Tekst:Michalina Pieczonka
Alicja po drugiej stronie lustra
Chęć zamknięcia w kadr jakiejś sceny to tylko krótkie i w sumie dosyć
rzadkie momenty.
Rozmowa z Alicją Brodowicz o pożytku z
pielenia grządek i o niełatwej pracy z modelami
W jaki sposób
zainteresowała się Pani fotografią?
Jakieś trzy albo cztery lata temu siedziałam z córką w ogrodzie. Była upalna i nudna niedziela - trochę
pieliłyśmy grządki, ale nastrój panował dosyć leniwy i właściwie z nudów
wzięłam do ręki aparat i zrobiłam kilka zdjęć. Spodobało mi się. Nie fotografowałam w żadnym konkretnym celu, nie miałam też żadnego pomysłu, po prostu robiłam to
dla własnej przyjemności. To był chyba pierwszy moment, kiedy uświadomiłam
sobie, że lubię robić zdjęcia.
Dlaczego wybrała Pani
fotografię analogową?
Taki sprzęt akurat miałam pod
ręką; dalej go używam, ale już rzadziej. Teraz częściej robię zdjęcia cyfrowe
głównie w związku z tym, że jest to opcja tańsza niż wywoływanie filmów. Jednak
chciałabym zorganizować sobie ciemnię i sama wywoływać filmy, i robić odbitki.
Najczęściej
przedstawia Pani świat w czerni i bieli. Dlaczego?
Czasami mam wrażenie, że kolor jest trudniejszy. Często
czuję, że nad nim nie panuję.
Jak wygląda Pani warsztat? Nie rozstaje się Pani z aparatem, czy
dokładnie studiuje Pani każde ujęcie?
Ostatnio zabieram aparat prawie
wszędzie, ale nie robię setek zdjęć dziennie. Czasami mijają całe dnie, zanim
wpadnie mi coś w oko. Najczęściej uważnie się przyglądam, obchodzę dookoła i
próbuję zobaczyć, jak dana scena wygląda z różnych stron i pod różnymi kątami.
Później, jeżeli na zdjęciu ma być jakaś osoba, proszę, żeby się ustawiła, i
zaczynają się problemy, bo okazuje się, że albo za chwilę, albo jak się skończę
bawić, albo że brzydko wyglądam, itp. Czasem muszę prosić długo, a czasem nawet
stosować szantaż lub jakąś formę przekupstwa.
Tematyka Pani zdjęć skupia się m.in. na ludzkiej psychice i emocjach...
Czy przed sesją dobrze poznaje Pani swoich modeli? Sprawiają wrażenie
nieskrępowanych. Czy łatwo się przed Panią otwierają?
Większość osób na moich zdjęciach
to rodzina, przyjaciele lub znajomi. Rzadko zdarza mi się fotografować osoby
zupełnie obce. Więc chyba wszyscy dookoła przyzwyczaili się, że robię zdjęcia,
chociaż nie wydaje mi się, żeby to akceptowali. Jak już mówiłam, często
potrzebne są długie negocjacje, żeby ktoś w ogóle zdecydował się stanąć przed
obiektywem.
Chciałabym mieć możliwość
fotografowania innych osób, niekoniecznie tych, które znam, ale to raczej długi
i trudny proces. Jak już wspomniałam, bardzo rzadko fotografuję osoby zupełnie
mi obce. Często słyszę też zarzuty, że to, co widać na zdjęciach, jest
bezlitosne, czy okrutne, nie upiększone albo po prostu brzydkie, więc w sumie
rozumiem, że ktoś może nie mieć ochoty pozować.
Czy ważna jest dla
Pani instytucja mistrza? Czy ma Pani swojego mistrza?
Czasami chciałabym mieć, ale
chyba nie ma obecnie jednej konkretnej osoby, która pełniłaby taką funkcję.
Skąd czerpie Pani
inspiracje?
Głównie z życia codziennego; z
tego, co się dzieje wokół mnie, chociaż tak naprawdę nie dzieje się wiele. To,
co widać na zdjęciach to wycinek mojej rzeczywistości, mojego domu i mojej
rodziny, i nic więcej. Oglądam dużo zdjęć, ale nie jestem w stanie powiedzieć,
do jakiego stopnia są one dla mnie inspiracją. Na pewno nieświadomie kopiuję
pomysły innych.
Niedawno rozpoczęła
Pani naukę w słynnym Instytucie Fotografii Kreatywnej w Opavie. Czego się Pani
spodziewa po tych studiach?
To, że złożyłam w zeszłym roku
teczkę do Opavy i że dostałam się na studia to raczej przypadek. Decyzja była
dosyć spontaniczna i właściwie do tej pory jestem zdziwiona faktem, że tam
studiuję. Nie miałam określonych oczekiwań; studia same w sobie są wspaniałe,
jednak jednocześnie czuję się przytłoczona ilością projektów, które mam
zrealizować i tym, że tak naprawdę większość zagadnień to dla mnie zupełna
nowość.
Jesienią w Krakowie odbył się cykl wystaw najlepszych absolwentów
Kursów Fotografii Artystycznej, w tym również Pani. Która z wystaw Pani kolegów
i koleżanek podobała się Pani najbardziej? Kogo by Pani wyróżniła z tego grona?
Bardzo podobała mi się wystawa
grupowa "Miasto Organizm Maszyna" w galerii Śródmiejskiego Ośrodka Kultury
przedstawiająca subiektywne spojrzenie na przestrzeń miejską oraz wystawa
Roberta Zielińskiego zatytułowana "Mirabilia" pokazywana w tym samym miejscu.
Jak zapatruje się
Pani na publikowanie zdjęć w serwisach internetowych?
Dla mnie publikowanie zdjęć w
serwisach internetowych to głównie możliwość poznania opinii innych. Czasami
pokazuję zdjęcia, co do których nie mam wyrobionego zdania i chciałabym się
upewnić czy są one dobre, czy złe albo jakie są ich wady. W przypadku
niektórych zdjęć wiem, że coś jest nie tak ale jest mi ciężko to sprecyzować,
dlatego jestem wdzięczna za komentarze i krytykę. Ostatnio bardzo ciekawi mnie
obserwowanie diametralnie różnych reakcji na to samo zdjęcie na różnych
portalach.
Czy potrafi Pani
jeszcze patrzeć na świat bez zamykania go w kadry?
Chyba tak właśnie patrzę na świat
przez większość czasu. Chęć zamknięcia w kadr jakiejś sceny to tylko krótkie i
w sumie dosyć rzadkie momenty.
Dziękuję bardzo za rozmowę
rozmawiała: Gosia Niedziółka