Nie, nigdy tych piękności winietkowych roje,
Wytwory schorowanej, wynędzniałej ery,
Z nóżkami do ciżemek, z twarzą bladej cery —
Nie zadowolnią serca takiego jak moje.
Niech Gavarni, ten malarz istot z chorem ciałem,
Weźmie swoich suchotnic szczebiotliwe stada!
Nie dla mnie z tego grona żadna róża blada,
Żadna się z mym nie zrówna krwawym ideałem.
Otchłani mego serca ciebie trzeba, ciebie,
Lady Makbet, kobieto z potęgą zbrodniczą,
Śnie Eschyla — zrodzony na północnej glebie!
Lub ciebie, Nox, o córo Michała-Anioła,
Co śpisz w milczeniu świętem — z twarzą tajemniczą,
Kutą rylcem genjalnym u tytanów czoła! Charles Baudelaire
Nie, nigdy tych piękności winietkowych roje, Wytwory schorowanej, wynędzniałej ery, Z nóżkami do ciżemek, z twarzą bladej cery — Nie zadowolnią serca takiego jak moje. Niech Gavarni, ten malarz istot z chorem ciałem, Weźmie swoich suchotnic szczebiotliwe stada! Nie dla mnie z tego grona żadna róża blada, Żadna się z mym nie zrówna krwawym ideałem. Otchłani mego serca ciebie trzeba, ciebie, Lady Makbet, kobieto z potęgą zbrodniczą, Śnie Eschyla — zrodzony na północnej glebie! Lub ciebie, Nox, o córo Michała-Anioła, Co śpisz w milczeniu świętem — z twarzą tajemniczą, Kutą rylcem genjalnym u tytanów czoła! Charles Baudelaire