Rada Gorada podjęła kontrowersyjną decyzję o dywersyfikacji <br><br><br><b>nasz drogi wódz prezentuje tu resztę fotek: </b><br><br><a href="http://www.plfoto.com/uzytkownik.php?authorid=24512"><b><font color="red">duchowy wódz Fiksater Proti Poti</font><b></a><br><br><b>oraz tutaj :</b><br><br><a href="http://www.plfoto.com/uzytkownik.php?authorid=21289"><b><font color="red">nygus</font><b></a><br><br><br>
Blog redakcja Biuletynu Geograficznego Fiksater Proti Poti
na polowaniu ze skandynawskimi Farmerami
mieli naprawde czerwone nochale, częściowo z tradycyjnego północnego zimna, częściowo a raczej głównie z przepicia jęczmięnnym piwem którego ich thralle wnieśli chyba z trzysta puszek. Polowanie w tym pięknym wiejskim lesie nie interesowało ich za bardzo, bo po pierwsze byli kretynami i zatracili męskie instynkty, po drugie nie dowidzieli, po trzecie byli skacowani, po czwarte nie było za dużo zwierzyny. Zwierzyna to takie abstrakcyjne słowo, zabijasz termin, inaczej niż gdybyś zabijał Lochę Kasię czy Jelenia Karola. Nie, to głupie, dziki się tak nie nazywają, dzik może się nazywać Twyrth Ghwyrth, jeleń HornedGodWithBigFallus czy coś równie starożytnego. Gdyby mieli zabijać spersonalizowane osobniki, to by nie zabili nawet tych marnych dwóch sztuk plus jednego bezzębnego naganiacza. Z naganiacza cieszyli się najbardziej, bo był to jedyny człowiek w tym towarzystwie Farmerów, trolli ober- naganiaczy i mnie, genialnego Demota.
Z naganiaczy robi się szynki a słoninka ląduje w grochówie dla czerwonoryjnych trolli Żadna to strata dla społeczeństwa, bo był on/ naganiacz / z zawodu wytwórcą szarych zniszczonych płóciennych plecaków z naszywkami Nirvany, sprzedawano je potem w różnych ej Sid -shopah i dawano rozmaitym indywiduom z przyklasztornych szkółek poczucie buntu i antydresowości, a przecież wiadomo że dresy są najzdrowszą i najbardziej produktywną warstwą społeczną, o ile zajmą się jakąś porządną działalnością przestępczą. To jest wszystko spisek tych pasożytniczych urzędasów ze stolicy z bananową młodzieżą z telewizji , żeby ciężko wytwarzających dochód narodowy dresów pozbawiać należnej im estymy.
No ale grochówka była pychota. Po wszystkim znowu polało się ekologiczne piwo do drewnianych kufli z Ikei, a z nich do śmierdzących otworów gębowych. Stałem na skwierczącym mrozie i paliłem ziele fajkowe, czując wyższość gatunkową w stosunku do otoczenia, może poza gajowym Jeffreyem, który poddał mi świetną myśl, żeby na następną zimę uszyć sobie barbarzyńskie futro z kłującego włosia dzika, tak, do samej ziemi, spięte żelazną fibulą, wysmarowane łojem, ciężkimi niezdrowymi tłuszczami z podkruszwickich plantacji, no i profilaktycznie masłem czosnkowym żeby odganiać te jebane postmodernistyczne białe króliki, których jak twierdzi pucybut Dagdy kręci się wokół coraz więcej. A baby tramwajowe? Pomyślcie, nie zbliżą się do mojego stanowiska na odległość mniejszą niż półtora włóczni, może nawet któraś zwolni swe wygrzane miejsce...Byle do następnej zimy, bo teraz to nieekonomiczne, poza tym muszę oszczędzać na potężny zapas podróżnych halucynogenów, latem chcę dotrzeć na Jamajkę, a to wymagać będzie dużej ilości magii i chemikaliów.
Rustykalne twarze dewizowych chłopomyśliwych stawały się coraz czerwieńsze pod słomianymi czuprynami, a zasilane piwno-grochówkową mieszaniną cielska wypuszczały coraz to nowe wysokooktanowce, które wesoło szybowały w mroźnym powietrzu. Całe szczęście, jak zwykle miałem katar. Dobra, koniec tej zabawy, wróciłem do czołgu nadleśnictwa i czekając na resztę pomyślałem że my z szajką też pojedziemy na polowanie, ale takie bezkrwawe, stylowo w lasach Narnii porwiemy kilka bażantów i zażądamy wysokiego okupu. Teraz już bym jednak wrócił do gorada. Na koniec kazali mi jednak przetłumaczyć przemówienie gajowego Jeffreya do czcigodnych gości - dużo apologii łowczego kunsztu i jeszcze więcej podziękowań za złoto i luksusowy drakkar dla dyrektora nadleśnictwa. Komercjalizacja tu też dotarła, istotą polowania powinno być przecież odbieranie życia przemocą, w bezlitosnym boju, a nie za jakieś eurosmarki.
Do gorada, z powrotem prędko do gorada.
Na ciepłe piwo.
I jajecznicę i gazetkę rano
To jest życie
— 20.04.2004, 02:49:18
...
na polowaniu ze skandynawskimi Farmerami
mieli naprawde czerwone nochale, częściowo z tradycyjnego północnego zimna, częściowo a raczej głównie z przepicia jęczmięnnym piwem którego ich thralle wnieśli chyba z trzysta puszek. Polowanie w tym pięknym wiejskim lesie nie interesowało ich za bardzo, bo po pierwsze byli kretynami i zatracili męskie instynkty, po drugie nie dowidzieli, po trzecie byli skacowani, po czwarte nie było za dużo zwierzyny. Zwierzyna to takie abstrakcyjne słowo, zabijasz termin, inaczej niż gdybyś zabijał Lochę Kasię czy Jelenia Karola. Nie, to głupie, dziki się tak nie nazywają, dzik może się nazywać Twyrth Ghwyrth, jeleń HornedGodWithBigFallus czy coś równie starożytnego. Gdyby mieli zabijać spersonalizowane osobniki, to by nie zabili nawet tych marnych dwóch sztuk plus jednego bezzębnego naganiacza. Z naganiacza cieszyli się najbardziej, bo był to jedyny człowiek w tym towarzystwie Farmerów, trolli ober- naganiaczy i mnie, genialnego Demota.
Z naganiaczy robi się szynki a słoninka ląduje w grochówie dla czerwonoryjnych trolli Żadna to strata dla społeczeństwa, bo był on/ naganiacz / z zawodu wytwórcą szarych zniszczonych płóciennych plecaków z naszywkami Nirvany, sprzedawano je potem w różnych ej Sid -shopah i dawano rozmaitym indywiduom z przyklasztornych szkółek poczucie buntu i antydresowości, a przecież wiadomo że dresy są najzdrowszą i najbardziej produktywną warstwą społeczną, o ile zajmą się jakąś porządną działalnością przestępczą. To jest wszystko spisek tych pasożytniczych urzędasów ze stolicy z bananową młodzieżą z telewizji , żeby ciężko wytwarzających dochód narodowy dresów pozbawiać należnej im estymy.
No ale grochówka była pychota. Po wszystkim znowu polało się ekologiczne piwo do drewnianych kufli z Ikei, a z nich do śmierdzących otworów gębowych. Stałem na skwierczącym mrozie i paliłem ziele fajkowe, czując wyższość gatunkową w stosunku do otoczenia, może poza gajowym Jeffreyem, który poddał mi świetną myśl, żeby na następną zimę uszyć sobie barbarzyńskie futro z kłującego włosia dzika, tak, do samej ziemi, spięte żelazną fibulą, wysmarowane łojem, ciężkimi niezdrowymi tłuszczami z podkruszwickich plantacji, no i profilaktycznie masłem czosnkowym żeby odganiać te jebane postmodernistyczne białe króliki, których jak twierdzi pucybut Dagdy kręci się wokół coraz więcej. A baby tramwajowe? Pomyślcie, nie zbliżą się do mojego stanowiska na odległość mniejszą niż półtora włóczni, może nawet któraś zwolni swe wygrzane miejsce...Byle do następnej zimy, bo teraz to nieekonomiczne, poza tym muszę oszczędzać na potężny zapas podróżnych halucynogenów, latem chcę dotrzeć na Jamajkę, a to wymagać będzie dużej ilości magii i chemikaliów.
