U mnie w ulubionych fotoreportaże mają bezaapelacyjne pierwszeństwo. Że wspomnę tylko o Twoich zdjęciach, rezona, sandiego, Bendżi i jeszcze kilku innych autorów....
Madame Bovary [2008-06-01 19:23:19: rozmowy z Tobą, mają ten wielki pożytek, że może nie całościowo, ale jednak nazywamy różne zjawiska i problemy. Wszechobecność aparatu i wszechfocenie, cyfrakami i - zwłaszcza - wszystkomającymi komórkami, które wydają z siebie wspaniały, powazny dźwięk migawki. Gorzej jednak - nikt nigdy nie wiem, gdzie zdjęcie wypłynie, na jakiej internetowej stronie i wjakim kontekście. I myslę, że tu też jeden z psów jest pogrzebion. I jest jeszcze rozwarstwienie społeczeństwa i postrzeganie tych eleganckich, z kosztownym sprzetem,jako "Onych". Oj, dużo jest rzeczy godnych omówienia. gdyby jednak reportaż był nobilitujący, aspirantów miałby więcej - i zdjęcia też by lepsze były. A fotoreportaż nie nobiltuje. także w PL Foto reporterskie są na ostatnim miejscu - czort wie, wedle jakiej zasady, bo pzrecież nie wedle alfabetu - bo wtedy na końcu byłyby "zwierzęta". A repoirtzerzy znalexli się za animalami. :)
W każdej prawdzie jest ziarno prawdy... zarówno w tej Twojej jak i w mojej. To tak w nawiązaniu do przysłowia, które zacytowałeś. Masz po części rację kiedy piszesz, że fotografia się banalizuje. Ja podciągnęłabym to stwierdzenie pod inne dziedziny. Często wspominasz o kontakcie słownym, porozumieniu z ludźmi, których uwieczniasz... to jest bardzo ważne. Też tak uważam.. Mało tego, wiele razy robie za takiego nazwijmy to rozmawiacza, ułatwiając w ten sposób innemu fotografującemu możliwość robienia zdjęć. O ile kiedyś osoba z aparatem spotykała się z ciekawością tych ludzi i pytaniami po co to robi, to teraz częściej taki kontakt zaczyna się od wysłuchania wiązanki przekleństw z sugestią, gdzie można ten aparat sobie wsadzić... Taka reakcja jest wywołana tym, że aparaty teraz są wszechobecne i zdjęcia robione są non stop.. wszędzie i o każdej porze. Ludzie już mają dosyć. Kiedyś było inaczej... Aparat w dłoni nobilitował w pewnym sensie, zarówno fotografa jak i osobę fotografowaną... Trudno zatem się dziwić, że wiele osób albo rezygnuje z robienia zdjęć reporterskich albo robi to byle jak, z przyczajki. Na ten li tylko aspekt chciałam Ci zwrócić uwagę, pisząc swój poprzedni post. Innych zależności nie poruszałam, bo jest to temat bardzo złożony i do wielu wniosków można dojść, kiedy zacznie się go dogłębnie analizować.
