieckim i w Mławie, w K.L. Auschwitz, K.L. Mauthausen i K.L. Ebensee. Tam oswobodziły mnie wojska Stanów Zjednoczonych, w maju 1945r.”.
Do Auschwitz przywieziono go w grudniu 1942 roku. Co się w ten mroczny dzień działo w miejscu, które można obejrzeć na fotografii? Dawid Fiszerung pisze o tym tak:
„ Kiedy przybyliśmy na stację kolejową w Oświęcimiu, byliśmy załamani, głodni i spragnieni. Dopadliśmy do kałuż i piliśmy brudną, błotnistą wodę.
Zaczęła się sławna selekcja: kto na prawo, kto na lewo. Nikt nie wiedział, co jest lepsze – strona lewa czy prawa. Każdy musiał głośno powiedzieć swoje nazwisko i wiek. Ja postanowiłem dodać kilka lat do mojego prawdziwego wieku i tak postanowiłem zrobić także w stosunku do mego brata Szlomo, kiedy podeszliśmy do stołu selekcyjnego. Ale selekcyjny rozdzielił nas, a z boku stali żołnierze z karabinami. Siłą oderwali mnie od brata i nigdy więcej go nie zobaczyłem, gdyż zagnano go prosto do krematoriów Oświęcimia – Brzezinki.. Nam kazano przejść kilka kilometrów, aż dotarliśmy do obozu w Brzezince. Tu odebrano nam torby, kazano rozebrać się do naga i włożyć obozową odzież. Każdemu wytatuowano na lewym ramieniu numer więźnia, który służył zamiast nazwiska i imienia. Ja otrzymałem nr. 80.388”.
Halina Jastrzębska, historyk z muzeum oświęcimskiego, w naukowym opracowaniu przytoczyła fakty, dotyczące tego transportu:
„Z tego liczącego około 2,5 tys. kobiet, mężczyzn i dzieci transportu zaledwie 406 mężczyzn i młodych chłopców skierowano do pracy w obozie. Pozostałych niemieccy naziści zamordowali w komorach gazowych”.
Mija 65 lat i oto ten człowiek postanawia wrócić w to samo miejsce. Zabiera ze sobą córkę, zięcia i trójkę wnuków. Wraca w miejsce, w którym po raz ostatni widział swego młodszego brata. Wraca może nie do końca z własnej woli i ochoty. Jego 11-letni wnuk Matan własnie uczył się o Holokauście. Dziadek wymieniany jest tam jako jeden z niewielu, którzy przeżyli. Matan chce zobaczyć te miejsca i tam słuchać opowieści dziadka. Dziadek się zgadza.
W liście do mnie, napisanym po powrocie do Izraela napisał:
„Bardzo cieszyłem się jak spotkałem Pana wraz z córką przed wejściem do obozu w Oświęcimiu , i oczywiście miałem lepsze samopoczucie w Waszym towarzystwie . (…) Pierwszy raz przybyłem w to miejsce razem z grupą , wraz z przewodnikiem , bo nie wiedziałem jak będę się czuł w takiej sytuacji , ale to przeszło gładko . Odczuwałem wielką satysfakcję , że mimo wszystkie wyczyny które Niemcy nam uczynili, udało mi się uratować i przeżyć te straszne lata”.
No dobrze. Wracamy do zdjęcia. Czy Panowie wyobrażacie sobie, że tę grupę w jakikolwiek sposób ustawiam na rampie? Że proszę, by posiedzieli tu godzinę, albowiem słońce świeci nazbyt ostro? Pragnę bowiem sprostać wysokim standardom estetyki fotograficznej.
Janusz napisał bardzo słusznie o znaczeniu opisu w przypadku zdjęć reporterskich - A_R_mator [2008-12-16 11:36:29.
Ja dodam jeszcze jedno – otóż przy ocenie takich zdjęć należy brać pod uwagę wagę tematu. To kto, lub co jest na zdjęciu. Niewielu bowiem Żydów Oświęcim w ogóle przeżyło, a jaeszcze mniej z nich kiedykolwiek później chciało to miejsce oglądać. Przypadek Dawida Fiszerunga, który przyjechał tam z rodziną, jest zupełnie unikatowy. Fotoreporterów nazywa się - bardzo trafnie zresztą - eyewitness. Istnieją po to, by dawać świadectwo czasom, ludziom, wydarzeniom. Mnie się otóż wydaje, że tym niedoskonałym estetycznie zdjęciem ową podstawową misję mojego zawodu i powołania wypełniłem.
A tak zupełnie na marginesie – fotoreporter to nie tylko ktos, kto sprawnie posługuje się aparatem. To również ktoś, kto potrafi wyszukiwać tematy i dzięki temu znajduje się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze. To jest nie mniej ważna, a może nawet ważniejsza część tej profesji.
— 16.12.2008, 13:47:47
A propos zażartej dyskusji, która toczyła się pod zdjęciem _ http://plfoto.com/1529280/zdjecie.html_
Uważnie czytałem zapis dyskusji pod tym zdjęciem. Wiele razy. Miałem napisać wcześniej, ale w ciągu ostatnich dni znowu sporo się wydarzyło i nie bardzo byłem w stanie zebrać myśli.
Starły się w tej dyskusji dwa punkty widzenia: antymyśliwski i nie tyle pro-myśliwski, ile dostrzegający w polowaniu jeśli nawet nie pewne strony pozytywne, to w każdym razie uzasadnioną konieczność. Przy czym nikt z uczestników dyskusji nie zmienił zdania pod wpływem argumentów, podważających jego stanowisko. Można nawet odnieść wrażenie, że przeciwnie – w swoich racjach się utwierdzał. Charakterystyczne – tzw. twarda wiedza o zasadniczym przedmiocie sporu – polowaniu i myślistwie, a także zasadach nimi rządzących (bo były też wątki poboczne, m.in. dietetyczny), była wśród dyskutantów niewielka. W tym dopatrywałbym się wysokiej temperatury emocjonalnej wymiany zdań. Tak bywa, gdy zamiast rozmowy o rzeczywistości, która jest zazwyczaj bardzo złożona, dyskutuje się o stereotypach, które ze swej istoty są jednoznaczne – bo taka jest ich rola społeczna. Nie bez powodu jednym z głównych zadań wojennej propagandy jest stereotypizacja wroga.
Stereotyp myśliwego już na początku zdefiniowała GOYART - GOYART [2008-11-14 15:14:25]
BOŻE! Ci ludzie są ułomni emocjonalnie! Nie rozumiem takich zachowań... Boję się takich ludzi.
Strach prowadzi do działań radykalnych, stąd w następnej wypowiedzi GOYART poszła dalej i sformułowała konstruktywny wniosek: GOYART [2008-11-14 15:24:44]
Fakty są takie, że za dużo jest idiotów na ziemi.... Może powinno się ich objąć "kontrolowanym odstrzałem"...(?) Ech... Szkoda gadać.
Sens polowania na użytek tej dyskusji zdefiniowali z kolej arkjus i Persefona -
arkjus [2008-11-14 15:31:36]
myślistwo to po prostu zabijanie dla przyjemności
Persefona [2008-11-14 15:46:26]
ojjjj niestety nie wiem jak kogoś może to kręcić w sensie myślistwo brrr dla mnie to chęć mordu ubrana w jakąś idee i tyle.
Po takim ustawieniu przedmiotu sporu, oponenci znaleźli się w defensywie. Podnosili zatem fakt, że odstrzał zwierzyny jest konieczny – ze względu na to, że nie istnieje samoregulacja systemu ekologicznego. Że jest legalny. Że mięso upolowanych dzikich zwierząt także trafia do sklepów i jest zjadane. Wspomniane zostało o tym, że myśliwi także dokarmiają zwierzynę, a także i o tym, że chadzanie na polowania, wiąże się z załatwianiem interesów niemyśliwskich bynajmniej - A_R_mator [2008-11-15 09:32:30]
Hej chłopaki :) Nie zamierzam dyskutować w tym temacie, ale wrzucę Wam jeszcze jedną kwestię o której kiedyś słyszałem. Na pewno część ludzi bierze w tym udział dla nawiązywania i utrzymywania kontaktów businesowych ;-)
Interesujący był watek wskazywania niekonsekwencji w potępienia zabijania, uprawianego przez myśliwych, przy akceptacji faktu zabijania ryb przez wędkarzy.
just_passing_through [2008-11-14 15:54:23]
sami radykaliści tutaj.. myśliwym nie jestem i nigdy nie będę. ale czemu np. o wędkarzach nikt nie wspomina? to takie samo polowanie. no chyba ze określenie "zabijanie" tyczy się tylko ssaków. winszuję konsekwencji..
Podnoszona była kwestia roli polowania w rozwoju człowieka:
Myszowaty [2008-11-15 10:22:56]
samo istnienie człowieka jest zagrożeniem dla organizmów stojących niżej w łańcuchu pokarmowym, tak samo jak istnienie lwa jest zagrożeniem dla antylop, a istnienie bobra dla ryb.. itp. Więc paplanie o krwi na rękach jest nonsensowne! Gdyby nie krew na rękach przodków (m.in. wszystkich zielonych) to pogrobowcy tychże teraz nie mieliby możliwości wygadywania głupot w Internecie..
Nie doszło jednak do jakiegokolwiek kompromisu, chociaż propozycja taka padła:
corundum [2008-11-15 09:01:33]
arkjus [2008-11-15 08:57:57] --> nie mam zamiaru narzekać. Nie mam też zamiaru nikogo przekonywać, że myślistwo jest dobre albo złe. Uważam, że każdy ma prawo do własnego zdania. Zwracam cały czas uwagę tylko na jedną rzecz. Nie ma sensu aż tak bardzo radykalizować stanowiska jak to zrobiła GOYART, czyli w stylu wszyscy myśliwi są be a wszyscy wegetarianie cacy. To po prostu nie jest prawda. Prawda jest gdzieś po środku. Tylko tyle i aż tyle. :)
No cóż, pora porzucić rolę analityka i – zgodnie z obietnicą - przedstawić własny punkt widzenia na poruszone sprawy.
Zacznę od dygresji. W myśleniu o człowieku i jego naturze (o ile w ogóle można o niej mówić) w nowożytnej myśli zderzają się ze sobą dwa główne nurty. Pierwszy wywodzi się od J.J. Rousseau i zakłada, że człowiek ze swój natury jest dobry, łagodny, empatyczny. Zepsuty został zaś przez cywilizację. Ojcem drugiego jest Tomasz Hobbes, autor „lewiatana”, który argumentował, że w istocie człowieka leży stosowanie przemocy, mord i rabunek – i tylko zewnętrzny przymus i powszechny lek przed władzą sprawia, że ludzie zachowują się przyzwoicie i kończy się, powszechny w stanie naturalnym, stan wojny każdego z każdym. Postawmy kropkę nad „i” – i o wszystko – ziemię, pieniądze, kobiety (mężczyzn), władzę, prestiż i inne cenione dobra materialne i niematerialne.
Jako młody człowiek sympatyzowałem ze starym Janem Jakubem, a jego poglądy były bliższe memu sercu. Upływający czas i wydarzenia, które w nim następowały, skłaniały mnie jednak coraz bardziej do przeświadczenia, że więcej racji ma mroczny Hobbes.
Pierwsza była wojna w byłej Jugosławii, gdzie nie istniały żadne racjonalne (podkreślam – racjonalne) powody do ludobójstwa. A jednak stało się ono faktem. O kolejnych lokalnych wojnach nie będę już wspominał. Zdarzył się jednak także 11 września 2001 roku, kiedy to okazało się, że istnieją ludzie, gotowi w imię własnych racji poświęcić życie nie tylko swoje, ale i tysięcy innych ludzi. Zdarzyło się kilka wyłączeń prądu w dużych miastach – zaowocowały falą gwałtów, rabunków i morderstw. Dokonywali ich ludzie, którzy przy włączonych latarniach i funkcjonujących patrolach policji zachowywali się kulturalnie i przyzwoicie. Huragan, który przeszedł nad Luisianą, wywołał falę podobnych zachowań. Przez Polskę przeszła fala bitew pomiędzy kibicami piłkarskich drużyn. Padły trupy – tylko dlatego, że nosili inne szaliki.
Wydaje mi się zatem, że istnieje w wielu ludziach atawistyczna skłonność do grupowania się w plemiona, a także wbudowana w nas agresja. Radość z dominacji nad innymi. Radość z trafienia w cel.
