Wiktoria Jędrszczykowa z Turbasów.
Na odwrocie zdjęcia znajduje się napis: \"Toż samo zwierzchność gminna poświadcza Wiktorji Jędrszczykowej fotografiję na odwrotnej stronie. Bieńczyce dnia 8/3 1915 Jan Ciepiela Wójt. Nr J 115
Aniseed: Wiktoria ze zdjęcia robiła to zdjęcie zimą, więc się opatuliła, prawdopodobnie była wówczas zmartwiona poborem męża Jana do wojska (w 1915 r.). Jechała, by go odwiedzić na zgrupowaniu w Nowym Sączu, gdzie się jeszcze raz spotkali. Potem Jan pojechał na front skąd nie powrócił, oddając swoje młode życie za "babkę Austryję i cysorza". Osierocił dwoje dzieci. Może Wiktoria dając zrobić sobie to zdjęcie do ówczesnego dowodu tożsamości przeczuwała mający nastąpić dramat rodzinny i stąd wyglądała "jak babulinka". Po kilku latach jakie upłynęły od śmierci męża, ponownie wyszła za mąż.
A oto, list jaki otrzymałem od jej wnuczki p. Elżbiety po wystawie na której umieściłem m.in. ten powyższy konterfekt : (mam zgodę na jego publikację)
"Piszę ten list już drugi dzień i tyle myśli w głowie się kołacze, lecz trudno przelać je na papier. Szukam właściwych słów za pomocą których mogłabym wyrazić to co czuję.Nie mogę znaleźć. Napiszę po prostu – dziękuję. Wiem ze to zbyt mało ale tak trudno mi pisać. Dostarczył Pan tylu wzruszeń. Oglądając wystawę myślę o moich trzech Janach. Janie – dziadku chłopie z podkrakowskich Bieńczyc, który kochał prace na ziemi przeżył pierwszą wojnę światową tylko dla tego ze nie wykonał rozkazu padnij i kula trafiła go w nogę a nie w głowię. Musiał żyć bo w Bieńczycach została moja babcia wdowa z dwójka małych dzieci. Ziemie która kochał stracił.
Drugi Jan to mój ojciec urodzony już w wolnej Polsce. Tata budował Hutę Lenina Był kierownikiem budowy. Piece Martenowskie, wszystkie kominy to jego dzieło. Z jednego komina spadł i tylko cudem przeżył. Miał nadzieje że to co robi spowoduje ze ludziom będzie się żyło lżej. Był już inteligentem. Nie chciał mieszkać w Hucie.
Trzeci to Janek mój syn. To już Krakowianin nie tak jak jego dziad Krakowiak. Mieszka już Bieńczycach 11 lat. Wrócił do miejsca gdzie żyli jego przodkowie.
To Pan sprawił, że odnaleźliśmy swoje korzenie, które są tak ważne, które życiu nadają sens. Wystawa piękna. Robi ogromne wrażenie. I tylko jedna taka myśl: jak szłam na wystawę po ulewie i oglądałam zdjęcia babci to krople spływały po licu babci jak łzy. Nie wiem czy babcia tam dobrze się czuje – ogłada miasto powstałe na ziemiach, które tak bardzo kochała. Kochała pola, skowronki, kurki, polne kwiaty. Miasta się bała (z domu prawie nie wychodziła).
Panie Adamie, wymieszał Pan te trzy pokolenia jakże różne, ale może Pan sprawi że wszyscy będą się dobrze czuć w tym mieście. /.../
Elżbieta Dzikowska
Od siebie zaś dodam, że tym miastem jest Nowa Huta.
PODKRAKOWSCY INDIANIE
Zanim zbudowano Nową Hutę, tu też żyli ludzie.Fotografii jest 600. (Obecnie kilka tysięcy - dop. mój) Za każdą kryje się historia: o sztandarze PSL, ukrywanym przez wojnę na ścianie jako święty obraz albo o babci, która wyganiała z sieni żabę patyczkiem.
- Okruszki – mówi o nich Adam Gryczyński. – Ułamki, z których odtwarza się całą rzeczywistość, całą kulturę, prawdziwe rodzinne sagi. Po prostu archeologia fotografii.