Madame Bovary [2008-06-01 14:53:10]
Doceniam Twoją wyrozumiałość dla kandydatów na współczesnych fotoreporterów, Madame. Wszelako amicus Plato, sed magis amica veritas. Otóż po pierwsze, kiedyś wcale nie fotografowało się łatwiej. Każdy kto wyciągając aparat czuł na sobie stężały wzrok i niechęć ludzi z kolejek po mięso, walczących o miejsce w autobusie, czy pociąg, wie o czym mówię. Tak jak i kiedyś niedobrze fotografowało się na dyskotekach (pamiętam jak w Stodole miałem do asysty przydzielonych dwóch bramkarzy). Prawie nie do spocenia był bazar na Polnej czy Różyckiego. Nie jest więc tak, że kiedyś było łatwo, a teraz zrobiło się trudno i dlatego nie ma dobrych reporterskich zdjęć. masz jednak rację, Madame, kiedy piszesz, że stosunek ludzi fotografowanych do ludzi fotografujących się zmienił. Pierdolec praw do wizerunku i prywatności czyni swoje. I tu jednakowoż muszę dodać, że i stosunek fotografujących do fotografowanych też uległ zmianie. Dzięki możliwościom sprzętu (automatyczny pomiar światła, szybkie ustawianie ostrości) coraz częściej mamy do czynienia z „kradzieżą zdjęć”, podglądactwem – bez wchodzenia w kontakt z fotografowanymi. Fotograf robi zdjęcie i odchodzi – podczas gdy fotografowany nie wie po co był uwieczniany i przez kogo. Ja – prawie – nigdy tak nie robiłem. Miło mi czytać, kiedy Jogin pisze, że czaruję swoich modeli. To nie tak. Ja z nimi najpierw rozmawiam. Tłumaczę kim jestem, dlaczego chcę robić zdjęcia, mówię, że zależy mi na nie pozowanych, więc że będę się kręcił czas jakiś, zanim nie zrobię. Jeśli ktoś chce, dostanie później odbitkę. Ludzie uprzedzeni, że będę fotografował po kilku minutach przestają zwracac na mnie uwagę i zachowują się naturalnie. Na dodatek i oni się czegoś dowiadują, i ja też mam poczucie, że wiem więcej o innych. Nie da się fotografować ludzi ‘z doskoku” i nie wiadomo po co. (No, chyba że w szalecie  ). Nawet jeśli strzelam z biodra, później wyjasniam, czemu tak zrobiłem i proszę o wybaczenie. Najczęściej zresztą uzyskuję je. Nie w trudności fotografowania ludzi upatrywałbym zatem upadku fotografii reporterskiej. Bardziej przekonuje mnie to, co napisała Kankai: „Reporterka nie w cenie, bo mało \"artystyczna\". Tak samo jest na forach literackich, gdzie promuje sie poezję (sic!), a proza spada na łeb, na szyję. Jeszcze opowiadanie kogoś zainteresuje, ale felieton, esej....? To już inna bajka”. Fotografia banalizuje się, Madame, a obrazy komercjalizują.
Wiesz Sławku, wracając do dyskusji o reportażu dzisiaj... Zauważ jak zmienili sie ludzie i ich nastawienie do fotografujących. Kiedyś fotograf, fotoreporter miał zdecydowanie większe możliwości (pomijam sprawy czysto techniczne) w nawiązywaniu "porozumienia" z ludźmi, których chciał fotografować. Ludzie chętniej pozowali lub nawet nie pozując nie wyrażali sprzeciwu... A teraz? Albo masz szczęście trafić na chętnych albo zostaje tzw. strzał z biodra... co nie zawsze jest dobre.
Na szczęście plfoto nie stanie sie jedynym archiwum (zawsze masz IPN, hehehehe, "uczciwych, rzetelnych historyków"), nie mieliby nastepcy żadnej wiedzy o sprawach społecznych.
kankai: masz rację, kiedy piszesz, że reportaż dzisiaj nie w cenie. Do znudzenia powtarzam, że kiedy przeglądam kategorię reporterskie w PL Foto, to niewiele się dowiaduję o dniu dzisiejszym Polaków. O naszym życiu, radościach, smutkach, aspiracjach, zachowaniach. Przed chwilą - żeby się upewnić - zajrzałęm na 24 godzinny TOP kategoria reporterskie. Na 15 fotografi na czterech są samoloty, na jednej motocyklista sportowy, na dwóch inscenizacja bitwy historycznej. Poza tym dwa psy, robotnicy geometrycznie rozmieszczeni na zbrojeniu stropu i spawacz w rurze. Moich dwóch foto sprzed 22 lat z jarmarku nie liczę. Niewiele się dowiemy o sobie za dwadzieścia lat jeśli źródłem wiedzy pozostanie archiwum PL Foto
jogin [2008-05-31 23:47:50]: osobliwie te przy DT Centrum. Podziw budziły sruby przy blaszansej obejmie na szklankę, bodaj szóstki z kontrnakretką o ile mnie pamięc nie myli. A wyszczerbione noże i dwuzębne widelce w barze Praha? Pamiętasz, Joginie Drogi? Ale żeby tak o poranku wódeczkę z jajeczka. Oj, to prawdziwa elegancja. Gdyby majster co to najpierw jajeczko wypił, później zażył ze skorupki płyn- gdyby jeszcze zakąśił krówką - to miałby w brzuszku ajerkoniak jak się patrzy. W większych dawkach donośność pawia mogłaby przekroczyć 10 metrów
Maciej Blum: o pożytecznym elemencie przy pompie paliwowej nie wiedziałem. Z kierunkowskazu gazika zdarzyło mi się natomiast spozywać jako bardzo młodemu człowiekowi w Ustrzykach Górnych w połowie lat 70-tych. Okazja była taka, że jakiemuś pogranicznikowi urodził się syn. zatrzymywał więc niby do passkontroli turystów, prowadził za gazik i tam nalewał do kierunkowskazu. Myśmy wtedy szli we dwóch z kolegą, mieliśmy gitarę, umieliśmy grac i śpiewać, więc za tym gazikiem zakleszczyliśmy się na dłużej. Pamiętam że podziwałem wielką wielofi=unkcyjnośc i praktycznośc ruskich samochodów. Pozdrawiam!
