A ja pamiętam jak jakiś czas temu "uratowałem" dwóch gości z Zawiercia. Uratowanie polegało na tym, że zielone te typki wpadły w Tatry w pierwszej dekadzie września (tradycyjny śnieg już przy Murowańcu) z bohaterskim planem zakoszenia czego się da (na mapie z Murowańca na Rysy są dwa kroki). Na szczęście przyczepili się do mnie i już pierwszego popołudnia w trudzie i z narażeniem życia poprowadziłem ich na Małego Kościelca, gdzie przeżyli orgazm na wieść, że wyższej góry nie ma w całej Polsce (toć to blisko 150 m wyżej niż Babia Góra!). Drugi wstrząs przeżyli w zejściu, które było najtrudniejszym doznaniem w ich życiu. Kolejnego dnia byliśmy na Zawracie i Świnicy, zaś wieczorem z ulgą odprowadziłem ich do krawędzi dolinki, gdzie podążyli ku Kuźnicom ;-))) Co działo się z nimi dalej - nie wiem ;-)
Z zainteresowaniem przeczytałem dyskusję wywołaną niechcący przez Madame. Przypomniały mi się nie tak dawne czasy przedakcesyjne, kiedy z Czech wracałem przez Śnieżkę z obciążonym do granic wytrzymałości pasków plecakiem (zgadnijcie sami czym obciążonym, hehe) i szok kulturowy oraz wstrząs dla bębenków nieodmiennie dopadający mnie w chwili dotarcia do czerwonego szlaku... Raczej wątpię, by od tamtej pory cokolwiek zmieniło się na lepsze i Wasze obserwacje to potwierdzają. Mam tylko jedną uwagę do Małgosi - chyba przeceniasz rolę opiekuna, a przynajmniej jego możliwości oddziaływania na grupę...
Jejku, ile mam tu u Ciebie zaległości! Widzę, ze piękna pogoda zaowocowała udanymi kadrami. Rozwijasz się Jarku, pięknie Ci wychodzi ukazywanie tatrzańskich cudnych okolic. A Gęsią toś chyba szczególnie umiłował...(ja mam też takie swoje miejsce w Tatrach...) :-)
:D Z uwagą przeczytałam Wasze wypowiedzi i przypomniała mi się spotkana przeze mnie na szlaku grupa kolonistów, gdzie niemal wszyscy mieli słuchawki w uszach i wyglądali na takich, co nie chcą ale muszą iść... oraz grupa dyskotekowo ubranych, rozwrzeszczanych nastolatków, puszczonych samopas gdzieś w okolicy Świnicy.... zgroza!!! Pozdrawiam :))
Madame całkowicie sie z Tobą zgadzam że różnie to z młodzieżą bywa..., a gro zależy od ich opiekunów. A rodzice, hm...nie wszyscy mają to szczęście że to rodzic wprowadzi w arkana górskie i zarazi...a jeszcze w dzisiejszych czasach, gdzie opiekunki lepiej znają dzieci niż ich rodzice...ale to tez oddzielny temat. Pozdrawiam :-)
Widzę. że doszło do ciekawej dyskusji pod moim zdjęciem, i dobrze! Co do tejże: w zasadzie zgodzę się z Madame, choć z drugiej strony nigdy nie wiadomo, czy po latach Miłość do Gór nie zakiełkuje nawet w najbardziej "opornym"...Muszę przyznać, że moja przygoda z Górami miała początek co prawda ponad 20 lat temu, na wyjeździe z Rodzicami, jednak na dobre to wszystko się rozpoczęło na zorganizowanych wyjazdach, ponad 10 lat później, a zwłaszcza na kilkudniowym wyjeździe z klasą w 1998 roku, byliśmy wtedy na Karbie, potem zeszliśmy z niego i weszliśmy na Kasprowy...nie były to, co prawda, kolonie, ale jednak wyjazd "ogólny":{>
Małgośka... moja fascynacja górami była, jest i będzie. To wielka milość. Wielka... to dobre określenie :) Jeżeli chodzi o kolonistów, to ja też się cieszę widząc ich na szlaku... Obserwuję ich bacznie i niestety potwierdza się to co wcześniej zauważyłam... 80% tej mlodzieży idzie... bo musi. To widac na ich twarzach, to się odbija na ich zachowaniu. Nie sądzę, aby duzy odsetek tych mlodych ludzi w tym wieku i w takich warunkach poznawania gór złapał bakcyla. Nie generalizuje wszak... i bardzo chcialabym się mylic co do proporcji... ale takie mam odczucia. Moje córki pokochaly góry w sposób, jak im je pokazałam. Z pełnym szacunkiem do ich potęgi i przyrody jaka tam jest... Uwag co do zachowania ludzi, w tym szczególnie kolonistów mam bardzo dużo. Ale może to nie tyle do nich, co do opiekunow tych grup...ale to temat na całkiem inna dyskusję. Hej :))
właśnie trochę mnie to zdziwiło, bo kojarzę Cię Madame jako osobę kochającą góry, ale ostatnio świat staje na głowie a ludzie sie zmieniają :-). Uf na szczęście nie wszyscy:-) Młodzi turyści/koloniści...powiem Ci ze mnie cieszy ich obecność. Ja na zielonej szkole wchodząc z Harendy na Gubałówkę, taką ceprostradą, załapałam bakcyla górskiego, niech oni też łapią i niech ich trzyma dziesiątki lat jak mnie :-D
małgośka... masz rację... głupio to slowo zostalo uzyte. Ja góry kocham i nic nie może tam być dla mnie głupiego. Ale pisząc je mialam na myśli bardziej to, co jest tzw. otoczką turystyczną wokól nich. A tę szczególnie dotkliwie odczuwa się podczas podejścia na Gęsią Szyję. Ale oczywiście masz rację... niefortunnie uzyte. Pozdrawiam serdecznie :)
dobrze poukładane plany :-) PS. odrobię wszystko się we mnie buntuje jak czytam słowo głupie jako epitet do słowa podejście jednoznacznie kojarzącego się z górami...