Adam Gryczyński od wielu lat ratuje stare nowohuckie zdjęcia. Archiwizuje je, odnawia i prezentuje na bezpłatnych wystawach w Nowohuckim Centrum Kultury. Dwa miesiące temu poprosił mieszkańców dzielnicy i okolicznych wsi, by udostępnili mu swoje domowe archiwa fotograficzne. Projekt nazwał „Nowa Huta – Czas Zatrzymany”. – Skoncentrowałem się na zdjęciach sprzed tzw. lokacji w 1949 r. Przez wiele lat propaganda wmawiała ludziom, że przed budową Nowej Huty tu nie było nic, tylko słoma z butów i galicyjska bieda. A na zdjęciach widać, że to była cała bogata kultura! - tłumaczy.
Postanowił ją odkryć.
Dał ogłoszenie: „Ważny jest nawet najmniejszy ślad, mogący naprowadzić mnie na jakieś zapomniane archiwum fotografii o Nowej Hucie. Oczekuję na odzew i wierzę, że się nie zawiodę!”
Od lutego uzbierał już 600 zdjęć. I jeszcze więcej historii.
Okruszki przedwojenne
1929 rok. Marysia Twarożanka w stroju krakowskim, który kosztował całą stuzłotową pensję ojca, recytuje wierszyk Ignacemu Mościckiemu i – patrząc mu w oczy – przypina kotylion. Ludzie się potem pytają: „Który to Mościcki?” i słyszą: „Ten z kotylionem”.
Franciszek Twaróg, nauczyciel ludowy z Luboczy, gołymi rękami wyciąga z uli plastry miodu, hoduje jedwabniki i uczy młodzież wyprawy futer króliczych.
1932 rok. Piękna panna Łach z Grębałowa uśmiecha się do fotografa uśmiechem Giocondy. Józef Pietruszka i dwaj Piotrowie – Partyła i Wójcik w wolnych chwilach na swoich kolarzówkach zapuszczają się aż do Krynicy.
Ludzie z Pleszowa idą ze sztandarami na Kopiec Kościuszki. Na ramionach jednej z wiejskich kobiet – lis. W dłoniach – futrzana mufka.
Lata 40-te. Na polu stoją Monika i Gienia Grodowskie w białych, komunijnych sukienkach. Siostrzyczki. Jeszcze tego samego roku Gienia się przewróci i obetrze kolanko. Dostanie zakażenia szpiku kostnego…
Dawną ulicą Kościelną w Czyżynach idzie procesja: złote obrazy, kolorowe feretrony, kwieciste spódnice…
Krawczykowie i Andrzej Ptak rozwijają sztandar Polskiego Stronnictwa Ludowego z orłem w koronie i Matką Boską. Całą wojnę przewisiał na ścianie w ramach - jako święty obraz. Na materiale jeszcze widać ślady zagięć.
Kominek Santi Gucciego
Adam Gryczyński fotografuje od 1968 r. Miał już ponad sto wystaw indywidualnych w Polsce i zagranicą, nakręcił pięć filmów dokumentalnych, został kierownikiem działu fotograficzno - filmowego Nowohuckiego Centrum Kultury oraz członkiem ZPAF i Fotoklubu Rzeczypospolitej.
Nowa Huta zawsze kojarzyła mu się z czymś jasnym.
Miał cztery lata, mieszkał na poddaszu Pałacu Spiskiego. Do Huty jeździł na odpusty u Cystersów i w odwiedziny do kuzyna na os. Szklane Domy. Zapamiętał windę i dużo światła.
Nowohuckie wsie odkrył w 1983 r. Był grudzień, pół roku wcześniej został kierownikiem działu fotograficznego w NCK. Z Urzędu Dzielnicowego dostał zlecenie na dokumentację zabytków Nowej Huty. Podjechała czarna wołga, zapakowało się do niej pięcioro ludzi, pojechali fotografować Luboczę, Kościelniki i Branice. – Spodziewałem się jakichś starych chałup, a zobaczyłem krenelażową attykę i kominek Santi Gucciego – wspomina Adam Gryczyński.