Tak czytam wspomini i też mogę się podzielić sposobem, jaki mi sięzdarzył/zdarzał. Otóż pompa paliwa w nysce i warszawie miała taki szklany dekielek u dołu. W sytuacji awaryjnej w plenerze zdejmowało się tegoż, wietrzyło i naczynie gotowe. Jeszcze kiedyś zdarzyło mi się użyć klosza od kierunkowskazu ze starego poczciwego gazika :) Pozdrawiam
Sławekol => wróciłem na minutkę (mam nadzieję); na łańcuszkach (łańcuchach) były w Warszawie przymocowane szklanki na gruźliczankę do automatycznych szturatorów ulicznych.
Oj, teraz cudo bedzie niebawem, kapitalny remont trwa! Jeśli dawno nie byłeś, wpadaj koniecznie, starówka i okolice bajeczne są:) Piknie bedzie, ale póki co, całe miasto rozkopane, cięzko sie żyje.... Ale co tam dzisiaj, powspominac trzeba:)))) Jeno chyba odłożę cosik na nastepny raz, po dyzurze nocnym jeszcze nie spałam, a jutro znowu do roboty na 15-tą, wrrrrrrrr
kankai: sztućce na łancuszkach na bazarze? panie uchwowaj - to była porządnba prywatna garkuchnia. Zresztą, kto by się ośmielił podporowadzić platerowane sztućce z bazarowej garkuchni? W Wawie Hotel Europejski to był elegancki i dwizowy nawet. We Wrocku bardzo klimatyczny był (jest?) Hotel Monopol, po którym widać klase, ale który bardzo się zdekapitalizował na początku XXI stulecia. Nie wiem jak teraz
Sztućce jak nie przymierzajac w "Misiu", na łańcuszkach ozdobnych:)))) Wrocławski Hotel Europejski to taka speluna była, że strach, a chyba trzy gwiazdki miał (pewnie rąsia, klapa, buzia, goździk ....smarodwidło). A bazar raz na oczy widziałam, na Krakowskiej... Łomatko, cóz tam się działo! Tabuny luda, wrzask, łajania, śmiechy, awantury...., a do tego smród (pewnie "dym" z pershingów z ust sie dobywający) - jednym słowem, burdello bum bum. Dobrze Wysocki wyspiewał....
Madame: boksery są boskie; dawno temu dostałem od Rodziców z okazji dobrze zdanej matury. A wyżły, to na mój gust są postrzelone - nomen omen, bo to mysliwskie psy.
kankai: toż pershinga to i na stołecznym bazarze Różyckiego się odpalało, a jakże! Tam peleng był mocny, ale i zagęszczenie wyrzutni niemałe. A jakie eleganckie sztućce były w bazarowej garkuchni - "Hotel Bristo", "Hotel Europejski", platerowane srebra, proszę pani :) Tylko fociło się tam niemożebnie ciężko
Jogin: tak elegancko z jejeczka to mi się nie zdarzyło. raczej z musztardówek - takich karbowanych, jak współczesne szklanki z ikei, owszerm. Pod pomidorka, ogóreczka. Wiesz, że w półkitrówce jest 21 tzw. guli? Stąd w Sojuzie na pół litra ludzie składali się we trzech. Wysocki to uwiecznił w jednej ze swoich piosenek: "My wstrietilis kak tri riublia na wodku i razaszlis kak wodka na troich" - śpiewał. A teraz spożywanko na powietrzy jest zakazane. I gdzie piją ludzie pracy po pracy?