Wiesz Jaro.. ono nie ma zadnego stopnia trudności... tylko jest takie głupie... nudne, długie meczące (tłumy)... i bez odrobiny satysfakcji. No i jeszcze te pędzące wycieczki... przecież Gęsia to żelazny punkt wszystkich kolonistów. Nie lubię.
ładne
No i dobrze, Bartku, jest pretekst, żeby wrócić na Gęsią, hehe:{>
fajne jest, szkoda, ze inna pora dnia nie robione :)
popatrzę sobie nadrabiając zaległosci,ładnie tu:) pozdr.
Bardzo fajne
super ! :))
A ja pamiętam jak jakiś czas temu "uratowałem" dwóch gości z Zawiercia. Uratowanie polegało na tym, że zielone te typki wpadły w Tatry w pierwszej dekadzie września (tradycyjny śnieg już przy Murowańcu) z bohaterskim planem zakoszenia czego się da (na mapie z Murowańca na Rysy są dwa kroki). Na szczęście przyczepili się do mnie i już pierwszego popołudnia w trudzie i z narażeniem życia poprowadziłem ich na Małego Kościelca, gdzie przeżyli orgazm na wieść, że wyższej góry nie ma w całej Polsce (toć to blisko 150 m wyżej niż Babia Góra!). Drugi wstrząs przeżyli w zejściu, które było najtrudniejszym doznaniem w ich życiu. Kolejnego dnia byliśmy na Zawracie i Świnicy, zaś wieczorem z ulgą odprowadziłem ich do krawędzi dolinki, gdzie podążyli ku Kuźnicom ;-))) Co działo się z nimi dalej - nie wiem ;-)
bdb
Z zainteresowaniem przeczytałem dyskusję wywołaną niechcący przez Madame. Przypomniały mi się nie tak dawne czasy przedakcesyjne, kiedy z Czech wracałem przez Śnieżkę z obciążonym do granic wytrzymałości pasków plecakiem (zgadnijcie sami czym obciążonym, hehe) i szok kulturowy oraz wstrząs dla bębenków nieodmiennie dopadający mnie w chwili dotarcia do czerwonego szlaku... Raczej wątpię, by od tamtej pory cokolwiek zmieniło się na lepsze i Wasze obserwacje to potwierdzają. Mam tylko jedną uwagę do Małgosi - chyba przeceniasz rolę opiekuna, a przynajmniej jego możliwości oddziaływania na grupę...
dobrze wypatrzona :)
Jejku, ile mam tu u Ciebie zaległości! Widzę, ze piękna pogoda zaowocowała udanymi kadrami. Rozwijasz się Jarku, pięknie Ci wychodzi ukazywanie tatrzańskich cudnych okolic. A Gęsią toś chyba szczególnie umiłował...(ja mam też takie swoje miejsce w Tatrach...) :-)
:D . O.K . A to Podoba się . Pozdrawiam
super, takich fotek więcej , pozdrawiam :)
:)
...;-)
:D Z uwagą przeczytałam Wasze wypowiedzi i przypomniała mi się spotkana przeze mnie na szlaku grupa kolonistów, gdzie niemal wszyscy mieli słuchawki w uszach i wyglądali na takich, co nie chcą ale muszą iść... oraz grupa dyskotekowo ubranych, rozwrzeszczanych nastolatków, puszczonych samopas gdzieś w okolicy Świnicy.... zgroza!!! Pozdrawiam :))
Szambonur: spoko, zależało mi na jakimś w miarę sensownym udokumentowaniu tej skałki, pozdrawiam Ciebie i Wszystkich:{>
Jaro - wiem że stać Cię na lepsze kadry, a i jakością też nie zachwyca.... Powodzenia na zaś...
