Opis zdjęcia
Klatka stała na parapecie. Była stara, zniszczona i sama, zupełnie jak dom, w którym przyszło jej żyć. Dawno nie słyszała w nim czyichś kroków i głosów. Nie czuła zapachu gotującego się mleka i nie słyszała dźwięków tłuczonych szkieł. Musi to być już pusty - mawiała - tak pusty jak ja i wiele innych pustych domów. Potem patrzyła przez zżółkłą firanę i zakurzoną szybę na niebo. Na nim co rusz przelatywał jakiś ptak, budząc nadzieję, że to może być on. Jej rdzewiejące kraty odsłaniały niewygodną prawdę o tym, że dawno w jej wnętrzu nikogo nie było. Tylko małe piórko, leżące po jej lewej stronie, tuż nad sercem, mówiło o pewnym gołębiu imieniem Patryk. Patryk był chorym ptakiem. Urodził się przedwcześnie. Nie mógł się poruszać, ale dawni lokatorzy znaleźli go, gdy się narodził w szpitalu dla zwichrowanych zwierząt, przynieśli do kuchni i włożyli właśnie do niej. Klatka opiekowała się tym ptakiem najlepiej, jak mogła. Była przecież zwykłą Klatką, a od nich nie oczekuje się zbyt wiele. Ta jednak dawała ptaku ciepło, schronienie i pewność, że żaden człowiek więcej go nie skrzywdzi. Zranione zwierzęta mają to do siebie, że w dorosłym życiu rany noszą w sobie. Gołąb dojrzewał i coraz częściej spoglądał przez kraty na oślepiający błękit nazywany przez ludzi niebem. Pytał, czy tam można rozpościerać skrzydła i zmoczyć głowę w kroplach deszczu? Klatka mówiła, że za oknem istnieje świat, w którym go porzucono, a w nim są ludzie, którzy budują mury i większe kraty, żeby się oddzielić. Usłyszawszy to, Patryk już więcej nie zadawał pytań, tylko skulił się w sobie i całymi tygodniami spoglądał na niebo. Co Ci jest – zapytała któregoś razu Klatka. Nic – odparł gołąb, ale chciałbym, żeby coś mi było - dodał - i nadal patrzył błękitowi prosto w oczy. W końcu przestał przyjmować pokarm i rozmawiać z Klatką. Szybko zmizerniał i wyglądał, jak zwierzę, które tuż przed agonią, chce skowyczeć po raz ostatni. Któregoś ranka Klatka obudziła się sama. Dostrzegła tylko lekko uchylone okno i małe, cienkie piórko pozostawione przez gołębia, gdy nocą przeciskał się przez kraty. Dziś to pióro przypomina jej o Patryku, którego kochała i o tym, że w jej klatce wciąż jest miejsce na wielką miłość. Tylko kto zdołałby dostrzec, że puste miejsce w klatce oznacza coś więcej niż pustkę.
czekam na wiecej!
Na razie pusta... Na takie wyzwanie z pewnością pusta długo nie pozostanie... :)
bardzo mi się podoba koncepcja powiązania poezji lub prozy ze zdjęciem, a szczególnie gdy jest ono tak niesztampowe jak to ;)