mój sasiad nie "odpalał pesrhinga", lecz "stukał w banieczkę", jak powiadał... Dyć po wsiach i na jarmarkach "pershingi" w ruch szły. Ale ja miastowa i nie jarmarczna:(, wies daleką mi był czy miasteczka nie sielskie i nie anielskie, nawet punktów na studia nie przyznali....Ale klimat mi bliski, choćby z polskiego kinematografa i literatury (tej podziemnej naówczas) - których to amatorką jestem...
Na sznaucerach się nie znam. Miałam boksera o gołębim sercu i zwariowanym charakterze, niezwykle zrównoważoną i dystyngowana wyżliczkę... A teraz mam kota... terrorysta wprawdzie ale nie muszę go wyprowadzać. On to robi perfekcyjnie... wyprowadza mnie z równowagi :)))
@Sławekol => psy mi się poszczają ale Ci odpowiem. Nie odpalałem, bo nie bywałem na takich imprezach. Natomiast, gdy pracowałem w telefonach m/m (na zmiany) to po pracy z kolegami szliśmy często "pod chmurkę). Kupowało się flaszkę(i) coś na ząb i szło się do parku . Kierownik zmiany zawsze fundował kieliszek (nie pilismy nigdy "pod paznokieć) tżn. kupował jajko, delikatnie odłupywał jeden koniec, wypijał zawartość (za komuny nie było w jajkach salmonelli) a skorupka stawała się kieliszkiem. Piłeś kiedy z taką kulturą? Jak wrócę, to na chwilkę zajrzę jeszcze.
No tak, ale Jogin poszedł sikać z pasami. jak biedny chce tańczyć, to orkiestra sikać idzie... I zapodał, że wróci dopiero jutro :( A można było powspominac...
Madame Bovary: to poszukam jeszcze konika na biegunach i zawieszę jutro :) A może i cukrową watę na osłode uda mi się znaleźć. Kłaniam się późnowieczornie
@kankai: w wym czasie można było "odpalic pershinga z ruchomej wyrzutni". Wyrzutnia ruchoma top był jegomość, który pod kurtka miał flaszkę i tzw. dzielnik, czyli naczynie. Na życzenie napełniał naczynie i wręczał chętnemu do odpalenia. odpalać należało szybko, aby uniknąc zdekonspirowania wyrzutni. Nazwa "odpalanie preshinbga" wzięla się zaś z konflikto o romieszczenie wyrzutni tych rakiet na terenie Niemiec - w odpowiedzi na radzieckie SS 20. Jogin powinien to pamiętac zresztą, nieprawdaż Joginie Drogi?
@Sławekol => być może - zastosowałem coś w rodzaju skrótu myślowego i walnąłem określenie, które mi się nasunęło. W ten sposób zdemaskowałem siebie jako dziecko PRL-u...hehe
swietne, przepadam za takimi zdjeciami
fajne
PRAWIE JAK WARSZAWIAK Z KRASINA :p
!!!
wy tu sobie gadu gadu, a tu taka fajna fota..
Świetne, jak zawsze bardzo realistyczne
U mnie w ulubionych fotoreportaże mają bezaapelacyjne pierwszeństwo. Że wspomnę tylko o Twoich zdjęciach, rezona, sandiego, Bendżi i jeszcze kilku innych autorów....
