"Chcąc być na czasie...zamieszczam jeszcze ciepłe zdjęcie z wieczornego wypadu na cmentarz" (autora cytatu litościwie nie podam). 474403 / 474428 / 474418 / 474390 / 474443 / 474384 / 474370 / 474333 / 474315 / 474267 / 474260 / 474215 (to mi się nawet podoba) / 474201 / 474167 / 474005 / 473908 / 473889 / 474422 / 474155 / 474457 // I znów jestem z siebie dumna, że nie ma wśród nich moich... Chyba ja jakaś dziwna jestem...
— 2.11.2004, 01:39:34
...
"Chcąc być na czasie...zamieszczam jeszcze ciepłe zdjęcie z wieczornego wypadu na cmentarz" (autora cytatu litościwie nie podam). 474403 / 474428 / 474418 / 474390 / 474443 / 474384 / 474370 / 474333 / 474315 / 474267 / 474260 / 474215 (to mi się nawet podoba) / 474201 / 474167 / 474005 / 473908 / 473889 / 474422 / 474155 / 474457 // I znów jestem z siebie dumna, że nie ma wśród nich moich... Chyba ja jakaś dziwna jestem...
— 2.11.2004, 01:39:34
Nie bój się pstrykać!
Legendarny fotograf, jeden z moich ulubionych pejzażystów, Galen Rowell swoją karierę zawodową rozpoczął od zlecenia dla "National Geographic". Wskutek zabawnego zbiegu okoliczności, zamiast pomagać doświadczonemu profesjonaliście, musiał skoczyć na głęboką wodę i samodzielnie zrealizować reportaż z ekstremalnej wspinaczki na malowniczy szczyt Half Dome w parku narodowym Yosemite. W ciągu trzech dni "strzelił" siedemdziesiąt rolek filmu, czyli ponad 2500 (dwa i pół tysiąca!) klatek. Wysłał następnie niewywołane filmy do redakcji i spędził kilka dni obgryzając paznokcie w napięciu czekając na ocenę fotoedytora "National Geographic".
Wszystko skończyło się szczęśliwie - Rowell miał swój pierwszy, szesnastostronicowy artykuł, a "National Geographic" dał mu premię finansową i natychmiast wysłał z następnym zleceniem. Gdy jakiś czas później świeżo upieczony profesjonalista odwiedził redakcję słynnego miesięcznika, od fotoedytora usłyszał, że ten nie przypomina sobie, by kiedykolwiek zawodowiec przygotował udany materiał, robiąc... tak mało zdjęć.
Cała historia miała miejsce w 1973 roku, a więc w czasach przedcyfrowych, gdy w zwyczaju było liczyć się z każdą klatką filmu, która przecież kosztuje. Jaki z tego morał? Nie ma niczego złego w "trzaskaniu" tysięcy ujęć. Nawet mistrzowie stale poszukują, próbując w różny sposób podejść do tego samego tematu. Swoboda eksperymentowania, dostępna niegdyś dla zawodowców, którzy mieli zagwarantowany zwrot kosztów, w czasach cyfrowych stała się powszechna. Warto jednak pamiętać, że na końcu zabawy powinniśmy zmienić się w surowego fotoedytora, który z zalewu pamiątek wybierze tych kilka fotografii.
PS. Opisana historia pochodzi z książki Galena Rowella "Mountain Light", Yolla Bolly Press 1995.
— 26.10.2004, 11:59:46
...
Nie bój się pstrykać!
Legendarny fotograf, jeden z moich ulubionych pejzażystów, Galen Rowell swoją karierę zawodową rozpoczął od zlecenia dla "National Geographic". Wskutek zabawnego zbiegu okoliczności, zamiast pomagać doświadczonemu profesjonaliście, musiał skoczyć na głęboką wodę i samodzielnie zrealizować reportaż z ekstremalnej wspinaczki na malowniczy szczyt Half Dome w parku narodowym Yosemite. W ciągu trzech dni "strzelił" siedemdziesiąt rolek filmu, czyli ponad 2500 (dwa i pół tysiąca!) klatek. Wysłał następnie niewywołane filmy do redakcji i spędził kilka dni obgryzając paznokcie w napięciu czekając na ocenę fotoedytora "National Geographic".
Wszystko skończyło się szczęśliwie - Rowell miał swój pierwszy, szesnastostronicowy artykuł, a "National Geographic" dał mu premię finansową i natychmiast wysłał z następnym zleceniem. Gdy jakiś czas później świeżo upieczony profesjonalista odwiedził redakcję słynnego miesięcznika, od fotoedytora usłyszał, że ten nie przypomina sobie, by kiedykolwiek zawodowiec przygotował udany materiał, robiąc... tak mało zdjęć.
