Mżyło od rana, a niebo szare i spowite mgłą było w moim mieście Lublinie, a o słońcu można było zapomnieć już od kilku dni. Jadąc sobie samochodem gapiłem się to tu, to ówdzie, bacząc czasem, aby kogoś nie rozjechać. Kiedy spojrzałem na przydrożną wierzbę, coś, na kształt starej wielkiej skarpety przykuło moją uwagę. To była ona… Było ok. 12 w południe i oczywiście nie miałem ze sobą aparatu, bo byłem w pracy, jednak kiedy tamtędy przejeżdżałem po dwóch godzinach, dalej tam była i wynikało, że nie ma zamiaru szybko z tamtąd odlecieć... I rzeczywiście, kiedy minęło jakieś kolejne półtorej godziny, ona dalej tam siedziała a ja miałem aparat w ręku. Miałem jednak problem, drzewo stało jak napisałem przy samej, dość ruchliwej ulicy, z której, za każdym razem wznosiła się fontanna wody, kiedy przejeżdżały kolejne samochody. Musiałem trafić moment, kiedy nic nie jechało, więc moja uwaga musiała być podzielna… Pierwsza fotka kicha, druga to samo - długie czasy, wysoka iso, pełna dziura - nie da rady, do bani warunki, pomyślałem. A sowa siedzi niewzruszona, owszem przebudziła się i gapi się na mnie, tymi swoimi pięknymi gałami - szybka decyzja, pal licho, trzeba użyć flesza. Ale kiedy jej błysnę będzie po zawodach –pomyślałem – nic, próbuję. Celuję i już mam naciskać spust, kiedy za plecami słyszę - eeeeeeee! co tam masz?!!! Odwracam głowę - jakiś gość - przylazł i drze japę w mordę jeża… Wróbla!- odpowiadam... Hehe - śmieje się gostek - duży jakiś… Myślę sobie, spie.... gościu bo mi sępy płoszysz ;-) Ale jestem twardy, odwracam się do niego plecami, cykam pierwszą fotkę. Kątem oka lukam na typa, a on dziwnie się jakoś kręci obok mnie, zaczyna rozpinać płaszcz i szuka czegoś za pazuchą. Miałem nadzieję, że to nie jakiś zagorzały myśliwy psychopata, który szuka swojej "klamki" aby ustrzelić swoją kolejną zdobycz, albo jeszcze gorzej, i wtedy pewna część mojego ciała, byłaby zagrożona ;-) – wiecie co mam na myśli!!! Ponownie przymierzam, robię drugą fotkę, no i stało się! Drugiego błysku flesza, mnie i tego gościa, sowa nie wytrzymała i odfrunęła. Spoglądam wkurzony, ale z pewną trwogą na gościa, no bo dalej nie wiem po co tu przylazł. A on stoi trzymając jeszcze przy oku telefon komórkowy skierowany w niebo i mówi z uśmiechem na twarzy - niezłe zdjęcia z niego wychodzą, mówię Ci!!! Wierzę kolego… - odpowiadam - wierzę...
To jest na 100% brzoza, ale to szczegół.... Zazdroszczę modela. Pozdrawiam:)
fajna - ze tak w dzien sie udalo ją dopaść...
cudna sówka ,dobra robota z jej wypatrzeniem ,pozdrawiam
dobre jest. jednak upierałbym się, że to jest brzoza;)
Fajnie wyszła ta uszatka.. :) Pozdrawiam
zazdroszcze takiego spotkania....
Gratuluje spotkania,opowiesc bardzo ciekawa,zdjecie tez dobre,uwielbiam ten gatunek sowy!Pozdr
uszatka piękna. mialeś szczęście, a historyjka też niezła
hehe, dziękuję za komentarze, wiem, że zdjęcie może nie zachwycać, ale sam obiekt ciekawy, dlatego foto wstawiłem, pozdrawiam :-)
Zdjecie jak zdjęcie, ale obiektu zazdroszczę :// i za to duży "+" - Co do gościa - to na pewno był jednokomórkowiec :)
spotkania i całej historii bardzo Ci gratuluję, ubawiłem się czytając :). a i fotka wyszła całkiem nieźle. pozdrawiam!
Zdjęcie może nie porywające kadrem ale i tak doceniam bo ja chyba tylko raz w życiu widziałam na żywo sowę.
Nie często je się widzi na tym forum ale dzisiaj to juz drugie z tego gatunku-lubię bardzo foty ptaków w całości najbardziej -podoba się-pozdr
cool fajna sowa zapraszam do siebie :P
w opisie się nie zmieściło :-)))
Mżyło od rana, a niebo szare i spowite mgłą było w moim mieście Lublinie, a o słońcu można było zapomnieć już od kilku dni. Jadąc sobie samochodem gapiłem się to tu, to ówdzie, bacząc czasem, aby kogoś nie rozjechać. Kiedy spojrzałem na przydrożną wierzbę, coś, na kształt starej wielkiej skarpety przykuło moją uwagę. To była ona… Było ok. 12 w południe i oczywiście nie miałem ze sobą aparatu, bo byłem w pracy, jednak kiedy tamtędy przejeżdżałem po dwóch godzinach, dalej tam była i wynikało, że nie ma zamiaru szybko z tamtąd odlecieć... I rzeczywiście, kiedy minęło jakieś kolejne półtorej godziny, ona dalej tam siedziała a ja miałem aparat w ręku. Miałem jednak problem, drzewo stało jak napisałem przy samej, dość ruchliwej ulicy, z której, za każdym razem wznosiła się fontanna wody, kiedy przejeżdżały kolejne samochody. Musiałem trafić moment, kiedy nic nie jechało, więc moja uwaga musiała być podzielna… Pierwsza fotka kicha, druga to samo - długie czasy, wysoka iso, pełna dziura - nie da rady, do bani warunki, pomyślałem. A sowa siedzi niewzruszona, owszem przebudziła się i gapi się na mnie, tymi swoimi pięknymi gałami - szybka decyzja, pal licho, trzeba użyć flesza. Ale kiedy jej błysnę będzie po zawodach –pomyślałem – nic, próbuję. Celuję i już mam naciskać spust, kiedy za plecami słyszę - eeeeeeee! co tam masz?!!! Odwracam głowę - jakiś gość - przylazł i drze japę w mordę jeża… Wróbla!- odpowiadam... Hehe - śmieje się gostek - duży jakiś… Myślę sobie, spie.... gościu bo mi sępy płoszysz ;-) Ale jestem twardy, odwracam się do niego plecami, cykam pierwszą fotkę. Kątem oka lukam na typa, a on dziwnie się jakoś kręci obok mnie, zaczyna rozpinać płaszcz i szuka czegoś za pazuchą. Miałem nadzieję, że to nie jakiś zagorzały myśliwy psychopata, który szuka swojej "klamki" aby ustrzelić swoją kolejną zdobycz, albo jeszcze gorzej, i wtedy pewna część mojego ciała, byłaby zagrożona ;-) – wiecie co mam na myśli!!! Ponownie przymierzam, robię drugą fotkę, no i stało się! Drugiego błysku flesza, mnie i tego gościa, sowa nie wytrzymała i odfrunęła. Spoglądam wkurzony, ale z pewną trwogą na gościa, no bo dalej nie wiem po co tu przylazł. A on stoi trzymając jeszcze przy oku telefon komórkowy skierowany w niebo i mówi z uśmiechem na twarzy - niezłe zdjęcia z niego wychodzą, mówię Ci!!! Wierzę kolego… - odpowiadam - wierzę...