karmię się..przeżuwam..wypluwam
-Co za Clitoris, ściągnij, ściągnij tę zasłonę - woła, zrównując bezużyteczność zasłony z majtek z bezużytecznością języka pornograficznego, który w tym momencie zabawiałby się powolnym rozchylaniem bielizny.
Jego bezpośredniość jest czasem tak gwałtowna, że musimy się zastanowić, czy nie żyjemy w jakiejś seksualnej opieszałości, dokonując erotycznych wyborów najpierw w języku, a potem na ciele.
Zapoczątkowuje skrupulatną, łatwowierną, rozkoszodajną, nieomylnie zdążającą do uwodzącego niezwykłością nawarstwienia orgię desygnatów, zwykle mylących.
Desygnaty te łączą proste fakty z jego życia z krystalicznie czystymi denuncjacjami o ich egzemplaryczności.
Jak gdyby zawsze gotowe było odgałęzienie znaczeń, biegnące wprost z rdzenia jego egzystencji, równocześnie rozwidlające i odkładające fakty tego życia.
Wyliczenie to przybiera prosty schemat: jeden obrót ciała, dwa ruchy egzegetycznego pędzla biografa.
Sekcja zwłok przebiega tu w obecności malarza, który chce w ten sposób - naocznie wglądając w rozwarte ciało, nakładając na anatomię spojrzenie artysty - wyświadczyć usługi wiedzy malarskiej.