Madame Bovary [2008-06-01 19:23:19: rozmowy z Tobą, mają ten wielki pożytek, że może nie całościowo, ale jednak nazywamy różne zjawiska i problemy. Wszechobecność aparatu i wszechfocenie, cyfrakami i - zwłaszcza - wszystkomającymi komórkami, które wydają z siebie wspaniały, powazny dźwięk migawki. Gorzej jednak - nikt nigdy nie wiem, gdzie zdjęcie wypłynie, na jakiej internetowej stronie i wjakim kontekście. I myslę, że tu też jeden z psów jest pogrzebion. I jest jeszcze rozwarstwienie społeczeństwa i postrzeganie tych eleganckich, z kosztownym sprzetem,jako "Onych". Oj, dużo jest rzeczy godnych omówienia. gdyby jednak reportaż był nobilitujący, aspirantów miałby więcej - i zdjęcia też by lepsze były. A fotoreportaż nie nobiltuje. także w PL Foto reporterskie są na ostatnim miejscu - czort wie, wedle jakiej zasady, bo pzrecież nie wedle alfabetu - bo wtedy na końcu byłyby "zwierzęta". A repoirtzerzy znalexli się za animalami. :)
W każdej prawdzie jest ziarno prawdy... zarówno w tej Twojej jak i w mojej. To tak w nawiązaniu do przysłowia, które zacytowałeś. Masz po części rację kiedy piszesz, że fotografia się banalizuje. Ja podciągnęłabym to stwierdzenie pod inne dziedziny. Często wspominasz o kontakcie słownym, porozumieniu z ludźmi, których uwieczniasz... to jest bardzo ważne. Też tak uważam.. Mało tego, wiele razy robie za takiego nazwijmy to rozmawiacza, ułatwiając w ten sposób innemu fotografującemu możliwość robienia zdjęć. O ile kiedyś osoba z aparatem spotykała się z ciekawością tych ludzi i pytaniami po co to robi, to teraz częściej taki kontakt zaczyna się od wysłuchania wiązanki przekleństw z sugestią, gdzie można ten aparat sobie wsadzić... Taka reakcja jest wywołana tym, że aparaty teraz są wszechobecne i zdjęcia robione są non stop.. wszędzie i o każdej porze. Ludzie już mają dosyć. Kiedyś było inaczej... Aparat w dłoni nobilitował w pewnym sensie, zarówno fotografa jak i osobę fotografowaną... Trudno zatem się dziwić, że wiele osób albo rezygnuje z robienia zdjęć reporterskich albo robi to byle jak, z przyczajki. Na ten li tylko aspekt chciałam Ci zwrócić uwagę, pisząc swój poprzedni post. Innych zależności nie poruszałam, bo jest to temat bardzo złożony i do wielu wniosków można dojść, kiedy zacznie się go dogłębnie analizować.
Joginie, mylisz się. Nie ważne co się pije, tylko z kim !!! ;)
Madame Bovary [2008-06-01 14:53:10] Doceniam Twoją wyrozumiałość dla kandydatów na współczesnych fotoreporterów, Madame. Wszelako amicus Plato, sed magis amica veritas. Otóż po pierwsze, kiedyś wcale nie fotografowało się łatwiej. Każdy kto wyciągając aparat czuł na sobie stężały wzrok i niechęć ludzi z kolejek po mięso, walczących o miejsce w autobusie, czy pociąg, wie o czym mówię. Tak jak i kiedyś niedobrze fotografowało się na dyskotekach (pamiętam jak w Stodole miałem do asysty przydzielonych dwóch bramkarzy). Prawie nie do spocenia był bazar na Polnej czy Różyckiego. Nie jest więc tak, że kiedyś było łatwo, a teraz zrobiło się trudno i dlatego nie ma dobrych reporterskich zdjęć. masz jednak rację, Madame, kiedy piszesz, że stosunek ludzi fotografowanych do ludzi fotografujących się zmienił. Pierdolec praw do wizerunku i prywatności czyni swoje. I tu jednakowoż muszę dodać, że i stosunek fotografujących do fotografowanych też uległ zmianie. Dzięki możliwościom sprzętu (automatyczny pomiar światła, szybkie ustawianie ostrości) coraz częściej mamy do czynienia z „kradzieżą zdjęć”, podglądactwem – bez wchodzenia w kontakt z fotografowanymi. Fotograf robi zdjęcie i odchodzi – podczas gdy fotografowany nie wie po co był uwieczniany i przez kogo. Ja – prawie – nigdy tak nie robiłem. Miło mi czytać, kiedy Jogin pisze, że czaruję swoich modeli. To nie tak. Ja z nimi najpierw rozmawiam. Tłumaczę kim jestem, dlaczego chcę robić zdjęcia, mówię, że zależy mi na nie pozowanych, więc że będę się kręcił czas jakiś, zanim nie zrobię. Jeśli ktoś chce, dostanie później odbitkę. Ludzie uprzedzeni, że będę fotografował po kilku minutach przestają zwracac na mnie uwagę i zachowują się naturalnie. Na dodatek i oni się czegoś dowiadują, i ja też mam poczucie, że wiem więcej o innych. Nie da się fotografować ludzi ‘z doskoku” i nie wiadomo po co. (No, chyba że w szalecie  ). Nawet jeśli strzelam z biodra, później wyjasniam, czemu tak zrobiłem i proszę o wybaczenie. Najczęściej zresztą uzyskuję je. Nie w trudności fotografowania ludzi upatrywałbym zatem upadku fotografii reporterskiej. Bardziej przekonuje mnie to, co napisała Kankai: „Reporterka nie w cenie, bo mało \"artystyczna\". Tak samo jest na forach literackich, gdzie promuje sie poezję (sic!), a proza spada na łeb, na szyję. Jeszcze opowiadanie kogoś zainteresuje, ale felieton, esej....? To już inna bajka”. Fotografia banalizuje się, Madame, a obrazy komercjalizują.
