Przypadek mnie zaprosił w swe knieje na łowy:
Zawiązawszy mi oczy dał w dłoń łuk i strzały
I nagiego posadził na koń, co drżąc cały
Prycha pianą, darń kopiąc, do cwału gotowy.
Gdy lędźwie konia w ud mych uścisku zadrżały,
Śmignął pręt i koń porwał się, dzwoniąc w podkowy,
Miedzy pnie i tętentem jął budzić parowy,
Gdy wtem zza drzew w krąg śmiechy stu dziewczyn rozbrzmiały.
Na oślep łuk napinam i nadzieję! Gonię
Śmiechy wabne, wyciągam za najbliższym dłonie,
Chwytam: z nagą dziewczyną słodki traf mnie zderzył
I tuląc łup zdyszany, swą zdobycz bezwiedną,
Śmieję się z roześmianą, jak strzelec, co w sedno
Ugodził czując szczęsny wstyd, że weń nie mierzył.
Leopold Staff
piękne... światło
Piękne niedomówienia.
Przypadek mnie zaprosił w swe knieje na łowy: Zawiązawszy mi oczy dał w dłoń łuk i strzały I nagiego posadził na koń, co drżąc cały Prycha pianą, darń kopiąc, do cwału gotowy. Gdy lędźwie konia w ud mych uścisku zadrżały, Śmignął pręt i koń porwał się, dzwoniąc w podkowy, Miedzy pnie i tętentem jął budzić parowy, Gdy wtem zza drzew w krąg śmiechy stu dziewczyn rozbrzmiały. Na oślep łuk napinam i nadzieję! Gonię Śmiechy wabne, wyciągam za najbliższym dłonie, Chwytam: z nagą dziewczyną słodki traf mnie zderzył I tuląc łup zdyszany, swą zdobycz bezwiedną, Śmieję się z roześmianą, jak strzelec, co w sedno Ugodził czując szczęsny wstyd, że weń nie mierzył. Leopold Staff
delikatnosci...
za poprzednikiem...
miło się ogląda