Rustykalne twarze dewizowych chłopomyśliwych stawały się coraz czerwieńsze pod słomianymi czuprynami, a zasilane piwno-grochówkową mieszaniną cielska wypuszczały coraz to nowe wysokooktanowce, które wesoło szybowały w mroźnym powietrzu. Całe szczęście, jak zwykle miałem katar. Dobra, koniec tej zabawy, wróciłem do czołgu nadleśnictwa i czekając na resztę pomyślałem że my z szajką też pojedziemy na polowanie, ale takie bezkrwawe, stylowo w lasach Narnii porwiemy kilka bażantów i zażądamy wysokiego okupu. Teraz już bym jednak wrócił do gorada. Na koniec kazali mi jednak przetłumaczyć przemówienie gajowego Jeffreya do czcigodnych gości - dużo apologii łowczego kunsztu i jeszcze więcej podziękowań za złoto i luksusowy drakkar dla dyrektora nadleśnictwa. Komercjalizacja tu też dotarła, istotą polowania powinno być przecież odbieranie życia przemocą, w bezlitosnym boju, a nie za jakieś eurosmarki.
Do gorada, z powrotem prędko do gorada.
Na ciepłe piwo.
I jajecznicę i gazetkę rano
To jest życie
— 20.04.2004, 02:49:18
bardzo zimny wieczór w bardzo ciepłym domu
byłem na telewizji i oglądałem komedie. zużyłem cały zapas gazu rozweselającego żeby się pośmiać. kolejny wieczór kiedy nie chce się być aktywnym Leżę na swoich gromadzących się coraz szybciej materialnych dobrach, Jarosz ostatnio przyniósł nawet ogórki, mój zasób Różnych Rzeczy wyraźnie wzrasta.
Nadeszły święta po męczącym okresie dawania sobie w tytę wreszcie jest spokój i można jedząc karpia zastanowić się co dalej. Stanąłem przy oknie patrząc przez uchyloną firankę na zmarzlaków chyboczącym krokiem posuwających się w świetle gazowych latarni. Kolonialny sklep na dole był przeraźliwie zamknięty. Wszyscy mieszkańcy kultywowali tradycję gorada polegającą na barykadowaniu się w domach i ciepłych kamizelkach, oglądaniu dużej ilości propagandy w tandetnych czerwonych kolorach z białą brodą oraz trawieniu nagromadzonych artykułów żywnościowych. Nawet żydzi i emigranci z niderlandów mieli odpowiednio swoją świąteczną kupę i przyozdobione zmutowane genetycznie halucynogenne tulipany. Wesoło pruszył lodowaty deszcz, na pewno ku uciesze bezdomnych z mego lasu. Postanowiłem dołączyć się do tego radosnego nastroju i na niedawno zamówionym od wąsatego chudzielca z dębca bębnie poczęłem wygrywać średnio awangardowe rytmy. Przypomniał mi się bębniorób dobrodziej, mieszka z taką szarą branką i mają dużo kawy oraz zakrwawionego karpia w zlewie. Pomyślałem, że to dobry pomysł, aby stojąc na moim balkonie ponad lasem zagrać przebywającym tam bezdomnym karpia, na którego ich nie stać. Łubu dubbu dubu dubbu, trudno zagrać tą śliską łuskę, lepiej od razu zagram upieczonego karpia, o tak, dub, dub, a tak brzmi bułka tarta, a tak to miękkie mięsko w okolicy ogona, hm poimprowizujmy, trach trach, co to? paskudna ość przebija krtań. dub dub ten karp jest zarażony wścieklizną, trach, chyba pływał w fenolu. W ten sposób pokazałem bezdomnym że bogaci też mają swoje problemy, za co hojnie mnie wynagrodzili rzucając drobne monety do antyrynny, która to prędko wyssała je na mój balkon. Dziękuję moi drodzy, idę na kolejną świąteczną komedię o trzech muszkieterach.
— 20.04.2004, 02:48:56
...
bardzo zimny wieczór w bardzo ciepłym domu
byłem na telewizji i oglądałem komedie. zużyłem cały zapas gazu rozweselającego żeby się pośmiać. kolejny wieczór kiedy nie chce się być aktywnym Leżę na swoich gromadzących się coraz szybciej materialnych dobrach, Jarosz ostatnio przyniósł nawet ogórki, mój zasób Różnych Rzeczy wyraźnie wzrasta.
Nadeszły święta po męczącym okresie dawania sobie w tytę wreszcie jest spokój i można jedząc karpia zastanowić się co dalej. Stanąłem przy oknie patrząc przez uchyloną firankę na zmarzlaków chyboczącym krokiem posuwających się w świetle gazowych latarni. Kolonialny sklep na dole był przeraźliwie zamknięty. Wszyscy mieszkańcy kultywowali tradycję gorada polegającą na barykadowaniu się w domach i ciepłych kamizelkach, oglądaniu dużej ilości propagandy w tandetnych czerwonych kolorach z białą brodą oraz trawieniu nagromadzonych artykułów żywnościowych. Nawet żydzi i emigranci z niderlandów mieli odpowiednio swoją świąteczną kupę i przyozdobione zmutowane genetycznie halucynogenne tulipany. Wesoło pruszył lodowaty deszcz, na pewno ku uciesze bezdomnych z mego lasu. Postanowiłem dołączyć się do tego radosnego nastroju i na niedawno zamówionym od wąsatego chudzielca z dębca bębnie poczęłem wygrywać średnio awangardowe rytmy. Przypomniał mi się bębniorób dobrodziej, mieszka z taką szarą branką i mają dużo kawy oraz zakrwawionego karpia w zlewie. Pomyślałem, że to dobry pomysł, aby stojąc na moim balkonie ponad lasem zagrać przebywającym tam bezdomnym karpia, na którego ich nie stać. Łubu dubbu dubu dubbu, trudno zagrać tą śliską łuskę, lepiej od razu zagram upieczonego karpia, o tak, dub, dub, a tak brzmi bułka tarta, a tak to miękkie mięsko w okolicy ogona, hm poimprowizujmy, trach trach, co to? paskudna ość przebija krtań. dub dub ten karp jest zarażony wścieklizną, trach, chyba pływał w fenolu. W ten sposób pokazałem bezdomnym że bogaci też mają swoje problemy, za co hojnie mnie wynagrodzili rzucając drobne monety do antyrynny, która to prędko wyssała je na mój balkon. Dziękuję moi drodzy, idę na kolejną świąteczną komedię o trzech muszkieterach.
— 20.04.2004, 02:48:56
Trwa miesiąc w którym szykuje się buty a ja ciągle w tych samych
Czyli sytuacja się nie zmienia. Ostatnio było poważne spotkanie w Afryce, za daninę i pieczyste i kilka browców uprawialiśmy podkład rozrywkowy do wesołego gaworzenia panów i pań z Klubu Lwów. Jedna pani powiedziała, że nie dorośliśmy jeszcze do wpływania na losy świata i w związku z tym możemy się bawić ale ona nie wie że o to w tym wszystkim chodzi żeby nie dorosnąć tak jak ona, bo wówczas za wszystko, nawet za czynienie dobra trzeba będzie płacić no i oczywiście te paskudne makijaże…A inna pani zdziwiła się że my w tej Afryce namiastkowej nie mieszkamy. Nie mieszkamy, ale wszystko jest możliwe, jak dłużej nie będziemy mieć prądu to z lodówki wyjdą jakieś pleśniowe potwory i pnącza i zarosną nas jak zgasimy świeczki. Fatalna sytuacja, wydawało się ze idealny moment do wyruszenia w Drogę, ale coś mnie trzyma. Między innymi wyrzuty sumienia, one mają to do siebie, że muszą się do kogoś przyczepić, a w naszym pseudo-pałacu nie mają zbyt wielu żywicieli. Gdyby nie miały nikogo to by było jak w Kambodży albo wśród zbuntowanych rockersów na Morasku.
