Historia jednej piosenki:
Jak Kirgiz znalazł polskiego konia
Wysokie miał buty, kirgiską koszulę, bogato wyszywany płaszcz. We wrześniu 2000 r. w centrum Warszawy stanął Zijachidin Mamażanow, dziennikarz z Kirgizji.
- Chodzi o historię i legendę. W Kirgizji wszyscy jesteśmy potomkami Tamerlana, najpotężniejszego z władców, jakich wydała Azja. Legenda jest taka, że kiedy 600 lat temu nasz władca zniszczył potęgę Złotej Ordy, zaprosił go do Paryża francuski król. Tamerlan nie zdążył pojechać przed śmiercią. Pomyślałem: zamknę koło historii, pojadę. A jak? No przecież, że nie samochodem! - tłumaczył.
Mamażanow zbudował karetę, kupił dwa konie i szablę. Na karecie wymalował hasło "Miru mir" ("Pokój światu"). Kupił mapę, załatwił paszporty dla koni, przez telefon dogadał się z Francuzami, że będą na niego czekać. Spakował siebie i 16-letniego syna, a potem namówił na wyprawę 40-letniego sąsiada.
Ubrali się tak jak 600 lat temu mógłby ubrać się Tamerlan. Przejechali siedem tysięcy kilometrów. Na granicy w Brześciu koni nie wpuścił do Polski weterynarz. Kirgiz postanowił szukać pomocy w Warszawie. Dwie dziewczynki zaprowadziły go do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Tu powstał zaimprowizowany sztab kryzysowy. Sprawę opisała "Gazeta". I już wszyscy szukali konia. W końcu pomogła stadnina ogierów z Gniezna. Lokalne gazety relacjonowały podróż. Na zachodniej granicy opiekę nad Kirgizem przejęli dziennikarze z ZDF i RTL.
Kilka miesięcy później na płycie formacji El Dupa "A- pudle?" znalazł się utwór "Kirgiz szuka konia". Krzysztof Radzimski z El Dupy: - Siedzieliśmy w czasie nagrania w kuchni, ktoś wziął do ręki gazetę, ten tekst był na wierzchu. Zaśpiewałem, coś zaskoczyło, chwilę później nagraliśmy to na taśmę. W "Kirgizie" słychać turecką odmianę sitary i organy Casio - do melodii i rytmu, które wymyśliliśmy, te instrumenty nadawały się jak żadne inne.
Zawsze do usług ;-)
jest i zdjęcia .. i historia.. czyli tak jak lubię
Podoba się.
Nonka --> Dobre ;-)
Historia jednej piosenki: Jak Kirgiz znalazł polskiego konia Wysokie miał buty, kirgiską koszulę, bogato wyszywany płaszcz. We wrześniu 2000 r. w centrum Warszawy stanął Zijachidin Mamażanow, dziennikarz z Kirgizji. - Chodzi o historię i legendę. W Kirgizji wszyscy jesteśmy potomkami Tamerlana, najpotężniejszego z władców, jakich wydała Azja. Legenda jest taka, że kiedy 600 lat temu nasz władca zniszczył potęgę Złotej Ordy, zaprosił go do Paryża francuski król. Tamerlan nie zdążył pojechać przed śmiercią. Pomyślałem: zamknę koło historii, pojadę. A jak? No przecież, że nie samochodem! - tłumaczył. Mamażanow zbudował karetę, kupił dwa konie i szablę. Na karecie wymalował hasło "Miru mir" ("Pokój światu"). Kupił mapę, załatwił paszporty dla koni, przez telefon dogadał się z Francuzami, że będą na niego czekać. Spakował siebie i 16-letniego syna, a potem namówił na wyprawę 40-letniego sąsiada. Ubrali się tak jak 600 lat temu mógłby ubrać się Tamerlan. Przejechali siedem tysięcy kilometrów. Na granicy w Brześciu koni nie wpuścił do Polski weterynarz. Kirgiz postanowił szukać pomocy w Warszawie. Dwie dziewczynki zaprowadziły go do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Tu powstał zaimprowizowany sztab kryzysowy. Sprawę opisała "Gazeta". I już wszyscy szukali konia. W końcu pomogła stadnina ogierów z Gniezna. Lokalne gazety relacjonowały podróż. Na zachodniej granicy opiekę nad Kirgizem przejęli dziennikarze z ZDF i RTL. Kilka miesięcy później na płycie formacji El Dupa "A- pudle?" znalazł się utwór "Kirgiz szuka konia". Krzysztof Radzimski z El Dupy: - Siedzieliśmy w czasie nagrania w kuchni, ktoś wziął do ręki gazetę, ten tekst był na wierzchu. Zaśpiewałem, coś zaskoczyło, chwilę później nagraliśmy to na taśmę. W "Kirgizie" słychać turecką odmianę sitary i organy Casio - do melodii i rytmu, które wymyśliliśmy, te instrumenty nadawały się jak żadne inne.