Kurcze - świetne, życiowe - piszę "na szybko", bom dopiero nieco odsapnął... po prostu świetne...
Wiesz Sławku, wracając do dyskusji o reportażu dzisiaj... Zauważ jak zmienili sie ludzie i ich nastawienie do fotografujących. Kiedyś fotograf, fotoreporter miał zdecydowanie większe możliwości (pomijam sprawy czysto techniczne) w nawiązywaniu "porozumienia" z ludźmi, których chciał fotografować. Ludzie chętniej pozowali lub nawet nie pozując nie wyrażali sprzeciwu... A teraz? Albo masz szczęście trafić na chętnych albo zostaje tzw. strzał z biodra... co nie zawsze jest dobre.
Na szczęście plfoto nie stanie sie jedynym archiwum (zawsze masz IPN, hehehehe, "uczciwych, rzetelnych historyków"), nie mieliby nastepcy żadnej wiedzy o sprawach społecznych.
kankai: masz rację, kiedy piszesz, że reportaż dzisiaj nie w cenie. Do znudzenia powtarzam, że kiedy przeglądam kategorię reporterskie w PL Foto, to niewiele się dowiaduję o dniu dzisiejszym Polaków. O naszym życiu, radościach, smutkach, aspiracjach, zachowaniach. Przed chwilą - żeby się upewnić - zajrzałęm na 24 godzinny TOP kategoria reporterskie. Na 15 fotografi na czterech są samoloty, na jednej motocyklista sportowy, na dwóch inscenizacja bitwy historycznej. Poza tym dwa psy, robotnicy geometrycznie rozmieszczeni na zbrojeniu stropu i spawacz w rurze. Moich dwóch foto sprzed 22 lat z jarmarku nie liczę. Niewiele się dowiemy o sobie za dwadzieścia lat jeśli źródłem wiedzy pozostanie archiwum PL Foto
jogin [2008-05-31 23:47:50]: osobliwie te przy DT Centrum. Podziw budziły sruby przy blaszansej obejmie na szklankę, bodaj szóstki z kontrnakretką o ile mnie pamięc nie myli. A wyszczerbione noże i dwuzębne widelce w barze Praha? Pamiętasz, Joginie Drogi? Ale żeby tak o poranku wódeczkę z jajeczka. Oj, to prawdziwa elegancja. Gdyby majster co to najpierw jajeczko wypił, później zażył ze skorupki płyn- gdyby jeszcze zakąśił krówką - to miałby w brzuszku ajerkoniak jak się patrzy. W większych dawkach donośność pawia mogłaby przekroczyć 10 metrów
Jogin, Ty pijaku!:))))))
W tym dekielku od pompy smaczek musiał być zajebisty...ale z drugiej strony, jak się chce pić, to nie ważne co się pije aby tylko sponiewierało...hehe
zdjęcie fajne i dyskurs historyczno pouczający :)
No kiedyś samochód był bardziej funkcjonalny niż teraz. Teraz klosz od lampy może co najwyżej za pisuar lub nocnik robić :) Pozdrawiam i dobranoc :)
Maciej Blum: o pożytecznym elemencie przy pompie paliwowej nie wiedziałem. Z kierunkowskazu gazika zdarzyło mi się natomiast spozywać jako bardzo młodemu człowiekowi w Ustrzykach Górnych w połowie lat 70-tych. Okazja była taka, że jakiemuś pogranicznikowi urodził się syn. zatrzymywał więc niby do passkontroli turystów, prowadził za gazik i tam nalewał do kierunkowskazu. Myśmy wtedy szli we dwóch z kolegą, mieliśmy gitarę, umieliśmy grac i śpiewać, więc za tym gazikiem zakleszczyliśmy się na dłużej. Pamiętam że podziwałem wielką wielofi=unkcyjnośc i praktycznośc ruskich samochodów. Pozdrawiam!