Eh, czuję się jak Luke Skywalker. Żebym chociaż znał takich celebritów jak Harrison Ford. Dziś co prawda w nowej tancbudzie na jamajskim dancingu poznam lokalne sławy, ale to nie do końca to samo.
— 20.04.2004, 02:47:42
...
Trwa miesiąc w którym szykuje się buty a ja ciągle w tych samych
Czyli sytuacja się nie zmienia. Ostatnio było poważne spotkanie w Afryce, za daninę i pieczyste i kilka browców uprawialiśmy podkład rozrywkowy do wesołego gaworzenia panów i pań z Klubu Lwów. Jedna pani powiedziała, że nie dorośliśmy jeszcze do wpływania na losy świata i w związku z tym możemy się bawić ale ona nie wie że o to w tym wszystkim chodzi żeby nie dorosnąć tak jak ona, bo wówczas za wszystko, nawet za czynienie dobra trzeba będzie płacić no i oczywiście te paskudne makijaże…A inna pani zdziwiła się że my w tej Afryce namiastkowej nie mieszkamy. Nie mieszkamy, ale wszystko jest możliwe, jak dłużej nie będziemy mieć prądu to z lodówki wyjdą jakieś pleśniowe potwory i pnącza i zarosną nas jak zgasimy świeczki. Fatalna sytuacja, wydawało się ze idealny moment do wyruszenia w Drogę, ale coś mnie trzyma. Między innymi wyrzuty sumienia, one mają to do siebie, że muszą się do kogoś przyczepić, a w naszym pseudo-pałacu nie mają zbyt wielu żywicieli. Gdyby nie miały nikogo to by było jak w Kambodży albo wśród zbuntowanych rockersów na Morasku.
Eh, czuję się jak Luke Skywalker. Żebym chociaż znał takich celebritów jak Harrison Ford. Dziś co prawda w nowej tancbudzie na jamajskim dancingu poznam lokalne sławy, ale to nie do końca to samo.
— 20.04.2004, 02:47:42
Ło ja tej czyli zaraz będę niebieskim ptaszkiem
No nie wiem co powiedzieć. Jest zimno, jak zwykle zresztą w tym zimnym kraju, ponadto jestem bezrobotny. Tak to chyba można nazwać, duża ilość wolnego czasu, niby można wszystko a nie chce się i nie robi się nic. O w sumie ciekawe doświadczenie , niestety kosztuje i współczynnik nudy wynosi ponad dwie telenowele na dzień. Mam mało kanałów, to pociecha. Mam Internet, to pech, rozmawiam głównie z sekciarzami. Gdybym pracował miałbym kasę, gdybym ćwiczył na siłowni, mięśnie, a tak chociaż wiem jak to jest być bezrobotnym. Na szczęście wróżka Jadzia mówi mi, że wkrótce wyruszę na spotkanie nowej przygodzie, jak tylko ułożą się sprawy prywatne. Bongo Herman twierdzi, że nie powinienem być takim egoistą ale ja też chce mieć swoje życie, nie mogę być Ojcem Kolbe od początku.
Spotykamy się regularnie w Afryce Równikowej, pod dredziastym drzewem, nad wylotem kanału. Co niedziela, po mszy, a jak ktoś nie chodzi to po śniadaniu i fajeczce. Czasem wibracja jest lepsza, czasem gorsza, ale dobrze, że jest.
Zamknęli norę czarnych harlejowców, już nigdy ogień z aluminiowych puszek nie zapłonie w kominku, już nikt nie będzie spał na stole dębowym, rzygał z krętych schodów na niebrukowane podwórko, mówił „wracaj do drugiej Sali , pedale”, nikt nie będzie śmierdział tak słodko dymem ćmików, zataczał się po Fortunce, tańczył do rana, uśmiechał się do drugiej osoby, patrzał na ładne i brzydkie dziewczyny , nosił jarmułki z pomarańczy. Stowarzyszenie Future of Judah to definitywnie zamknięty rozdział. Znamienne, że członkowie założyciele, poza Dermotem, Lwem i kudłatą Agą są w zasadzie na emigracji poza goradem. Jedni ćwiczą jogę, inni bycie polaczkiem. Czas ruszyć dalej, nie warto być młodym emerytem-wspominaczem.
— 20.04.2004, 02:46:33
...
Ło ja tej czyli zaraz będę niebieskim ptaszkiem
No nie wiem co powiedzieć. Jest zimno, jak zwykle zresztą w tym zimnym kraju, ponadto jestem bezrobotny. Tak to chyba można nazwać, duża ilość wolnego czasu, niby można wszystko a nie chce się i nie robi się nic. O w sumie ciekawe doświadczenie , niestety kosztuje i współczynnik nudy wynosi ponad dwie telenowele na dzień. Mam mało kanałów, to pociecha. Mam Internet, to pech, rozmawiam głównie z sekciarzami. Gdybym pracował miałbym kasę, gdybym ćwiczył na siłowni, mięśnie, a tak chociaż wiem jak to jest być bezrobotnym. Na szczęście wróżka Jadzia mówi mi, że wkrótce wyruszę na spotkanie nowej przygodzie, jak tylko ułożą się sprawy prywatne. Bongo Herman twierdzi, że nie powinienem być takim egoistą ale ja też chce mieć swoje życie, nie mogę być Ojcem Kolbe od początku.
Spotykamy się regularnie w Afryce Równikowej, pod dredziastym drzewem, nad wylotem kanału. Co niedziela, po mszy, a jak ktoś nie chodzi to po śniadaniu i fajeczce. Czasem wibracja jest lepsza, czasem gorsza, ale dobrze, że jest.
Zamknęli norę czarnych harlejowców, już nigdy ogień z aluminiowych puszek nie zapłonie w kominku, już nikt nie będzie spał na stole dębowym, rzygał z krętych schodów na niebrukowane podwórko, mówił „wracaj do drugiej Sali , pedale”, nikt nie będzie śmierdział tak słodko dymem ćmików, zataczał się po Fortunce, tańczył do rana, uśmiechał się do drugiej osoby, patrzał na ładne i brzydkie dziewczyny , nosił jarmułki z pomarańczy. Stowarzyszenie Future of Judah to definitywnie zamknięty rozdział. Znamienne, że członkowie założyciele, poza Dermotem, Lwem i kudłatą Agą są w zasadzie na emigracji poza goradem. Jedni ćwiczą jogę, inni bycie polaczkiem. Czas ruszyć dalej, nie warto być młodym emerytem-wspominaczem.