Z wyprawy wołgą przywiózł do domu 30 zdjęć. Zachwyciły żonę, która właśnie przygotowywała pracę zaliczeniową o ruchu turystycznym w Nowej Hucie. Razem poprzyklejali nowohuckie fotografie do białego brystolu obłożonego ciemną bibułką (czarnych kartonów nie udało się kupić). Żona wzięła je na uczelnię, zdała egzamin i zaraz poszła do szpitala. - Jeszcze wieczorem urodziła córkę Ewelinę. Jednego dnia narodziło mi się i dziecko, i temat – opowiada Adam Gryczyński.
W 1999 r. Nowa Huta obchodziła 50-lecie. Foto-Galeria NCK pokazała wtedy ponad tysiąc archiwalnych zdjęć. Adam Gryczyński obrobił w ciemni prawie połowę z nich. Fotografie Henryka Hermanowicza, Wiktora Pentala, Henryka Makarewicza, Stanisława Gawlińskiego i Jana Zycha – niektóre zupełnie nieznane - obejrzało jakieś dziesięć tysięcy ludzi.
- To był zaledwie niewielki fragment dokumentacji, która uległa przez lata rozproszeniu, a wielu wypadkach nawet całkowitemu zniszczeniu – uważa Adam Gryczyński.
By ocalić, to, co pozostało, wymyślił „Czas zatrzymany”.
Na parapecie
Zdjęcia są w komputerze. Na obróbkę każdego z nich Adam Gryczyński poświęcił średnio trzy godziny. Najstarsze, rodziny Kotów z 1890 r., retuszował dwa dni.
Natomiast historie są w dużym zeszycie w twardej oprawie. Daty, nazwiska. Adam Gryczyński prawie nie musi zaglądać do zeszytu.
- Dożynki w Bieńczycach w 1938 roku – mówi. – Wszyscy się śmieją, tylko wójt Ciepiela jakiś niewyraźny, pewnie go wierszem o flaszkę proszą. Tu, w tłumie, jest drugi fotograf. Może to Jan Kowalski z Chałupek? Mój Boże, znaleźć jego archiwum…! O, a ten policjant będzie potem na innych fotografiach.
Bo zdjęcia, choć pochodzą od różnych osób, opowiadają o tym samym świecie.
W wolne weekendy Adam Gryczyński zabiera cyfrowy aparat i zeszyt, drukuje zdobyte fotografie i jeździe - do Grębałowa, Luboczy, Bieńczyc… Pokazuje zdjęcia, a starsze panie z pamięci recytują nazwiska panien, które w procesji niosły feretron. Z szaf i szuflad wyciągają własne pamiątki. Adam Gryczyński układa odbitki na stoliku, na parapecie okna – tam, gdzie dużo światła. Na miejscu je fotografuje. I słucha.
To jest Wojciech Żelichowski podczas żniw na polach cysterskich: kopy siana miały kilkanaście metrów, upadek groził złamaniem karku…
To klasa pani Marii: dwóch chłopców w pierwszej ławce niedługo potem zmarło na czerwonkę…
W tej kapliczce w Luboczy czasem zostawiano na noc zmarłych. We wnęce po zrzuconej przez wiatr rzeźbie Matki Boskiej mieszkała sowa, potrafiła znienacka wylecieć, wystraszyć panią Marię, która przed świtem szła na pociąg do Grębałowa.
A na tym zdjęciu, opatulonym chusteczką, jest 69-letnia babcia pani Emilii. Z tyłu pieczęć austriacka i podpis: „Zwierzchność gminy Dojazdów poświadcza tożsamość Maryi Sochowej”. Jedyne wspomnienie o niej: jak patykiem wygania żabę z sieni.
- Przy zdjęciach ludzie się otwierają. Zaczynają opowiadać, przypominają sobie rodzinne historie – mówi.
- To jestem ja, to mój tatuś, to szkolna stodoła, a to moje koleżanki: Wikta Błachówna i Władzia Krupianka, którą nazywałam Baka, bo nie umiałam wymówić jej imienia… - powiedziała Maria Zderkowska, kiedy zobaczyła zdjęcie dzieci, w 1929 r. gimnastykujących się na podwórku.
