Opis zdjęcia
- Myślę o tym, że gdyby nie Zagłada, tu pewnie spędziłabym dzieciństwo i młodość. - To słowa Sharon Kuperholz - na zdjęciu. Mieszka w Melbourne. Przyjechała do Polski na dwa dni z mężem Markiem i dziećmi - Joelem i Ryanem specjalnie po to, by zobaczyć miejsce, gdzie urodził się jej ojciec. Ojciec Sharon, jeden z dwanaściorga rodzeństwa, przeżył, okupację przetrwał w ZSRR - na Syberii. Do końca życia wspominał rodzinne miasteczko, rzekę, ulicę, smak potraw - ziemniaczane placki, kapustę i grzyby. - Niełatwo było z nim o tym rozmawiać, bo kiedy wspominał, zaczynał płakać - mówiła Sharon. Bała się tej wizyty, a jednocześnie czuła, że musi zobaczyć miejsce, w którym mogła spędzić życie. 6 lipca 2009 roku
piekna historia
Malczer [2009-07-23 10:27:15]: no skoro Ty, znany z alergii na druty, tak twierdzisz, to całkiem się uspokoiłem w tej materii. Pozdrówko :)
Tak pomijając wszystko inne, to gdyby nie druty, to zdjęcie byłoby o wiele... no może nie gorsze, ale mniej gadające :)...
karhu [2009-07-17 11:44:27]: ja nawet przez chwilę nie miałem takiego wrażenia; wszystkie uwagi czytam z wielką uwagą. Wiele moich zdjęć nie gada bez historii z nimi związanych, w tym sensie nie są to fotografie portalowe - ich wartość polega na tym, że pokazują coś niezwykłego. W takich sytuacjach wydaje mi się, że dodawanie niezwykłości zabiegami formalnymi byłoby przesadą. Jednocześnie trudno jest fotografować historię, czy myśli ludzkie, a nawet uczucia. Tu niezwykłe wydało mi się to, że osoba urodzona w wiele lat po wojnie podjęła trud i koszt wyprawy z drugiego końca Ziemi, by zobaczyć miejsce, w którym mogło upłynąć jej życie i także po to, by lepiej zrozumieć swego nieżyjącego ojca. Chciała spróbować potraw, które jadał, w wielu miejscach i chwilach byłą bardzo poruszona i wzruszona. Nawet pierogi z kapustą i grzybami, których w życiu na czy nie widziała, a o których smaku tyle słyszała, potrafiły ją poruszyć. Także widok na Orzyc, rzekę, w której jej ojciec się kąpał i łowił ryby na leszczynową wędkę, o którym tyle słyszała, bardzo ją poruszył. Wzruszone były także jej dzieci, które dziadka nie pamiętały, ale które w Australii biorą udział w programie "Korzenie", i które wiele wiedzą - ze zdjęć, filmów, opowiadań - ale które wyraźnie chłonęły duch miejsca, które było autentyczne. Można było oczywiście sfocić to inaczej - ale niezwykłość samej sytuacji wydała mi się wystarczająca, by sfocić ich "po Bożemu". Tu bardziej interesująca zresztą jest niejako poza fotograficzna "kuchnia" całego przedsięwzięcie - bo domyślasz się, że nie jest łatwo o czymś takim się dowiedzieć i uzyskać zgodę na towarzyszenie z aparatem oraz publikację zdjęć. Tym jednak różnią się one od chwytanych długą ogniskową zza węgła czy zza krzaka przypadkowych postaci na ulicach. Pozdrawiam przy okazji :)
p.s. Slawekol - szanuje Twoja prace i chyba nie widzialem zadnego Twojego zdjecia pod ktorym napisalbym ,ze to gniot. czapki z glow przed wejsciem do Twojego portfolio :)
jogin - co do opisu - ja nie mialem nic zlego na mysli. po prostu bez opisu (wiadomo, ze historii) byloby to takie sobie zdjecie. uwazam ze to super praca! jedyny maly minus to ze sie usmiechaja - jakos mi to burzy klimat. ale bron boze nie uwazam, ze to zla praca :) musze sie jasniej wyrazac :)
strasznie oznakowany ten Maków.. dwa razy chciałem pojechać na Przasnysz i dwa razy musiałem wracać z wylotu na Ciechanów..
dobry fot
Dziękuję Wam za odwiedziny i komentarze. @Sława: gada, ale opis wydał mi się w tym przypadku potrzebny; @ karhu: nie do każdego zdjęcia da się dobrać opis i "zrobić nim zdjęcie", sztuką jest również znaleźć się w odpowiednim miejscu i czasie z aparatem; a że się uśmiechają - Filip Białowicz, który przeżył bunt w obozie zagłady w Sobiborze i własną egzekucję (znajdziesz go u mnie w katalogu Świadkowie Zagłady - m.in. http://plfoto.com/1832821/zdjecie.html) też się uśmiechał - pewnie nie można żyć tylko rozpaczą i smutkiem. Dla nich był to także moment radosny w pewnym sensie - stoją niemal dokładnie w miejscu, gdzie stał dom ich ojca i dziadka, żeby tu stanąć przylecieli z drugiego końca globu. @Paweł C. - druty po prostu są - pewnie dałoby się znaleźć miejsce, gdzie ich nie ma, ale nie byłoby to dokładnie to miejsce, gdzie stał kiedyś dom, którego wspomnienie jest powodem, że bohaterowie zdjęcia są w tym miejscu. @nasaa: to Maków Mazowiecki, Mazowsze.
druty dobrze tu robią
Choszczman [2009-07-16 10:00:23] => niektórzy by to po prostu wystemplowali - byłoby ślicznie ale nie w tej kategorii...
nasaa [2009-07-16 09:53:38] => wedle mojej orientacji może to być Maków Mazowiecki ale tylko Sławek to wie na 100%
za nasaa..dodam,że wg mnie nie mają tutaj znaczenia takie detale jak druty czy talerz satelity wbity w czaszkę Pani Sharon ...:))
bdb
a jakie to miasteczko?
Wzruszająca, wspaniale podana historia
fajne zdjęcie mimo że druty trochę niefortunne ;)
.
karhu [2009-07-15 23:31:04] => Opis, a może raczej treść?. Gdyby opisy robiły zdjęcia - do każdego można by jakiś dodać i byłoby po kłopocie. W "National Geographic" to dopiero kiciarzy kupa, bo opisują każde zdjęcie - nadając mu kontekst. Pisałeś może już do Nich w tej sprawie?...co oni tam sobie myślą i na grzdyl drukują same gnioty?!...
znakomicie to podałeś :))
opis robi to zdjecie. szkoda, ze tak sie ciesza...
Portret zbiorowy - wzorcowy. No i - informacja, historia.10.
;)
opowieść obrazem dopełniona,piękne:)
patrzy się bez tych wszystkich słów...
bardzo dobre...
Przejmująca historia.
dzięki, dobra fotka, super historia
oooo, klasa portret zbiorowy
cacy!
good