Cechy te można naturalnie potępiać – nie sposób jednak zaprzeczyć, że miały, mają i będą mieć swój ewolucyjny sens – bez nich prawdopodobnie nie przetrwalibyśmy jako gatunek. Z tego powodu nie nazwałabym ludzi, którzy czerpią radość z trafiania w cel, potrafią stosować przemoc, a także zabijać zwierzęta psychopatami. Bo różne bywają cele stosowania przemocy i zadawania śmierci. Zwolennicy kary śmierci – w jakiejkolwiek formie, komory gazowej, elektrycznego krzesła, wieszania, garroty, czy plutonu egzekucyjnego – nie uważają wszak by kaci byli psychopatami.
Ta agresja znajduje różne cywilizowane i akceptowane sposoby ujawniania się i rozładowania. Taki jest prawdopodobnie powód popularności realistycznych bardzo gier komputerowych, polegających na zabijaniu przeciwników na rozmaite sposoby.
Zyskuje na popularności paintball, polegający na niczym innym, jak strzelaniu do ludzi, wypełnionymi farbą piłeczkami.
Filmy, pełne drastycznych scen zabijania, są na listach bestsellerów, a Quentin Tarantino na wyżyny wzniósł sztukę estetyzacji zabijania.
Przyznam, że ta wirtualna banalizacja śmierci napełnia mnie lekiem większym niż zadawanie śmierci prawdziwej, na przykład przez myśliwych. Tak łatwo jest w komputerowej grze kogoś zabić. Tak łatwo jest trafić kogoś piłeczką paintballową i cieszyć się z czerwonej farby, spływającej po ubraniu ofiary, która później wstanie, przebierze się i będzie żyła znowu. Coraz większej liczbie ludzi wydaje się jednak, że podobnie jest ze śmiercią prawdziwą – że może być też estetyczna, niekłopotliwa i odwracalna. Bo coraz rzadziej oglądają śmierć prawdziwą – zadawaną choćby kurze, przeznaczonej na rosół, czy cielęciu, przeznaczonego na chrupiącego sznycla. Tymczasem kto taką prawdziwą śmierć widział, wie, że zabijanie to poważna sprawa. Nie trzeba tego tłumaczyć GOYART, której widok zabijanego cielęcia wyznaczył w znacznej mierze dalszy bieg życia i kulinarne upodobania. Większość z nas pozostaje jednak mięsożercami – a to musi oznaczać akceptację dla zabijania. Wydaje mi się jednak, że bylibyśmy znacznie bardziej rozważni – i bardziej szanowali nasze pożywienie, gdybyśmy byli bardziej świadomi tego, jaką cenę ma kotlet, hamburger, czy pieczone udko kurczęcia. Kiedy patrzę na dzieci, zostawiające jedzenie po jednym gryzie i rodziców, akceptujących ten fakt, robi mi się nieswojo. Bo widzę w tym brak szacunku dla istot, które tym pożywieniem się stały.
I jeszcze jedno. Piękne idee stały się niejednokrotnie przyczyną wielkich i masowych zbrodni. Idee te nie dotyczyły jednak spraw oczywistych, a spraw, których dowieść się nie da – religijnych dogmatów, idei równości i braterstwa, stylu życia. Na miniplfotową skalę przykład tego znajduję nie tylko w cytowanej wypowiedzi GOYART o ewentualności kontrolowanego odstrzeliwania myśliwych, co i pod wypowiedzią pod wczorajszym zdjęciem dnia. Przedstawiało ono rytualny ubój buhaja. Proszę przeczytać.
http://plfoto.com/1691593/zdjecie.html
Bart. [2008-11-22 13:28:28]
a ja powiem tak nienawidzę zabijania zwierząt ....mi to się nie podoba i szkoda że jest to dalej tak robione ak na zdfjęciu ja się oburzyłem i daje 1 bo szlak mnie trafia / tych typów bym najchętniej związał do gury nogami .... i poderznał gardło jak świni KU****WA!!!!!!!!!
(zachowuję pisownie oryginału – sol)
W ten sposób piękne, acz radykalnie wyznawane przekonania, pokojowe i humanistyczne jak najbardziej, prowadzić mogą do swego własnego zaprzeczenia. I to by było na tyle – tym razem.
— 23.11.2008, 14:03:15
Reporterski TOP miesiaca pod wzgledem liczby ocen 15 fotografii - na jednym tylko zdjeciu widac zblizenia ludzkich twarzy, na jednym ludzkie postaci, na trzech ludzkie sylwetki jako element krajobrazu. Na dziesieciu pozostalych nie ma ani jednego czlowieka. bardzo wymowne i wiele mowi i o autorach, zdjec, ktore uznali za reporterskiei oceniajacych. Troche takze o zbyt malej liczbie kategorii w samym serwisie.
— 26.09.2008, 01:31:40
Na początek kilka cytatów spod szpitalnych zdjęć oraz spod PF.
Franek Chrzonszcz 2008-08-19 10:49:38
Komentarz:
szacunek i wyrazy uznania za Twoją szpitalną serię. sam jestem jestem lekarzem i nigdy nie miałem na tyle odwagi. a może po prostu trzeba być po drugiej stronie, by móc zrobić taki dokument.
JoannaW [2008-08-18 10:46:11]
Spędziłam kiedyś lato w szpitalu, ale jako odwiedzający. Niestety z tragicznym finałem... nie miałam odwagi na zdjęcia, bardzo Cię podziwiam Sławku za tę odwagę i przekaz.
marcinklimek [2008-08-16 10:46:24]
niesamowita historia, odważna decyzja, opis idealnie dopełnia pracę.
Podobne uwagi pojawiały się też wcześniej – pod fotografiami zrozpaczonych ludzi na pogrzebach, czy przy śmiertelnym wypadku. Myślałem nad tym, co napisaliście i umacniem się w przekonaniu, że jednak nie o odwagę chodzi. Odwaga potrzebna jest tam, gdzie można dostać po głowie – wojna, rozruchy, nocne życie – to, owszem, są tematy, gdzie odwaga się przydaje. W przypadku takich zdjęć jak szpitalne potrzebna są raczej empatia i czas. Ludzie zrozpaczeniu, w strachu, rezygnacji, żegnający się w myślach z życiem – potrzebują zrozumienia. Potrzebują też pociechy – choćby takiej, że coś po nich przetrwa, choćby obrazy. Zanim zrobiłem im zdjęcie, rozmawialiśmy. „Robią nam zdjęcia kiedy się rodzimy, podczas chrztu, pierwszej komunii, matury, ślubu, czasem pogrzebu - mówiłem. - A rzadko mamy zdjęcia przy pracy (w której spędzamy połowę życia), gdy cierpmimy, chorujemy, odchodzimy z tego świata – a przecież to także są ważne chwile, warte utrwalenia”. Kiedy ludzie się nad tym zaczynają zastanawiać, bardzo często przyznają mi rację. Tak jak człowiek, który już wie, że nigdy nie przestanie palić. Tak jak spotkany w toalecie starzec, którego nie pocieszyła formułka, która wyklepałem jak jego proboszcz – co mi wytknął. Myśl jednak, że będzie trwał na fotografii – być może ostatniej, którą ktoś mu zrobił, przyniosła mu jakąś pociechę. Takie zdjęcia wymagają czasu. Wzajemnego poznania się fotografa z potencjalnym modelem. I wymagają czystych intencji fotografującego. To nie może być chęć zarobku, czy wywołania sensacji. Tłumaczyłem moim modelom, że staram się zrobić opowieść o ludziach bardzo chorych. Że temu cierpieniu chcę nadać dodatowy sens – może skłonić do zastanowienia nad kruchościa życia tych, którzy teraz są zdrowi. Że chcę, by oni i ich ból przetrwał i przemówił do innych. I większość przyjmowała taką argumentację ze zrozumieniem. Pozwalali się fotografować także w bardzo intymnych momentach zadumy, czy płaczu. Widzieli te zdjęcia. Zachowują jaką pamiątkę. I czekają na ciąg dalszy. Mam nadzieję, że powstanie także bardziej optymistyczna opowieść o ozdrowieńcach – bo niektórzy z nas mają taką szansę.
Myślę zatem Franku, że nie jest to kwestia strony, po której się jest. Więcej – wydaje mi się nawet, że taka rozmowa lekarza z pacjentem i wyjasnienie, dlaczego chcesz fotografować, wielu przyniosłaby pociechę. Znosiłaby mur, który istnieje między wiecznie zabieganym lekarzem, a człowiekiem, który ma nadmiar czasu. Nie wiem Joanno, czy dzisiaj żałujesz tego, że nie zrobiłaś zdjęć tamtego lata. Może warto było? Świat wokól nas estetyzuje się. Nie ma w nim miejsca na brzydotę, smutek, tym bardziej cierpienie i śmierć – a przecież one istnieją i istnieć będą – niezależnie od tego, jak bardzo próbujemy je zepchnąć z naszych oczu i wyprzeć ze świadomości.
— 20.08.2008, 23:20:27
Nie byloby opowiesci "Lato w szpitalu", gdyby nie kilkoro bliskich mi ludzi, dzieki ktorym mialem sprzet i materialy, jakie sobie wymarzylem. Nie bede wymienial po imieniu. Bywacie tu i mam nadzieje, ze przeczytacie. Jestem wam bardzo wdzieczny. Dziekuje!
— 16.08.2008, 01:02:05
No, udało mi się wrócić - równo po miesiącu. Cieszę się z tego. jeszcze bardziej cieszę się z miłego powitania. A najbardziej z tego, że fotografie, które przez ten czas zrobiłem, zostały tak ciepło przyjęte. Dziękuję i pozdrawiam wszystkich przyjaciół, znajomych i gości.
— 15.08.2008, 01:04:33
Bardzo dziękuję Wam wszystkim za odwiedziny i miłe słowa. Światła nie nalezy trzymać pod korcem, a zdjęć w szufladach i na twardych dyskach. Zdjęcia powinny być oglądane. Na jakiś czas - mam nadzieję, że niezbyt długi - muszę zniknąć. Proszę zatem o wybaczenie, że nie będę się odzywał, odpisywał i reagował. Ja znikam, ale zdjęcia przecież zostają. Do zobaczenia i poczytania :)
P.S. "Palcie w łaźni, aż kamień się zmieni w pył..." S.
— 14.07.2008, 21:05:34
Z blogu Madame Bovary:
"[2008-05-28 23:04:42]
Plfoto to nie tylko galeria zdjęć, to przede wszystkim galeria ludzi te zdjęcia tworzących". Często się z madame nie zgadzam i polemizuję - z pożytkiem chyba bnie tylko dla nas obojga, ale gdyby tego nie napisała, napisałbym to sam. Bo szczera to prawda. jest jeden problem, którego Madame, dama w każdym calu, nie poruszyła. To znany problem moderatorów. Oni - usuwając nie podobające się im zdjęcia z przestrzeni publicznej, także tworza ten portal. Nie tworząc zdjęć. Otóż istnienie tej instytucji, jak każdej cenzury, nie jest twórcze. Nie zwiększa radości tworzenia. Nie zachęca do eksperymentów - bo prace kontrowersyjne najczęściej padają ofiarą moderacji. od dawna na blogo, na Loży i gdzie się da powtarzam - moderacja powinna być zniesiona. Tylko naruszenie prawa może być powdem wydofania zdjęcia z Galerii. Jest to wołanie na puszczy - a szkoda.
— 13.07.2008, 05:04:03
Foto http://plfoto.com/1548538/zdjecie.html - fragmenty dyskusji
Madame Bovary [2008-06-01 14:53:10]
Wiesz Sławku, wracając do dyskusji o reportażu dzisiaj... Zauważ jak zmienili sie ludzie i ich nastawienie do fotografujących. Kiedyś fotograf, fotoreporter miał zdecydowanie większe możliwości (pomijam sprawy czysto techniczne) w nawiązywaniu "porozumienia" z ludźmi, których chciał fotografować. Ludzie chętniej pozowali lub nawet nie pozując nie wyrażali sprzeciwu... A teraz? Albo masz szczęście trafić na chętnych albo zostaje tzw. strzał z biodra... co nie zawsze jest dobre.