Tak Adam Gryczyński trafił na ślad Franciszka Twaroga, nauczyciela ludowego, który hodował jedwabniki i gołymi rękami wyciągał plastry miodu z uli. Wystawę, ilustrującą jego życie, można właśnie oglądać w Nowohuckim Centrum Kultury. Na sześćdziesięciu zdjęciach widać uczestników kursu wyprawy futer króliczych, młodzież, którą Twaróg zabierał na Kopiec Wandy, przewrócony przez Austriaków krzyż przydrożny, który podniósł. – To był tytan pracy społecznej i wielki patriota – opowiada Adam Gryczyński. – Stworzył wspaniałą kronikę życia szkoły i wsi. Na kartkach z września 1939 roku litery są rozmazane, jakby pisał przez łzy.
Okruszki powojenne
Jest rok 1946. Franciszek Twaróg przekonuje mieszkańców Luboczy do elektryfikacji. Załatwia pieniądze, w polu staje transformator, już we wrześniu w domach błyska światło.
Jest rok 1951. W cysterskich ogrodach młodziutcy alumni ustawiają się w trzech rzędach, naciągają białe szpiczaste kaptury. W środku staje niewysoki ojciec Augustyn Ciesielski, opat klasztoru w Mogile. Niedługo rozdrapie krostkę na skroni, dostanie zakażenia i umrze…
Nieopodal, na polach, junacy już rozbijają namioty z demobilu.
Gospodarze jeżdżą do partii, proszą, żeby nie burzyć wsi. Za hektary ziemi, dorobek całego życia, dostają równowartość zegarka. Wieszają się. W trzy dni siwieją.
Zaczyna działać Huta im. Lenina i Wisłą przez kilka dni płyną śnięte sumy, karpie, okonie… Co pół metra ryba.
Procesje już nie mogą chodzić polami. Przed wizytą Chruszczowa Franciszkowi Twarogowi każą zdjąć krzyż ze szkolnej ściany. Odmawia i zostaje zwolniony. Władze przywracają go dopiero po protestach mieszkańców.
W kronikach filmowych mówi się, że przed budową Nowej Huty była tu tylko galicyjska bieda, analfabetyzm i gnój z butów. A właściwie nic. Nic nie było.
Zapora
Dlatego najważniejsze są szczegóły.
Lis na ramionach wiejskiej kobiety z Pleszowa. Świetnie skrojony garnitur młodego chłopaka. Rower-kolarzówka. Poranne światło na zbiorowym zdjęciu z uroczystości pod pomnikiem Grunwaldzkim. – Jak wcześnie trzeba wstać, żeby o takiej porze, piechotą, dotrzeć już z Pleszowa do Krakowa? – zastanawia się Adam Gryczyński. I wnioskuje: - Ci ludzie byli przesiąknięci niekłamanym patriotyzmem. Kultywowali tradycje narodowe i religijne. Stanowili zaporę dla systemu i system postanowił ich zniszczyć. Dokonano na nich zamachu, a nikt dotąd nie oddał im sprawiedliwości.
On dał sobie na to trzy lata. ( Zamiast trzech, wyszło sześć lat - dop. mój)
Chce znaleźć jak najwięcej zdjęć, usłyszeć jak najwięcej historii. Ustalić jak się nazywał chłopiec, który na zdjęciu pasie gęsi i jak miała na imię panna Łach, Gioconda z Grębałowa. – Czekam na taki dzień, kiedy na czyimś strychu odnajdę skarb: walizkę pełną zdjęć, negatywów…
Szuka instytucji, które mogłyby finansowo wesprzeć projekt: trzeba wydrukować katalogi wystaw, zrobić powiększenia fotografii, by starsi ludzie mogli na nich rozpoznać swoich znajomych, podarować komuś reprodukcję udostępnionego zdjęcia… Próbował prosić o pomoc miasto i województwo - bezskutecznie.
Kolejną wystawę z cyklu „Czas zatrzymany” zaplanował na 26 czerwca.
- Pokażemy na niej, że zanim zbudowano Nową Hutę, tu kwitła kultura, żyli ludzie. Może dzięki temu damy im choć odrobinę satysfakcji – mówi Adam Gryczyński. - Bo w końcu oni byli tu wcześniej. Jak Indianie przed Amerykanami.