— 20.04.2004, 02:46:33
Zatem jak mówi Pan :"Trzykroć raz siedem szukać będziesz a i tak nie dane znaleźć ci będzie, boś nie tam szukał gdzie znaleźć byś mógł gdyby było ci dane." Zapamiętajcie te słowa, bo waga ich jest wielka, większa niźli kubłak na piwo olbrzyma co w świętym młynie mieszka i miele zboże dla całego kraju Kusz. Atoli nie o tym mi dzisiaj mówić. Wywód ten zmierza do udowodnienia wszelakim niedowiarkom, że świat nasz marchwi ma kształt. Dokonane to zostanie prostą i ingerencje szatana wykluczającą metodą, jako że oczywistym jest że nie ma on kształtu termometru, beczki dębowej ani krokodyla. Primo, nie ma kształtu termometru, bo i mieć nie może, jako że wiadomo, iż urządzenie to sluży do mierzenia prędkości z wysokości spadających przedmiotów rozmaitych, wespól z nimi w tym samym czasie rzucone i poprzez porównanie ich tendencję do ziemskiej powłoki wykazujące. Secundo, wbrew szkodliwej nauce Herezjusza na górze Cytadelnej wyznawanej, beczki dębowe nie do duchów (w noc u schyłku lata) łapania, ale do postnej medytacji używać się powinno, przynajmniej 3 dni wewnątrz przebywając, co by złe myśli cięższe od powietrza na dno opadły, a dobre, niczym powietrze rozgrzane przez otwór w szczycie beczki do szklanych słojów przewędrowały i rok cały w kłopotach nam zawsze służyły. Wynika z tego zatem niezbicie, że świat beczki dębowej w niczym nie przypomina. Ostatnie wreszcie spostrzeżenie wypada mi przytoczyć ,że nie może nasz świat, w swej łaskawości przez Pana nam ofiarowany, krokodyla mieć kształtu, bo cóż to jest krokodyl, nikt w naszym opactwie pojęcia nie ma. Przeto konkluzja płynie oczywista w swej prostocie, a dla oczu głupca bez pomocy luminarzy wiedzy zupełnie niewidoczna, że świat ma marchwi kształt, czego starałem się dowieść a, że jak wszystkim wiadomo gród nasz najdoskonalszym w tej krainie jest, na czubku marchwi leżeć musi, marchwiowym lasem jakoby pierścieniem otoczony, ale nie za blisko, bo blisko jak wiadomo rozległe się łąki i jeziora i pole buraczane i żyto i fabryka zabawek znajdują. A kto inaczej twierdzi, niechaj spadnie z łóżka w środku nocy, ten rudy kark sobie skręci i w nocniku swym się utopi, a jego gnomy mu się zbuntują, plecioną matę z wizerunkiem świętego Hipokrycjusza, tę co żarówkę na niej z lewa na prawo wkręca, na Targu Wildeckim sprzedadzą i ani śrubki niech z tego nie zobaczy, bo nieżyw zresztą będzie. Kto zaś ufność w słowach tych pokłada, niech da co łaska na nasze opactwo, a oczekiwać może, że brat Anzelm w swej dobroci wyjawi, jak członków obcinanie na poprawę pogody może wpłynąć. Teraz jednakże picia soku z pokrzywy pora nastała, ku chwale Pana naszego, jedynego i niepowtarzalnego, Tadeusza z Pleszewa, zatem traktat mój kończyć mi wypada, bo i tak potem zapomnę gdzie go zostawiłem.
— 20.04.2004, 02:42:14
...
Zatem jak mówi Pan :"Trzykroć raz siedem szukać będziesz a i tak nie dane znaleźć ci będzie, boś nie tam szukał gdzie znaleźć byś mógł gdyby było ci dane." Zapamiętajcie te słowa, bo waga ich jest wielka, większa niźli kubłak na piwo olbrzyma co w świętym młynie mieszka i miele zboże dla całego kraju Kusz. Atoli nie o tym mi dzisiaj mówić. Wywód ten zmierza do udowodnienia wszelakim niedowiarkom, że świat nasz marchwi ma kształt. Dokonane to zostanie prostą i ingerencje szatana wykluczającą metodą, jako że oczywistym jest że nie ma on kształtu termometru, beczki dębowej ani krokodyla. Primo, nie ma kształtu termometru, bo i mieć nie może, jako że wiadomo, iż urządzenie to sluży do mierzenia prędkości z wysokości spadających przedmiotów rozmaitych, wespól z nimi w tym samym czasie rzucone i poprzez porównanie ich tendencję do ziemskiej powłoki wykazujące. Secundo, wbrew szkodliwej nauce Herezjusza na górze Cytadelnej wyznawanej, beczki dębowe nie do duchów (w noc u schyłku lata) łapania, ale do postnej medytacji używać się powinno, przynajmniej 3 dni wewnątrz przebywając, co by złe myśli cięższe od powietrza na dno opadły, a dobre, niczym powietrze rozgrzane przez otwór w szczycie beczki do szklanych słojów przewędrowały i rok cały w kłopotach nam zawsze służyły. Wynika z tego zatem niezbicie, że świat beczki dębowej w niczym nie przypomina. Ostatnie wreszcie spostrzeżenie wypada mi przytoczyć ,że nie może nasz świat, w swej łaskawości przez Pana nam ofiarowany, krokodyla mieć kształtu, bo cóż to jest krokodyl, nikt w naszym opactwie pojęcia nie ma. Przeto konkluzja płynie oczywista w swej prostocie, a dla oczu głupca bez pomocy luminarzy wiedzy zupełnie niewidoczna, że świat ma marchwi kształt, czego starałem się dowieść a, że jak wszystkim wiadomo gród nasz najdoskonalszym w tej krainie jest, na czubku marchwi leżeć musi, marchwiowym lasem jakoby pierścieniem otoczony, ale nie za blisko, bo blisko jak wiadomo rozległe się łąki i jeziora i pole buraczane i żyto i fabryka zabawek znajdują. A kto inaczej twierdzi, niechaj spadnie z łóżka w środku nocy, ten rudy kark sobie skręci i w nocniku swym się utopi, a jego gnomy mu się zbuntują, plecioną matę z wizerunkiem świętego Hipokrycjusza, tę co żarówkę na niej z lewa na prawo wkręca, na Targu Wildeckim sprzedadzą i ani śrubki niech z tego nie zobaczy, bo nieżyw zresztą będzie. Kto zaś ufność w słowach tych pokłada, niech da co łaska na nasze opactwo, a oczekiwać może, że brat Anzelm w swej dobroci wyjawi, jak członków obcinanie na poprawę pogody może wpłynąć. Teraz jednakże picia soku z pokrzywy pora nastała, ku chwale Pana naszego, jedynego i niepowtarzalnego, Tadeusza z Pleszewa, zatem traktat mój kończyć mi wypada, bo i tak potem zapomnę gdzie go zostawiłem.
— 20.04.2004, 02:42:14
TAK SIĘ BAWIMY W CZASIE WOLNYM CZYLI NOTATNIK DERMOTA
4 -ty dzień zimowej deprechy
>czasem myślę sobie że gites byłoby zostać pieśniarzem ludowym, nazwalibyśmy nasz zespół AAAkcent albo AAAAbażur aby być zawsze na topie, przynajmniej w gazecie w rubryce kleinebekantmachungen. jeździłbym luksusową rykszą zaprzężoną nie w jakiś tam chłopów pańszczyżnianych tylko zdrowych wyzwoleńców z ościennej siłowni. mnóstwo mulatek, jamajskie cygara, wspaniała grzywka i bokobrody na półtora łokcia. żadnych rozterek czy się bawić czy nie, i co przez to okażę, żadnych zahamowań powyżej poziomu fizjologii. bardzo kultowo.
>Poszedłbyś gdzieś, zrobiłbyś coś, nic tylko siedzisz i przesiewasz czas oglądając te bzdury. Żadnych perspektyw, no po prostu zero.<
— 20.04.2004, 02:40:11
...
TAK SIĘ BAWIMY W CZASIE WOLNYM CZYLI NOTATNIK DERMOTA
4 -ty dzień zimowej deprechy
>czasem myślę sobie że gites byłoby zostać pieśniarzem ludowym, nazwalibyśmy nasz zespół AAAkcent albo AAAAbażur aby być zawsze na topie, przynajmniej w gazecie w rubryce kleinebekantmachungen. jeździłbym luksusową rykszą zaprzężoną nie w jakiś tam chłopów pańszczyżnianych tylko zdrowych wyzwoleńców z ościennej siłowni. mnóstwo mulatek, jamajskie cygara, wspaniała grzywka i bokobrody na półtora łokcia. żadnych rozterek czy się bawić czy nie, i co przez to okażę, żadnych zahamowań powyżej poziomu fizjologii. bardzo kultowo.