Madame Bovary [2008-06-01 14:53:10]
Doceniam Twoją wyrozumiałość dla kandydatów na współczesnych fotoreporterów, Madame. Wszelako amicus Plato, sed magis amica veritas. Otóż po pierwsze, kiedyś wcale nie fotografowało się łatwiej. Każdy kto wyciągając aparat czuł na sobie stężały wzrok i niechęć ludzi z kolejek po mięso, walczących o miejsce w autobusie, czy pociąg, wie o czym mówię. Tak jak i kiedyś niedobrze fotografowało się na dyskotekach (pamiętam jak w Stodole miałem do asysty przydzielonych dwóch bramkarzy). Prawie nie do spocenia był bazar na Polnej czy Różyckiego. Nie jest więc tak, że kiedyś było łatwo, a teraz zrobiło się trudno i dlatego nie ma dobrych reporterskich zdjęć. masz jednak rację, Madame, kiedy piszesz, że stosunek ludzi fotografowanych do ludzi fotografujących się zmienił. Pierdolec praw do wizerunku i prywatności czyni swoje. I tu jednakowoż muszę dodać, że i stosunek fotografujących do fotografowanych też uległ zmianie. Dzięki możliwościom sprzętu (automatyczny pomiar światła, szybkie ustawianie ostrości) coraz częściej mamy do czynienia z „kradzieżą zdjęć”, podglądactwem – bez wchodzenia w kontakt z fotografowanymi. Fotograf robi zdjęcie i odchodzi – podczas gdy fotografowany nie wie po co był uwieczniany i przez kogo. Ja – prawie – nigdy tak nie robiłem. Miło mi czytać, kiedy Jogin pisze, że czaruję swoich modeli. To nie tak. Ja z nimi najpierw rozmawiam. Tłumaczę kim jestem, dlaczego chcę robić zdjęcia, mówię, że zależy mi na nie pozowanych, więc że będę się kręcił czas jakiś, zanim nie zrobię. Jeśli ktoś chce, dostanie później odbitkę. Ludzie uprzedzeni, że będę fotografował po kilku minutach przestają zwracac na mnie uwagę i zachowują się naturalnie. Na dodatek i oni się czegoś dowiadują, i ja też mam poczucie, że wiem więcej o innych. Nie da się fotografować ludzi ‘z doskoku” i nie wiadomo po co. (No, chyba że w szalecie  ). Nawet jeśli strzelam z biodra, później wyjasniam, czemu tak zrobiłem i proszę o wybaczenie. Najczęściej zresztą uzyskuję je. Nie w trudności fotografowania ludzi upatrywałbym zatem upadku fotografii reporterskiej. Bardziej przekonuje mnie to, co napisała Kankai: „Reporterka nie w cenie, bo mało \"artystyczna\". Tak samo jest na forach literackich, gdzie promuje sie poezję (sic!), a proza spada na łeb, na szyję. Jeszcze opowiadanie kogoś zainteresuje, ale felieton, esej....? To już inna bajka”. Fotografia banalizuje się, Madame, a obrazy komercjalizują.
— 1.06.2008, 21:01:00
Z wpisu Kankai pod moim PF:
kankai 2008-06-01 00:06:32
Reporterka nie w cenie, bo mało \"artystyczna\". Tak samo jest na forach literackich, gdzie promuje sie poezję (sic!), a proza spada na łeb, na szyję. Jeszcze opwiadanie kogoś zainteresuje, ale felieton, esej....? To już inna bajka. Co ja Ci tu kadzić będę... Uwielbiam reportaż... Chwatit!
Dopowiadam:
Kankai: masz rację, kiedy piszesz, że reportaż dzisiaj nie w cenie. Do znudzenia powtarzam, że kiedy przeglądam kategorię reporterskie w PL Foto, to niewiele się dowiaduję o dniu dzisiejszym Polaków. O naszym życiu, radościach, smutkach, aspiracjach, zachowaniach. Przed chwilą - żeby się upewnić - zajrzałem na 24 godzinny TOP kategoria reporterskie. Na 15 fotografii na czterech są samoloty, na jednej motocyklista sportowy, na dwóch inscenizacja bitwy historycznej. Poza tym dwa psy, robotnicy geometrycznie rozmieszczeni na zbrojeniu stropu i spawacz w rurze. Moich dwóch foto sprzed 22 lat z jarmarku nie liczę. Niewiele się dowiemy o sobie za dwadzieścia lat, jeśli źródłem wiedzy pozostanie archiwum PL Foto
— 1.06.2008, 15:24:25
Kila dni temu administracja usunęła z mojego PF zdjęcia z polowania. Wczoraj ten sam los podzialiło zdjęcie z wypadku drogowego. Żadna z tych fotografii nie naruszała prawa, zapewne jednak naruszały czyjeś dobre samopoczucie. A propos pojawiających się przy takich okazjach pytań "po co publikować", znalazłęm taki oto cytat:
„W styczniu 1943 roku podczas zaciekłej bitwy o Buna Beach na Nowej Gwinei George Strock sfotografował trzech martwych żołnierzy amerykańskich. Dopiero we wrześniu naszej redakcji udało się przepchnąć te zdjęcia przez cenzurę i opublikować je z komentarzem, który kończył się następująco: >>Po co w ogóle publikować zdjęcie trzech martwych młodych Amerykanów na brzegu morza w jakimś obcym kraju? Czy po to, żeby ranić ludzkie uczucia? Wywołać niezdrową sensację? Nie, nie dlatego. Dlatego, że same słowa nie mogą nam wystarczyć
— 21.04.2008, 15:06:41
TOP 24 godziny suma ocen kategoria reportreskie - na dwóch zdjęciach bohaterami są ludzie. Kombatant spod Monte Cassino oraz obywatel, który był naduzył i go straż miejsja konwowuje. Pozostałe zdjęcia przedstawiają auta, samoloty, sylwetki ludzkie pod zachodzące słońce. Foto z nietrzeźwym wywołało dyskusję - wiele głosów na nie, powody rozmaite. Trudno się dziwić, że przy takim rozkładzie opinii, fotoreportaż jest najsłabsza kategorią w PL Foto.
— 10.04.2008, 03:02:53
Zdjęcie http://plfoto.com/1474115/zdjecie.html - jeszcze jeden głos w dyskusji:
corundum
data wystawienia: 2008-03-30 18:29:44
Komentarz:
przeczytałem z wielkim zainteresowaniem całą dyskusję. przy okazji publikacji tego zdjęcia poruszono bardzo wiele ważnych moim zdaniem tematów. pierwszym jest rola internetu jako medium przekazu konkretnych emocji poprzez zdjęcie (tutaj zgadzam się z Autorem, że możliwość bezpośredniej dyskusji i wymiany poglądów niemal online jest nieoceniona i praktycznie niedostępna przez inne media). druga rzecz to rola serwisu plfoto jako serwisu, który umożliwia wymianę poglądów i dyskusję nie tylko na tematy związane ze stroną techniczną zdjęcia (nad tym przede wszyscym czuwają sami uczestnicy "zabawy" wycinąjąc zdjęcia słabe techniczne), ale również nad uświadomieniem uczestnikom "zabawy" roli fotografii, a może nawet nad zdefiniowaniem roli fotografii na nowo w dzisiejszych czasach. w dzisiejszych czasach, kedy niemal każdy ma dostęp do aparatu fotograficznego (także poprzez wszechobecne telefony komórkowe) bez wzgędu na umiejętności techniczne i wiedzę, uważam że serwisy takie jak plfoto, które postawią sobie za zadanie również umożliwienie dyskucji na temat roli fotografii mają przyszłość. trzecia rzecz to kwestia samego zdjęcia i podpisu. według mnie jest ono bardzo surowe i oczywiście nie spełnia technicznych wymogów stawianych zdjęciom na tym portalu. według mnie, kiedy przegląda się wszystkie publikowane w serwisie zdjęcia uwagę zwracają albo same "gnioty", albo zdjęcia wybitne, albo wystawiane przez osoby o ugruntowanej opinii. sam przekaz zdjęcia według mnie niejednokrotnie ginie. bo co tak naprawdę ma do przekazania większość osób wystawiających zdjęcia (łącznie ze mną) ? na czym koncentrujemy się robiąc zdjęcia i wystawiając je w serwisie ? kiedyś pojęcie amator miało inny wydźwięk (ciekawe czy się ze mną zgodzicie ?). amator to była osoba (tak to pamiętam z mojego dzieciństwa), której nie tylko zależało na opanowaniu warsztatu, ale również na przekazaniu pewnej treści. kiedy oglądam zdjęcia (również swoje) niejednokrotnie zastawnaiam się, co chciał przekazać Autor ? i bardzo często dochodzę do wniosku, że nic (ładny zachód słońca, piękny kwiat, cudowne barwy, świetny warsztat itp). żadnego przekazu. czy o to chodzi w fotografii ? w pewnych przypadkach uważam, że opis zdjęcia jest konieczny. i tak też ma to według mnie miejsce przy tym zdjęciu. dyskusyjne jest, jaka byłaby reakcja "widzów", gdyby opis nie zawierał informacji np. o zrobieniu zdjęcia komórką, albo o fakcie że osoba na zdjęciu jest kimś bliskim dla fotografa. tylko pominięcie tych dwaóch faktów według mnie wpłynęłoby na inny odbiór zdjęcia. co do kwestii oburzenia niektórych "widzów" w związku z wystawieniem zdjęcia pod ocenę, to uważam, że właśnie ocenie poddano kwetie techniczne związane ze zdjęciem, a nie siłę przekazu zdjęcia. uważam, że pomimo wad technicznych, albo dzięki nim, zaprezentowane zdjęcie ma "siłę" i również bez podpisu zwracałoby uwagę, ale na plfoto "zginęłoby" śmiercią naturalną z etykietką "gniota". Piotr - Iberica [2008-02-26 23:56:30] napisał m. in., że "...tak jak powiedziałem, na zdjęciu jest stary człowiek, który równie dobrze i dzisiaj żyje. stąd fotografia nie ma siły przekazu a w każdym razie nie taką o jakiej myślisz.". i trudno się z Piotrem nie zgodzić. ale to też jest według mnie dyskusyjne. większość z Nas nie lubi myśleć o śmierci i boi się jej. pokazujemy na plfoto zdjęcia wypadków samochodowych, krzyże, cmentarze, nagrobki itp. czasem się podoba, czasem nie. nikogo to jednak nie "rusza", chociaż temat dotyczy śmierci. natomiast samo pokazanie zdjęcia niezbyt dobrej jakości, ale opisanego w sposób, z którego jednoznacznie wynika, że jest zrobione na dzień czy godzinę przed śmiercią już wywołuje dyskusję i nawet (jak wynika z komentarzy pod zjęciem) jest powodem moderacji zdjęcia. a przecież zdjęcie nie przedstawia np. człowieka na stole operacyjnym z otwartą klatką piersiową, wykrwawiającego się na śmierć, a obok grupę bezradnych, zakrwawionych lekarzy. gratuluje odwagi w podjęciu bardzo trudnego tematu. ale się napisałem. to najdłuższy z komentarzy, jakie wystawiłem.
Wiarygdność czy estetyka? http://digitalcamerapolska.pl/wydarzenia/828-laureat-pulitzera-zwolniony-za-postprodukcje-zdjec-reportazowych
— 12.09.2015, 00:24:28
LISZA JAKO NISZA, Polityka, 49/2024 warto przeczytać. Florian Kaps porównał kiedyś zapot rzebowanie na fotografię analogową z kolekcjonowaniem płyt winylowych czy ruchem smakoszy slow food. Dave Bias wydaje się podzielać jego zdanie: – Photoshop nie zajął miejsca malarstwa, tablety nie zastąpiły laptopów, druk 3D nie sprawił, że znikło rzemiosło. Dlatego jestem przekonany, że fotografia analogowa również nie zniknie. Nie mam złudzeń co do tego, że będzie medium tak popularnym jak kiedyś, ale trzeba zrozumieć, że ludzie wciąż chcą mieć możliwość wyboru. Cyfrowe metody rejestracji i postprodukcji obrazu sprawiły bowiem, że film i fotografia stały się wręcz zbyt ostre, zbyt doskonałe, niejednokrotnie zbliżając się do terytorium animacji i grafiki komputerowej. Alchemia ciemni czy pozorna niedoskonałość polaroidów zapewniają więc równowagę i alternatywę dla wszechobecnego, „ostrego jak żyleta” obrazu.