KATARZYNA KOBYLARCZYK
Artykuł Katarzyny Kobylarczyk pierwotnie ukazał się w Dzienniku Polskim w kwietniu 2006 r.
jakby żywa
bdb
Aniseed: Wiktoria ze zdjęcia robiła to zdjęcie zimą, więc się opatuliła, prawdopodobnie była wówczas zmartwiona poborem męża Jana do wojska (w 1915 r.). Jechała, by go odwiedzić na zgrupowaniu w Nowym Sączu, gdzie się jeszcze raz spotkali. Potem Jan pojechał na front skąd nie powrócił, oddając swoje młode życie za "babkę Austryję i cysorza". Osierocił dwoje dzieci. Może Wiktoria dając zrobić sobie to zdjęcie do ówczesnego dowodu tożsamości przeczuwała mający nastąpić dramat rodzinny i stąd wyglądała "jak babulinka". Po kilku latach jakie upłynęły od śmierci męża, ponownie wyszła za mąż. A oto, list jaki otrzymałem od jej wnuczki p. Elżbiety po wystawie na której umieściłem m.in. ten powyższy konterfekt : (mam zgodę na jego publikację) "Piszę ten list już drugi dzień i tyle myśli w głowie się kołacze, lecz trudno przelać je na papier. Szukam właściwych słów za pomocą których mogłabym wyrazić to co czuję.Nie mogę znaleźć. Napiszę po prostu – dziękuję. Wiem ze to zbyt mało ale tak trudno mi pisać. Dostarczył Pan tylu wzruszeń. Oglądając wystawę myślę o moich trzech Janach. Janie – dziadku chłopie z podkrakowskich Bieńczyc, który kochał prace na ziemi przeżył pierwszą wojnę światową tylko dla tego ze nie wykonał rozkazu padnij i kula trafiła go w nogę a nie w głowię. Musiał żyć bo w Bieńczycach została moja babcia wdowa z dwójka małych dzieci. Ziemie która kochał stracił. Drugi Jan to mój ojciec urodzony już w wolnej Polsce. Tata budował Hutę Lenina Był kierownikiem budowy. Piece Martenowskie, wszystkie kominy to jego dzieło. Z jednego komina spadł i tylko cudem przeżył. Miał nadzieje że to co robi spowoduje ze ludziom będzie się żyło lżej. Był już inteligentem. Nie chciał mieszkać w Hucie. Trzeci to Janek mój syn. To już Krakowianin nie tak jak jego dziad Krakowiak. Mieszka już Bieńczycach 11 lat. Wrócił do miejsca gdzie żyli jego przodkowie. To Pan sprawił, że odnaleźliśmy swoje korzenie, które są tak ważne, które życiu nadają sens. Wystawa piękna. Robi ogromne wrażenie. I tylko jedna taka myśl: jak szłam na wystawę po ulewie i oglądałam zdjęcia babci to krople spływały po licu babci jak łzy. Nie wiem czy babcia tam dobrze się czuje – ogłada miasto powstałe na ziemiach, które tak bardzo kochała. Kochała pola, skowronki, kurki, polne kwiaty. Miasta się bała (z domu prawie nie wychodziła). Panie Adamie, wymieszał Pan te trzy pokolenia jakże różne, ale może Pan sprawi że wszyscy będą się dobrze czuć w tym mieście. /.../ Elżbieta Dzikowska Od siebie zaś dodam, że tym miastem jest Nowa Huta.
Dowód tożsamości... Piękne.
niezwykłe, wielkie plusy za obszerny opis w komentarzu!
