Problem jest w nazewnictwie - nigdy nie było żadnych "ciemni analogowych", były zaś powszechne ciemnie fotograficzne, a dalej idąc w nazewnictwo - ciemnie fotochemiczne (w tym rentgenowskie, defektoskopijne (też rengenowskie)). Namieszała tu w głowach fotografia cyfrowa i jakieś bzdurne, pseudomodne pojęcia, które się przy okazji pojawiły: "wywoływanie rawów", "ciemnia cyfrowa"... Totalna paranoja... Niemniej fajnie jest, że się taka książka ukazała. :)
Problem jest w nazewnictwie - nigdy nie było żadnych "ciemni analogowych", były zaś powszechne ciemnie fotograficzne, a dalej idąc w nazewnictwo - ciemnie fotochemiczne (w tym rentgenowskie, defektoskopijne (też rengenowskie)). Namieszała tu w głowach fotografia cyfrowa i jakieś bzdurne, pseudomodne pojęcia, które się przy okazji pojawiły: "wywoływanie rawów", "ciemnia cyfrowa"... Totalna paranoja... Niemniej fajnie jest, że się taka książka ukazała. :)