— 18.12.2014, 22:10:18
PO ogłoszeniu wyników konkursu National Geographic dyskusja się wywiązała. Tu przytaczam wypowiedź Tomka Tomaszewskiego, pod którą się podpisuję. Więcej - http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,14677607,Burza_po_wynikach_konkursu_fotograficznego_National.html - Ludzie używają pojęcia "lepsze", mając na myśli "bardziej ostre i wyraziste". A nam nie chodziło o formę, ale o treść. Funkcja fotografii uległa radykalnej przemianie - nie jest nią dziś uczenie się, jak świat wygląda, ale jest odbiciem osobowości fotografa. Ten materiał jest dowodem na to, że nie aparat fotograficzny służy do robienia zdjęć, a osobowość i doświadczenie fotografa, myśl, którą on potrafi przekazać - podkreśla Tomaszewski. Dlatego też taki materiał został nagrodzony - podoba mi się, bo reprezentuje pewną myśl. A ludzie przyzwyczaili się do prostych zdjęć, których analiza zajmuje sekundę.
— 27.09.2013, 13:48:28
Polecam estetom dbającym o szczegóły - oczywiście jeśli zajmują się reportażem> towarzyszenie Fotografów przy Białym Domu odebrało doroczną nagrodę autorowi tego zdjęcia za manipulację: https://nppa.org/node/38306
— 27.02.2013, 14:36:52
Przeczytałem dziś informację następującą: "Reklama Lancome zakazana, bo Julia zbyt gładka. Reklamy koncernu L'Oreal z Julią Roberts i supermodelką Christy Turlington zostały zakazane w Wielkiej Brytanii z powodu nadmiernego, komputerowego retuszu". Zakaz został wprowadzony przez brytyjski urząd ds. standardów w reklamie (Advertising Standards Authority) . Myślę sobie, że nie od rzeczy byłoby zastosowanie tych standardów na portalu z nazwy przynajmniej fotograficznym, jakim jest Plfoto. Ubyłoby mizianych na maxa zdjęć (?), przybyłoby prawdy i - przede wszystkim - fotografii.
— 28.07.2011, 20:12:36
Był taki czas, że administracja plftoto poprosiła madame Bovary, by nieodpłatnie udostępniła swoje zdjęcia do reklamowania portalu, m.in. w warszawskim metrze. I Madame się zgodziła. Zdjęcia obejrzały tysiące ludzi. Przyszedł czas, że Madame Bovary z powodu tolerowanych przez administrację chamskich jazd na jej temat pod róznymi zdjęciami poprosiła administrację plfoto o zlikwidowanie jej konta. I administracja się przychyliła. Nie pobrała przy tym żadnych opłat. To się nazywa wzajemność!
— 12.09.2010, 00:15:43
O wzajemności
Był taki czas, że administracja plftoto poprosiła madame Bovary, by nieodpłatnie udostępniła swoje zdjęcia do reklamowania portalu, m.in. w warszawskim metrze. I Madame się zgodziła. Zdjęcia obejrzały tysiące ludzi. Przyszedł czas, że Madame Bovary z powodu tolerowanych przez administrację chamskich jazd na jej temat pod róznymi zdjęciami poprosiła administrację plfoto o zlikwidowanie jej konta. I administracja się przychyliła. Nie pobrała przy tym żadnych opłat. To się nazywa wzajemność!
— 12.09.2010, 00:13:18
O wzajemności
Był taki czas, że administracja plftoto poprosiła madame Bovary, by nieodpłatnie udostępniła swoje zdjęcia do reklamowania portalu, m.in. w warszawskim metrze. I Madame się zgodziła. Zdjęcia obejrzały tysiące ludzi. Przyszedł czas, że Madame Bovary z powodu tolerowanych przez administrację chamskich jazd na jej temat pod róznymi zdjęciami poprosiła administrację plfoto o zlikwidowanie jej konta. I administracja się przychyliła. Nie pobrała przy tym żadnych opłat. To się nazywa wzajemność!
— 12.09.2010, 00:12:32
O wzajemności
Był taki czas, że administracja plftoto poprosiła madame Bovary, by nieodpłatnie udostępniła swoje zdjęcia do reklamowania portalu, m.in. w warszawskim metrze. I Madame się zgodziła. Zdjęcia obejrzały tysiące ludzi. Przyszedł czas, że Madame Bovary z powodu tolerowanych przez administrację chamskich jazd na jej temat pod róznymi zdjęciami poprosiła administrację plfoto o zlikwidowanie jej konta. I administracja się przychyliła. Nie pobrała przy tym żadnych opłat. To się nazywa wzajemność!
— 12.09.2010, 00:12:02
Istnieją fotografowie, którzy w sensie fotograficznym - nie mają szans na istnienie poza plfoto :)
— 18.09.2009, 01:41:34
Przyjaciela mojego, Włodka Barchacza, bardzo zainteresowało, dlaczego postanowiłem mój szpitalny temat („Lato w szpitalu”) zrealizować przede wszystkim za pomocą Zorki 4. Rozmawialiśmy o tym, jak i o fotoreportażu w ogóle w ostanią sobotę, 23 maja. Włodek pisze kolejną książkę, ja pierwszą, wymienialiśmy więc poglądy na temat fotografii reporterskiej. Zainspirowany jego pytaniem, postanowiłem usystematyzować powody mojego wyboru. Może komuś z czytelników przydadzą się do czegoś – nawet nie jako prosta recepta, ile raczej jako prezentacja pewnego sposobu myślenia o sposobach realizacji tematu reporterskiego (a może i nie tylko reporterskiego). Zacznijmy od wprowadzenia Czytelnika w temat. W marcu 2008 roku okazało się, że mam raka i muszę poddać się operacji. Od czerwca do sierpnia przebywałem w szpitalu jako pacjent. Postanowiłem wykorzystać to życiowe doświadczenie i pobyt w szpitalu jak normalny temat i okazję do opowiedzenia o ludziach, postawionych między życiem a śmiercią. Temat zrealizowałem bardzo tradycyjnym sprzętem - Zorką 4 z obiektywami 2,8/35 i 8/28. Czasem używałem też Canona QL 17. O takim wyborze sprzętu zadecydowało kilka względów. 1. Względy, że tak powiem, społeczne. - Przede wszystkim nie chciałem wyglądać jak fotoreporter i wprowadzać zamieszania profesjonalnym sprzętem. Ludzie płoszą się na widok poważnie wyglądającego aparatu, zaczynają przed nim grać. Nie chciałem dodatkowo stresować towarzyszy niedoli. - Człowiek z Zorką nie jest traktowany poważnie. Nie spina ludzi. Jest traktowany wręcz z sympatią i wyrozumiałością, czasem nawet z pobłażaniem. - Fotografowanie na oddziałach szpitalnych wymaga zgody dyrekcji. Ten formalny wymóg stosowany jest z różnym nasileniem. Ostrzej, kiedy chodzi o profesjonalne zdjęcia, mniej rygorystycznie, kiedy chodzi o pamiątkowe zdjęcia z pobytu w szpitalu. Na rozmowy z dyrekcją i wyjaśnianie motywów ani siły, ani czasu nie miałem. Powiedziałem tylko o tym „mojej” pani doktor, która zresztą wiedziała, że byłem profesjonalnym fotoreporterem i ze zrozumieniem odniosła się do mojego pomysłu. 2. Względy sprzętowe. - Zorka jest aparatem dalmierzowym, nie ma lustra. Ma to trzy wielkie zalety – jest cicha a obraz widać przez cały czas. To ważne w przypadku stosowania długich czasów – obraz widzi się bez przerwy, wiadomo, czy zdjęcie jest zerwane czy nie. Trzecia zaleta to to, że Zrorka na długich czasach jest stabilna – jest stosunkowo ciężka, a lustro nie bije i nie powoduje wibracji. - Obiektywy do Zorki, jeśli ktoś nie wie, to kopie przedwojennych zeissowskich szkieł. Sposób rysowania tych obiektywów, rozkład głębi ostrości, BOKEH – bardzo mi do tego tematu pasowały. W zamyśle i koncepcji odwoływałem się do tradycji „The Family of Men” oraz wielkich poprzedników fotoreportażu humanistycznego – a ci takim właśnie sprzętem się posługiwali. - Celownik i dalmierz – bardzo jasny, bardzo szybki. Z korekcją dioptrii pod palcem. - Wymiary – Zorka 4 swobodnie mieści się w szufladzie szpitalnej szafki, może być zawsze pod ręką. 3. Względy osobiste i sentymentalne. - Musiałem liczyć się z tym, że jest to być może ostatni temat, jaki robię. Od Zorki zaczynałem moją poważniejszą przygodę z fotografią. Na niej też chciałem ją zakończyć. - Pełna manualność tego sprzętu. W Zorce wszystko trzeba ustawiać ręcznie. To wymaga chwili namysłu. Na dodatek nie jest to aparat idiotoodporny, przestawienie czasów przy nienapiętej lub nie w pełni napiętej migawce powoduje uszkodzenia aparatu. A ja wolałem myśleć o ustawieniach niż o chorobie. I to chyba tyle w największym skrócie. Mam nadzieję, że zaspokoiłem Twoją ciekawość, Włodku i że to się kiedyś może komuś przyda, kiedy będzie przygotowywał się do robienia tematu. P.S. Nie odpowiedziałem jeszcze na pytanie, skąd w takim razie wziął się w zestawie Canon QL17. Ano ma on te same zalety co Zorka, a na dodatek jest szybszy – to pół automat z preselekcją przysłony, świetnie rysującym obiektywem o sporej głębi ostrości (po przysłonięciu) i całkiem małej (portret) przy pełnym otworze. A czasem potrzebowałem większej szybkości, niż zapewniała Zorka.
— 26.05.2009, 15:09:11
Czy fotoreporterzy - ci rasowi, prawdziwi, to ludzie normalni? To nie jest prowokacyjne pytanie, wbrew pozorom. Czy normalny jest człowiek, który za relatywnie niewielkie pieniądze ryzykuje zdrowiem lub życiem, żeby zrobić zdjęcie? Czy normalny jest człowiek, który zasypiając w narkozie na stole operacyjnym na widok nachylających się nad nim twarzy w maskach zastanawia się, że fotografował operacje, ale takiego kadru jeszcze nie miał? Czy normalny jest człowiek, który nie mając za co kupić jedzenia, kupuje negatywy? Czy w ogóle normalny jest przymus fotografowania, wbrew wszystkiemu, kiedy widzi się sytuacje fotografowania wartą? Wysoka jest cena za bycie fotoreporterem, a nocne koszmary nie są wcale najdroższymy elementem. Ceną jest także uzależnienie od adrenaliny, której zastrzyk organizm dostaje, gdy foci się w sytuacjach, kiedy się coś dzieje, w niebezpieczeństwie, pośpiechu, stresie. Ceną jest szczególna hierarchia wartości - prowadząca do lekceważenia elementów zwykłego codziennego życia. Fotoreporterzy rzadko kiedy tworzą trwałe związki rodzinne. Wielu z nich starość spędza w biedzie i samotności. Dziwaczeją. Robert Capa miał szczęście - zginął u szczytu sławy. A przecież zaczynał popadać w alkoholizm, uzależniony był od hazardu, więc w perspektywie skazany był także na biedę. Kilku znajomych fotoreporterów, świetnych w latach 70. dożywa teraz swoich dni w biedzie, osamotnieniu i zdziwaczeniu. Jest w "Kolumbach" Bratnego taki fragment, w którym dziewczyna, widząc swego chłopaka po kilku dniach ciężkich walk, widzi go brudnego, nieogolonego, apatycznego. Zdawałoby się - zobojętniałego na życie. Sprawdza jego broń - jest wyczyszczona i naoliwiona. Wtedy się uspokaja. Dopóki fotoreporter ma sprawny aparat - nie jest jeszcze tragicznie. Gorzej, kiedy pozbywa się go, bo brakuje mu na papierosy. Jeszcze gorzej jest wtedy, kiedy nawet mając aparat, fotoreporter patrzy na sytuacje - i nie widzi, nie ma przymusu skadrowania i naciśnięcia migawki. Wtedy, tak naprawdę, jest już martwy.
