Opis zdjęcia
Jak wieść niesie wiedźma natarłszy stopy tłuszczem zabitego niemowlęcia, wsiadała na miotłę bądź grabie. Nie miała tak znanego z książki Joan Rowling Świstoklika, czy proszku fiu, ale ... wylatując przez komin leciała na miejsce spotkania. Czarownice spotykały się kilka razy w roku, ale obowiązkowo w Noc Walpurgii (z 30 kwietnia na 1 maja). W czasie sabatu pod przewodnictwem diabła Czarownicy i Czarownice ustalali plan szkód na najbliższy rok. Oskarżano je o rzucanie uroków, zatruwanie studzien, mordowanie niemowląt i inne okropieństwa. Papież Innocenty VIII wydał bullę nakazująca inkwizytorom i innym karanie śmiercią czarowników i czarownic. By czarownica spłonęła na stosie musiała przyznać się do swego diabelskiego zajęcia. Aby usłyszeć jej wyznanie poddawano ja torturom. Był to tzw. sąd boży, czyli próby ognia (przejście boso po rozżarzonych węglach), wody wrzącej (trzymanie np. ręki we wrzątku) i igieł (nakłuwanie ciała igłami) Po każdej z prób oskarżony miał pokazać swe ciało nienaruszonym. Czasem też obdzieranie żywcem ze skóry, wlewanie za skórę gorącego sadła. Kobiety dość często były topione, gdyż zdaniem Inkwizycji prawdziwa niewinność powinna pływać na powierzchni, a nie iśc na dno. Jak rozpoznawano czarownicę? Mogła być obrzydliwa i ... piękna, by oszukać w swój diabelski sposób każdego. Mogła mieć głos ochrypły, ale i piękny jak anioł, by zwabić w swe sidła naiwnych i niewinnych. Kobieta raz oskarżona o czary nie miała szansy na ucieczkę przed płonącym stosem. W historii znane są setki przypadków, gdy obalano oskarżenie, a jednak stos i tak płonął. W jednej z francuskich wsi oskarżono sześć kobiet o to, że wyjęły z grobów ciała sześciorga noworodków i przygotowały z ich tłuszczu maść, której natarcie umożliwia latanie. Gdy mąż jednej z kobiet zapłacił za otwarcie rzekomo zbezczeszczonych grobów i udowodnił, że leżące tam ciała noworodków są nietknięte, uznano to za typowy objaw czarnoksięstwa i magii. Diabeł pomógł, by dowody znikły, czyli wprowadził ciała noworodków z powrotem do mogił. Nie było możliwości umknąć Inkwizycji. Łącznie w całej Europie z oskarżenia o czary spłonęło na stosach kilka tysięcy osób, z których najmłodszą było roczne niemowlę, którego ojciec oskarżony był o to, że jest demonem. W Polsce, która wsławiła się w historii Europy tolerancją religijną i która nazywano państwem bez stosów, procesów o czary było mało. Pierwszą czarownice spalono na początku XVI wieku w Waliszewie koło Poznania. Dopiero pod koniec XVIII wieku przestały płonąć stosy z czarownikami i czarownicami. Ostatnim, był stos w Szwajcarii, gdzie spłonęła biedna służąca - sierota. Oskarżono ja o wrzucanie szpilek do mleka 9 letniej dziewczynki. I choć prawda była inna. To dziewięciolatka sama wrzucała sobie do kubka szpilki jednak stos ze służącą zapłonął. Po raz ostatni. http://www.rumburak.website.pl/artykuly/obluda/polowanie.html
rozgrzałem się
super
Szkoda że teraz nie mozna tak obrazowo udowadniać głupoty, chociaż... :) Pozdrawiam
uznanie Saksonko
No, witam, ale pewnie nie na dlugo, czasu malo na obszerne rozrywki ;)
bez opisu porazajace, git jest :)
dobre.
o witam:) , bardzo mi sie podoba
ciekawa fotka i opis
fota oki,ciekawy kom.pozdrawiam
Stos byl na 4 metry, ogien siegal duzo dalej. U nas corocznie pala czarownice ;)
dobre !!!!
otóż to