Tak czytam wspomini i też mogę się podzielić sposobem, jaki mi sięzdarzył/zdarzał. Otóż pompa paliwa w nysce i warszawie miała taki szklany dekielek u dołu. W sytuacji awaryjnej w plenerze zdejmowało się tegoż, wietrzyło i naczynie gotowe. Jeszcze kiedyś zdarzyło mi się użyć klosza od kierunkowskazu ze starego poczciwego gazika :) Pozdrawiam
@Kankai: dzięki; będziemy się trzymać z całych sił. Ty tez się nie puszczaj! Do jutra :)
Trzymajcie sie ciepło, jutro sie odezwę:)))
Sławekol => wróciłem na minutkę (mam nadzieję); na łańcuszkach (łańcuchach) były w Warszawie przymocowane szklanki na gruźliczankę do automatycznych szturatorów ulicznych.
Oj, teraz cudo bedzie niebawem, kapitalny remont trwa! Jeśli dawno nie byłeś, wpadaj koniecznie, starówka i okolice bajeczne są:) Piknie bedzie, ale póki co, całe miasto rozkopane, cięzko sie żyje.... Ale co tam dzisiaj, powspominac trzeba:)))) Jeno chyba odłożę cosik na nastepny raz, po dyzurze nocnym jeszcze nie spałam, a jutro znowu do roboty na 15-tą, wrrrrrrrr
kankai: sztućce na łancuszkach na bazarze? panie uchwowaj - to była porządnba prywatna garkuchnia. Zresztą, kto by się ośmielił podporowadzić platerowane sztućce z bazarowej garkuchni? W Wawie Hotel Europejski to był elegancki i dwizowy nawet. We Wrocku bardzo klimatyczny był (jest?) Hotel Monopol, po którym widać klase, ale który bardzo się zdekapitalizował na początku XXI stulecia. Nie wiem jak teraz
Sztućce jak nie przymierzajac w "Misiu", na łańcuszkach ozdobnych:)))) Wrocławski Hotel Europejski to taka speluna była, że strach, a chyba trzy gwiazdki miał (pewnie rąsia, klapa, buzia, goździk ....smarodwidło). A bazar raz na oczy widziałam, na Krakowskiej... Łomatko, cóz tam się działo! Tabuny luda, wrzask, łajania, śmiechy, awantury...., a do tego smród (pewnie "dym" z pershingów z ust sie dobywający) - jednym słowem, burdello bum bum. Dobrze Wysocki wyspiewał....
Postrzelone to są boksery :) Wiem, bo w poprzednim wcieleniu byłam ;))
Madame: boksery są boskie; dawno temu dostałem od Rodziców z okazji dobrze zdanej matury. A wyżły, to na mój gust są postrzelone - nomen omen, bo to mysliwskie psy.
kankai: toż pershinga to i na stołecznym bazarze Różyckiego się odpalało, a jakże! Tam peleng był mocny, ale i zagęszczenie wyrzutni niemałe. A jakie eleganckie sztućce były w bazarowej garkuchni - "Hotel Bristo", "Hotel Europejski", platerowane srebra, proszę pani :) Tylko fociło się tam niemożebnie ciężko
Jogin: tak elegancko z jejeczka to mi się nie zdarzyło. raczej z musztardówek - takich karbowanych, jak współczesne szklanki z ikei, owszerm. Pod pomidorka, ogóreczka. Wiesz, że w półkitrówce jest 21 tzw. guli? Stąd w Sojuzie na pół litra ludzie składali się we trzech. Wysocki to uwiecznił w jednej ze swoich piosenek: "My wstrietilis kak tri riublia na wodku i razaszlis kak wodka na troich" - śpiewał. A teraz spożywanko na powietrzy jest zakazane. I gdzie piją ludzie pracy po pracy?