— 15.03.2009, 04:00:41
Gdybym umieścił zdjęcie, przedstawiające człowieka w garniturze, w kategorii "Akt", podniosłaby się wrzawa. Gdybym umieścił portret w kategorii "Krajobraz", byłyby protesty. I odwrotnie - zostałbym napomniany, gdybym jakiś widoczek dał do portretów. Do kategorii "Reporterskie" można pakować wszystko. Wszystko poza reportażem. I nikt nie zaprotestuje. Bo każdy wie, co znaczy akt, krajobraz, czy portret. Coraz mniej osób wie, co znaczy reportaż. Pytanie tylko - czy to jeden z objawów kryzysu tego gatunku, czy jedna z przyczyn?
— 19.01.2009, 02:22:54
Dziś wyjątkowo nie o fotografii, a o miejscu, w którym umieszczamy nasze zdjęcia. Wchodząc tu, stajemy się członkami pewnej społeczności. Pytanie, co każdy z nas wnosi i co w zamian otrzymuje. Jedni wnoszą świetne zdjęcia, inni po prostu zdjęcia, jeszcze inni myśli ubrane w słowa. Co w zamian? Na pewno opinie, kontakty, czasem osobiste znajomości z ludźmi o tej samej pasji. Wydaje mi się też, że im więcej sami wnosimy, tym więcej otrzymujemy w zamian. Może stąd bierze się rozgoryczenie i wściekłość tych, którzy wnosząc niewiele nieświetnych zdjęć, nie otrzymują tego, na czym zależy im najbardziej - dużych porcji uznania i pochwał?
— 17.01.2009, 22:23:12
Fotografia reporterska a fotografia dokumentacyjna. Czym się różnią, czy róznią się w ogóle? Moim zdaniem, różnica jest, ale rozróżnienie między fotografią reporterską a dokumentacyjną czasem bywa intuicyjne. Mnie bliskie jest to rozróżnienie, za którym opowiada się Karolina Lewandowska (m.in. kuratorka wystawy "Dokumentalistki - polskie fotografki XX wieku"). Wymienia ona następujące cechy różnicujące fotoreportaż od fotografii dokumentalnej: 1/ miejsce istnienia: na ogół prasa w przypadku reportażu/sale wystawowe, albumy, w przypadku dokumentu; 2/ temat: fotoreportaż jest zazwyczaj o czymś, o czym się mówi, co ważne, częściej dotyczy wydarzeń i zdarzeń; 3/ dynamika zdjęć: te reporterskie muszą zawierać w sobie jakiś decydujący moment, zamrożoną chwile; te dokumentalne niekoniecznie; 4/ zróżnicowanie - poszczególne zdjęcia reporterskie na ten sam temat różnią się między sobą, np. kadrem, planem, sytuacją. W dokumentalnych często różnice są minimalne; 5/ Wielkością serii: fotoreportaż rzadko kiedy liczy więcej niż tuzin zdjęć; serie dokumentacyjne to często kilkadziesiąt lub nawet kilkaset fotografii; 6/ czasem wykonywania: fotoreportaż powstaje często w ciągu jednego-dwóch dni; rzadko kiedy czas wykonywania przekracza miesiąc. Serie dokumentalne powstają latami. Co do mich zdjęć tu prezentowanych. Daję tu prawie wyłącznie zdjęcia, które nie były publikowane, a nie fotoreportaże, które robiłem na zamówienie. Przy czym wydaje mi się, że większość z nich należy jednak do kategorii reporterskich. Ewidentnie dokumentacyjny jest jednak cykl "Z życia polskich rodzin" i zdjęcia wspomnieniowe. Chociaż w przypadku zdjęcia z emigrantami z Chile mam już pewien kłopot, której kategorii są bliższe.
— 10.01.2009, 02:56:46
Dyskusja się wywiązała... . Tym razem pod zdjęciem _http://plfoto.com/1736733/zdjecie.html_. Dała mi okazję do sprecyzowania myśli na temat fotografii jako takiej i kryteriów oceny zdjęć. Do perzecztania całej dyskusji zachęcam, tu tylko jeden fragment - może nieprzesadnie odkrywczy, ale wart chyba przypominania: "Napisałem niedawno, że Plfoto cenię sobie bardzo za możliwość wymiany opinii o zdjęciach na bieżąco, za możliwość rozmawiania o nich, poznawania reakcji widzów. Tym razem korzystam z tej możliwości z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, mnie, potomka szwoleżerów, niesłychanie śmieszy znak ograniczenia prędkości w tym miejscu, gdzie Kozietulski i Jego szwoleżerowie przeszli do historii właśnie z powodu rozwinięcia nadmiernej prędkości. Drugi powód jest taki, że to zdjęcie jest dobrą ilustracją pewnego sposobu patrzenia na fotografię. Otóż można traktować fotografię jako jedną ze sztuk plastycznych. I wtedy w ocenie zdjęcia liczy się kompozycja, techniczny kunszt, cienie, półcienie i ćwiećcienie nawet. I w gruncie rzeczy nieważne, czy fotografujemy zardzewiałą śrubę, czy feerie kropelek wody z fali, która rozbiła się o skałę. Można jednak traktować fotografię przede wszystkim jako język. A wtedy każde zdjęcie staje się opowieścią. Opowieścią o czymś. Osadzą w kontekstach skojarzeń i kulturowych znaczeń. Każde zdjęcie jest przecież aktem interpretacji rzeczywistości, dokonywanym w dwojaki sposób - poprzez wybór fragmentu tej rzeczywistości - czyli temat, miejsce, kadr. I - po wtóre - poprzez wybór chwili, w której wyzwalamy migawkę. I to zdjęcie z założenia jest taką kulturowa aluzją do świata szwoleżerów, który przeminął i do naszej historii. To miejsce, ta nazwa, w naszej historii wiele znaczą. A że dzisiaj Hiszpanie każą tam ograniczać predkość - wydaje mi się zabawne. A zastosowana technika - jest najprostsza z możliwych - ma po prostu uczynić ten przekaz czytelnym. No i jest jeszcze trzeci powód, o którym pisałem pod zdjęciem _http://plfoto.com/1707894/zdjecie.html_. Brakuje mi mianowicie na plfoto kategorii, powiedzmy street photography, do której mozna byłoby wrzucać różne zabawne zdjęcia, sytuyacje z życia, może błahe, ale wywołujące uśmiech".
— 6.01.2009, 17:26:49
W katalogach “Światełka – 1” oraz “Światełka – 2” zamieściłem serię sześciu zdjęć praktycznie bez opisów. W danym momencie dodatkowe wyjaśnienia wydały mi się nie tylko zbędne, ale wręcz niepotrzebnie ukierunkowujące interpretację. Zdjęcia były zresztą czytelne, a autor ciekaw, co sami odbiorcy na nich zobaczą. Nie mieli łatwego zadania, bowiem sposób prezentacji zdjęć w Galerii nastawiony jest zdecydowanie na fotografie pojedyncze i jedynie pakowanie tego w katalogi (gdzie na miniaturach od razu widoczne są jedynie 4 obrazy) umożliwia – jako tako - prezentację serii. Na marginesie warto zauważyć, że istnieją portale, które są pod tym względem znacznie lepiej zorganizowane. Od razu uwzględniają możliwość prezentacji zdjęć w serii. Na dodatek można wybierać zdjęcie okładkowe oraz ustawiać kolejność zdjęć w danej serii. Tak jest na przykład w ukraińskim portalu www.phoptographic.com.ua. Teraz jednak pora na opis oraz kilka zdań autorskiego komentarza. Zdjęcia: http://plfoto.com/1726344/zdjecie.html ; http://plfoto.com/1726965/zdjecie.html http://plfoto.com/1727983/zdjecie.html ; http://plfoto.com/1727983/zdjecie.html ; http://plfoto.com/1729710/zdjecie.html oraz http://plfoto.com/1729185/zdjecie.html ; wykonane zostały w czasie uroczystości, związanych z nawiedzeniem Ostrołeki przez figurę Matki Boskiej Fatimskiej wczesna wiosną 1996 roku. W uroczystościach wzięło udział co najmniej kilka, a może nawet kilkanaście tysięcy osób. Ze względu na masowość było to wydarzenie interesujące dla fotoreportera. Interesowała mnie zarówno skala (foto _http://plfoto.com/1726965/zdjecie.html_), jak i zachowania, przeżycia, motywacje poszczególnych uczestników. I to starałem się na zdjęciach pokazać. Większość ludzi przyszła zwyczajnie pomodlić się. Część, powodowana społecznym konformizmem, w rodzinnych i przyjacielskich grupkach. Była tez grupa aktywistek i aktywistów, którzy to wydarzenie traktowali – jak odniosłem wrażenie – bardziej jako show, okazję do zamanifestowania przekonań nie tylko religijnych, ale i radiomaryjnych. Mam do tego stosunek mocno krytyczny. Wyłoniła się zatem kwestia jak pokazać to na zdjęciach. Starałem się wybrnąć z tego za pomocą następującego zabiegu formalnego: tam, gdzie wydawało mi się, że mam do czynienia z autentycznym przeżyciem religijnym i modlitwą, fotografowałem w zastanym świetle, bez lampy, na czułym, dodatkowo forsowanym, bo zmierzch zapadł, filmie. Część, w której, jak mi się wydawało, było więcej show, fotografowałem w sposób udający zdjęcia amatorskie, robione popularnymi w owym czasie kompaktami – z lampą na wprost, przy jednoczesnym długim czasie naświetlania. Jedne zdjęcia wyszły surowe, ziarniste, jak mi się wydaje autentyczne. Te drugie, plastikowo, tandetnie, jakby amatorsko - ¬http://plfoto.com/1729185/zdjecie.html¬_. Wszyscy to dostrzegli, nie każdy jednak zinterpretował zgodnie z zamysłem autora. Powstało bowiem podejrzenie, że zdjęcie się po prostu nie udało, a i reporterskie za bardzo nie jest. W czym zresztą jest wiele prawdy, bo w tym przypadku mocno zbliżyłem się do publicystyki fotograficznej. Nie wiem zatem, czy ta koncepcja (focenia show a la Spice Girls, jak ujęła to Madame Bovary, czy a la Ich Troje, jak ujął to Iskier )była trafna, czy nie. Bo dobry fotoreportaż, w moim przekonaniu, powinien być czytelny dla każdego. Pozostaje jeszcze kwestia projekcji na autora zdjęć przekonań z tematów, które porusza. Jest pod moim portfolio wpis-pytanie, czy nie jestem aby ministrantem kościelnym (wystawione przez: Bart. 2008-11-07 11:35:33). Z wielu moich zdjęć podobno wieje Bogiem ( a może i pleśnią kruchty zalatuje). W niejakie zakłopotanie wprawiły tez moich Gości zdjęcia z odpustu. O tamtych zdjęciach zresztą osobno napiszę. Tu tylko wyjaśnię, że jako fotoreporter i dziennikarz fotografują ludzi w ich społecznych zachowaniach, w chwilach, które albo oni sami uważają za ważne, albo takich, o których ja mniemam, że są istotne. I moje własne przekonania nie mają tu nic do rzeczy. Religia jest w życiu Polaków zjawiskiem istotnym. To jak jest praktykowana, jak szukamy kontaktu z Bogiem, czy akurat kontaktu z Bogiem szukamy, czy raczej ulegamy społecznej presji i konformizmowi, czy więcej w tym celebry, czy mistycznego przeżycia? – to jest tylko kilka pytań, na które szukam odpowiedzi, fotografując religijne uroczystości. Tezy żadnej z góry nie przyjmuję, fakty za to, z pełną pokorą. Przy czym fotografuję też koncerty muzyczne, szał zakupów świątecznych, sposób spędzania wolnego czasu, pracę – i masę innych jeszcze społecznych zachowań. Nie wynika z tego, że jestem fanem koncertów, soldów, stadnego wylegiwania się na plaży – tak samo jak chodzenia w procesjach. Literatura dawno temu przestała już być zwierciadłem, przechadzającym się po drogach, w którym odbijali się ludzie i ich zachowania. Fotoreportaż jest w odwrocie, zastępowany przez bardziej nośne i głośniejsze sposoby fotografowania – a nawet kreowania zdarzeń społecznych. Nie ma to jednak wpływu na moje pojmowanie sensu fotoreportażu, jakim jest pokazywanie ludziom ich wizerunku w zwierciadle – czasem krzywym, czasem wiernie odwzorowującym – zawsze jednak interpretującym ich zachowania. Bo samo miejsce postawienia takiego lustra jest już aktem interpretacji rzeczywistości, zwrócenia uwagi na jakąś sprawę.