>Poszedłbyś gdzieś, zrobiłbyś coś, nic tylko siedzisz i przesiewasz czas oglądając te bzdury. Żadnych perspektyw, no po prostu zero.<
na polowaniu ze skandynawskimi Farmerami mieli naprawde czerwone nochale, częściowo z tradycyjnego północnego zimna, częściowo a raczej głównie z przepicia jęczmięnnym piwem którego ich thralle wnieśli chyba z trzysta puszek. Polowanie w tym pięknym wiejskim lesie nie interesowało ich za bardzo, bo po pierwsze byli kretynami i zatracili męskie instynkty, po drugie nie dowidzieli, po trzecie byli skacowani, po czwarte nie było za dużo zwierzyny. Zwierzyna to takie abstrakcyjne słowo, zabijasz termin, inaczej niż gdybyś zabijał Lochę Kasię czy Jelenia Karola. Nie, to głupie, dziki się tak nie nazywają, dzik może się nazywać Twyrth Ghwyrth, jeleń HornedGodWithBigFallus czy coś równie starożytnego. Gdyby mieli zabijać spersonalizowane osobniki, to by nie zabili nawet tych marnych dwóch sztuk plus jednego bezzębnego naganiacza. Z naganiacza cieszyli się najbardziej, bo był to jedyny człowiek w tym towarzystwie Farmerów, trolli ober- naganiaczy i mnie, genialnego Demota. Z naganiaczy robi się szynki a słoninka ląduje w grochówie dla czerwonoryjnych trolli Żadna to strata dla społeczeństwa, bo był on/ naganiacz / z zawodu wytwórcą szarych zniszczonych płóciennych plecaków z naszywkami Nirvany, sprzedawano je potem w różnych ej Sid -shopah i dawano rozmaitym indywiduom z przyklasztornych szkółek poczucie buntu i antydresowości, a przecież wiadomo że dresy są najzdrowszą i najbardziej produktywną warstwą społeczną, o ile zajmą się jakąś porządną działalnością przestępczą. To jest wszystko spisek tych pasożytniczych urzędasów ze stolicy z bananową młodzieżą z telewizji , żeby ciężko wytwarzających dochód narodowy dresów pozbawiać należnej im estymy. No ale grochówka była pychota. Po wszystkim znowu polało się ekologiczne piwo do drewnianych kufli z Ikei, a z nich do śmierdzących otworów gębowych. Stałem na skwierczącym mrozie i paliłem ziele fajkowe, czując wyższość gatunkową w stosunku do otoczenia, może poza gajowym Jeffreyem, który poddał mi świetną myśl, żeby na następną zimę uszyć sobie barbarzyńskie futro z kłującego włosia dzika, tak, do samej ziemi, spięte żelazną fibulą, wysmarowane łojem, ciężkimi niezdrowymi tłuszczami z podkruszwickich plantacji, no i profilaktycznie masłem czosnkowym żeby odganiać te jebane postmodernistyczne białe króliki, których jak twierdzi pucybut Dagdy kręci się wokół coraz więcej. A baby tramwajowe? Pomyślcie, nie zbliżą się do mojego stanowiska na odległość mniejszą niż półtora włóczni, może nawet któraś zwolni swe wygrzane miejsce...Byle do następnej zimy, bo teraz to nieekonomiczne, poza tym muszę oszczędzać na potężny zapas podróżnych halucynogenów, latem chcę dotrzeć na Jamajkę, a to wymagać będzie dużej ilości magii i chemikaliów. Rustykalne twarze dewizowych chłopomyśliwych stawały się coraz czerwieńsze pod słomianymi czuprynami, a zasilane piwno-grochówkową mieszaniną cielska wypuszczały coraz to nowe wysokooktanowce, które wesoło szybowały w mroźnym powietrzu. Całe szczęście, jak zwykle miałem katar. Dobra, koniec tej zabawy, wróciłem do czołgu nadleśnictwa i czekając na resztę pomyślałem że my z szajką też pojedziemy na polowanie, ale takie bezkrwawe, stylowo w lasach Narnii porwiemy kilka bażantów i zażądamy wysokiego okupu. Teraz już bym jednak wrócił do gorada. Na koniec kazali mi jednak przetłumaczyć przemówienie gajowego Jeffreya do czcigodnych gości - dużo apologii łowczego kunsztu i jeszcze więcej podziękowań za złoto i luksusowy drakkar dla dyrektora nadleśnictwa. Komercjalizacja tu też dotarła, istotą polowania powinno być przecież odbieranie życia przemocą, w bezlitosnym boju, a nie za jakieś eurosmarki. Do gorada, z powrotem prędko do gorada. Na ciepłe piwo. I jajecznicę i gazetkę rano To jest życie
— 20.04.2004, 02:49:18
...
na polowaniu ze skandynawskimi Farmerami mieli naprawde czerwone nochale, częściowo z tradycyjnego północnego zimna, częściowo a raczej głównie z przepicia jęczmięnnym piwem którego ich thralle wnieśli chyba z trzysta puszek. Polowanie w tym pięknym wiejskim lesie nie interesowało ich za bardzo, bo po pierwsze byli kretynami i zatracili męskie instynkty, po drugie nie dowidzieli, po trzecie byli skacowani, po czwarte nie było za dużo zwierzyny. Zwierzyna to takie abstrakcyjne słowo, zabijasz termin, inaczej niż gdybyś zabijał Lochę Kasię czy Jelenia Karola. Nie, to głupie, dziki się tak nie nazywają, dzik może się nazywać Twyrth Ghwyrth, jeleń HornedGodWithBigFallus czy coś równie starożytnego. Gdyby mieli zabijać spersonalizowane osobniki, to by nie zabili nawet tych marnych dwóch sztuk plus jednego bezzębnego naganiacza. Z naganiacza cieszyli się najbardziej, bo był to jedyny człowiek w tym towarzystwie Farmerów, trolli ober- naganiaczy i mnie, genialnego Demota. Z naganiaczy robi się szynki a słoninka ląduje w grochówie dla czerwonoryjnych trolli Żadna to strata dla społeczeństwa, bo był on/ naganiacz / z zawodu wytwórcą szarych zniszczonych płóciennych plecaków z naszywkami Nirvany, sprzedawano je potem w różnych ej Sid -shopah i dawano rozmaitym indywiduom z przyklasztornych szkółek poczucie buntu i antydresowości, a przecież wiadomo że dresy są najzdrowszą i najbardziej produktywną warstwą społeczną, o ile zajmą się jakąś porządną działalnością przestępczą. To jest wszystko spisek tych pasożytniczych urzędasów ze stolicy z bananową młodzieżą z telewizji , żeby ciężko wytwarzających dochód narodowy dresów pozbawiać należnej im estymy. No ale grochówka była pychota. Po wszystkim znowu polało się ekologiczne piwo do drewnianych kufli z Ikei, a z nich do śmierdzących otworów gębowych. Stałem na skwierczącym mrozie i paliłem ziele fajkowe, czując wyższość gatunkową w stosunku do otoczenia, może poza gajowym Jeffreyem, który poddał mi świetną myśl, żeby na następną zimę uszyć sobie barbarzyńskie futro z kłującego włosia dzika, tak, do samej ziemi, spięte żelazną fibulą, wysmarowane łojem, ciężkimi niezdrowymi tłuszczami z podkruszwickich plantacji, no i profilaktycznie masłem czosnkowym żeby odganiać te jebane postmodernistyczne białe króliki, których jak twierdzi pucybut Dagdy kręci się wokół coraz więcej. A baby tramwajowe? Pomyślcie, nie zbliżą się do mojego stanowiska na odległość mniejszą niż półtora włóczni, może nawet któraś zwolni swe wygrzane miejsce...Byle do następnej zimy, bo teraz to nieekonomiczne, poza tym muszę oszczędzać na potężny zapas podróżnych halucynogenów, latem chcę dotrzeć na Jamajkę, a to wymagać będzie dużej ilości magii i chemikaliów. Rustykalne twarze dewizowych chłopomyśliwych stawały się coraz czerwieńsze pod słomianymi czuprynami, a zasilane piwno-grochówkową mieszaniną cielska wypuszczały coraz to nowe wysokooktanowce, które wesoło szybowały w mroźnym powietrzu. Całe szczęście, jak zwykle miałem katar. Dobra, koniec tej zabawy, wróciłem do czołgu nadleśnictwa i czekając na resztę pomyślałem że my z szajką też pojedziemy na polowanie, ale takie bezkrwawe, stylowo w lasach Narnii porwiemy kilka bażantów i zażądamy wysokiego okupu. Teraz już bym jednak wrócił do gorada. Na koniec kazali mi jednak przetłumaczyć przemówienie gajowego Jeffreya do czcigodnych gości - dużo apologii łowczego kunsztu i jeszcze więcej podziękowań za złoto i luksusowy drakkar dla dyrektora nadleśnictwa. Komercjalizacja tu też dotarła, istotą polowania powinno być przecież odbieranie życia przemocą, w bezlitosnym boju, a nie za jakieś eurosmarki. Do gorada, z powrotem prędko do gorada. Na ciepłe piwo. I jajecznicę i gazetkę rano To jest życie
