"Wyjedź, wyjedź z miasta. Myślisz, że tu się wszystko zaczyna i tylko tutaj obrasta w sens. Zatrzymaj się na chwilę. Kolorowe totemy reklam, twarze wodzów rozświetlające wieczorem puszki mieszkań niebieskim światłem nieszczerych uśmiechów, radiowi szamani ślący w eter kody paskowe rzeczy, których jeszcze nie kupiłeś, ale na pewno kupisz-kiedy już weźmiesz udział w plemiennym święcie w okolicach Wielkiego Parkingu.
Wyjedź z miasta-szamani nawet nie zauważą twojego zniknięcia. Mimo to wyjedź po cichu. Zostaw przeciwsłoneczne okulary. Oczy ci w zupełności wystarczą. Żeby zobaczyć, ile ważnych spraw wydarza się w ciągu minuty na jednym metrze kwadratowym łąki i że kwiaty to nie tylko niebieskie róże, które dałeś dziewczynie, kolejnej inkarnacji Królowej Śniegu.
Ubierz się byle jak. W rzece nie zobaczysz swojego odbicia spowitego drogą mgiełką perfum kupionych na lotnisku. W rzece można utonąć, rzeką można podróżować, przed siebie, co czasami oznacza donikąd albo na drugą stronę...rzeki, gdzie bywa trochę inaczej niż Po Tej Stronie. A drzewa-pomyśl, ile wiedzą, żyją dłużej niż ty-pewnie!- każdy by tak chciał, ty też. Drzewa są lepsze niż wieżowce-można się do nich przytulić i nie pilnują ich strażnicy ubrani jak czołgiści ze starych kronik wojennych.
Wyjedź-przeżyjesz strach, ale inny niż ten, przed tramwajem wypływającym z nadprzestrzeni tuż przed twoim nosem. To będzie strach przed nocą-przed czarną nocą bez ksenonowych świateł i przed mgłą i tym co ci opowiedzą-o tobie i o twojej samotności znacznie większej niż ta, doświadczana przez kierowcę autobusu wożącego cię codziennie do pracy. Połóż się na ziemi, popatrz-wisisz nad otchłanią, w twoją stronę pędzą galaktyki-trochę głupie uczucie, prawda? To tak, jakby wejść do kabiny prysznicowej i znaleźć się nagle na samym środku oceanu, albo na stadionie pełnym rozkrzyczanych tłumów. Ale tu jest cicho, po prostu cicho. Więc nic nie mów. I wracaj już do tego swojego miasta. Ja też je lubię"