Opis zdjęcia
Bukareszt. Byłam tam po raz pierwszy 15 lat temu i obiecałam sobie, że nigdy więcej. A jednak wróciłam. Poczułam się jak okruch na ogromnej patelni, w towarzystwie innych zbędnych, a jednak tworzących całość okruchów. Bez przykrycia, w temperaturze 40 stopni. Sczytuję sens tego miasta ze słów Małgorzaty Rejmer - "Bukareszt. Kurz i krew", by cokolwiek zrozumieć. Żebracy i bezdomni leżący obok najdroższych samochodów. Cyganie nielegalnie zamieszkujący opuszczoną dzielnicę żydowską. Szczur przebiegający nam alejkę, między sklepem Armaniego i innymi salonami dla zamożnej klienteli. Budynki oznaczone wielkimi czerwonymi kropkami, wieszczące ich koniec, jak odcisk palca jakiegoś szalonego ducha, który unosi się nad miastem. Te budynki nie przetrwają następnego trzęsienia ziemi. Nic nie ma sensu, ładu, porządku, a jednak nie można tego miasta wymazać po zamknięciu powiek. Chce się uciekać i już myśli o następnej wizycie