— 20.04.2004, 02:49:18
bardzo zimny wieczór w bardzo ciepłym domu byłem na telewizji i oglądałem komedie. zużyłem cały zapas gazu rozweselającego żeby się pośmiać. kolejny wieczór kiedy nie chce się być aktywnym Leżę na swoich gromadzących się coraz szybciej materialnych dobrach, Jarosz ostatnio przyniósł nawet ogórki, mój zasób Różnych Rzeczy wyraźnie wzrasta. Nadeszły święta po męczącym okresie dawania sobie w tytę wreszcie jest spokój i można jedząc karpia zastanowić się co dalej. Stanąłem przy oknie patrząc przez uchyloną firankę na zmarzlaków chyboczącym krokiem posuwających się w świetle gazowych latarni. Kolonialny sklep na dole był przeraźliwie zamknięty. Wszyscy mieszkańcy kultywowali tradycję gorada polegającą na barykadowaniu się w domach i ciepłych kamizelkach, oglądaniu dużej ilości propagandy w tandetnych czerwonych kolorach z białą brodą oraz trawieniu nagromadzonych artykułów żywnościowych. Nawet żydzi i emigranci z niderlandów mieli odpowiednio swoją świąteczną kupę i przyozdobione zmutowane genetycznie halucynogenne tulipany. Wesoło pruszył lodowaty deszcz, na pewno ku uciesze bezdomnych z mego lasu. Postanowiłem dołączyć się do tego radosnego nastroju i na niedawno zamówionym od wąsatego chudzielca z dębca bębnie poczęłem wygrywać średnio awangardowe rytmy. Przypomniał mi się bębniorób dobrodziej, mieszka z taką szarą branką i mają dużo kawy oraz zakrwawionego karpia w zlewie. Pomyślałem, że to dobry pomysł, aby stojąc na moim balkonie ponad lasem zagrać przebywającym tam bezdomnym karpia, na którego ich nie stać. Łubu dubbu dubu dubbu, trudno zagrać tą śliską łuskę, lepiej od razu zagram upieczonego karpia, o tak, dub, dub, a tak brzmi bułka tarta, a tak to miękkie mięsko w okolicy ogona, hm poimprowizujmy, trach trach, co to? paskudna ość przebija krtań. dub dub ten karp jest zarażony wścieklizną, trach, chyba pływał w fenolu. W ten sposób pokazałem bezdomnym że bogaci też mają swoje problemy, za co hojnie mnie wynagrodzili rzucając drobne monety do antyrynny, która to prędko wyssała je na mój balkon. Dziękuję moi drodzy, idę na kolejną świąteczną komedię o trzech muszkieterach.
— 20.04.2004, 02:48:56
...
bardzo zimny wieczór w bardzo ciepłym domu byłem na telewizji i oglądałem komedie. zużyłem cały zapas gazu rozweselającego żeby się pośmiać. kolejny wieczór kiedy nie chce się być aktywnym Leżę na swoich gromadzących się coraz szybciej materialnych dobrach, Jarosz ostatnio przyniósł nawet ogórki, mój zasób Różnych Rzeczy wyraźnie wzrasta. Nadeszły święta po męczącym okresie dawania sobie w tytę wreszcie jest spokój i można jedząc karpia zastanowić się co dalej. Stanąłem przy oknie patrząc przez uchyloną firankę na zmarzlaków chyboczącym krokiem posuwających się w świetle gazowych latarni. Kolonialny sklep na dole był przeraźliwie zamknięty. Wszyscy mieszkańcy kultywowali tradycję gorada polegającą na barykadowaniu się w domach i ciepłych kamizelkach, oglądaniu dużej ilości propagandy w tandetnych czerwonych kolorach z białą brodą oraz trawieniu nagromadzonych artykułów żywnościowych. Nawet żydzi i emigranci z niderlandów mieli odpowiednio swoją świąteczną kupę i przyozdobione zmutowane genetycznie halucynogenne tulipany. Wesoło pruszył lodowaty deszcz, na pewno ku uciesze bezdomnych z mego lasu. Postanowiłem dołączyć się do tego radosnego nastroju i na niedawno zamówionym od wąsatego chudzielca z dębca bębnie poczęłem wygrywać średnio awangardowe rytmy. Przypomniał mi się bębniorób dobrodziej, mieszka z taką szarą branką i mają dużo kawy oraz zakrwawionego karpia w zlewie. Pomyślałem, że to dobry pomysł, aby stojąc na moim balkonie ponad lasem zagrać przebywającym tam bezdomnym karpia, na którego ich nie stać. Łubu dubbu dubu dubbu, trudno zagrać tą śliską łuskę, lepiej od razu zagram upieczonego karpia, o tak, dub, dub, a tak brzmi bułka tarta, a tak to miękkie mięsko w okolicy ogona, hm poimprowizujmy, trach trach, co to? paskudna ość przebija krtań. dub dub ten karp jest zarażony wścieklizną, trach, chyba pływał w fenolu. W ten sposób pokazałem bezdomnym że bogaci też mają swoje problemy, za co hojnie mnie wynagrodzili rzucając drobne monety do antyrynny, która to prędko wyssała je na mój balkon. Dziękuję moi drodzy, idę na kolejną świąteczną komedię o trzech muszkieterach.
— 20.04.2004, 02:48:56
Trwa miesiąc w którym szykuje się buty a ja ciągle w tych samych Czyli sytuacja się nie zmienia. Ostatnio było poważne spotkanie w Afryce, za daninę i pieczyste i kilka browców uprawialiśmy podkład rozrywkowy do wesołego gaworzenia panów i pań z Klubu Lwów. Jedna pani powiedziała, że nie dorośliśmy jeszcze do wpływania na losy świata i w związku z tym możemy się bawić ale ona nie wie że o to w tym wszystkim chodzi żeby nie dorosnąć tak jak ona, bo wówczas za wszystko, nawet za czynienie dobra trzeba będzie płacić no i oczywiście te paskudne makijaże…A inna pani zdziwiła się że my w tej Afryce namiastkowej nie mieszkamy. Nie mieszkamy, ale wszystko jest możliwe, jak dłużej nie będziemy mieć prądu to z lodówki wyjdą jakieś pleśniowe potwory i pnącza i zarosną nas jak zgasimy świeczki. Fatalna sytuacja, wydawało się ze idealny moment do wyruszenia w Drogę, ale coś mnie trzyma. Między innymi wyrzuty sumienia, one mają to do siebie, że muszą się do kogoś przyczepić, a w naszym pseudo-pałacu nie mają zbyt wielu żywicieli. Gdyby nie miały nikogo to by było jak w Kambodży albo wśród zbuntowanych rockersów na Morasku. Eh, czuję się jak Luke Skywalker. Żebym chociaż znał takich celebritów jak Harrison Ford. Dziś co prawda w nowej tancbudzie na jamajskim dancingu poznam lokalne sławy, ale to nie do końca to samo.
