Uczta dla oczu, czytając i ogladając. Zrobiłeś mi niespodziankę Peiterosławie, przyznam, że dużo czasu spędzilam w Twoim nowym portfolio z bałdzo dużą przyjemnością ;)) seria przecudnej urody! pozdrawiam, dzięki za mesydżys ;))
Przedstawienie mojego ukochanego gitarzysty zajmie mi nieco więcej miejsca… Jest to bowiem legendarny Marian zwany „Ksieciem” obracający się swego czasu w szansonistyczno – nekrofilskich kręgach miejscowości Cedynia, piewca swobód erotycznych i kultu korpulentnego ciała. Debiutował w założonym przez siebie zespole Jabol Boys, grajac na gitarze Kosmos. Zaprawdę powiadam wam: wielkiego trzeba talentu i samozaparcia, by założywszy gumowe rękawice lub 5 prezerwatyw na paluchy (cztoby elektricziestwo nie jebło) wyjść przed rozentuzjazmowany tłum w remizie strażackiej i trącając obydwie struny zakwestionować słowiczym głosem cnotę córki sołtysa! Którego z innych herosów gitary byłoby na to stać? Żadnego! A najlepszym dowodem jest to, że ani Hendrix ani Van Halen ani żaden inny nie odważył się nigdy wystąpić w remizie w Cedyni…
Po rozpadnięciu się zespołu – kariera solowa. Koncerty, trasy po całej gminie, sex drugs & rocknroll. Nie było mu łatwo, tym bardziej że w międzyczasie zaczął uczyć się liter… Lepki od alkoholu elementarz ze śladami gaszonych petów zawsze był w futerale jego boskiej gitary (gitara natomiast nie zawsze…). A muzyka? Cóż, czy można opisać piękno doskonałe? Kiedy wspomnę jak jego spracowane, popękane od ciężkiej pracy w polu ręce brały instrument, jak grube paluchy przesuwały się po gryfie – mam łzy w oczach (wszystkim się zdawało że Marian gra jeszcze, a to echo grało…). „Ksiaże” był nie tylko genialnym gitarzystą, ale i wspaniałym człowiekiem. Duży i silny, jak przylał - zwłaszcza po dobrej wódzie- to nie było przebacz. To było jego drugie hobby. Pisał wiersze – uczuciowy chłopina. Wyszedł siano kosić – a słuchał skowronka… Nawet wiatr mu w widłach grał… Myślę, że Pan Bóg w niebie da mu prawdziwego Stratocastera…
zapraszam do pana w - zajebiste portfolio!!!
ogólnie masz bardzo słabe zdjęcia
pewnie da...
nie wiem jak ocenic...smutno:(
dawno nie widzialam stranglera...:(
Uczta dla oczu, czytając i ogladając. Zrobiłeś mi niespodziankę Peiterosławie, przyznam, że dużo czasu spędzilam w Twoim nowym portfolio z bałdzo dużą przyjemnością ;)) seria przecudnej urody! pozdrawiam, dzięki za mesydżys ;))
Marian czy Maryjan? ;) znowu siedziałem o suchym pysku przez Ciebie :P
♂ no to przeczytałem przy kawie, ale nikomu nie polecam (czytać i pić jednocześnie)
zajabiste
takie "krastowe" nie? hehe
Smith: nie wiesz co tracisz...
♂ musiałbym zgłupc, zeby to wszystko przeczytać :P
Boże....
Przedstawienie mojego ukochanego gitarzysty zajmie mi nieco więcej miejsca… Jest to bowiem legendarny Marian zwany „Ksieciem” obracający się swego czasu w szansonistyczno – nekrofilskich kręgach miejscowości Cedynia, piewca swobód erotycznych i kultu korpulentnego ciała. Debiutował w założonym przez siebie zespole Jabol Boys, grajac na gitarze Kosmos. Zaprawdę powiadam wam: wielkiego trzeba talentu i samozaparcia, by założywszy gumowe rękawice lub 5 prezerwatyw na paluchy (cztoby elektricziestwo nie jebło) wyjść przed rozentuzjazmowany tłum w remizie strażackiej i trącając obydwie struny zakwestionować słowiczym głosem cnotę córki sołtysa! Którego z innych herosów gitary byłoby na to stać? Żadnego! A najlepszym dowodem jest to, że ani Hendrix ani Van Halen ani żaden inny nie odważył się nigdy wystąpić w remizie w Cedyni… Po rozpadnięciu się zespołu – kariera solowa. Koncerty, trasy po całej gminie, sex drugs & rocknroll. Nie było mu łatwo, tym bardziej że w międzyczasie zaczął uczyć się liter… Lepki od alkoholu elementarz ze śladami gaszonych petów zawsze był w futerale jego boskiej gitary (gitara natomiast nie zawsze…). A muzyka? Cóż, czy można opisać piękno doskonałe? Kiedy wspomnę jak jego spracowane, popękane od ciężkiej pracy w polu ręce brały instrument, jak grube paluchy przesuwały się po gryfie – mam łzy w oczach (wszystkim się zdawało że Marian gra jeszcze, a to echo grało…). „Ksiaże” był nie tylko genialnym gitarzystą, ale i wspaniałym człowiekiem. Duży i silny, jak przylał - zwłaszcza po dobrej wódzie- to nie było przebacz. To było jego drugie hobby. Pisał wiersze – uczuciowy chłopina. Wyszedł siano kosić – a słuchał skowronka… Nawet wiatr mu w widłach grał… Myślę, że Pan Bóg w niebie da mu prawdziwego Stratocastera…