Cała historia miała miejsce w 1973 roku, a więc w czasach przedcyfrowych, gdy w zwyczaju było liczyć się z każdą klatką filmu, która przecież kosztuje. Jaki z tego morał? Nie ma niczego złego w "trzaskaniu" tysięcy ujęć. Nawet mistrzowie stale poszukują, próbując w różny sposób podejść do tego samego tematu. Swoboda eksperymentowania, dostępna niegdyś dla zawodowców, którzy mieli zagwarantowany zwrot kosztów, w czasach cyfrowych stała się powszechna. Warto jednak pamiętać, że na końcu zabawy powinniśmy zmienić się w surowego fotoedytora, który z zalewu pamiątek wybierze tych kilka fotografii.
PS. Opisana historia pochodzi z książki Galena Rowella "Mountain Light", Yolla Bolly Press 1995.
— 26.10.2004, 11:59:46
Widziałam dziś kilka naprawdę koszmarnych zdjęć. Amatorszczyzna w najgorszym wydaniu. Obiecuję nigdy nie wklejać tu takiego zdjęcia. Już lepiej pozostać przy "idealnym portfolio".
— 18.10.2004, 01:03:35
...
Widziałam dziś kilka naprawdę koszmarnych zdjęć. Amatorszczyzna w najgorszym wydaniu. Obiecuję nigdy nie wklejać tu takiego zdjęcia. Już lepiej pozostać przy "idealnym portfolio".
— 18.10.2004, 01:03:35
Najlepsze portfolio na plfoto: ANI JEDNEGO GNIOTA ;) Mam z czego być dumna, prawda? ;P
— 14.10.2004, 23:32:26
...
Najlepsze portfolio na plfoto: ANI JEDNEGO GNIOTA ;) Mam z czego być dumna, prawda? ;P
480317 / 480315 / 477732 / ... Już mi się nie chce wklejać cmentarnych światełek. Za duzo tego... I to jeszcze w tydzień po Święcie :/
— 7.11.2004, 11:32:41
...
480317 / 480315 / 477732 / ... Już mi się nie chce wklejać cmentarnych światełek. Za duzo tego... I to jeszcze w tydzień po Święcie :/
— 7.11.2004, 11:32:41
... 475613 / 475552 / 475452 / 475492 / 475449 / 475757 / 475436 / 475421 / 475402 / 475378 / 474544 / 475301 / 474494 / 476918 / 476986 / 476875 / 476823 / 476481 / 476035 / 476033 / 475966 / 475851 / ...
— 4.11.2004, 00:30:02
...
... 475613 / 475552 / 475452 / 475492 / 475449 / 475757 / 475436 / 475421 / 475402 / 475378 / 474544 / 475301 / 474494 / 476918 / 476986 / 476875 / 476823 / 476481 / 476035 / 476033 / 475966 / 475851 / ...
— 4.11.2004, 00:30:02
... 475268 / 475257 / 475245 / 475210 / 475201 / 475186 / 475103 / 472953 / 475069 / 475057 / 475026 / 474838 / 474739 / 474544 / 474508 // c.d.n. zapewne nastapi...
— 2.11.2004, 18:26:02
...
... 475268 / 475257 / 475245 / 475210 / 475201 / 475186 / 475103 / 472953 / 475069 / 475057 / 475026 / 474838 / 474739 / 474544 / 474508 // c.d.n. zapewne nastapi...
— 2.11.2004, 18:26:02
"Chcąc być na czasie...zamieszczam jeszcze ciepłe zdjęcie z wieczornego wypadu na cmentarz" (autora cytatu litościwie nie podam). 474403 / 474428 / 474418 / 474390 / 474443 / 474384 / 474370 / 474333 / 474315 / 474267 / 474260 / 474215 (to mi się nawet podoba) / 474201 / 474167 / 474005 / 473908 / 473889 / 474422 / 474155 / 474457 // I znów jestem z siebie dumna, że nie ma wśród nich moich... Chyba ja jakaś dziwna jestem...
— 2.11.2004, 01:39:34
...
"Chcąc być na czasie...zamieszczam jeszcze ciepłe zdjęcie z wieczornego wypadu na cmentarz" (autora cytatu litościwie nie podam). 474403 / 474428 / 474418 / 474390 / 474443 / 474384 / 474370 / 474333 / 474315 / 474267 / 474260 / 474215 (to mi się nawet podoba) / 474201 / 474167 / 474005 / 473908 / 473889 / 474422 / 474155 / 474457 // I znów jestem z siebie dumna, że nie ma wśród nich moich... Chyba ja jakaś dziwna jestem...
