Opis zdjęcia
Było tak - przed zmierzchem we wsi pojawił się szaleniec. Śpiewał nabożne pieśni, dobijał się do domów, chciał pieniędzy na wódkę. Bez skutku. Na jednym z podwórek siekiera była wbita w pieniek. Wziął ją i zapukał do drzwi. Wewnątrz była kobieta z małymi dziećmi. Uciekła. szaleniec porąbał drzwi, szafę, zdemolował dom. A później wybiegł na drogę. Z pola wracał gospodarz z synem, bodaj 14-letnim. Wariat najpierw ciął siekierą konia. Później gospodarza. Zwłoki poćwiartował. Nogi, dłonie, pozbawiony głowy tułów, kładł na drodze i zasypywał piaskiem. Głowę ustawił pod kapliczką. Zaczął się modlić. Wtedy, przebywający na przepustce żołnierz, rzucił się na niego i obezwładnił. Razem z milicyjną ekipą byłem na miejscu zdarzenia w jakąś godzinę później. Było całkiem ciemno. Zaczął padać deszcz. Towarzyszyłem ekipie dochodzeniowej. Szedłem śladem szczątków ofiary. Ludzie patrzyli, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało. To było wiele lat temu, ale ja do dziś słyszę te głosy, płacz, zawodzenia, terkot prądotwórczych agregatów. Pamiętam zapach mokrej ziemi i kartoflisk, zmieszany z papierosowym dymem i wonią spalin. Co do techniki: Canon New F1, 2,8/28. Metz 45 CT4, Fotopan HL, D76