Ładnych widokówek w tym kiosku brak.
Rzeczywistość jest poplamiona sokiem z marchwi i krwią, umazana błotem i zakurzona, ale też lśniąca blaskiem odbitym i zatrzymująca w sobie promień słońca, który zabawia się z nią nad ranem. I takie też są, a raczej bywają - te skrawki obrazów – powstałe z moich snów, kawałek po kawałku wykrawane z nich lub wyciągane jak nitki z poprutej pończochy.