lubię góry, pzdr
Madame całkowicie sie z Tobą zgadzam że różnie to z młodzieżą bywa..., a gro zależy od ich opiekunów. A rodzice, hm...nie wszyscy mają to szczęście że to rodzic wprowadzi w arkana górskie i zarazi...a jeszcze w dzisiejszych czasach, gdzie opiekunki lepiej znają dzieci niż ich rodzice...ale to tez oddzielny temat. Pozdrawiam :-)
Widzę. że doszło do ciekawej dyskusji pod moim zdjęciem, i dobrze! Co do tejże: w zasadzie zgodzę się z Madame, choć z drugiej strony nigdy nie wiadomo, czy po latach Miłość do Gór nie zakiełkuje nawet w najbardziej "opornym"...Muszę przyznać, że moja przygoda z Górami miała początek co prawda ponad 20 lat temu, na wyjeździe z Rodzicami, jednak na dobre to wszystko się rozpoczęło na zorganizowanych wyjazdach, ponad 10 lat później, a zwłaszcza na kilkudniowym wyjeździe z klasą w 1998 roku, byliśmy wtedy na Karbie, potem zeszliśmy z niego i weszliśmy na Kasprowy...nie były to, co prawda, kolonie, ale jednak wyjazd "ogólny":{>
Olgierd - W Zachodnich kolonisci dochodzą tylko do schroniska w Chocholowskiej :)
No i ci wszyscy koloniści itd. byli powodem, dla których Zachodnie poznałem znacznie później niż Wysokie oraz rejony Chamonix... ;-)
Małgośka... moja fascynacja górami była, jest i będzie. To wielka milość. Wielka... to dobre określenie :) Jeżeli chodzi o kolonistów, to ja też się cieszę widząc ich na szlaku... Obserwuję ich bacznie i niestety potwierdza się to co wcześniej zauważyłam... 80% tej mlodzieży idzie... bo musi. To widac na ich twarzach, to się odbija na ich zachowaniu. Nie sądzę, aby duzy odsetek tych mlodych ludzi w tym wieku i w takich warunkach poznawania gór złapał bakcyla. Nie generalizuje wszak... i bardzo chcialabym się mylic co do proporcji... ale takie mam odczucia. Moje córki pokochaly góry w sposób, jak im je pokazałam. Z pełnym szacunkiem do ich potęgi i przyrody jaka tam jest... Uwag co do zachowania ludzi, w tym szczególnie kolonistów mam bardzo dużo. Ale może to nie tyle do nich, co do opiekunow tych grup...ale to temat na całkiem inna dyskusję. Hej :))
właśnie trochę mnie to zdziwiło, bo kojarzę Cię Madame jako osobę kochającą góry, ale ostatnio świat staje na głowie a ludzie sie zmieniają :-). Uf na szczęście nie wszyscy:-) Młodzi turyści/koloniści...powiem Ci ze mnie cieszy ich obecność. Ja na zielonej szkole wchodząc z Harendy na Gubałówkę, taką ceprostradą, załapałam bakcyla górskiego, niech oni też łapią i niech ich trzyma dziesiątki lat jak mnie :-D
małgośka... masz rację... głupio to slowo zostalo uzyte. Ja góry kocham i nic nie może tam być dla mnie głupiego. Ale pisząc je mialam na myśli bardziej to, co jest tzw. otoczką turystyczną wokól nich. A tę szczególnie dotkliwie odczuwa się podczas podejścia na Gęsią Szyję. Ale oczywiście masz rację... niefortunnie uzyte. Pozdrawiam serdecznie :)
dobrze poukładane plany :-) PS. odrobię wszystko się we mnie buntuje jak czytam słowo głupie jako epitet do słowa podejście jednoznacznie kojarzącego się z górami...
Aloe fotka fajna. *poz.
Ja też uważam, że raz i wystarczy... Obowiązek spełniony :)
Mój kolega pewnie dlatego nie cierpi tego podejścia na Gęsią, to jeden z jego znienawidzonych "kawałków szlakowych":{>
Wiesz Jaro.. ono nie ma zadnego stopnia trudności... tylko jest takie głupie... nudne, długie meczące (tłumy)... i bez odrobiny satysfakcji. No i jeszcze te pędzące wycieczki... przecież Gęsia to żelazny punkt wszystkich kolonistów. Nie lubię.
oj, widzę, że to podejście z Rusinowej nie tylko mnie się dało we znaki:{>
Gęsia Szyja... widoki ładne... ale podejście glupie :) ładnie wypatrzyles ten detal skalny :)
Troszkę za jasno - skała przepalona, niebo wypłowiałe.
Byłem już na Gęsiej kilkakrotnie wcześniej, ale tej skałki jakoś nie zauważyłem...dopiero w tym roku...
yes, yes
bardzo ładne +++
Podoba mi sie. Ładna okolica.
ładnie