to niezwykłe, że przy pomocy elektroniki można dotknąć tamtych czasów, piękna fotografia, ciekawy tekst
świetna pamiątka, świetny tytuł :), w opis się wczytam
PODKRAKOWSCY INDIANIE Zanim zbudowano Nową Hutę, tu też żyli ludzie.Fotografii jest 600. (Obecnie kilka tysięcy - dop. mój) Za każdą kryje się historia: o sztandarze PSL, ukrywanym przez wojnę na ścianie jako święty obraz albo o babci, która wyganiała z sieni żabę patyczkiem. - Okruszki – mówi o nich Adam Gryczyński. – Ułamki, z których odtwarza się całą rzeczywistość, całą kulturę, prawdziwe rodzinne sagi. Po prostu archeologia fotografii. Adam Gryczyński od wielu lat ratuje stare nowohuckie zdjęcia. Archiwizuje je, odnawia i prezentuje na bezpłatnych wystawach w Nowohuckim Centrum Kultury. Dwa miesiące temu poprosił mieszkańców dzielnicy i okolicznych wsi, by udostępnili mu swoje domowe archiwa fotograficzne. Projekt nazwał „Nowa Huta – Czas Zatrzymany”. – Skoncentrowałem się na zdjęciach sprzed tzw. lokacji w 1949 r. Przez wiele lat propaganda wmawiała ludziom, że przed budową Nowej Huty tu nie było nic, tylko słoma z butów i galicyjska bieda. A na zdjęciach widać, że to była cała bogata kultura! - tłumaczy. Postanowił ją odkryć. Dał ogłoszenie: „Ważny jest nawet najmniejszy ślad, mogący naprowadzić mnie na jakieś zapomniane archiwum fotografii o Nowej Hucie. Oczekuję na odzew i wierzę, że się nie zawiodę!” Od lutego uzbierał już 600 zdjęć. I jeszcze więcej historii. Okruszki przedwojenne 1929 rok. Marysia Twarożanka w stroju krakowskim, który kosztował całą stuzłotową pensję ojca, recytuje wierszyk Ignacemu Mościckiemu i – patrząc mu w oczy – przypina kotylion. Ludzie się potem pytają: „Który to Mościcki?” i słyszą: „Ten z kotylionem”. Franciszek Twaróg, nauczyciel ludowy z Luboczy, gołymi rękami wyciąga z uli plastry miodu, hoduje jedwabniki i uczy młodzież wyprawy futer króliczych. 1932 rok. Piękna panna Łach z Grębałowa uśmiecha się do fotografa uśmiechem Giocondy. Józef Pietruszka i dwaj Piotrowie – Partyła i Wójcik w wolnych chwilach na swoich kolarzówkach zapuszczają się aż do Krynicy. Ludzie z Pleszowa idą ze sztandarami na Kopiec Kościuszki. Na ramionach jednej z wiejskich kobiet – lis. W dłoniach – futrzana mufka. Lata 40-te. Na polu stoją Monika i Gienia Grodowskie w białych, komunijnych sukienkach. Siostrzyczki. Jeszcze tego samego roku Gienia się przewróci i obetrze kolanko. Dostanie zakażenia szpiku kostnego… Dawną ulicą Kościelną w Czyżynach idzie procesja: złote obrazy, kolorowe feretrony, kwieciste spódnice… Krawczykowie i Andrzej Ptak rozwijają sztandar Polskiego Stronnictwa Ludowego z orłem w koronie i Matką Boską. Całą wojnę przewisiał na ścianie w ramach - jako święty obraz. Na materiale jeszcze widać ślady zagięć. Kominek Santi Gucciego Adam Gryczyński fotografuje od 1968 r. Miał już ponad sto wystaw indywidualnych w Polsce i zagranicą, nakręcił pięć filmów dokumentalnych, został kierownikiem działu fotograficzno - filmowego Nowohuckiego Centrum Kultury oraz członkiem ZPAF i Fotoklubu Rzeczypospolitej. Nowa Huta zawsze kojarzyła mu się z czymś jasnym. Miał cztery lata, mieszkał na poddaszu Pałacu Spiskiego. Do Huty jeździł na odpusty u Cystersów i w odwiedziny do kuzyna na os. Szklane Domy. Zapamiętał windę i dużo światła. Nowohuckie wsie odkrył w 1983 r. Był grudzień, pół roku wcześniej został kierownikiem działu fotograficznego w NCK. Z Urzędu Dzielnicowego dostał zlecenie na dokumentację zabytków Nowej Huty. Podjechała