— 2.11.2004, 01:39:34
Nie bój się pstrykać! Legendarny fotograf, jeden z moich ulubionych pejzażystów, Galen Rowell swoją karierę zawodową rozpoczął od zlecenia dla "National Geographic". Wskutek zabawnego zbiegu okoliczności, zamiast pomagać doświadczonemu profesjonaliście, musiał skoczyć na głęboką wodę i samodzielnie zrealizować reportaż z ekstremalnej wspinaczki na malowniczy szczyt Half Dome w parku narodowym Yosemite. W ciągu trzech dni "strzelił" siedemdziesiąt rolek filmu, czyli ponad 2500 (dwa i pół tysiąca!) klatek. Wysłał następnie niewywołane filmy do redakcji i spędził kilka dni obgryzając paznokcie w napięciu czekając na ocenę fotoedytora "National Geographic". Wszystko skończyło się szczęśliwie - Rowell miał swój pierwszy, szesnastostronicowy artykuł, a "National Geographic" dał mu premię finansową i natychmiast wysłał z następnym zleceniem. Gdy jakiś czas później świeżo upieczony profesjonalista odwiedził redakcję słynnego miesięcznika, od fotoedytora usłyszał, że ten nie przypomina sobie, by kiedykolwiek zawodowiec przygotował udany materiał, robiąc... tak mało zdjęć. Cała historia miała miejsce w 1973 roku, a więc w czasach przedcyfrowych, gdy w zwyczaju było liczyć się z każdą klatką filmu, która przecież kosztuje. Jaki z tego morał? Nie ma niczego złego w "trzaskaniu" tysięcy ujęć. Nawet mistrzowie stale poszukują, próbując w różny sposób podejść do tego samego tematu. Swoboda eksperymentowania, dostępna niegdyś dla zawodowców, którzy mieli zagwarantowany zwrot kosztów, w czasach cyfrowych stała się powszechna. Warto jednak pamiętać, że na końcu zabawy powinniśmy zmienić się w surowego fotoedytora, który z zalewu pamiątek wybierze tych kilka fotografii. PS. Opisana historia pochodzi z książki Galena Rowella "Mountain Light", Yolla Bolly Press 1995.
— 26.10.2004, 11:59:46
...
Nie bój się pstrykać! Legendarny fotograf, jeden z moich ulubionych pejzażystów, Galen Rowell swoją karierę zawodową rozpoczął od zlecenia dla "National Geographic". Wskutek zabawnego zbiegu okoliczności, zamiast pomagać doświadczonemu profesjonaliście, musiał skoczyć na głęboką wodę i samodzielnie zrealizować reportaż z ekstremalnej wspinaczki na malowniczy szczyt Half Dome w parku narodowym Yosemite. W ciągu trzech dni "strzelił" siedemdziesiąt rolek filmu, czyli ponad 2500 (dwa i pół tysiąca!) klatek. Wysłał następnie niewywołane filmy do redakcji i spędził kilka dni obgryzając paznokcie w napięciu czekając na ocenę fotoedytora "National Geographic". Wszystko skończyło się szczęśliwie - Rowell miał swój pierwszy, szesnastostronicowy artykuł, a "National Geographic" dał mu premię finansową i natychmiast wysłał z następnym zleceniem. Gdy jakiś czas później świeżo upieczony profesjonalista odwiedził redakcję słynnego miesięcznika, od fotoedytora usłyszał, że ten nie przypomina sobie, by kiedykolwiek zawodowiec przygotował udany materiał, robiąc... tak mało zdjęć. Cała historia miała miejsce w 1973 roku, a więc w czasach przedcyfrowych, gdy w zwyczaju było liczyć się z każdą klatką filmu, która przecież kosztuje. Jaki z tego morał? Nie ma niczego złego w "trzaskaniu" tysięcy ujęć. Nawet mistrzowie stale poszukują, próbując w różny sposób podejść do tego samego tematu. Swoboda eksperymentowania, dostępna niegdyś dla zawodowców, którzy mieli zagwarantowany zwrot kosztów, w czasach cyfrowych stała się powszechna. Warto jednak pamiętać, że na końcu zabawy powinniśmy zmienić się w surowego fotoedytora, który z zalewu pamiątek wybierze tych kilka fotografii. PS. Opisana historia pochodzi z książki Galena Rowella "Mountain Light", Yolla Bolly Press 1995.
— 26.10.2004, 11:59:46
Widziałam dziś kilka naprawdę koszmarnych zdjęć. Amatorszczyzna w najgorszym wydaniu. Obiecuję nigdy nie wklejać tu takiego zdjęcia. Już lepiej pozostać przy "idealnym portfolio".
— 18.10.2004, 01:03:35
...
Widziałam dziś kilka naprawdę koszmarnych zdjęć. Amatorszczyzna w najgorszym wydaniu. Obiecuję nigdy nie wklejać tu takiego zdjęcia. Już lepiej pozostać przy "idealnym portfolio".
— 18.10.2004, 01:03:35
Najlepsze portfolio na plfoto: ANI JEDNEGO GNIOTA ;) Mam z czego być dumna, prawda? ;P
— 14.10.2004, 23:32:26
...
Najlepsze portfolio na plfoto: ANI JEDNEGO GNIOTA ;) Mam z czego być dumna, prawda? ;P
— 14.10.2004, 23:32:26