— 20.04.2004, 02:47:42
...
Trwa miesiąc w którym szykuje się buty a ja ciągle w tych samych Czyli sytuacja się nie zmienia. Ostatnio było poważne spotkanie w Afryce, za daninę i pieczyste i kilka browców uprawialiśmy podkład rozrywkowy do wesołego gaworzenia panów i pań z Klubu Lwów. Jedna pani powiedziała, że nie dorośliśmy jeszcze do wpływania na losy świata i w związku z tym możemy się bawić ale ona nie wie że o to w tym wszystkim chodzi żeby nie dorosnąć tak jak ona, bo wówczas za wszystko, nawet za czynienie dobra trzeba będzie płacić no i oczywiście te paskudne makijaże…A inna pani zdziwiła się że my w tej Afryce namiastkowej nie mieszkamy. Nie mieszkamy, ale wszystko jest możliwe, jak dłużej nie będziemy mieć prądu to z lodówki wyjdą jakieś pleśniowe potwory i pnącza i zarosną nas jak zgasimy świeczki. Fatalna sytuacja, wydawało się ze idealny moment do wyruszenia w Drogę, ale coś mnie trzyma. Między innymi wyrzuty sumienia, one mają to do siebie, że muszą się do kogoś przyczepić, a w naszym pseudo-pałacu nie mają zbyt wielu żywicieli. Gdyby nie miały nikogo to by było jak w Kambodży albo wśród zbuntowanych rockersów na Morasku. Eh, czuję się jak Luke Skywalker. Żebym chociaż znał takich celebritów jak Harrison Ford. Dziś co prawda w nowej tancbudzie na jamajskim dancingu poznam lokalne sławy, ale to nie do końca to samo.
— 20.04.2004, 02:47:42
Ło ja tej czyli zaraz będę niebieskim ptaszkiem No nie wiem co powiedzieć. Jest zimno, jak zwykle zresztą w tym zimnym kraju, ponadto jestem bezrobotny. Tak to chyba można nazwać, duża ilość wolnego czasu, niby można wszystko a nie chce się i nie robi się nic. O w sumie ciekawe doświadczenie , niestety kosztuje i współczynnik nudy wynosi ponad dwie telenowele na dzień. Mam mało kanałów, to pociecha. Mam Internet, to pech, rozmawiam głównie z sekciarzami. Gdybym pracował miałbym kasę, gdybym ćwiczył na siłowni, mięśnie, a tak chociaż wiem jak to jest być bezrobotnym. Na szczęście wróżka Jadzia mówi mi, że wkrótce wyruszę na spotkanie nowej przygodzie, jak tylko ułożą się sprawy prywatne. Bongo Herman twierdzi, że nie powinienem być takim egoistą ale ja też chce mieć swoje życie, nie mogę być Ojcem Kolbe od początku. Spotykamy się regularnie w Afryce Równikowej, pod dredziastym drzewem, nad wylotem kanału. Co niedziela, po mszy, a jak ktoś nie chodzi to po śniadaniu i fajeczce. Czasem wibracja jest lepsza, czasem gorsza, ale dobrze, że jest. Zamknęli norę czarnych harlejowców, już nigdy ogień z aluminiowych puszek nie zapłonie w kominku, już nikt nie będzie spał na stole dębowym, rzygał z krętych schodów na niebrukowane podwórko, mówił „wracaj do drugiej Sali , pedale”, nikt nie będzie śmierdział tak słodko dymem ćmików, zataczał się po Fortunce, tańczył do rana, uśmiechał się do drugiej osoby, patrzał na ładne i brzydkie dziewczyny , nosił jarmułki z pomarańczy. Stowarzyszenie Future of Judah to definitywnie zamknięty rozdział. Znamienne, że członkowie założyciele, poza Dermotem, Lwem i kudłatą Agą są w zasadzie na emigracji poza goradem. Jedni ćwiczą jogę, inni bycie polaczkiem. Czas ruszyć dalej, nie warto być młodym emerytem-wspominaczem.
— 20.04.2004, 02:46:33
...
Ło ja tej czyli zaraz będę niebieskim ptaszkiem No nie wiem co powiedzieć. Jest zimno, jak zwykle zresztą w tym zimnym kraju, ponadto jestem bezrobotny. Tak to chyba można nazwać, duża ilość wolnego czasu, niby można wszystko a nie chce się i nie robi się nic. O w sumie ciekawe doświadczenie , niestety kosztuje i współczynnik nudy wynosi ponad dwie telenowele na dzień. Mam mało kanałów, to pociecha. Mam Internet, to pech, rozmawiam głównie z sekciarzami. Gdybym pracował miałbym kasę, gdybym ćwiczył na siłowni, mięśnie, a tak chociaż wiem jak to jest być bezrobotnym. Na szczęście wróżka Jadzia mówi mi, że wkrótce wyruszę na spotkanie nowej przygodzie, jak tylko ułożą się sprawy prywatne. Bongo Herman twierdzi, że nie powinienem być takim egoistą ale ja też chce mieć swoje życie, nie mogę być Ojcem Kolbe od początku. Spotykamy się regularnie w Afryce Równikowej, pod dredziastym drzewem, nad wylotem kanału. Co niedziela, po mszy, a jak ktoś nie chodzi to po śniadaniu i fajeczce. Czasem wibracja jest lepsza, czasem gorsza, ale dobrze, że jest. Zamknęli norę czarnych harlejowców, już nigdy ogień z aluminiowych puszek nie zapłonie w kominku, już nikt nie będzie spał na stole dębowym, rzygał z krętych schodów na niebrukowane podwórko, mówił „wracaj do drugiej Sali , pedale”, nikt nie będzie śmierdział tak słodko dymem ćmików, zataczał się po Fortunce, tańczył do rana, uśmiechał się do drugiej osoby, patrzał na ładne i brzydkie dziewczyny , nosił jarmułki z pomarańczy. Stowarzyszenie Future of Judah to definitywnie zamknięty rozdział. Znamienne, że członkowie założyciele, poza Dermotem, Lwem i kudłatą Agą są w zasadzie na emigracji poza goradem. Jedni ćwiczą jogę, inni bycie polaczkiem. Czas ruszyć dalej, nie warto być młodym emerytem-wspominaczem.