— 5.01.2009, 18:05:14
Jak oceniać zdjęcia reporterskie? Jak je czytać? Pod zdjęciem http://plfoto.com/1718507/zdjecie.html wywiązała się interesująca dyskusja. Oto mój głos w tej sprawie. Miałem siedzieć cicho i słuchać, ale temat wydaje mi się nazbyt ważny, by nie wtrącić swoich trzech groszy. Chodzi o sprawę kryteriów oceny i umiejętności czytania zdjęć reporterskich w ogóle, szczególnie, kiedy dotyczy to fotografowania tak wyjątkowych momentów, jak ten na zdjęciu. Zacznę od tego, że DominikS [2008-12-16 07:26:26] i focamovie [2008-12-16 07:39:17] w jakimś sensie mają rację – wedle standardowych kryteriów oceny zdjęć to nie jest świetny obraz. Światło mogło padać inaczej, niebo być bardziej dramatyczne, grupa ustawiona w pozycjach bardziej interesujących. Tyle tylko, że teraz trzeba uruchomić empatię i wyobraźnię. Pierwsze 20 lat swego życia Dawid Fiszerung w liście do mnie zawarł w kilku zdaniach. Oto one: „Urodziłem się w Chorzelach 26 marca 1925 r. Jako jeden jedyny z mieszkańców naszego miasteczka pozostałem przy życiu po przejściu przez K.L. Auschitz-Birkenau. „Żółtą łatę” w czasie okupacji hitlerowskiej przyszyli mi w Chorzelach, 1 września 1941 r. Potem byłem w gettach w Makowie Mazowieckim i w Mławie, w K.L. Auschwitz, K.L. Mauthausen i K.L. Ebensee. Tam oswobodziły mnie wojska Stanów Zjednoczonych, w maju 1945r.”. Do Auschwitz przywieziono go w grudniu 1942 roku. Co się w ten mroczny dzień działo w miejscu, które można obejrzeć na fotografii? Dawid Fiszerung pisze o tym tak: „ Kiedy przybyliśmy na stację kolejową w Oświęcimiu, byliśmy załamani, głodni i spragnieni. Dopadliśmy do kałuż i piliśmy brudną, błotnistą wodę. Zaczęła się sławna selekcja: kto na prawo, kto na lewo. Nikt nie wiedział, co jest lepsze – strona lewa czy prawa. Każdy musiał głośno powiedzieć swoje nazwisko i wiek. Ja postanowiłem dodać kilka lat do mojego prawdziwego wieku i tak postanowiłem zrobić także w stosunku do mego brata Szlomo, kiedy podeszliśmy do stołu selekcyjnego. Ale selekcyjny rozdzielił nas, a z boku stali żołnierze z karabinami. Siłą oderwali mnie od brata i nigdy więcej go nie zobaczyłem, gdyż zagnano go prosto do krematoriów Oświęcimia – Brzezinki.. Nam kazano przejść kilka kilometrów, aż dotarliśmy do obozu w Brzezince. Tu odebrano nam torby, kazano rozebrać się do naga i włożyć obozową odzież. Każdemu wytatuowano na lewym ramieniu numer więźnia, który służył zamiast nazwiska i imienia. Ja otrzymałem nr. 80.388”. Halina Jastrzębska, historyk z muzeum oświęcimskiego, w naukowym opracowaniu przytoczyła fakty, dotyczące tego transportu: „Z tego liczącego około 2,5 tys. kobiet, mężczyzn i dzieci transportu zaledwie 406 mężczyzn i młodych chłopców skierowano do pracy w obozie. Pozostałych niemieccy naziści zamordowali w komorach gazowych”. Mija 65 lat i oto ten człowiek postanawia wrócić w to samo miejsce. Zabiera ze sobą córkę, zięcia i trójkę wnuków. Wraca w miejsce, w którym po raz ostatni widział swego młodszego brata. Wraca może nie do końca z własnej woli i ochoty. Jego 11-letni wnuk Matan własnie uczył się o Holokauście. Dziadek wymieniany jest tam jako jeden z niewielu, którzy przeżyli. Matan chce zobaczyć te miejsca i tam słuchać opowieści dziadka. Dziadek się zgadza. W liście do mnie, napisanym po powrocie do Izraela napisał: „Bardzo cieszyłem się jak spotkałem Pana wraz z córką przed wejściem do obozu w Oświęcimiu , i oczywiście miałem lepsze samopoczucie w Waszym towarzystwie . (…) Pierwszy raz przybyłem w to miejsce razem z grupą , wraz z przewodnikiem , bo nie wiedziałem jak będę się czuł w takiej sytuacji , ale to przeszło gładko . Odczuwałem wielką satysfakcję , że mimo wszystkie wyczyny które Niemcy nam uczynili, udało mi się uratować i przeżyć te straszne lata”. No dobrze. Wracamy do zdjęcia. Czy Panowie wyobrażacie sobie, że tę grupę w jakikolwiek sposób ustawiam na rampie? Że proszę, by posiedzieli tu godzinę, albowiem słońce świeci nazbyt ostro? Pragnę bowiem sprostać wysokim standardom estetyki fotograficznej. Janusz napisał bardzo słusznie o znaczeniu opisu w przypadku zdjęć reporterskich - A_R_mator [2008-12-16 11:36:29. Ja dodam jeszcze jedno – otóż przy ocenie takich zdjęć należy brać pod uwagę wagę tematu. To kto, lub co jest na zdjęciu. Niewielu bowiem Żydów Oświęcim w ogóle przeżyło, a jaeszcze mniej z nich kiedykolwiek później chciało to miejsce oglądać. Przypadek Dawida Fiszerunga, który przyjechał tam z rodziną, jest zupełnie unikatowy. Fotoreporterów nazywa się - bardzo trafnie zresztą - eyewitness. Istnieją po to, by dawać świadectwo czasom, ludziom, wydarzeniom. Mnie się otóż wydaje, że tym niedoskonałym estetycznie zdjęciem ową podstawową misję mojego zawodu i powołania wypełniłem. A tak zupełnie na marginesie – fotoreporter to nie tylko ktos, kto sprawnie posługuje się aparatem. To również ktoś, kto potrafi wyszukiwać tematy i dzięki temu znajduje się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze. To jest nie mniej ważna, a może nawet ważniejsza część tej profesji.
— 16.12.2008, 13:47:47
A propos zażartej dyskusji, która toczyła się pod zdjęciem _ http://plfoto.com/1529280/zdjecie.html_ Uważnie czytałem zapis dyskusji pod tym zdjęciem. Wiele razy. Miałem napisać wcześniej, ale w ciągu ostatnich dni znowu sporo się wydarzyło i nie bardzo byłem w stanie zebrać myśli. Starły się w tej dyskusji dwa punkty widzenia: antymyśliwski i nie tyle pro-myśliwski, ile dostrzegający w polowaniu jeśli nawet nie pewne strony pozytywne, to w każdym razie uzasadnioną konieczność. Przy czym nikt z uczestników dyskusji nie zmienił zdania pod wpływem argumentów, podważających jego stanowisko. Można nawet odnieść wrażenie, że przeciwnie – w swoich racjach się utwierdzał. Charakterystyczne – tzw. twarda wiedza o zasadniczym przedmiocie sporu – polowaniu i myślistwie, a także zasadach nimi rządzących (bo były też wątki poboczne, m.in. dietetyczny), była wśród dyskutantów niewielka. W tym dopatrywałbym się wysokiej temperatury emocjonalnej wymiany zdań. Tak bywa, gdy zamiast rozmowy o rzeczywistości, która jest zazwyczaj bardzo złożona, dyskutuje się o stereotypach, które ze swej istoty są jednoznaczne – bo taka jest ich rola społeczna. Nie bez powodu jednym z głównych zadań wojennej propagandy jest stereotypizacja wroga. Stereotyp myśliwego już na początku zdefiniowała GOYART - GOYART [2008-11-14 15:14:25] BOŻE! Ci ludzie są ułomni emocjonalnie! Nie rozumiem takich zachowań... Boję się takich ludzi. Strach prowadzi do działań radykalnych, stąd w następnej wypowiedzi GOYART poszła dalej i sformułowała konstruktywny wniosek: GOYART [2008-11-14 15:24:44] Fakty są takie, że za dużo jest idiotów na ziemi.... Może powinno się ich objąć "kontrolowanym odstrzałem"...(?) Ech... Szkoda gadać. Sens polowania na użytek tej dyskusji zdefiniowali z kolej arkjus i Persefona - arkjus [2008-11-14 15:31:36] myślistwo to po prostu zabijanie dla przyjemności Persefona [2008-11-14 15:46:26] ojjjj niestety nie wiem jak kogoś może to kręcić w sensie myślistwo brrr dla mnie to chęć mordu ubrana w jakąś idee i tyle. Po takim ustawieniu przedmiotu sporu, oponenci znaleźli się w defensywie. Podnosili zatem fakt, że odstrzał zwierzyny jest konieczny – ze względu na to, że nie istnieje samoregulacja systemu ekologicznego. Że jest legalny. Że mięso upolowanych dzikich zwierząt także trafia do sklepów i jest zjadane. Wspomniane zostało o tym, że myśliwi także dokarmiają zwierzynę, a także i o tym, że chadzanie na polowania, wiąże się z załatwianiem interesów niemyśliwskich bynajmniej - A_R_mator [2008-11-15 09:32:30] Hej chłopaki :) Nie zamierzam dyskutować w tym temacie, ale wrzucę Wam jeszcze jedną kwestię o której kiedyś słyszałem. Na pewno część ludzi bierze w tym udział dla nawiązywania i utrzymywania kontaktów businesowych ;-) Interesujący był watek wskazywania niekonsekwencji w potępienia zabijania, uprawianego przez myśliwych, przy akceptacji faktu zabijania ryb przez wędkarzy. just_passing_through [2008-11-14 15:54:23] sami radykaliści tutaj.. myśliwym nie jestem i nigdy nie będę. ale czemu np. o wędkarzach nikt nie wspomina? to takie samo polowanie. no chyba ze określenie "zabijanie" tyczy się tylko ssaków. winszuję konsekwencji.. Podnoszona była kwestia roli polowania w rozwoju człowieka: Myszowaty [2008-11-15 10:22:56] samo istnienie człowieka jest zagrożeniem dla organizmów stojących niżej w łańcuchu pokarmowym, tak samo jak istnienie lwa jest zagrożeniem dla antylop, a istnienie bobra dla ryb.. itp. Więc paplanie o krwi na rękach jest nonsensowne! Gdyby nie krew na rękach przodków (m.in. wszystkich zielonych) to pogrobowcy tychże teraz nie mieliby możliwości wygadywania głupot w Internecie.. Nie doszło jednak do jakiegokolwiek kompromisu, chociaż propozycja taka padła: corundum [2008-11-15 09:01:33] arkjus [2008-11-15 08:57:57] --> nie mam zamiaru narzekać. Nie mam też zamiaru nikogo przekonywać, że myślistwo jest dobre albo złe. Uważam, że każdy ma prawo do własnego zdania. Zwracam cały czas uwagę tylko na jedną rzecz. Nie ma sensu aż tak bardzo radykalizować stanowiska jak to zrobiła GOYART, czyli w stylu wszyscy myśliwi są be a wszyscy wegetarianie cacy. To po prostu nie jest prawda. Prawda jest gdzieś po środku. Tylko tyle i aż tyle. :) No cóż, pora porzucić rolę analityka i – zgodnie z obietnicą - przedstawić własny punkt widzenia na poruszone sprawy. Zacznę od dygresji. W myśleniu o człowieku i jego naturze (o ile w ogóle można o niej mówić) w nowożytnej myśli zderzają się ze sobą dwa główne nurty. Pierwszy wywodzi się od J.J. Rousseau i zakłada, że człowiek ze swój natury jest dobry, łagodny, empatyczny. Zepsuty został zaś przez cywilizację. Ojcem drugiego jest Tomasz Hobbes, autor „lewiatana”, który argumentował, że w istocie człowieka leży stosowanie przemocy, mord i rabunek – i tylko zewnętrzny przymus i powszechny lek przed władzą sprawia, że ludzie zachowują się przyzwoicie i kończy się, powszechny w stanie naturalnym, stan wojny każdego z każdym. Postawmy kropkę nad „i” – i o wszystko – ziemię, pieniądze, kobiety (mężczyzn), władzę, prestiż i inne cenione dobra materialne i niematerialne. Jako młody człowiek sympatyzowałem ze starym Janem Jakubem, a jego poglądy były bliższe memu sercu. Upływający czas i wydarzenia, które w nim następowały, skłaniały mnie jednak coraz bardziej do przeświadczenia, że więcej racji ma