czarna wołga, zapakowało się do niej pięcioro ludzi, pojechali fotografować Luboczę, Kościelniki i Branice. – Spodziewałem się jakichś starych chałup, a zobaczyłem krenelażową attykę i kominek Santi Gucciego – wspomina Adam Gryczyński. Z wyprawy wołgą przywiózł do domu 30 zdjęć. Zachwyciły żonę, która właśnie przygotowywała pracę zaliczeniową o ruchu turystycznym w Nowej Hucie. Razem poprzyklejali nowohuckie fotografie do białego brystolu obłożonego ciemną bibułką (czarnych kartonów nie udało się kupić). Żona wzięła je na uczelnię, zdała egzamin i zaraz poszła do szpitala. - Jeszcze wieczorem urodziła córkę Ewelinę. Jednego dnia narodziło mi się i dziecko, i temat – opowiada Adam Gryczyński. W 1999 r. Nowa Huta obchodziła 50-lecie. Foto-Galeria NCK pokazała wtedy ponad tysiąc archiwalnych zdjęć. Adam Gryczyński obrobił w ciemni prawie połowę z nich. Fotografie Henryka Hermanowicza, Wiktora Pentala, Henryka Makarewicza, Stanisława Gawlińskiego i Jana Zycha – niektóre zupełnie nieznane - obejrzało jakieś dziesięć tysięcy ludzi. - To był zaledwie niewielki fragment dokumentacji, która uległa przez lata rozproszeniu, a wielu wypadkach nawet całkowitemu zniszczeniu – uważa Adam Gryczyński. By ocalić, to, co pozostało, wymyślił „Czas zatrzymany”. Na parapecie Zdjęcia są w komputerze. Na obróbkę każdego z nich Adam Gryczyński poświęcił średnio trzy godziny. Najstarsze, rodziny Kotów z 1890 r., retuszował dwa dni. Natomiast historie są w dużym zeszycie w twardej oprawie. Daty, nazwiska. Adam Gryczyński prawie nie musi zaglądać do zeszytu. - Dożynki w Bieńczycach w 1938 roku – mówi. – Wszyscy się śmieją, tylko wójt Ciepiela jakiś niewyraźny, pewnie go wierszem o flaszkę proszą. Tu, w tłumie, jest drugi fotograf. Może to Jan Kowalski z Chałupek? Mój Boże, znaleźć jego archiwum…! O, a ten policjant będzie potem na innych fotografiach. Bo zdjęcia, choć pochodzą od różnych osób, opowiadają o tym samym świecie. W wolne weekendy Adam Gryczyński zabiera cyfrowy aparat i zeszyt, drukuje zdobyte fotografie i jeździe - do Grębałowa, Luboczy, Bieńczyc… Pokazuje zdjęcia, a starsze panie z pamięci recytują nazwiska panien, które w procesji niosły feretron. Z szaf i szuflad wyciągają własne pamiątki. Adam Gryczyński układa odbitki na stoliku, na parapecie okna – tam, gdzie dużo światła. Na miejscu je fotografuje. I słucha. To jest Wojciech Żelichowski podczas żniw na polach cysterskich: kopy siana miały kilkanaście metrów, upadek groził złamaniem karku… To klasa pani Marii: dwóch chłopców w pierwszej ławce niedługo potem zmarło na czerwonkę… W tej kapliczce w Luboczy czasem zostawiano na noc zmarłych. We wnęce po zrzuconej przez wiatr rzeźbie Matki Boskiej mieszkała sowa, potrafiła znienacka wylecieć, wystraszyć panią Marię, która przed świtem szła na pociąg do Grębałowa. A na tym zdjęciu, opatulonym chusteczką, jest 69-letnia babcia pani Emilii. Z tyłu pieczęć austriacka i podpis: „Zwierzchność gminy Dojazdów poświadcza tożsamość Maryi Sochowej”. Jedyne wspomnienie o niej: jak patykiem wygania żabę z sieni. - Przy zdjęciach ludzie się otwierają. Zaczynają opowiadać, przypominają sobie rodzinne historie – mówi. - To jestem ja, to mój tatuś, to szkolna stodoła, a to moje koleżanki: Wikta Błachówna i Władzia Krupianka, którą nazywałam Baka, bo nie umiałam wymówić jej imienia… - powiedziała Maria Zderkowska, kiedy zobaczyła zdjęcie dzieci, w 1929 r. gimnastykujących się na podwórku. Tak Adam Gryczyński trafił na ślad Franciszka