Opis zdjęcia
"Nie dla nadziei zbiorów znoimy dłoń czynną, Nie dla radości, by nam żyć dała weselnie. Jeno aby pracować, jak ziemia, rzetelnie, Jeno że tak jest wiecznie i tak być powinno W zbożnym ładzie przyrody, co żmudzić się każe." Leopold Staff_Śpiew żniwiarzy
Dynamiczny obraz. Podoba się :)
a nie opłaca się bardziej ściągnąć z Chin?! :)
Gratuluję przekazania następnemu pokoleniu tego co głębokie w życiu, pozostali może poczują, ale zbyt późno...
:-)... pozdrowienia, Renato! trzeba ratować, co jeszcze zostało, część luda woli jednak wyprzeć, zapomnieć i wstawić Ikeę (nie mam nic do niej, ale sama, bezduszna to nie..., warto trochę staroci do niej dodać...); spośród rodziny ratuję ja i córka..., pozostali nie czują...
to jesteśmy z tej samej bajki, rwania lnu nie znam, a tkactwo to zajęcie z duszą, mam tą samą chorobę, ratuję stare, ale jeszcze jare elementy ze wspomnień, dziękuję za odwiedziny i piękne wpisy...
te prześcieradła i inne kawałki lnu (nowego też, 60letniego...) ratuję teraz przed zagładą...( jeszcze jest tego trochę u mamy w domu), bo krosna dawno poszły na ogień i nikt w młodszej rodzinie nie wie, po co Bozia stworzyła len i co się z nim robi...; na moich oczach więc śmiercią naturalną umarła umiejętność, jedna z najważniejszych dla człowieka, która miała tradycje kilku tysięcy lat i którą promowały tysiące artystów w tym fachu..., przynajmniej w moich stronach, tj. w łódzkiem, len umarł..., szerzej warsztaty tkackie i kołowrotki też...
hm... raczej to było tak że brakowało kogokolwiek innego do kosy :) którą przygotowywali inni... ale widziałem... i wiem m/w jak kosę klepać... poza tem jakoś chyba kosie radę dałem skoro niczego sobie i innym nie uciąłem :) len pamiętam z lat 70tych ub. w. kiedy to rwano go przy mnie... też byłem za mały... zajmowałem się marudzeniem i przeszkadzaniem w pracy przeważnie :) pamiętam jedynie że rwano go ręcznie z korzeniami i wiązano w takie małe snopeczki... prześcieradła gryzące również znam :)
:-)... len..., w latach 60tych pamiętam zagonek lnu na naszym polu, siadywałam na ziemi w takim wyrośniętym kwitnącym lnie, ale nie ja go rwałam, byłam za mała..., za to na gryzących lnianych prześcieradłach mnie wychowali i dopiero po latach doceniłam jego urok...:-); co do koszenia, to jest to wyższa szkoła umiejętności, wymaga talentu i dobrze wyklepanej i dobrej w ogóle kosy (siły dopiero na trzecim miejscu...), więc zapewne byłeś obiecujący, że Ci ją dali do ręki... ( mój tato, którego mam w folio, z pieskami, był takim artystą kosy, robił to z miłością...)...:-)
no widzisz droga poganko... dawno to było a i pamięć już nie ta :) kłosy faktycznie musiały być wewnątrz fury... dziękuję za sprostowanie... pochwalę się jeszcze że też doświadczyłem tzw "podbierania" :) czyli zbierania zboża za żniwiarzem... najwidoczniej byłem z tych zbieraczy o których pisałaś że 3m za nimi wlecze się snopek :) bo dawali mnie częściej do koszenia :) a z ciekawszych doświadczeń jeszcze przypominam sobie rwanie lnu... znasz?
ramumajana[ 2015-07-19 15:42:48 ]...:-), snopki wiązałeś za pomocą powrósła, ale układałeś je na wozie kłosami do wewnątrz, nie na zewnątrz..., oj, dałby Ci gospodarz za taki błąd popalić (!), przecie omłot zrobiłbyś mu podczas zwózki do stodoły...:-); kiedy umiesz zboże kosić, to ja umiem za kosiarzem zboże zbierać i autorsko tworzyć te zgrabne snopki, co łatwe nie jest (za złą zbieraczką snopek wlecze się na 3m...)..., pozdro!:-)
na peryferiach Podlasia - co to są moim skromnym zdaniem jeszcze dalej niż Podlasie głębokie... swego czasu miałem przyjemność wcale nie rzadką :) ładować snopki (protoplaści dzisiejszej kostki) na wóz drabiniasty :) napędzany za pomocą konia przeważnie o imieniu baśka... albo po prostu kobyła :) potrafiłem też takie snopki wiązać za pomocą zwitka słomy :) potrafiłem kosą kosić jeżeli gdzieś zboże wyległo po deszczu... albo trzeba było przygotować pas jezdny dla snopowiązałki... snopki układało się na wozie kłosami na zewnątrz czasami w ogromną furę... z góry musiała być dociśnięta drągiem co to fachowo nazywa(Ł?) się powęż ew pawęż... po przewiezieniu do stodoły trzeba było całą furę rozładować ręcznie... a kostki - stopy pokłute rżyskiem najbardziej piekły wieczorem... kiedy się nogi myło w wodzie przyniesionej ze studni i zagrzanej na piecu :) stare dzieje :)
kocham wieś, chociaż mieszkam w mieście, te pokłute stopy najpiękniej się wspomina, a głębokie Podlasie mi się marzy! pozdrawiam
przepraszam za literówki, szwankuje mi litera "m" na klawiaturze
jak pierwszy raz pojechałem na wieś i wziąłem udział w ładowaniu takich sianokostek to iałe całem stopy pokłute od rżyska (miałem sandały) :)
u nas na głębokim Podlasiu mówią na to tiuki..
+++
dziękuję, ja też lubię to zdjęcie :)
podoba mi sie :{)