mroczny Hobbes. Pierwsza była wojna w byłej Jugosławii, gdzie nie istniały żadne racjonalne (podkreślam – racjonalne) powody do ludobójstwa. A jednak stało się ono faktem. O kolejnych lokalnych wojnach nie będę już wspominał. Zdarzył się jednak także 11 września 2001 roku, kiedy to okazało się, że istnieją ludzie, gotowi w imię własnych racji poświęcić życie nie tylko swoje, ale i tysięcy innych ludzi. Zdarzyło się kilka wyłączeń prądu w dużych miastach – zaowocowały falą gwałtów, rabunków i morderstw. Dokonywali ich ludzie, którzy przy włączonych latarniach i funkcjonujących patrolach policji zachowywali się kulturalnie i przyzwoicie. Huragan, który przeszedł nad Luisianą, wywołał falę podobnych zachowań. Przez Polskę przeszła fala bitew pomiędzy kibicami piłkarskich drużyn. Padły trupy – tylko dlatego, że nosili inne szaliki. Wydaje mi się zatem, że istnieje w wielu ludziach atawistyczna skłonność do grupowania się w plemiona, a także wbudowana w nas agresja. Radość z dominacji nad innymi. Radość z trafienia w cel. Cechy te można naturalnie potępiać – nie sposób jednak zaprzeczyć, że miały, mają i będą mieć swój ewolucyjny sens – bez nich prawdopodobnie nie przetrwalibyśmy jako gatunek. Z tego powodu nie nazwałabym ludzi, którzy czerpią radość z trafiania w cel, potrafią stosować przemoc, a także zabijać zwierzęta psychopatami. Bo różne bywają cele stosowania przemocy i zadawania śmierci. Zwolennicy kary śmierci – w jakiejkolwiek formie, komory gazowej, elektrycznego krzesła, wieszania, garroty, czy plutonu egzekucyjnego – nie uważają wszak by kaci byli psychopatami. Ta agresja znajduje różne cywilizowane i akceptowane sposoby ujawniania się i rozładowania. Taki jest prawdopodobnie powód popularności realistycznych bardzo gier komputerowych, polegających na zabijaniu przeciwników na rozmaite sposoby. Zyskuje na popularności paintball, polegający na niczym innym, jak strzelaniu do ludzi, wypełnionymi farbą piłeczkami. Filmy, pełne drastycznych scen zabijania, są na listach bestsellerów, a Quentin Tarantino na wyżyny wzniósł sztukę estetyzacji zabijania. Przyznam, że ta wirtualna banalizacja śmierci napełnia mnie lekiem większym niż zadawanie śmierci prawdziwej, na przykład przez myśliwych. Tak łatwo jest w komputerowej grze kogoś zabić. Tak łatwo jest trafić kogoś piłeczką paintballową i cieszyć się z czerwonej farby, spływającej po ubraniu ofiary, która później wstanie, przebierze się i będzie żyła znowu. Coraz większej liczbie ludzi wydaje się jednak, że podobnie jest ze śmiercią prawdziwą – że może być też estetyczna, niekłopotliwa i odwracalna. Bo coraz rzadziej oglądają śmierć prawdziwą – zadawaną choćby kurze, przeznaczonej na rosół, czy cielęciu, przeznaczonego na chrupiącego sznycla. Tymczasem kto taką prawdziwą śmierć widział, wie, że zabijanie to poważna sprawa. Nie trzeba tego tłumaczyć GOYART, której widok zabijanego cielęcia wyznaczył w znacznej mierze dalszy bieg życia i kulinarne upodobania. Większość z nas pozostaje jednak mięsożercami – a to musi oznaczać akceptację dla zabijania. Wydaje mi się jednak, że bylibyśmy znacznie bardziej rozważni – i bardziej szanowali nasze pożywienie, gdybyśmy byli bardziej świadomi tego, jaką cenę ma kotlet, hamburger, czy pieczone udko kurczęcia. Kiedy patrzę na dzieci, zostawiające jedzenie po jednym gryzie i rodziców, akceptujących ten fakt, robi mi się nieswojo. Bo widzę w tym brak szacunku dla istot, które tym pożywieniem się stały. I jeszcze jedno. Piękne idee stały się niejednokrotnie przyczyną wielkich i masowych zbrodni. Idee te nie dotyczyły jednak spraw oczywistych, a spraw, których dowieść się nie da – religijnych dogmatów, idei równości i braterstwa, stylu życia. Na miniplfotową skalę przykład tego znajduję nie tylko w cytowanej wypowiedzi GOYART o ewentualności kontrolowanego odstrzeliwania myśliwych, co i pod wypowiedzią pod wczorajszym zdjęciem dnia. Przedstawiało ono rytualny ubój buhaja. Proszę przeczytać. http://plfoto.com/1691593/zdjecie.html Bart. [2008-11-22 13:28:28] a ja powiem tak nienawidzę zabijania zwierząt ....mi to się nie podoba i szkoda że jest to dalej tak robione ak na zdfjęciu ja się oburzyłem i daje 1 bo szlak mnie trafia / tych typów bym najchętniej związał do gury nogami .... i poderznał gardło jak świni KU****WA!!!!!!!!! (zachowuję pisownie oryginału – sol) W ten sposób piękne, acz radykalnie wyznawane przekonania, pokojowe i humanistyczne jak najbardziej, prowadzić mogą do swego własnego zaprzeczenia. I to by było na tyle – tym razem.
— 23.11.2008, 14:03:15
Reporterski TOP miesiaca pod wzgledem liczby ocen 15 fotografii - na jednym tylko zdjeciu widac zblizenia ludzkich twarzy, na jednym ludzkie postaci, na trzech ludzkie sylwetki jako element krajobrazu. Na dziesieciu pozostalych nie ma ani jednego czlowieka. bardzo wymowne i wiele mowi i o autorach, zdjec, ktore uznali za reporterskiei oceniajacych. Troche takze o zbyt malej liczbie kategorii w samym serwisie.
— 26.09.2008, 01:31:40
Na początek kilka cytatów spod szpitalnych zdjęć oraz spod PF. Franek Chrzonszcz 2008-08-19 10:49:38 Komentarz: szacunek i wyrazy uznania za Twoją szpitalną serię. sam jestem jestem lekarzem i nigdy nie miałem na tyle odwagi. a może po prostu trzeba być po drugiej stronie, by móc zrobić taki dokument. JoannaW [2008-08-18 10:46:11] Spędziłam kiedyś lato w szpitalu, ale jako odwiedzający. Niestety z tragicznym finałem... nie miałam odwagi na zdjęcia, bardzo Cię podziwiam Sławku za tę odwagę i przekaz. marcinklimek [2008-08-16 10:46:24] niesamowita historia, odważna decyzja, opis idealnie dopełnia pracę. Podobne uwagi pojawiały się też wcześniej – pod fotografiami zrozpaczonych ludzi na pogrzebach, czy przy śmiertelnym wypadku. Myślałem nad tym, co napisaliście i umacniem się w przekonaniu, że jednak nie o odwagę chodzi. Odwaga potrzebna jest tam, gdzie można dostać po głowie – wojna, rozruchy, nocne życie – to, owszem, są tematy, gdzie odwaga się przydaje. W przypadku takich zdjęć jak szpitalne potrzebna są raczej empatia i czas. Ludzie zrozpaczeniu, w strachu, rezygnacji, żegnający się w myślach z życiem – potrzebują zrozumienia. Potrzebują też pociechy – choćby takiej, że coś po nich przetrwa, choćby obrazy. Zanim zrobiłem im zdjęcie, rozmawialiśmy. „Robią nam zdjęcia kiedy się rodzimy, podczas chrztu, pierwszej komunii, matury, ślubu, czasem pogrzebu - mówiłem. - A rzadko mamy zdjęcia przy pracy (w której spędzamy połowę życia), gdy cierpmimy, chorujemy, odchodzimy z tego świata – a przecież to także są ważne chwile, warte utrwalenia”. Kiedy ludzie się nad tym zaczynają zastanawiać, bardzo często przyznają mi rację. Tak jak człowiek, który już wie, że nigdy nie przestanie palić. Tak jak spotkany w toalecie starzec, którego nie pocieszyła formułka, która wyklepałem jak jego proboszcz – co mi wytknął. Myśl jednak, że będzie trwał na fotografii – być może ostatniej, którą ktoś mu zrobił, przyniosła mu jakąś pociechę. Takie zdjęcia wymagają czasu. Wzajemnego poznania się fotografa z potencjalnym modelem. I wymagają czystych intencji fotografującego. To nie może być chęć zarobku, czy wywołania sensacji. Tłumaczyłem moim modelom, że staram się zrobić opowieść o ludziach bardzo chorych. Że temu cierpieniu chcę nadać dodatowy sens – może skłonić do zastanowienia nad kruchościa życia tych, którzy teraz są zdrowi. Że chcę, by oni i ich ból przetrwał i przemówił do innych. I większość przyjmowała taką argumentację ze zrozumieniem. Pozwalali się fotografować także w bardzo intymnych momentach zadumy, czy płaczu. Widzieli te zdjęcia. Zachowują jaką pamiątkę. I czekają na ciąg dalszy. Mam nadzieję, że powstanie także bardziej optymistyczna opowieść o ozdrowieńcach – bo niektórzy z nas mają taką szansę. Myślę zatem Franku, że nie jest to kwestia strony, po której się jest. Więcej – wydaje mi się nawet, że taka rozmowa lekarza z pacjentem i wyjasnienie, dlaczego chcesz fotografować, wielu przyniosłaby pociechę. Znosiłaby mur, który istnieje między wiecznie zabieganym lekarzem, a człowiekiem, który ma nadmiar czasu. Nie wiem Joanno, czy dzisiaj żałujesz tego, że nie zrobiłaś zdjęć tamtego lata. Może warto było? Świat wokól nas estetyzuje się. Nie ma w nim miejsca na brzydotę, smutek, tym bardziej cierpienie i śmierć – a przecież one istnieją i istnieć będą – niezależnie od tego, jak bardzo próbujemy je zepchnąć z naszych oczu i wyprzeć ze świadomości.
— 20.08.2008, 23:20:27
Nie byloby opowiesci "Lato w szpitalu", gdyby nie kilkoro bliskich mi ludzi, dzieki ktorym mialem sprzet i materialy, jakie sobie wymarzylem. Nie bede wymienial po imieniu. Bywacie tu i mam nadzieje, ze przeczytacie. Jestem wam bardzo wdzieczny. Dziekuje!
— 16.08.2008, 01:02:05
No, udało mi się wrócić - równo po miesiącu. Cieszę się z tego. jeszcze bardziej cieszę się z miłego powitania. A najbardziej z tego, że fotografie, które przez ten czas zrobiłem, zostały tak ciepło przyjęte. Dziękuję i pozdrawiam wszystkich przyjaciół, znajomych i gości.
— 15.08.2008, 01:04:33
Bardzo dziękuję Wam wszystkim za odwiedziny i miłe słowa. Światła nie nalezy trzymać pod korcem, a zdjęć w szufladach i na twardych dyskach. Zdjęcia powinny być oglądane. Na jakiś czas - mam nadzieję, że niezbyt długi - muszę zniknąć. Proszę zatem o wybaczenie, że nie będę się odzywał, odpisywał i reagował. Ja znikam, ale zdjęcia przecież zostają. Do zobaczenia i poczytania :) P.S. "Palcie w łaźni, aż kamień się zmieni w pył..." S.
— 14.07.2008, 21:05:34
Z blogu Madame Bovary: "[2008-05-28 23:04:42] Plfoto to nie tylko galeria zdjęć, to przede wszystkim galeria ludzi te zdjęcia tworzących". Często się z madame nie zgadzam i polemizuję - z pożytkiem chyba bnie tylko dla nas obojga, ale gdyby tego nie napisała, napisałbym to sam. Bo szczera to prawda. jest jeden problem, którego Madame, dama w każdym calu, nie poruszyła. To znany problem moderatorów. Oni - usuwając nie podobające się im zdjęcia z przestrzeni publicznej, także tworza ten portal. Nie tworząc zdjęć. Otóż istnienie tej instytucji, jak każdej cenzury, nie jest twórcze. Nie zwiększa radości tworzenia. Nie zachęca do eksperymentów - bo prace kontrowersyjne najczęściej padają ofiarą moderacji. od dawna na blogo, na Loży i gdzie się da powtarzam - moderacja powinna być zniesiona. Tylko naruszenie prawa może być powdem wydofania zdjęcia z Galerii. Jest to wołanie na puszczy - a szkoda.
