W roku bodaj 1958, mój ojciec kupił belgijską wyścigówkę "Belfo", a ja jeździłem na tym rowerze jak szalony u podstawy tych "żaluzji", jeździłem tak zajadle, że zakręciło się w mojej małej głowiźnie i wyrżnąłem co sił w murek (to to podwyższenia za plecami "wspinacza na żaluzję" i wylądowałem obok "żaluzji" na tych dużych, kamiennych płytach... Roweryk za mną, zniszczony, sponiewierany (o mnie nikt się nie martwił) - dostałem smary i... tyle... :)
AnHel, dzięki za tę krótką a w finale nawet bolesną historię ;) pozdrawiam:)
W roku bodaj 1958, mój ojciec kupił belgijską wyścigówkę "Belfo", a ja jeździłem na tym rowerze jak szalony u podstawy tych "żaluzji", jeździłem tak zajadle, że zakręciło się w mojej małej głowiźnie i wyrżnąłem co sił w murek (to to podwyższenia za plecami "wspinacza na żaluzję" i wylądowałem obok "żaluzji" na tych dużych, kamiennych płytach... Roweryk za mną, zniszczony, sponiewierany (o mnie nikt się nie martwił) - dostałem smary i... tyle... :)
:}
Kapitalny pomysł,na te tak obfotografowane schody!