Opis zdjęcia
"Jest tu miejsce dla każdego (..) Indyk kruchy, kapłon tłusty, A do tego dzban nie pusty. Jest czym serce rozweselić, Jest się wszystkim czym obdzielić" Na zdjęciu dwór w Glanowie z ok. 1786r Zdjęcie zrobione we wczesnych latach 50-tych ubiegłego stulecia. Edycja: opis zmieniłam na bardziej neutralno-swojski, tak lepiej :))
Oj, zmieniał ci się On, zmieniał na przełomie lat... Zmieniało się otoczenie. Oblicze Jego na twojej fotografii najbardziej ciepłym jest.
lubię takie klimaty :)
Na to winko wstąpię wieczorem Poganko...:)
cynobru doda, zabełta...; o, winkiem zapijemy ten jajland! postawiłam, stoi...
lubię takie przenosiny w czasie:)
no Monet, jasne, że Monet :)) z manetką mi sie pomyliło... ;) jaja na barwniki? myślisz, że poleci teraz w bahama yellow?
dobre jaja..., mniam; na Moneta trochę ich szkoda, jeszcze je na barwniki przerobi...!:-(
Manet *
oponki znaczy się? ;)) a tam, się przejmujesz, jedz. Zostawiam Was, jakby Monet zaszedł powiedzcie, że do skarbowego iść musiałam i dajcie mu jajo a może nawet i dwa :)
tłuszczowe warstwy, nie szopowe...:-)
o..., to jest konkret, dzięki! jaja coraz zdrowsze są, wreszcie wolno podjeść... - 3 dekady temu straszyli, że nie więcej, jak 3 na tydzień a obecnie to..., ho ho! można!... tylko pieczywko ziarniste trzeba, bo ten... indeks glikochemiczny, warstwy..., łooo...:-(((
Chleba...chleba...co to? Nie jadłam od lat, ale mendel jaj poproszę!...:)
hej slloneczko, fajnie świecisz dzisiaj :) Poganko, sllonko, jaja właśnie gotuję, chleba zaraz nakroję, siadajcie, a posilcie się :)
Cześć Zielona...kręcę się po obejściu, na śniadanko czekam...:)
rola zarządcy stawiała w pozycji silniejszego i czy to w ówczesnym układzie, czy bardziej nam współczesnym, trudno znaleźć przykład tego silniejszego, nie wykorzystującego swojej przewagi dla własnych potrzeb i korzyści. Tak jak wtedy, tak i teraz, są reguły i wyjątki...
oczywiście..., bywało i tak i tak...; cytat do miłych wspomnień jest dobrany, jasne...
Poganko, daleka jestem od idealizowania. Historia, ta pisana, czy ta ustnie przekazywana mówi sama za siebie. Dzierżawcom dworów nie przypisuję jakiś szczególnych cech, byli zwykłymi ludźm i różnie wywiązywali się ze swoich obowiązków jako zarządcy, jedni lepiej, inni gorzej. Historie mi najbliższe pozwoliły na taki opis zdjęcia a nie inny...
( aha..., znane mi rodzinnie realia to okolice Bełchatowa, Kongresówka...)
Zazielona, okey, okey..., zapewne takie modelowe patriotyczne centra dowodzenia też się znajdzie, gdy się baaardzo dobrze poszuka:-), wokół większości dworów to życie wsi, tak, jak ja je rozumiem, czyli wsi wolnych chłopów, nie skupiało się...; ziemianin organizował życie tylko swoim fornalom w okresie od Wielkanocy do kolejnej, po której część zawsze zwalniał na zasadzie wolnego najmity ( " chce, niechaj żyje, chce, niech umiera..."); ziemianin gościł proboszcza, innych ziemian, czy dobre towarzystwo, z chłopami graniczył, lecz ich nie zauważał...; chłop, zmuszony o coś prosić sąsiada dziedzica, stał na zewnątrz z czapką w ręku...; literatura daje nam, oczywiście, krzepiące przykłady pozytywistów, filantropów, ale procentowo dużo tego nie było...- cenię sobie na równi z nimi np. opisy działalności panów dziedziców z 3 dworów z sąsiedztwa, które mi przekazano w rodzinie, nie była to działalność budująca..., na szczęście mój dziadek był wolnym chłopem, miał ziemię i Panu nie czapkował, ale prapradziadek był pańszczyźniany..., do swego Centrum chodził pieszo do pracy, z narzędziem do cięcia sieczki na plecach, tak ponad 20km...; sorry..., ja przez tę pańszczyznę mało jestem romantyczna...:-), pzdr!
Poganko, opis zacytowałam, partiotycznym patosem powiało, fakt. Jednak wedle mojej interpretacji słów niejakiego Stanisława Markowskiego, człowieka całkiem nam współczesnego wydźwięk ich w moim odbiorze jest bardziej ogólny, niekoniecznie oznaczający pogląd, że jak już jeden czy drugi pod dachem dworskim miał dane urodzić się, to zaraz bohater. W ówczesnych czasach dwory były centrum wsi, wokół niego skupiały się wszelkie wydarzenia, przede wszystkim te z życiem codziennym związane, ale siłą rzeczy również i te w czasach zawieruch politychnych i wojennych. Było to często ( nie zawsze, definicji brak) swojego rodzaju centrum dowodzenia, pod dach którego ściągali zewsząd bohaterzy wszelkiej maści i pochodzenia. A że późniejsi poeci i inni powieściopisarze nadali temu swojego rodzaju patetyczny wydźwięk patriotyczny to już inna kwestia... :)
uroczy, przeuroczy to obrazek...; jednakoż sielankowy i patriotyczny opis " Dwór polski" budzi mój wielki sprzeciw..., prawda to taka, jak ta, że katolik każdy miły jest Bogu, z definicji...:-)
sllonko, stęskniłam się, a i ucieszyłam, gdy z kozy napowrót wzeszłaś na nieboskłon nasz peelfotowy, wprzódy na grochu klęcząc grzechy jakoweś odpokutowawszy... zaraz jaśniej się zrobiło :)) się martwiłam... na śniadanie zapraszam, Manet co prawda chwilowo nieobecny jest, ale za to są jaja prosto od kurek Cici Kloci :)
Niczym "Śniadanie na trawie" Maneta. Ja też lubię Twoje opowieści Zielona...:)
Muszę się powtórzyć... ciekawie opowiadasz. :-)
masz rację Iden, za każdym razem, gdy przekraczam próg tego domu czuję tęsknotę za klimatem sprzed kilkudziesięciu lat. Pamiętam troszkę późniejsze czasy (urocza panienka z prawej to moja mama:)) Na pewno trudniej było, ale inaczej życie tętniło, inny rytm, bardziej naturalny, wyznaczany porami roku, pogodą... To było samowystarczalne gospodarstwo, z całą tego konsekwencją, również miejsce zatrudnienia dla mieszkańców wsi.
Rzuciłem okiem w Google, teraz troszkę inaczej wygląda. Wymuskany cukiereczek, wiele stracił ze swego nastroju. To zdjęcie z lat 50 -tych ma jednak swój niepowtarzalny urok. Gdzieś tam malwy pod oknem rosną, macierzanka i pąsowa róża, wszelkie zioło piołun i mięta i urocze panienki. :))
:)