— 13.07.2008, 05:04:03
Foto http://plfoto.com/1548538/zdjecie.html - fragmenty dyskusji Madame Bovary [2008-06-01 14:53:10] Wiesz Sławku, wracając do dyskusji o reportażu dzisiaj... Zauważ jak zmienili sie ludzie i ich nastawienie do fotografujących. Kiedyś fotograf, fotoreporter miał zdecydowanie większe możliwości (pomijam sprawy czysto techniczne) w nawiązywaniu "porozumienia" z ludźmi, których chciał fotografować. Ludzie chętniej pozowali lub nawet nie pozując nie wyrażali sprzeciwu... A teraz? Albo masz szczęście trafić na chętnych albo zostaje tzw. strzał z biodra... co nie zawsze jest dobre. Madame Bovary [2008-06-01 14:53:10] Doceniam Twoją wyrozumiałość dla kandydatów na współczesnych fotoreporterów, Madame. Wszelako amicus Plato, sed magis amica veritas. Otóż po pierwsze, kiedyś wcale nie fotografowało się łatwiej. Każdy kto wyciągając aparat czuł na sobie stężały wzrok i niechęć ludzi z kolejek po mięso, walczących o miejsce w autobusie, czy pociąg, wie o czym mówię. Tak jak i kiedyś niedobrze fotografowało się na dyskotekach (pamiętam jak w Stodole miałem do asysty przydzielonych dwóch bramkarzy). Prawie nie do spocenia był bazar na Polnej czy Różyckiego. Nie jest więc tak, że kiedyś było łatwo, a teraz zrobiło się trudno i dlatego nie ma dobrych reporterskich zdjęć. masz jednak rację, Madame, kiedy piszesz, że stosunek ludzi fotografowanych do ludzi fotografujących się zmienił. Pierdolec praw do wizerunku i prywatności czyni swoje. I tu jednakowoż muszę dodać, że i stosunek fotografujących do fotografowanych też uległ zmianie. Dzięki możliwościom sprzętu (automatyczny pomiar światła, szybkie ustawianie ostrości) coraz częściej mamy do czynienia z „kradzieżą zdjęć”, podglądactwem – bez wchodzenia w kontakt z fotografowanymi. Fotograf robi zdjęcie i odchodzi – podczas gdy fotografowany nie wie po co był uwieczniany i przez kogo. Ja – prawie – nigdy tak nie robiłem. Miło mi czytać, kiedy Jogin pisze, że czaruję swoich modeli. To nie tak. Ja z nimi najpierw rozmawiam. Tłumaczę kim jestem, dlaczego chcę robić zdjęcia, mówię, że zależy mi na nie pozowanych, więc że będę się kręcił czas jakiś, zanim nie zrobię. Jeśli ktoś chce, dostanie później odbitkę. Ludzie uprzedzeni, że będę fotografował po kilku minutach przestają zwracac na mnie uwagę i zachowują się naturalnie. Na dodatek i oni się czegoś dowiadują, i ja też mam poczucie, że wiem więcej o innych. Nie da się fotografować ludzi ‘z doskoku” i nie wiadomo po co. (No, chyba że w szalecie  ). Nawet jeśli strzelam z biodra, później wyjasniam, czemu tak zrobiłem i proszę o wybaczenie. Najczęściej zresztą uzyskuję je. Nie w trudności fotografowania ludzi upatrywałbym zatem upadku fotografii reporterskiej. Bardziej przekonuje mnie to, co napisała Kankai: „Reporterka nie w cenie, bo mało \"artystyczna\". Tak samo jest na forach literackich, gdzie promuje sie poezję (sic!), a proza spada na łeb, na szyję. Jeszcze opowiadanie kogoś zainteresuje, ale felieton, esej....? To już inna bajka”. Fotografia banalizuje się, Madame, a obrazy komercjalizują.
— 1.06.2008, 21:01:00
Z wpisu Kankai pod moim PF: kankai 2008-06-01 00:06:32 Reporterka nie w cenie, bo mało \"artystyczna\". Tak samo jest na forach literackich, gdzie promuje sie poezję (sic!), a proza spada na łeb, na szyję. Jeszcze opwiadanie kogoś zainteresuje, ale felieton, esej....? To już inna bajka. Co ja Ci tu kadzić będę... Uwielbiam reportaż... Chwatit! Dopowiadam: Kankai: masz rację, kiedy piszesz, że reportaż dzisiaj nie w cenie. Do znudzenia powtarzam, że kiedy przeglądam kategorię reporterskie w PL Foto, to niewiele się dowiaduję o dniu dzisiejszym Polaków. O naszym życiu, radościach, smutkach, aspiracjach, zachowaniach. Przed chwilą - żeby się upewnić - zajrzałem na 24 godzinny TOP kategoria reporterskie. Na 15 fotografii na czterech są samoloty, na jednej motocyklista sportowy, na dwóch inscenizacja bitwy historycznej. Poza tym dwa psy, robotnicy geometrycznie rozmieszczeni na zbrojeniu stropu i spawacz w rurze. Moich dwóch foto sprzed 22 lat z jarmarku nie liczę. Niewiele się dowiemy o sobie za dwadzieścia lat, jeśli źródłem wiedzy pozostanie archiwum PL Foto
— 1.06.2008, 15:24:25
Kila dni temu administracja usunęła z mojego PF zdjęcia z polowania. Wczoraj ten sam los podzialiło zdjęcie z wypadku drogowego. Żadna z tych fotografii nie naruszała prawa, zapewne jednak naruszały czyjeś dobre samopoczucie. A propos pojawiających się przy takich okazjach pytań "po co publikować", znalazłęm taki oto cytat: „W styczniu 1943 roku podczas zaciekłej bitwy o Buna Beach na Nowej Gwinei George Strock sfotografował trzech martwych żołnierzy amerykańskich. Dopiero we wrześniu naszej redakcji udało się przepchnąć te zdjęcia przez cenzurę i opublikować je z komentarzem, który kończył się następująco: >>Po co w ogóle publikować zdjęcie trzech martwych młodych Amerykanów na brzegu morza w jakimś obcym kraju? Czy po to, żeby ranić ludzkie uczucia? Wywołać niezdrową sensację? Nie, nie dlatego. Dlatego, że same słowa nie mogą nam wystarczyć
— 21.04.2008, 15:06:41
TOP 24 godziny suma ocen kategoria reportreskie - na dwóch zdjęciach bohaterami są ludzie. Kombatant spod Monte Cassino oraz obywatel, który był naduzył i go straż miejsja konwowuje. Pozostałe zdjęcia przedstawiają auta, samoloty, sylwetki ludzkie pod zachodzące słońce. Foto z nietrzeźwym wywołało dyskusję - wiele głosów na nie, powody rozmaite. Trudno się dziwić, że przy takim rozkładzie opinii, fotoreportaż jest najsłabsza kategorią w PL Foto.
— 10.04.2008, 03:02:53
Zdjęcie http://plfoto.com/1474115/zdjecie.html - jeszcze jeden głos w dyskusji: corundum data wystawienia: 2008-03-30 18:29:44 Komentarz: przeczytałem z wielkim zainteresowaniem całą dyskusję. przy okazji publikacji tego zdjęcia poruszono bardzo wiele ważnych moim zdaniem tematów. pierwszym jest rola internetu jako medium przekazu konkretnych emocji poprzez zdjęcie (tutaj zgadzam się z Autorem, że możliwość bezpośredniej dyskusji i wymiany poglądów niemal online jest nieoceniona i praktycznie niedostępna przez inne media). druga rzecz to rola serwisu plfoto jako serwisu, który umożliwia wymianę poglądów i dyskusję nie tylko na tematy związane ze stroną techniczną zdjęcia (nad tym przede wszyscym czuwają sami uczestnicy "zabawy" wycinąjąc zdjęcia słabe techniczne), ale również nad uświadomieniem uczestnikom "zabawy" roli fotografii, a może nawet nad zdefiniowaniem roli fotografii na nowo w dzisiejszych czasach. w dzisiejszych czasach, kedy niemal każdy ma dostęp do aparatu fotograficznego (także poprzez wszechobecne telefony komórkowe) bez wzgędu na umiejętności techniczne i wiedzę, uważam że serwisy takie jak plfoto, które postawią sobie za zadanie również umożliwienie dyskucji na temat roli fotografii mają przyszłość. trzecia rzecz to kwestia samego zdjęcia i podpisu. według mnie jest ono bardzo surowe i oczywiście nie spełnia technicznych wymogów stawianych zdjęciom na tym portalu. według mnie, kiedy przegląda się wszystkie publikowane w serwisie zdjęcia uwagę zwracają albo same "gnioty", albo zdjęcia wybitne, albo wystawiane przez osoby o ugruntowanej opinii. sam przekaz zdjęcia według mnie niejednokrotnie ginie. bo co tak naprawdę ma do przekazania większość osób wystawiających zdjęcia (łącznie ze mną) ? na czym koncentrujemy się robiąc zdjęcia i wystawiając je w serwisie ? kiedyś pojęcie amator miało inny wydźwięk (ciekawe czy się ze mną zgodzicie ?). amator to była osoba (tak to pamiętam z mojego dzieciństwa), której nie tylko zależało na opanowaniu warsztatu, ale również na przekazaniu pewnej treści. kiedy oglądam zdjęcia (również swoje) niejednokrotnie zastawnaiam się, co chciał przekazać Autor ? i bardzo często dochodzę do wniosku, że nic (ładny zachód słońca, piękny kwiat, cudowne barwy, świetny warsztat itp). żadnego przekazu. czy o to chodzi w fotografii ? w pewnych przypadkach uważam, że opis zdjęcia jest konieczny. i tak też ma to według mnie miejsce przy tym zdjęciu. dyskusyjne jest, jaka byłaby reakcja "widzów", gdyby opis nie zawierał informacji np. o zrobieniu zdjęcia komórką, albo o fakcie że osoba na zdjęciu jest kimś bliskim dla fotografa. tylko pominięcie tych dwaóch faktów według mnie wpłynęłoby na inny odbiór zdjęcia. co do kwestii oburzenia niektórych "widzów" w związku z wystawieniem zdjęcia pod ocenę, to uważam, że właśnie ocenie poddano kwetie techniczne związane ze zdjęciem, a nie siłę przekazu zdjęcia. uważam, że pomimo wad technicznych, albo dzięki nim, zaprezentowane zdjęcie ma "siłę" i również bez podpisu zwracałoby uwagę, ale na plfoto "zginęłoby" śmiercią naturalną z etykietką "gniota". Piotr - Iberica [2008-02-26 23:56:30] napisał m. in., że "...tak jak powiedziałem, na zdjęciu jest stary człowiek, który równie dobrze i dzisiaj żyje. stąd fotografia nie ma siły przekazu a w każdym razie nie taką o jakiej myślisz.". i trudno się z Piotrem nie zgodzić. ale to też jest według mnie dyskusyjne. większość z Nas nie lubi myśleć o śmierci i boi się jej. pokazujemy na plfoto zdjęcia wypadków samochodowych, krzyże, cmentarze, nagrobki itp. czasem się podoba, czasem nie. nikogo to jednak nie "rusza", chociaż temat dotyczy śmierci. natomiast samo pokazanie zdjęcia niezbyt dobrej jakości, ale opisanego w sposób, z którego jednoznacznie wynika, że jest zrobione na dzień czy godzinę przed śmiercią już wywołuje dyskusję i nawet (jak wynika z komentarzy pod zjęciem) jest powodem moderacji zdjęcia. a przecież zdjęcie nie przedstawia np. człowieka na stole operacyjnym z otwartą klatką piersiową, wykrwawiającego się na śmierć, a obok grupę bezradnych, zakrwawionych lekarzy. gratuluje odwagi w podjęciu bardzo trudnego tematu. ale się napisałem. to najdłuższy z komentarzy, jakie wystawiłem.
— 30.03.2008, 20:42:08