Opis zdjęcia
Napiszę nieco więcej o spotkaniu z tym osobnikiem bo było dość niezwykłe. Rozpocząłem i ja swój "drapolowy"sezon Wczesny poranek, szarówka i bardzo pochmurnie zapowiadający się niestety dzień. Mój pierwszy myszołów z tego sezonu "zameldował" się na "poczekalni" po ok 30 minutach. Poczekalnia to niewysokie drzewo w pobliżu, gdzie najpierw siadają i po dokładnym zlustrowaniu sytuacji podejmują decyzję o wylądowaniu na nęcisku. Spojrzałem w wizjer, ciemno, czasy tragicznie długie. Myszak jednak wkrótce usiadł nieopodal łapówki. Siedział w trawie dość długo po czym nagle wystartował. To dobrze wróżyło o ile to nie pies albo człowiek był powodem jego ucieczki. Powód był jak się okazało rudy. Powolutku z optymalnego ( jeśli chodzi o wiatr) kierunku ciągnął w kierunku wabiącego go zapachu. Szedł bezpośrednio na wywąchany cel. Na chwilę znieruchomiał, wtedy zrobiłem dwie klatki. No i się zaczęło. Najpierw od razu spojrzał w kierunku źródła dźwięku. Przekrzywił niczym ciekawski piesek głowę raz w jedną raz w drugą stronę i po błyskawicznym biegu był bezpośrednio tuż przede mną. Popatrzył w czerń okienka czatowni, wyraźnie patrzył w jej wnętrze. Po czym kilkakrotnie okrążył moje ukrycie, widziałem tylko jego migające szybko czarno-rude łapy i piękną puszystą kitę. W końcu przeszedł do bardziej konkretnych działań. Spróbował najpierw podkopu z jednego boku, potem z drugiego, natrafiwszy na deski poskrobał je po czym wskoczył na dach, prychając próbował rozdrapać mi sufit. Ponieważ konstrukcja jest dość solidna nic nie wskórał. Wtedy wpadł na genialny pomysł wejścia do środka - wejściem. Zaczął wyraźnie skrobać i drapać od strony drzwiczek czatowni, które zaczęły się powoli uchylać..(!) Postanowiłem że jednak nie przyjmę gościa chlebem i solą i muszę go przepłoszyć. Gwałtownie uchyliłem wejście. Lis odskoczył na klika metrów. Wcale nie było widać że jest przestraszony. Był raczej zaskoczony i zaciekawiony. Chwilę popatrzył na mnie i zupełnie bez pośpiechu czmychnął. Spojrzałem na poczekalnię. Była pusta. Taki rwetes jaki zrobił rudy i moje machnięcie klapą na pewno nie sprzyjało przywabieniu myszołowów. Zrobiło się nieco widniej. Pomyślałem (zupełnie zresztą bez przekonania), że może uda mi się przywabić z powrotem lisa dźwiękiem z MP3. Umieściłem nieopodal czatowni głośniczek i włączyłem "pisk myszki" Dźwięk był tak cichutki że ja w zasadzie w ogóle go nie słyszałem. Ale był przeznaczony nie dla moich uszu. On usłyszał go doskonale. Zameldował się z powrotem dosłownie za minutę. O dziwo na razie w ogóle nie zainteresował się miejscem gdzie był głośniczek. Znów zaczął biegać wokół czatowni. Raz jeszcze włączyłem wabik, wtedy skoczył w jego kierunku. Chwycił głośnik w zęby i szurnął w krzaki .Tego już było za wiele. Wyskoczyłem za nim.To była komiczna sytuacja, goniłem za lisem uciekającym z moim głośnikiem ! :). Głośnik znalazłem po kilkunastu minutach w odległości ok 50 metrów. Wyniósł go całkiem daleko. Po tej bieganinie zupełnie nie było sensu dalej fotografować. Tego dnia wracałem znacznie wcześniej niż zwykle. Miałem jak się później okazało kilka całkiem fajnych zdjęć rudzielca (w tym jedno co prawda poruszone jak chwyta głośnik!) i zupełnie zmieniłem zdanie na temat lisiej ostrożności.
Wiesz @tomcha że pomyślałem o tym samym. ..szkoda by go było, choć podobno ilość lisów to już problem, co nie znaczy oczywiście że trzeba je na kołnierze przerabiać :( Podziękowania przy okazji dla wszystkich oglądających i komentujących.
za zdjęcie i opis 10 :) żeby tylko nie powtórzył tego numeru z łowcą kołnierzy
pięknie :)
świetnie
Slaba jakosc zdjecia niestety za to historia arcy ciekawa :-)
gratuluję i zdjęcia i historii...
Klasa....
:-)))
patrzyłem i czytałem ... za wielkim zainteresowaniem :-)
za zazieloną ;-)
fajna historia, ładnie napisana, przeczytałam z ciekawością :)) a rudzielec od razu widać, że bystrzak, nie podskoczysz ;)
zaniemówiłam... jakbym tam była... dziękuję