— 20.04.2004, 02:46:33
Zatem jak mówi Pan :"Trzykroć raz siedem szukać będziesz a i tak nie dane znaleźć ci będzie, boś nie tam szukał gdzie znaleźć byś mógł gdyby było ci dane." Zapamiętajcie te słowa, bo waga ich jest wielka, większa niźli kubłak na piwo olbrzyma co w świętym młynie mieszka i miele zboże dla całego kraju Kusz. Atoli nie o tym mi dzisiaj mówić. Wywód ten zmierza do udowodnienia wszelakim niedowiarkom, że świat nasz marchwi ma kształt. Dokonane to zostanie prostą i ingerencje szatana wykluczającą metodą, jako że oczywistym jest że nie ma on kształtu termometru, beczki dębowej ani krokodyla. Primo, nie ma kształtu termometru, bo i mieć nie może, jako że wiadomo, iż urządzenie to sluży do mierzenia prędkości z wysokości spadających przedmiotów rozmaitych, wespól z nimi w tym samym czasie rzucone i poprzez porównanie ich tendencję do ziemskiej powłoki wykazujące. Secundo, wbrew szkodliwej nauce Herezjusza na górze Cytadelnej wyznawanej, beczki dębowe nie do duchów (w noc u schyłku lata) łapania, ale do postnej medytacji używać się powinno, przynajmniej 3 dni wewnątrz przebywając, co by złe myśli cięższe od powietrza na dno opadły, a dobre, niczym powietrze rozgrzane przez otwór w szczycie beczki do szklanych słojów przewędrowały i rok cały w kłopotach nam zawsze służyły. Wynika z tego zatem niezbicie, że świat beczki dębowej w niczym nie przypomina. Ostatnie wreszcie spostrzeżenie wypada mi przytoczyć ,że nie może nasz świat, w swej łaskawości przez Pana nam ofiarowany, krokodyla mieć kształtu, bo cóż to jest krokodyl, nikt w naszym opactwie pojęcia nie ma. Przeto konkluzja płynie oczywista w swej prostocie, a dla oczu głupca bez pomocy luminarzy wiedzy zupełnie niewidoczna, że świat ma marchwi kształt, czego starałem się dowieść a, że jak wszystkim wiadomo gród nasz najdoskonalszym w tej krainie jest, na czubku marchwi leżeć musi, marchwiowym lasem jakoby pierścieniem otoczony, ale nie za blisko, bo blisko jak wiadomo rozległe się łąki i jeziora i pole buraczane i żyto i fabryka zabawek znajdują. A kto inaczej twierdzi, niechaj spadnie z łóżka w środku nocy, ten rudy kark sobie skręci i w nocniku swym się utopi, a jego gnomy mu się zbuntują, plecioną matę z wizerunkiem świętego Hipokrycjusza, tę co żarówkę na niej z lewa na prawo wkręca, na Targu Wildeckim sprzedadzą i ani śrubki niech z tego nie zobaczy, bo nieżyw zresztą będzie. Kto zaś ufność w słowach tych pokłada, niech da co łaska na nasze opactwo, a oczekiwać może, że brat Anzelm w swej dobroci wyjawi, jak członków obcinanie na poprawę pogody może wpłynąć. Teraz jednakże picia soku z pokrzywy pora nastała, ku chwale Pana naszego, jedynego i niepowtarzalnego, Tadeusza z Pleszewa, zatem traktat mój kończyć mi wypada, bo i tak potem zapomnę gdzie go zostawiłem.
— 20.04.2004, 02:42:14
...
Zatem jak mówi Pan :"Trzykroć raz siedem szukać będziesz a i tak nie dane znaleźć ci będzie, boś nie tam szukał gdzie znaleźć byś mógł gdyby było ci dane." Zapamiętajcie te słowa, bo waga ich jest wielka, większa niźli kubłak na piwo olbrzyma co w świętym młynie mieszka i miele zboże dla całego kraju Kusz. Atoli nie o tym mi dzisiaj mówić. Wywód ten zmierza do udowodnienia wszelakim niedowiarkom, że świat nasz marchwi ma kształt. Dokonane to zostanie prostą i ingerencje szatana wykluczającą metodą, jako że oczywistym jest że nie ma on kształtu termometru, beczki dębowej ani krokodyla. Primo, nie ma kształtu termometru, bo i mieć nie może, jako że wiadomo, iż urządzenie to sluży do mierzenia prędkości z wysokości spadających przedmiotów rozmaitych, wespól z nimi w tym samym czasie rzucone i poprzez porównanie ich tendencję do ziemskiej powłoki wykazujące. Secundo, wbrew szkodliwej nauce Herezjusza na górze Cytadelnej wyznawanej, beczki dębowe nie do duchów (w noc u schyłku lata) łapania, ale do postnej medytacji używać się powinno, przynajmniej 3 dni wewnątrz przebywając, co by złe myśli cięższe od powietrza na dno opadły, a dobre, niczym powietrze rozgrzane przez otwór w szczycie beczki do szklanych słojów przewędrowały i rok cały w kłopotach nam zawsze służyły. Wynika z tego zatem niezbicie, że świat beczki dębowej w niczym nie przypomina. Ostatnie wreszcie spostrzeżenie wypada mi przytoczyć ,że nie może nasz świat, w swej łaskawości przez Pana nam ofiarowany, krokodyla mieć kształtu, bo cóż to jest krokodyl, nikt w naszym opactwie pojęcia nie ma. Przeto konkluzja płynie oczywista w swej prostocie, a dla oczu głupca bez pomocy luminarzy wiedzy zupełnie niewidoczna, że świat ma marchwi kształt, czego starałem się dowieść a, że jak wszystkim wiadomo gród nasz najdoskonalszym w tej krainie jest, na czubku marchwi leżeć musi, marchwiowym lasem jakoby pierścieniem otoczony, ale nie za blisko, bo blisko jak wiadomo rozległe się łąki i jeziora i pole buraczane i żyto i fabryka zabawek znajdują. A kto inaczej twierdzi, niechaj spadnie z łóżka w środku nocy, ten rudy kark sobie skręci i w nocniku swym się utopi, a jego gnomy mu się zbuntują, plecioną matę z wizerunkiem świętego Hipokrycjusza, tę co żarówkę na niej z lewa na prawo wkręca, na Targu Wildeckim sprzedadzą i ani śrubki niech z tego nie zobaczy, bo nieżyw zresztą będzie. Kto zaś ufność w słowach tych pokłada, niech da co łaska na nasze opactwo, a oczekiwać może, że brat Anzelm w swej dobroci wyjawi, jak członków obcinanie na poprawę pogody może wpłynąć. Teraz jednakże picia soku z pokrzywy pora nastała, ku chwale Pana naszego, jedynego i niepowtarzalnego, Tadeusza z Pleszewa, zatem traktat mój kończyć mi wypada, bo i tak potem zapomnę gdzie go zostawiłem.
— 20.04.2004, 02:42:14
TAK SIĘ BAWIMY W CZASIE WOLNYM CZYLI NOTATNIK DERMOTA 4 -ty dzień zimowej deprechy >czasem myślę sobie że gites byłoby zostać pieśniarzem ludowym, nazwalibyśmy nasz zespół AAAkcent albo AAAAbażur aby być zawsze na topie, przynajmniej w gazecie w rubryce kleinebekantmachungen. jeździłbym luksusową rykszą zaprzężoną nie w jakiś tam chłopów pańszczyżnianych tylko zdrowych wyzwoleńców z ościennej siłowni. mnóstwo mulatek, jamajskie cygara, wspaniała grzywka i bokobrody na półtora łokcia. żadnych rozterek czy się bawić czy nie, i co przez to okażę, żadnych zahamowań powyżej poziomu fizjologii. bardzo kultowo. >Poszedłbyś gdzieś, zrobiłbyś coś, nic tylko siedzisz i przesiewasz czas oglądając te bzdury. Żadnych perspektyw, no po prostu zero.<
— 20.04.2004, 02:40:11
...
TAK SIĘ BAWIMY W CZASIE WOLNYM CZYLI NOTATNIK DERMOTA 4 -ty dzień zimowej deprechy >czasem myślę sobie że gites byłoby zostać pieśniarzem ludowym, nazwalibyśmy nasz zespół AAAkcent albo AAAAbażur aby być zawsze na topie, przynajmniej w gazecie w rubryce kleinebekantmachungen. jeździłbym luksusową rykszą zaprzężoną nie w jakiś tam chłopów pańszczyżnianych tylko zdrowych wyzwoleńców z ościennej siłowni. mnóstwo mulatek, jamajskie cygara, wspaniała grzywka i bokobrody na półtora łokcia. żadnych rozterek czy się bawić czy nie, i co przez to okażę, żadnych zahamowań powyżej poziomu fizjologii. bardzo kultowo. >Poszedłbyś gdzieś, zrobiłbyś coś, nic tylko siedzisz i przesiewasz czas oglądając te bzdury. Żadnych perspektyw, no po prostu zero.<
— 20.04.2004, 02:40:11