Twaroga, nauczyciela ludowego, który hodował jedwabniki i gołymi rękami wyciągał plastry miodu z uli. Wystawę, ilustrującą jego życie, można właśnie oglądać w Nowohuckim Centrum Kultury. Na sześćdziesięciu zdjęciach widać uczestników kursu wyprawy futer króliczych, młodzież, którą Twaróg zabierał na Kopiec Wandy, przewrócony przez Austriaków krzyż przydrożny, który podniósł. – To był tytan pracy społecznej i wielki patriota – opowiada Adam Gryczyński. – Stworzył wspaniałą kronikę życia szkoły i wsi. Na kartkach z września 1939 roku litery są rozmazane, jakby pisał przez łzy. Okruszki powojenne Jest rok 1946. Franciszek Twaróg przekonuje mieszkańców Luboczy do elektryfikacji. Załatwia pieniądze, w polu staje transformator, już we wrześniu w domach błyska światło. Jest rok 1951. W cysterskich ogrodach młodziutcy alumni ustawiają się w trzech rzędach, naciągają białe szpiczaste kaptury. W środku staje niewysoki ojciec Augustyn Ciesielski, opat klasztoru w Mogile. Niedługo rozdrapie krostkę na skroni, dostanie zakażenia i umrze… Nieopodal, na polach, junacy już rozbijają namioty z demobilu. Gospodarze jeżdżą do partii, proszą, żeby nie burzyć wsi. Za hektary ziemi, dorobek całego życia, dostają równowartość zegarka. Wieszają się. W trzy dni siwieją. Zaczyna działać Huta im. Lenina i Wisłą przez kilka dni płyną śnięte sumy, karpie, okonie… Co pół metra ryba. Procesje już nie mogą chodzić polami. Przed wizytą Chruszczowa Franciszkowi Twarogowi każą zdjąć krzyż ze szkolnej ściany. Odmawia i zostaje zwolniony. Władze przywracają go dopiero po protestach mieszkańców. W kronikach filmowych mówi się, że przed budową Nowej Huty była tu tylko galicyjska bieda, analfabetyzm i gnój z butów. A właściwie nic. Nic nie było. Zapora Dlatego najważniejsze są szczegóły. Lis na ramionach wiejskiej kobiety z Pleszowa. Świetnie skrojony garnitur młodego chłopaka. Rower-kolarzówka. Poranne światło na zbiorowym zdjęciu z uroczystości pod pomnikiem Grunwaldzkim. – Jak wcześnie trzeba wstać, żeby o takiej porze, piechotą, dotrzeć już z Pleszowa do Krakowa? – zastanawia się Adam Gryczyński. I wnioskuje: - Ci ludzie byli przesiąknięci niekłamanym patriotyzmem. Kultywowali tradycje narodowe i religijne. Stanowili zaporę dla systemu i system postanowił ich zniszczyć. Dokonano na nich zamachu, a nikt dotąd nie oddał im sprawiedliwości. On dał sobie na to trzy lata. ( Zamiast trzech, wyszło sześć lat - dop. mój) Chce znaleźć jak najwięcej zdjęć, usłyszeć jak najwięcej historii. Ustalić jak się nazywał chłopiec, który na zdjęciu pasie gęsi i jak miała na imię panna Łach, Gioconda z Grębałowa. – Czekam na taki dzień, kiedy na czyimś strychu odnajdę skarb: walizkę pełną zdjęć, negatywów… Szuka instytucji, które mogłyby finansowo wesprzeć projekt: trzeba wydrukować katalogi wystaw, zrobić powiększenia fotografii, by starsi ludzie mogli na nich rozpoznać swoich znajomych, podarować komuś reprodukcję udostępnionego zdjęcia… Próbował prosić o pomoc miasto i województwo - bezskutecznie. Kolejną wystawę z cyklu „Czas zatrzymany” zaplanował na 26 czerwca. - Pokażemy na niej, że zanim zbudowano Nową Hutę, tu kwitła kultura, żyli ludzie. Może dzięki temu damy im choć odrobinę satysfakcji – mówi Adam Gryczyński. - Bo w końcu oni byli tu wcześniej. Jak Indianie przed Amerykanami. KATARZYNA KOBYLARCZYK Artykuł Katarzyny Kobylarczyk pierwotnie ukazał się w Dzienniku Polskim w kwietniu 2006 r.
swietnie ze opisales to zdj, +++
kapitalne
...
piękne...