mój sasiad nie "odpalał pesrhinga", lecz "stukał w banieczkę", jak powiadał... Dyć po wsiach i na jarmarkach "pershingi" w ruch szły. Ale ja miastowa i nie jarmarczna:(, wies daleką mi był czy miasteczka nie sielskie i nie anielskie, nawet punktów na studia nie przyznali....Ale klimat mi bliski, choćby z polskiego kinematografa i literatury (tej podziemnej naówczas) - których to amatorką jestem...
Na sznaucerach się nie znam. Miałam boksera o gołębim sercu i zwariowanym charakterze, niezwykle zrównoważoną i dystyngowana wyżliczkę... A teraz mam kota... terrorysta wprawdzie ale nie muszę go wyprowadzać. On to robi perfekcyjnie... wyprowadza mnie z równowagi :)))
@Sławekol => psy mi się poszczają ale Ci odpowiem. Nie odpalałem, bo nie bywałem na takich imprezach. Natomiast, gdy pracowałem w telefonach m/m (na zmiany) to po pracy z kolegami szliśmy często "pod chmurkę). Kupowało się flaszkę(i) coś na ząb i szło się do parku . Kierownik zmiany zawsze fundował kieliszek (nie pilismy nigdy "pod paznokieć) tżn. kupował jajko, delikatnie odłupywał jeden koniec, wypijał zawartość (za komuny nie było w jajkach salmonelli) a skorupka stawała się kieliszkiem. Piłeś kiedy z taką kulturą? Jak wrócę, to na chwilkę zajrzę jeszcze.
madame: to raczej Jogi Drogi chodzi na pasku tych psów. On musi wstawać o 5 rano i je znowu wyproadzać. To są sznaucery terroryści!
Psy na pasku zapewne :)
z psami miało być, a nie z pasami, przepraszam
Jogin: a ja w komentarzu pod bednarzem właśnie oznajmiłęm, że poszedłeś sikać z psami... Ty tez odpalałeś pershinga czasami?
No tak, ale Jogin poszedł sikać z pasami. jak biedny chce tańczyć, to orkiestra sikać idzie... I zapodał, że wróci dopiero jutro :( A można było powspominac...
Prawdaż, Sławku Drogi oj prawdaż...
Jaka to osłoda na ekranie.... Rozciapcia się tylko na szybce ;(
Madame Bovary: to poszukam jeszcze konika na biegunach i zawieszę jutro :) A może i cukrową watę na osłode uda mi się znaleźć. Kłaniam się późnowieczornie
@kankai: w wym czasie można było "odpalic pershinga z ruchomej wyrzutni". Wyrzutnia ruchoma top był jegomość, który pod kurtka miał flaszkę i tzw. dzielnik, czyli naczynie. Na życzenie napełniał naczynie i wręczał chętnemu do odpalenia. odpalać należało szybko, aby uniknąc zdekonspirowania wyrzutni. Nazwa "odpalanie preshinbga" wzięla się zaś z konflikto o romieszczenie wyrzutni tych rakiet na terenie Niemiec - w odpowiedzi na radzieckie SS 20. Jogin powinien to pamiętac zresztą, nieprawdaż Joginie Drogi?
@Sławekol => być może - zastosowałem coś w rodzaju skrótu myślowego i walnąłem określenie, które mi się nasunęło. W ten sposób zdemaskowałem siebie jako dziecko PRL-u...hehe
Mimo, że czarno - białe to jednak....Kolorowe jarmarki, blaszane zegarki, pierzaste koguciki....:)
jeszcze wódeczka i zyje się:))))
@kankai: chciałoby się powiedzieć: "jeszcze słychać spiew i rżenie koni..."
Jogin: może radny?
@Sławekol => No kurna! Wszyscy ubrani "swojsko" a ten jeden jegomość "pod krawatem" no to sobie pomyślałem, że to VIP lokalny...
jakie to swojskie:))))))
@Jogin: ty, ty, ty, złosliwcze ;)
Ten "elegant" to pewnie przewodniczący prezydium Powiatowej Rady Narodowej...